Konsola Xbox już oszczędza prąd i sprawdza emisje CO2 podczas aktualizacji

Pamiętacie, gdy Microsoft chwalił się wprowadzeniem na nowo trybu całkowitego wyłączenia konsoli zamiast jej uśpienia? Po testach wewnętrznych funkcja trafiła właśnie pod strzechy, wzbogacona o nowy wodotrysk.
Xbox sprawdza emisje
Nową funkcją jest, tłumaczone z dużym przekąsem, „węgloświadome aktualizowanie i pobieranie gier”.
Gdy konsola jest podłączona do prądu, połączona z Internetem i dostępne są regionalne dane dotyczące intensywności emisji dwutlenku węgla, Xbox zaplanuje aktualizacje gier, aplikacji i systemu operacyjnego dla Twojej konsoli w określonych porach podczas nocnego okna serwisowego, co może skutkować niższą emisją dwutlenku węgla, ponieważ wyższa część energii elektrycznej będzie pochodzić z niskoemisyjnych źródeł.
Microsoft zapewnia, że ten śmiały ruch może nawet pozwolić zaoszczędzić użytkownikowi pieniądze. W polskich realiach, gdzie w 2022 grubo ponad 3/4 energii podchodziło z elektrowni węglowych, wydaje mi się, że wielkiego wyboru nie ma. Aktualizacje najlepiej byłoby wykonywać w środku dnia, kiedy działają liczne w naszym kraju panele słoneczne.
Druga funkcja to wielki powrót… domyślnie aktywowanego wyłączenia. Otóż przez lata Xboksy domyślnie się usypiały. Teraz Microsoft wspaniałomyślnie zmienia to na całkowite wyłączenie, co pozwoli na zużycie 1/20 dotychczasowej ilości prądu. Ok. Jak zachęca firma:
Na każde dwie konsole, które przejdą na całkowite wyłączenie (oszczędzanie energii) na jeden rok, przypada oszczędność emisji węgla usuwanego przez jedno drzewo zasadzone i uprawiane przez dekadę.
Mój pecet z monitorem-bańką miał tę funkcję w 2001, ale dziękuję…
Czytaj dalej
5 odpowiedzi do “Konsola Xbox już oszczędza prąd i sprawdza emisje CO2 podczas aktualizacji”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Zaczyna się pozytywnie, jednak czekam na to, aż to sprawdzanie śladu węglowego pójdzie w sytuację, w której każdemu szaremu mieszkańcowi naszej zachodniej cywilizacji zostaną narzucone dzienne normy śladu węglowego, i po ich przekroczeniu nie będzie można grać/oglądać tv czy robić czegokolwiek innego, a w tym samym czasie bogaci nadal będą latać prywatnymi odrzutowcami na szczyty klimatyczne, tłumacząc nam jacy to my jesteśmy źli.
No właśnie, co prawda nie przewiduję aż tak dystopijnego obrotu spraw, to nie da się ukryć, że takie działanie to czysty greenwashing. I choć nie mam problemu z zaimplementowaniem takiego systemu, to nie jestem na tyle naiwny, żeby nie zdawać sobie sprawy, że całą oszczędność śladu węglowego z niego pochodzącą zjadł już dwukrotny przelot jakiegoś menago do siedziby firmy, gdzie go prezentowano.
Wprowadzą limit oddechów na dobę, po przekroczeniu zablokują dopływ tlenu dla takich delikwentów. I walka o depopulację stanie się szybsza i łatwiejsza.
Kurde, tak se myślę. Kiedy zaglądam w wyświetlacze telefonów znajomych, na paskach statusu obok godziny, paska zasięgu i stanu baterii zawsze obecna jest plejada ikonek – NFC, Bluetooth, LTE, WIFI, czujniki, sensory, usługi w tle. Jestem chyba jedyną znaną sobie osobą, która dostając zresetowany do fabrycznych ustawień telefon w stanie „out of the box” (niekoniecznie nowy, nie stać mnie na nowe telefony) pierwsze co robi, to wyłącza działające w tle googlowskie usługi, czujniki przechyłu, żyroskopy, płatności zbliżeniowe, bezprzewodowe transmisje danych, wi-fi calling, google lensy, wywalam asystenta google, ułatwiacze, podpowiadacze, autokorekty i wszystkie durne aplikacje wbudowane w system (na szczęście posiadam aparat z względnie „gołym” androidem, z maksymalnie kilkoma dodatkowymi ficzerami) i inne „itakietamy”, drenujące baterie i zajmujące pamięć, a jedyne aplikacje posiadające uprawnienia do korzystania z zasobów w tle to Spotify, przeglądarka (ściągam czasem rzeczy) i komunikator, do którego loguję się tylko kiedy odczuję taką potrzebę. Przełączam się dynamicznie między 3G i LTE w zależności od tego, czy komunikuję się z kimś tekstowo i potrzebuję zaledwie strumyka danych (który, notabene wystarczy z nawiązką do wymieniania się zdjęciami i filmikami ze znajomymi przy pomocy komunikatora), czy potrzebuję na gwałt wysłać gdzieś albo pobrać kilkaset megabajtów danych. Tymczasem wielu znajomych nawet nie jest świadoma, że będąc w domu można wyłączyć dane komórkowe i korzystać z wifi, a kiedy nie korzystasz ze słuchawek i innych urządzeń, bluetooth też jest zbędny, i że wszystkie te rzeczy, a do tego usługi i zbędne aplikacje działające w tle można znaleźć w ustawieniach i powyłączać, zagarniając tym samym (nie takie małe) co nieco do puli zasobów pamięci i mocy obliczeniowej urządzenia dostępnej dla użytkownika. Podobnie z laptopami – jest całkiem pokaźna rzesza ludzi, która żyje w przeświadczeniu, że zamykając wieko laptopa wyłącza się on na amen, a uniesienie klapy włącza go „na zimno”, od zera. Ci sami ludzie nie zdają sobie sprawy, że bateria laptopowa też ma swoją wytrzymałość, a swoją nieświadomością tylko niepotrzebnie nadwerężają i w zasadzie psują dobry sprzęt, który mógłby przy prawidłowym użytkowaniu posłużyć z 10 razy dłużej (gdyby nie uaktualnienia i softwarowe „opóźnianie” sprzętu, niechlujny styl pisania kodu i optymalizacji, prowadzące do nadmiernego i niepotrzebnego wykorzystywania zasobów sprzętu). Taka polityka wprowadzania wszelkich auto-wyłączaczy zamiast domyślnych usypiaczy, która okazywałaby się łaskawa dla sprzętu, ale nie narzucona przez Unię Europejską, rządy i podobne podmioty (bo wymuszanie czegoś ustawowo zawsze prowadzi do obchodzenia przepisów z tego czy innego powodu i zwyrodnień w tym procesie powstałych, które odbijają się na użytkowniku), a wprowadzona wraz z uświadomieniem konsumenta, że niektóre ficzery, nawet jeśli są obecne to mogą nie być mu potrzebne, i dlatego mogą być wyłączone „by default”, a opis ich uruchomienia i działania objaśniony w napisanej przystępnym, pozbawionym żargonu językiem instrukcji nawet mi się podoba – katowanie sprzętu „bo można”, bez rozsądnej optymalizacji odciska swoje piętno również na grach – stąd taki Crysis Remastered ze swoimi sztucznie duszonymi klatkami, gubiący gdzieś na przestrzeni lat ideę, wedle której powstał oryginał (który też nie był łaskawy dla sprzętu – pamiętam pierwszy mikro-news o wymaganiach Crysisa jaki przeczytałem w CD-Action, wpatrywałem się w wydrukowane cyferki z podejrzeniem, że komuś w redakcji obsmyknęła się ręka na klawiaturze, ale pamiętam również opad szczeny na widok screenów, kiedy odpaliłem demo na nie-do-końca-full-bo-DirectX9 detalach przy 5-7 klatkach na sekundę).
„Microsoft zapewnia, że ten śmiały ruch może nawet pozwolić zaoszczędzić użytkownikowi pieniądze”
Tak się zastanawiam.
Konsola sama z siebie się nie włączy i rozpocznie pobieranie. Więc musi pozostać włączona na noc, w trybie czuwania czy coś.
A optymalizacja nocnego pobierania rzekomo ma pozwolić użytkownikowi oszczędzać…
Czy koszt zostawienia konsoli włączonej na całą noc aby nie przewyższy oszczędności związanych z optymalizacją pobierania?
„Otóż przez lata Xboksy domyślnie się usypiały. Teraz Microsoft wspaniałomyślnie zmienia to na całkowite wyłączenie, co pozwoli na zużycie 1/20 dotychczasowej ilości prądu.”
No właśnie.