Recenzja serialu „1670”. Poznajcie najzabawniejszego polskiego Jana Pawła

No dobrze, może z tą komediową posuchą trochę dramatyzuję. Coś nam wychodzi na licencjach, niezgorzej udają się różnego rodzaju produkcje obyczajowe z elementami humorystycznymi, ale serialu, przy którym śmiałby się człowiek do rozpuku, to od upadku PRL-u nie było. Więc z tym większą radością donoszę, że kończą się czasy smutku, bo „1670” to komedia znakomita.
Wsi spokojna, wsi wesoła
Serial jest mockumentem, czyli udawaną produkcją dokumentalną, stylem przypomina więc „The Office” czy „Co robimy w ukryciu”. Zresztą za scenariusz odpowiada Jakub Rużyłło, który maczał palce w polskiej wersji „Biura” i który w tej formule naprawdę rozwija skrzydła. Mamy tu zatem ekipę… hmm, chyba telewizyjną, towarzyszącą członkom szlacheckiej rodziny Adamczewskich (oraz – sporadycznie – innym postaciom) i pozwalającą im na komentowanie na bieżąco toczących się wokół nich wydarzeń, takich jak zbliżający się sejmik ziemski czy polowanie. Czy to zdaje egzamin? Pewnie, że tak. Widz błyskawicznie przyzwyczaja się do tego rodzaju absurdalnej, umownej konwencji. Tym bardziej że „1670” to kawał znakomitego rzemiosła. Reżyseria, zdjęcia, kostiumy, scenografia – wszystko stoi na najwyższym poziomie. Każdy odcinek zrealizowany jest według modelu dwuwątkowego, akcja toczy się wartko, a humor autentycznie bawi.

Najwięcej paliwa komediowego dostarczyło twórcom zestawienie zaprezentowanych z przymrużeniem oka realiów historycznych i naszych obecnych problemów czy nawet trendów popkulturowych. Zresztą głównym celem autorów było chyba opowiedzenie nam o współczesności, a rok 1670 (powtórzmy: przedstawiony bardzo umownie, z ogromną liczbą anachronizmów i uproszczeń) jest przede wszystkim metodą uwypuklenia satyry. Dostaje się tu naprawdę każdemu: Kościołowi, politykom, pracownikom korporacji, buntowniczej młodzieży, klasie średniej czy nawet prywatnym ubezpieczalniom.
Nie znaczy to wszakże, że z historycznej Rzeczypospolitej serial nie żartuje. I muszę przyznać, że kilka razy zaskoczyło mnie, jak trafne są analogie dostrzegane przez twórców serialu. Odcinek czwarty, noszący tytuł „Marsz równości”, to najlepszy przykład tego, jak z kontrastu świata XVII-wiecznego i współczesnego można wycisnąć ogrom genialnych i nieprzewidywalnych żartów wykpiwających (choć ze sporą dawką życzliwości) zarówno aktualną Polskę, jak i tę zbudowaną przez naszych sarmackich przodków. Nie zawsze wychodziło to równie zgrabnie. Wątek zmian klimatycznych w odcinku drugim wydaje się za bardzo skręcać ku dydaktyzmowi, a od strony czysto komediowej niestety do zaoferowania ma tylko dwa powtarzane kilkukrotnie żarty (choć ten o szczurach był świetny!).

Koniec smutku
Ale nawet gdy jakiś odcinek stoi pod względem humoru na odrobinę niższym poziomie, to sytuację ratują znakomite postacie, które po prostu wywołują uśmiech na twarzy, ilekroć pojawiają się na ekranie. Bartłomiej Topa wypada znakomicie we wszystkich swych rolach, nie inaczej było tym razem. Jego Jan Paweł Adamczewski, pan na Adamczychach (a właściwie to ich „mniejszej połowie”), to karykatura sarmaty, jakby żywcem wyjęta z oświeceniowej publicystyki. Butny, chełpliwy, zadufany w sobie, pełen kompleksów ukrywanych nad wyraz głupio, no i generalnie niezbyt mądry.
Powiedzmy, że nie wypada za dobrze nawet na tle okolicznej szlachty. Zarazem tak Topa, jak i scenariusz wlewają w tę postać na tyle dużo ciepła, że trudno nie darzyć sarmaty pewną sympatią. Bo jak zauważa córka Jana Pawła – Aniela – „ojciec ma dobre serce, tylko mentalnie tkwi w średniowieczu”. Jeśli ktoś dostrzega analogie z amerykańską wersją „Biura” i Michaelem Scottem, to śpieszę, by je potwierdzić.

Zresztą to niejedyna fantastyczna postać. Katarzyna Herman jako apodyktyczna żona sarmaty, Zofia, wręcz wysysa całą radość i energię z pomieszczenia, w którym się znajduje. Bogdan, szwagier Jana Pawła i reprezentant gołoty, nieustannie bawi swym pechem (brał udział w samych przegranych przez wojska koronne bitwach), kompletną głupotą i ksenofobią. Przyznaję, że w serialu pełnym kolorowych postaci Bogdan, żołnierz piechoty noszący husarskie skrzydła, jest moim faworytem.
Znakomite są też dzieciaki Jana Pawła – Michał Balicki wcielający się w najstarszego syna ma może najmniej do roboty, ale postać odgrywana przez Michała Sikorskiego – młodszy z braci, bardzo ambitny ksiądz traktujący swoje kapłaństwo jak pracę w „korpo” – okazuje się przezabawna. Z kolei Aniela Adamczewska (w tej roli świetna Martyna Byczkowska) oraz pomocnik kowala Maciej (Kirył Petruczuk) doskonale sprawdzają się jako komediowi „straight men”, czyli bohaterowie zasadniczo normalni, racjonalni, stanowiący kontrast dla ekscentrycznego i przerysowanego świata dookoła.
Wszystko to po prostu współgra ze sobą, tworząc unikalną, autentycznie śmieszną całość. Historii z tego serialu może uczyć się nie warto, bo ilekroć wierność realiom trzeba było poświęcić na rzecz spuentowania żartu, to scenarzysta i reżyserzy nie wahali się ani przez chwilę, ale zabawy w „1670” jest co niemiara.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
-
Netflix przeznaczył ogromny budżet na finałowy sezon „Stranger Things”. To najdroższy...
-
Aktorski film „Zaplątani” jednak powstanie. Jedną z głównych ról ma zagrać...
-
Spin-off „Gry o tron” na pierwszym zwiastunie. Wielkimi krokami nadciąga „Rycerz...
-
Reboot „Z archiwum X” w drodze. Poznajcie następczynię Dany Scully
9 odpowiedzi do “Recenzja serialu „1670”. Poznajcie najzabawniejszego polskiego Jana Pawła”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
ale walneliście spoiler jako grafikę główną…. noo powinszować…
To nie jest spoiler. Żadna z postaci ze zdjęcia (no, poza Janem Pawłem) nie jest bohaterem tej historii, to po prostu ślub, który ma miejsce w jednym odcinku.
Osiem półgodzinnych odcinków obejrzałem w dwa dni, nierzadko dusząc się ze śmiechu. Gorąco polecam!
Właśnie skończyłem. Spoko serial, ale żeby arcydzieło? No dobra, na tle polskiej kinematografii ostatnich lat to nie jest źle, ale mimo wszystko. Trochę zmarnowany potencjał bym powiedział. Do ostatniego odcinka czekałem żeby jednak żydzi mieli jakąś tajną organizację. Żart o meczach był jednak słaby, ogólnie najeżdżanie husarii jakieś takie… no i oczywiście netflix, aż dziwne że tylko zupełnie niepotrzebne wątki homo,. Ale całościowo faktycznie wciągnąłem serial w jeden dzień. Jak husarz mówił że Polacy najlepsi, po czym po chwili dodawał że litwini też… dużo tu było Polski w Polsce 😀 Oby na jednym sezonie się nie zakończyło chociaż mam wrażenie że dla kogoś z zagranicy zbyt wiele żartów będzie mało zrozumiała.
Wspomniałem o tym Bogdanie-husarzu w recenzji. Żart polega na tym, że nie jest husarzem. Nie ma konia, nosi starą zardzewiałą zbroję i wreszcie sam wspomina o tym, że jest żołnierzem piechoty. Po prostu doprawił sobie skrzydełka, bo jest turbo-patriotą.
Po obejrzeniu zwiastuna mialem mocno mieszane wrazenia, ale po przeczytaniu kilku recenzji chyba dam mu szanse. Polska komedia brzmi jak oksymoron, a przynajmniej bialy kruk.
Oglądamy z żoną i kwiczymy ze śmiechu. Naprawdę porządna robota. Jeśli drugi sezon miałby powstać, to poproszę o jeszcze ostrzejszy, bardziej pikantny humor. Czytałem ostatnio wywiad z twórcami i bił z tej rozmowy optymizm. Że można, że świetnie się przy tym pracowało, że każdy na planie czuł się dobrze, że była pasja. I to wszystko aż bije z ekranu.
Bardzo się broniłem, ale dałem szansę. Żarty na początku pierwszego odcinka rozbawiły do łez, na pewno wciągnę całość.
Bardzo dobry, serial. Trzeba oglądać uważnie i wyłapywać smaczki typu Instagram i Uber Eats w XVII w.