„Problem trzech ciał” przypomniał o najlepszych i najbrutalniejszych sezonach „Gry o tron” [RECENZJA]
![„Problem trzech ciał” przypomniał o najlepszych i najbrutalniejszych sezonach „Gry o tron” [RECENZJA]](https://cdaction.pl/wp-content/uploads/2024/03/24/26dfdbf7-8b56-4130-bdc1-50d46ebd4278.jpeg)
To miał być mój definitywny koniec relacji z „dziełami” Benioffa i Weissa. Ojcowie serialowej „Gry o tron” dali telewizji rewolucję kulturową i przez parę sezonów trzymali poziom reżyserski i scenariopisarski braci Coen, by finalnie nie doczłapać się nawet do jakości sylwestrowych poczynań braci Golec. Stworzyli arcydzieło i paździerz zarazem, a większość z nas czuje głównie niesmak, bo nieważne, jak się zaczyna – ważne, jak się kończy.
Niemniej ten artystyczny tandem postanowił zacząć od nowa. I miał do tego prawo, tak samo jak ja miałem prawo do podejrzliwości i nieufności wobec treści. Wystarczył jednak pierwszy odcinek „Problemu trzech ciał”, bym został zaintrygowany i pozwolił sobie na, być może złudne, nadzieje. Że to przecież high concept science fiction, a nie dark fantasy, więc istnieje szansa, iż zmiana gatunku wyjdzie tu na dobre. Że showrunnerom pomaga Alexander Woo, więc nie są zdani tylko na siebie. Że całość bazuje na zamkniętej już serii powieści, więc nikomu nie przyjdzie mierzyć się z koniecznością dopisania zakończenia do uznanego materiału źródłowego (bo Cixin Liu nie trzyma swoich czytelników w niepewności w przeciwieństwie do George’a R.R. Martina).

Z kolei z perspektywy całego obejrzanego sezonu wszystkie wątpliwości rodzące się w mojej głowie muszę odstawić na bok, bo przyznaję: dałem się ponieść tej opowieści. Opowieści totalnej i osobistej zarazem. Intelektualnej, choć mainstreamowej. Prowokującej tak do myślenia, jak i płaczu. I choć najchętniej uniknąłbym porównań do „Gry o tron”, bo mowa o zgoła innym serialu, tak nic nie poradzę na fakt, że przy niektórych scenach przypomniały mi się chwile uniesienia, zszokowania i ekscytacji, przeżywane wspólnie z Nedem Starkiem czy Tyrionem Lannisterem. Szykujcie się zatem na skrajne stany emocjonalne w trakcie seansu!
Fizyczne tarcia
Niechaj o skali nietuzinkowości i świetności tego projektu zaświadczy fakt, że o fabule trudno się rozpisać bez wchodzenia w grube spoilery. Tak w zasadzie muszę ograniczyć się do jednego ogólnikowego zdania: „Grupa fizyków mierzy się z nowym rozdaniem w świecie nauki, które prędko przeradza się w niełatwe do pojęcia zagrożenie”. Przez kilka początkowych odcinków będziecie tak naprawdę próbowali zrozumieć, o czym „Problem trzech ciał” chce opowiadać, ale nawet gdy pierwsze karty rzucone zostaną na stół, tajemnice dopiero zaczynają się piętrzyć i przy okazji… coraz bardziej niepokoić. A napięcie twórcy dawkują w dwójnasób.
Paradoksy i ograniczenia fizyki kwantowej, astronomia przeplatająca się z kosmologią, zintegrowana sensorycznie wirtualna rzeczywistość, raptowny rozwój nanowłókien – pozwólcie, że takimi drobnymi hasłami kluczami odrobinę zarysuję wam główne akcenty fantastycznonaukowe poruszane przez scenarzystów, choć nie tylko na nich oparty został serial. Na przebieg fabuły składa się masa innych kontekstów, motywów i gatunków.

„Problem trzech ciał” ma także wiele wspólnego z kinem szpiegowskim z mocnymi wpływami militarnymi i politycznymi. Będziemy podążać za zblazowanym i uzależnionym od papierosów śledczym, a sceny z jego udziałem zostały nakręcone tak, że towarzyszy nam wrażenie, jakbyśmy oglądali artystyczny koreański kryminał Parka Chan-wooka. Nie nudzi nawet dramaturgiczna strona serialu – ba, czule i dokładnie rozgrywa ona największe hollywoodzkie klisze traktujące o sile przyjaźni i miłości, nie bojąc się też uderzać w bardziej zniuansowane moralnie tematy czy dojrzale opowiadając o godzeniu się ze śmiercią. I co najlepsze, regularnie przeplata ważkość z lekkością oraz epickość z kameralnością, nic na jedno kopyto.
Całość z kolei zanurzona zostaje w dość nieoczywistym, acz wyrazistym sosie. Za zalążek splecionej z sekretów i zwrotów akcji intrygi służy bowiem Wielka Proletariacka Rewolucja Kulturalna i związane z nią sensacyjne wydarzenia fikcyjne. Chińska kultura i historia odgrywają więc znaczącą rolę w serialu, podobnie zresztą jak tematyka społeczna jakże „popularna” za rządów Mao Zedonga, czyli relacje systemu gospodarczego z nowoczesnością i postępowością (nie brakuje też brutalności, faszyzmu i despotyzmu, przy których Krwawe Gody to pikuś).

Na granicy pojmowalności
„Problem trzech ciał” nazwać można opowieścią polifoniczną, tj. przedstawianą z wielu perspektyw i podejmującą tabun wątków. Każda postać pełni ważną funkcję w scenariuszowej układance, a i każdy aktor ma tu coś ciekawego do zagrania (wielkie gratulacje zwłaszcza dla przezabawnego Benedicta Wonga, niezwykle subtelnego Aleksa Sharpa i debiutującej na srebrnym ekranie Jess Hong, bo to debiut spektakularny).
Gdybyście mnie spytali po trzecim czy po szóstym odcinku o przywiązanie twórców do detali, to zapewne odpowiedziałbym, że niektóre twarze czy elementy treści zepchnięto na drugi plan, ale tutaj nawet finał sezonu potrafi całkowicie zmienić optykę na danego bohatera, dając mu więcej miejsca, a przy okazji dokładając nowe warstwy do i tak już złożonej, pozytywnie przytłaczającej fabuły. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak płynnie przemyca się tu w toku akcji kolejne unikalne pomysły, a przy tym spójnie spina rozgałęziający się nieustannie sjużet.

Nie mówimy może (jeszcze) o tytule wybitnym, ale pierwszy sezon nosi znamiona dzieła kompletnego, uniwersalnego, oryginalnego i przede wszystkim nieubłaganie wciągającego. Twórcy odnaleźli złoty środek pomiędzy głównym nurtem a pobudzającą umysłowo niszą, a takie zachowanie balansu to w mojej opinii gwarancja sukcesu produkcji science fiction. Benioff i Weiss są mistrzami quality TV, co ponownie udowadniają. Oby tylko tym razem chciało im się dowieźć cały projekt na równym poziomie aż do samiutkiego końca…
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
-
Netflix przeznaczył ogromny budżet na finałowy sezon „Stranger Things”. To najdroższy...
-
Aktorski film „Zaplątani” jednak powstanie. Jedną z głównych ról ma zagrać...
-
Spin-off „Gry o tron” na pierwszym zwiastunie. Wielkimi krokami nadciąga „Rycerz...
-
Reboot „Z archiwum X” w drodze. Poznajcie następczynię Dany Scully
13 odpowiedzi do “„Problem trzech ciał” przypomniał o najlepszych i najbrutalniejszych sezonach „Gry o tron” [RECENZJA]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Trylogia Liu Cixina to chyba najlepsze sci fi jakie czytałem w życiu. Jestem ciekaw czy serial się mocno różni i czy będzie trzymał poziom książek jak już się zabiorę za oglądanie. Da Shi to mój ulubiony bohater z serii, a fakt, że gra go Benedict Wong – czyli mniej więcej to co wyobrażałem sobie czytając o nim w książce – napawa mnie optymizmem.
Jak DANTE14 mam nadzieję, że nie zepsuto serialu durnymi pomysłami stojącymi w sprzeczności z materiałem źródłowym. I że nie pozmieniano płci czy koloru skóry bohaterów w imię chorej poprawności politycznej.
Wszystkie postaci mają zmieniony kolor skóry bądź płeć oprócz może jednej czy dwóch xD
Ok, to serial wrzucam do szuflady z etykietą „Kwarantanna” 🙂
a jak wiadomo, kolor skóry postaci jest najważniejszy w serialu. Kim tak jakaś fabuła czy coś, komu to potrzebne. Kij tam, że dany aktor gra rewelacyjnie, ma niewłaściwych przodków i pozamiatane (oczywiście tylko kolor i płeć mają znaczenie, wszystko inne w wyglądzie postaci może być dowolnie zmienione bez negatywnego wpływu na widowisko)
Zmiany nie mają żadnego wpływu na treść, a podobno sam Liu zaproponował zmianę bohatera na kobietę.
Serial jest spoko, ale do głębi książek wiele mu brakuje. Jakbym nie czytał ich wcześniej to serial by mi się tak nie podobał.
Obejrzałem całe – do połowy ogląda się świetnie, potem robi się po prostu nudno. Rozterki miłosne czy moralne naukowców, na których skupia się druga część sezonu, zrealizowane są po prostu słabo, płytko wręcz, przez co druga połowa niemiłosiernie się dłuży.
Jestem ciekaw, bo o ile pierwszy tom książkowego pierwowzoru przeczytałem i nie czułem potrzeby sięgania po kolejne, to może teraz się przekonam – ponoć serial może w tym pomóc, bo choć teoretycznie łączy wątki z kolejnych książek, to jednak robi to mocno po swojemu.
Ja po przeczytaniu pierwszego tomu nie rozumiałem tych wszystkich zachwytów (nie mówię że książka była zła ale była co najwyżej ok) ale na szczęście dałem szanse kolejnym tomom. Drugi jest dużo dużo lepszy. Natomiast trzeci do połowy jest tak dobry jak drugi niestety druga połowa jest kiepska. Ogólnie nie żałuje ich przeczytania i polecał bym spróbować drugi tom bo może twój przypadek będzie podobny do mojego 😉
O, to może rzeczywiście warto się zabrac za kolejne części, dzięki!
Serial dość mocno pokrywa się z książką, prowadząc fabułę jednak trochę inaczej, co nie dziwi; Liu ma dość specyficzne pióro. W każdym razie pierwszy tom to zawiązanie akcji, w drugim zaczyna się dziać, a trzeci to wielki i epicki finał, zdecydowanie najlepsza książka z wszystkich trzech, w mojej ocenie. Zresztą poniekąd pokrywa się to z rosnącą ilością tekstu: kolejno 450, 670 i 840 stron. Szkoda, że inne książki ma wyraźnie słabsze, zwłaszcza Erę Supernowej. Za to z serialem nie wiem co zrobić. Jestem tak dużym fanem trylogii, że zaburza mi osąd.
Niestety książek nie czytałem, ale o serialu nie mam nic dobrego do powiedzenia. Przeciętna obsada i gra aktorska, sprawia wrażenie niskobudżetowego i wręcz kameralnego co powoduje wielokrotnie brak jakiejkolwiek wiarygodności. Nie wiem jak to ma się w książkach, ale serial jest taką trochę historią o niczym. Zaczyna się ciekawie, a następnie jest nudną opowiastką z typową manierą słabych produkcji, czyli łopatologicznym wyjaśnianiem wszystkiego. Zdecydowanie nie polecam.
Ciężko zgodzić się z autorem tej recenzji. Moim zdaniem postacie są przedstawione bardzo płytko, trudno się z nimi identyfikować i rozumieć ich intencje. Nie pamaga też tutaj kiepski casting. Zmiany względem książek nie wnoszą nic pozytywnego do fabuły, a zrobienie z głównych bohaterów grupki znajomych sprawia, że skala opowieści dramatycznie się zawęża. Generalnie nie polecam. Już lepiej obejrzeć chiński serial z zeszłego roku.