Ghost Recon Wildlands – betatest cdaction.pl
Po ograniu zamkniętej bety mogę wprost stwierdzić, że Wildlands to takie The Division. Zamiast Nowego Jorku mamy Boliwię, a miejsce epidemii zajął kartel narkotykowy. O ile schematy rozgrywki są niemal identyczne, to na szczęście widać jedną poważną zmianę – jest taktycznie.
Z tym właśnie wiąże się mój największy zachwyt. Przeciwnicy nie przyjmują już na twarz całego magazynka, a i naszą postać powalić można zaledwie kilkoma kulkami. Tyle wystarczy, by dynamika starć nieco zmalała, a headshoty znowu wróciły do łask. I jak przystało na markę Ghost Recon, w Wildlands każdą większą akcję lepiej sobie najpierw zaplanować. Tym sposobem niemal obowiązkowe jest oznaczanie wrogów (np. latającym dronem), a szybkie szturmy, gdzie każdy gracz zna swoją rolę, przeplatają się z cichym zakradaniem się w nocy i używaniem tłumika. Bardzo często zdarzało mi się, że jakiś jeden nieoznaczony członek kartelu pakował we mnie serię w samym środku akcji, więc rozeznanie w terenie to podstawa.
Inteligencja poszła w las
Na plus zasługuje wysoka czujność przeciwników, którzy z powodu byle pierdnięcia potrafią wszcząć alarm, niejednokrotnie wzywając przy tym posiłki i ewakuując nasz cel, przez co zawalamy misję. Niestety, wróg czasem za dużo wie o naszym położeniu, więc w kwestii AI jest jeszcze nieco do poprawy. Zdarzyło mi się być zauważonym przez ścianę, a po ucieczce z nieudanej akcji miewałem wrażenie, że jakiś niewidzialny dla mnie palec wskazuje moją lokalizację wrogom. W walce krwi napsuć potrafią także cywile, którzy mają tendencję do pchania się pod celownik lub kulenia się ze strachu w samym środku wymiany ognia. Podobnie jest z członkami naszej drużyny sterowanymi przez AI, którzy na obecnym etapie radzą sobie średnio. Nie ogarniają w zasadzie nic poza strzelaniem i rozglądaniem się na boki, a do pojazdów wchodzą tak powoli, jakby ich mama za karę w pokoju zamykała, co irytuje zwłaszcza w misjach pościgowych. Do łatania w tym zakresie jest więc sporo, ale mając w pamięci sztuczną inteligencję w The Division, obawiam się, że do premiery niewiele się zmieni.
Chodź na solo
W Wildlands można grać w pojedynkę. Po dwóch misjach zrezygnowałem z tej opcji, nie tylko ze względu na kiepską AI, ale i fakt, że nastawienie na podchody będzie dużym plusem gry, tyle że pod trudnym do spełnienia warunkiem – trzeba będzie mieć zgraną ekipę do wspólnych starć. Żadna sztuczna inteligencja nie da tylu wrażeń co nakręcanie akcji w kilka osób po sieci. Co prawda w przypadku standardowego matchmakingu łatwo można trafić na patałachów będących w stanie zepsuć dobrze zaplanowany atak, ale to i tak lepsze niż nijakie uganianie się z bezduszną zgrają.
Tym bardziej że fabuła gry również wydaje się niepowalająca. To sztampowe „rozbij kartel narkotykowy”, a misje to nic ponad odbijanie zakładników, przesłuchiwanie szych, uganianie się za konwojami czy ogarnianie zdarzeń losowych w starciach między frakcjami. Gdzieś tam przewijają się dialogi i cutscenki, ale po kilkunastu sekundach tych ostatnich chce się ziewać. Na plus za to zaliczam teren gry, który co prawda w becie był ograniczony, ale ostatecznie będzie na tyle rozległy, by ciągle było co robić. Mam tylko nadzieję, że graficy przygotowali coś więcej niż tak samo wyglądające drzewa i chatki, bo te nawet na tak małym obszarze z bety potrafiły znużyć. Być może przyczyniła się do tego również bezpłciowa grafika, która tylko w kilku miejscach spowodowała, że zatrzymałem się, by podziwiać widoki.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE