14
1.04.2020, 18:31Lektura na 10 minut

[Dziennik izolacji] Dzień 1. Jak wygląda wasza praca zdalna?

Z racji, że chcemy, byście wiedzieli, co u nas słychać (czasem nawet o to zapytacie w prywatnej wiadomości) i zwyczajnie lubimy sobie pogadać, postanowiliśmy codziennie publikować redakcyjnego gamewalkera. Będziemy opowiadać, dyskutować i co tylko nam jeszcze przyjdzie do głowy. 


CD-Action

Ninho: U mnie różni się niewiele. Plus jest taki, że choć wstaję o tej samej porze, to wystarczy przejść z jednego pokoju do drugiego i już jestem w pracy. A jak znudzi mi się siedzenie przy biurku, to kładę się z laptopem. I nikt mi nie może zabronić, a co! Główny minus to brak ludzkiej komunikacji – wideoczaty nie zastąpią fizycznie siedzących dookoła ciebie ludzi. Nawet jeśli czasem przez cały dzień nie pozwalają ci się skupić. 

Krigore: Mam dwa ekrany i dwa komputery - w tym jeden przyniesiony z pracy. Żeby przełączyć się na jednym z wyświetlaczy na drugi komputer, muszę sięgnąć ręką za ekran - bo tam jest sterujący dynks. Najwygodniej jest od spodu. No i wczoraj, w ferworze walki z dedlajnem, wylałem w ten sposób za biurko kufel herbaty. Na szczęście skończyło się na plamie. A praca wygląda tak samo - tyle że jakby trochę częściej siedzę przed komputerem w stroju, delikatnie mówiąc, niewyjściowym, z mordą niedogoloną i śmieję się do monitora z żartów Bastiana. Nie to żeby śmieszne były - po prostu my się często z chłopaka dobrotliwie śmiejemy.

Bastian: Przyznaję, no jest z czego. Sam bym się śmiał.

Cursian: Pracuje tak od wielu lat, więc absolutnie nic się nie zmieniło. Bardzo sobie cenię – cisza, spokój, brak wydatków na dojazdy, pogoda mnie nie obchodzi, przerwę obiadową mam kiedy chcę i mogę ograniczyć kontakty z ludźmi do niezbędnego minimum, a to dla mnie plus nawet w „normalnych” czasach. Nie żebym coś miał do aktualnej ekipy CDA – po prostu straszny ze mnie odludek.

Smuggler: Troszkę dziwnie na początku, bo budzik “w głowie” przez pierwsze dni zrywał mnie o standardowej dla mnie 5.25 (bo śniadanko sobie zrobić, trzy koty ogarnąć – z czego jeden cukrzyk wymaga sporej atencji, bo zmierzyć poziom glukozy, dobrać dawkę insuliny, zrobić zastrzyk itd. – prysznic wziąć, itd.) a ja jak się obudzę, to koniec, nie zasnę.  Ale teraz nauczyłem się wstawać o 6.30. Staram się ubrać do pracy jak człowiek (ok, nie prasuję sobie t-shirta, a siedzę w dżinsach “podomowych” – swoją drogą mają chyba z 15 lat i są nie do zdarcia... a ciągle się w nie mieszczę. Marki nie podam, by nie robić Wranglerowi darmowej reklamy).

Domowy komp stoi przy biurku, “pracowy” na biurku, dwie klawiatury, dwie myszki, jeden monitor (na szczęście ma dwa złącza wizyjne, więc odpada przekładanie kabli). Aktualnie używana klawiatura na biurku, drugą odkładam na komputer (myszke też, bo mi się myliły). Internet ciurka... ale wystarczająco ciurka. Po 16 zmiana klawiatur i myszek i kolejne 8 godzin już na własny rachunek...

Zaczynają w efekcie boleć mnie plecy, bo w domu siedziałem  jednak “po chińsku”, “po turecku”, “po japońsku” przed kompem, a nie jak człowiek, więc się zacząłem garbić i kręgosłup rzekł “o nie, ja się tak nie bawię”, a ruchu niewiele. Więc teraz sobie narzuciłem cywilizowaną pozycję i obowiązkowe 30 minut dziennie ćwiczenia mięśni grzbietu, a że mam w domu bieżnię (maszynę do ćwiczeń) to robię na niej przebieżki.

PS A w ramach atrakcji z cyklu “praca w domu” – Kropek dzisiaj zjadł to co zawsze, po czym zaczął rzygać… jak kot. Raz za razem. Nie nadążałem ze sprzątaniem… bleh. Na szczęście jak już zwrócił wszystko co zjadł od tygodnia, to przestał, poweselał i teraz śpi.

Ghost: Mam pod biurkiem dwa komputery, na biurku dwa monitory. O ile to nie problem, to kłopot zaczyna się z klawiaturami. Biurko ma wysuwaną szufladę, na której jest umieszczona jedna, a na blacie stoi druga. I w ferworze pracy zdarza mi się, że je mylę. To, co miałem napisać do osób z redakcji, wysyłam na kanały prywatne i odwrotnie. Albo coś mieszam w otwartych programach czy stronach lub chwilę się głowię czemu nie mogę się gdzieś zalogować.

Mac Abra: Więcej jem (bo lodówka tuż obok zaprasza do “przegryzania”) piję mnóstwo zielonej herbaty zamiast kawy, a poza tym generalnie po staremu. Word wygląda tak samo w domu i redakcji, tylko ciszej jest.

Witold: Nie zaskoczę nikogo, ale u mnie nie zmieniło się właściwie nic – tylko kot obrażony siedzi, bo w domu więcej ludzi i nie może w spokoju broić. A nie, chwila, z okazji wspólnej pracy w domu kupiliśmy z dziewczyną ekspres przelewowy, więc kawę piję teraz nie filiżankami, a dzbankami.  

Ninho: Skoro wszyscy się chwalą, ile to nie mają monitorów, to ja mam na ten moment w domu sześć, bo praca zdalna czy nie – testy same się nie zrobią. 


          Wyświetl ten post na Instagramie.                   Tak wygląda stanowisko @ninho11pl do... pracy zdalnej. A jak to wygląda u Was? Wysyłajcie zdjęcia, chętnie wrzucimy wasze biurka do naszej relacji na Instagramie i FB. #ograjwirusa #coronavirus #koronawirus #cdaction #magazyncdaction #residentevil3 #residentevil #biurko #thelastofus #pracazdalna Post udostępniony przez Magazyn CD-Action (@magazyncdaction) Mar 21, 2020 o 7:28 PDT


Witold: Burżuj.

enki: Ewidentne plusy dodatnie: do redakcji zwykle "wchodzę", unosząc nieznacznie tułów i osadzając "biurko" z laptopem na sobie; jestem też wobec tego po pracy "w domu" szybciej niż zwykle; brak ruchu scenicznego wokół pozwala zachować koncentrację na dłużej; kiedy jeszcze byłem sam w domu przez trzy tygodnie, mogłem od rana słuchać muzyki z popierdującego, ale nie męczącego małżowin głośnika laptopa.

Zdecydowane minusy ujemne: Mimo że mam do ogrania kilka tytułów do recenzji, nie robię tego w godzinach pracy, co czyniłbym w redakcji, bo jestem przyzwyczajony, że w domu gram popołudniami...; nie ma jak poganiać kolegów i koleżanki podczas dedlajnu (czyli pokazywać smutną/rozczarowaną minę), gdy jesteśmy do tyłu z wysyłką; pizzę buraczaną to jednak by się wspólnie zjadło.

Cerebrum: Jak wygląda? Budzę się, przyodziewam i wyruszam. Na mapie krainy występują niekiedy jednostki neutralne, takie jak Kapeć Nocny, który z jakiegoś powodu wieczorem był przy łóżku, a teraz jest na środku pokoju, oraz potwory, takie jak Szafki Na Kółkach, które lubią atakować mały palec. Gdy dobrnę szczęśliwie do biurka, zasiadam do dwóch komputerów i zależnie od tego, jakie mój Mistrz zleci mi na dziś zadania lub czego sama zdecyduję się podjąć, przełączam się to na jeden sprzęt, to na drugi. Plusów pracy zdalnej jest sporo. Przede wszystkim nie muszę wstawać sto lat przed narodzinami Chrystusa, aby zdążyć dojechać do biura „na czas”.

Drugą zaletą jest to, że mogę w spokoju gotować sobie zdrowe, pyszne jedzenie (np. kluski z mchem wprost z „Cookbooka” gry Crossroads Inn, wszak do sklepu daleko, a las pod nosem), zamiast w pośpiechu kupować jakiś tak zwany posiłek o mniej finezyjnym bukiecie smakowym w Ropuszce czy innej Stonce. Trzecia sprawa jest taka, że ja bardzo lubię swój zawalony książkami, komiksami, sztuką, grami i roślinami dom, a czwarta, że cenię sobie ciszę i spokój. Z połączenia tych mocy powstaje Szczęśliwy Cerberek, a co za tym idzie – pracuję nawet więcej niż w biurze. Bo bardziej mi się chce.

Z minusów – czasem brakuje mi pogaduszek z resztą redakcji, prowadzonych na żywo, a nie tylko przez komunikatory. Ale poza tym jest całkiem jakby luksusowo.

Bastian: Hm... Z racji że nie mogę pajacować w redakcji, przeniosłem pajacowanie w cztery ściany mojej kawalery, pisząc jakieś bzdury współziomkom z pracy. Dla detepowca praca zdalna jest trochę dziwna, bo w okolicach dedlajnu mamy z Mimblą nie lada kłopot, aby pogodzić wprowadzanie miliona poprawek redaktorów, poprawek dyrektora artystycznego, płynnej komunikacji za pomocą klawiatury i składu ostatnich stron. Z tego powodu też w razie czego nie pakowałem się w pisanie żadnych tekstów do nowego numeru. Ale źle nie jest. Gorzej z moją ekstrawersją rwącą serce, którą teraz staram się ukierunkować gdzie indziej. Kurczę, tak sobie teraz myślę... no, brakuje mi tych wszystkich wariatów. Izolacja pozwoliła mi naprawdę bardzo docenić ich obecność w życiu mym. Chlip. 


          Wyświetl ten post na Instagramie.                   Jeśli myśleliście, że nie obchodziliśmy dedlajnowego dnia pizzy, to jesteście w błędzie. Nic nas przed obchodzeniem tej tradycji nie powstrzyma. #pizza #pizzaday #dzienpizzy #dedlajnowapizza #dedlajn #cdaction #cda #magazyncdaction Post udostępniony przez Magazyn CD-Action (@magazyncdaction) Mar 27, 2020 o 6:15 PDT


DaeL: Akurat dla CDA zawsze pracowałem zdalnie. Problem polega na tym, że teraz również inne obowiązki zawodowe przeniosły się do domu, więc Enki, Ninho i Smuggler wiedzą, że jestem cały czas przy komputerze i domagają się wcześniejszego oddawania tekstów. Zgroza. A z nowych obowiązków w domu doszło czesanie kota 5-6 razy na dzień. Jeśli tego nie zrobię, to uwali się przed monitorem albo na klawiaturze, i na jakąkolwiek pracę nie będzie szans.

Otton: Bez zmian, bo od zawsze działam zdalnie. W redakcji stawiam się od święta odnieść sprzęt i wyjść z kolejnym pod pachą. Wstaję zatem bardzo wcześnie rano, przeglądam co Chen Pi wrzucił do napisania na stronę PC Formatu, a później bez specjalnej zadumy robię swoje i ruszam zająć się rzeczami na papier, jeśli akurat mam coś do zrobienia. Oczywiście wszystko zrobiłbym szybciej, gdyby nie dźwięczące w tle co chwila komunikatory.

Po pracy czasem odsypiam wczesną pobudkę, ale częściej żeby nie zasnąć biorę pod pachę mojego półkrwi owczarka kaukaskiego (no dobra, może nie pod pachę tylko na smycz, bo jednak waży słuszne 51 kg) i idę w pola i wały odetchnąć od tematyki wirusa. Zwykle nie patrzę wtedy w telefon, choć raczej zabieram go ze sobą, bo dzienne limity na krokomierzu same się nie wyrobią - muszę wreszcie zdobyć osiągnięcie za wirtualną podróż do jądra Ziemi. I tak sobie chodzę, omijam z daleka kogo się da (wreszcie stało się to oznaką dobrego wychowania) i nie wypożyczam Barego innym jak to robią na potęgę Hiszpanie. Bestia choć potwornie szybka, jest raczej sprinterem niż długodystansowcem.

Jako typowi samotnika jest mi podczas tej kwarantanny nawet dobrze. Bardziej dobijająca od braku możliwości codziennych spotkań z ludźmi jest świadomość, że to stan wymuszony. Często i tak wybieram samotność, ale jakoś tak lepiej, gdy jest ona tylko opcją.

Joanna: Notatki z izolacji dzień 1. Internetowy kurs angielskiego, rozdział praktyczny z podręcznika zielonej czarownicy, zdalny kurs lepszego zarządzania czasem, poradnik na temat dobierania kursów do osobowości, wspaniały obiad złożony z pięciu dań, wysprzątany taras, kwiaty podlane, dziecko zadbane, mąż zadowolony, włosy uczesane.

Dzień 5. Obiad odgrzewany, dziecko coś zjadło, nie wiem, gdzie jest mąż, mam jakąś grę do ogrania, ale najpierw codzienny rytuał piękności, izolacja nie zwalnia z obowiązku dbania o siebie, jesteś tego warta.

Dzień 10. Zgubiłam szczotkę, dziecko zamknęło się w łazience, mąż wyszedł po zakupy i nie wraca, ale może to było wczoraj? Chyba mam gdzieś makaron, makaron jest zdrowy.

Dzień 25. Czy tam któryś, sama nie wiem. Dziecko zjedzone, śniadanie ubrane, zakupy napisane, recenzja kupiona.

I tym akcentem kończymy pierwszą stronę dziennika. Dajcie znać, co u Was – jak idzie zdalna praca/nauka? Jeśli macie do nas jakieś pytania, to również je zadajcie. Postaramy się (jeśli będziemy mogli) na nie odpowiedzieć. Do przeczytania! 


Redaktor
CD-Action
Wpisów1102

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze