Graliśmy w nowego Kangurka Kao. To może być hit na miarę Raymana i Crasha!

To, co przygotowało polskie Tate Multimedia, przerosło bowiem moje najśmielsze oczekiwania i przegnało pełne zwątpienia myśli, które kłębiły mi się w głowie, odkąd dowiedziałem się, że powstaje kolejna część przygód boksującego torbacza. O nowej grze z Kao usłyszeliśmy jeszcze w 2020 roku, a ukazać się miała w zeszłym. Szczątkowe informacje publikowane coraz rzadziej na profilach społecznościowych Kangurka sugerowały jednak, że na rychłą premierę nie mamy co liczyć.
W przekonaniu, że działo się tak, ponieważ gra była w niewyjściowym stanie, utwierdził mnie zwiastun sprzed prawie czterech tygodni. Niby grafika była urocza, modele bohaterów nie rozczarowywały, ale… wszystko wydawało się jakieś takie sztywne, ociężałe i zwyczajnie niedopracowane. No i ten nieszczęsny licznik fps-ów, który pojawia się na chwilę w prawym górnym rogu filmu… Pomyślałem sobie wtedy: „Serio? Skoro nie jesteście w stanie przypilnować tak podstawowych rzeczy, to jaka jest szansa, że gra nie zawiedzie?”. Jak się okazało, całkiem spora.
Boxing Day
Pierwsze minuty z nowym Kao sprawiły, że zbierałem szczękę z podłogi. Responsywne, wygodne sterowanie, przesatysfakcjonująca animacja biegu i płynne, czytelne skoki. Jeśli chodzi o rozgrywkę, to najnowsza odsłona przede wszystkim czerpie garściami z pierwszej i drugiej części przygód kangurka. Poziom, który ogrywałem, budził ciepłe skojarzenia z bobrową lokacją startową z Rundy 2.
Tak samo jak zestaw ruchów bohatera: powracają turlanie się, podwójny skok, cios ogonem czy body slam, który tym razem w końcu ma sens. Bo i zupełnie przeprojektowano system walki, który teraz mocno przypomina to, czego mogliśmy doświadczyć… w Batmanach lub Cieniu Mordoru – dość często walczymy z kilkoma przeciwnikami naraz. Bitki dają masę radochy, Kao po pokonaniu jednego niemilca od razu doskakuje do drugiego, zasypuje go gradem ciosów, a nawet sprzedaje finiszery, które efektownie spowalniają na chwilę czas. Turlanie się jest za to świetnym sposobem na błyskawiczne przemieszczanie się od wroga do wroga.

Widać, że twórcy mocno przemyśleli wiele aspektów zabawy. Pojawili się przeciwnicy, których można pokonać tylko konkretnym sposobem, Kao nauczył się odbijać ogonem skierowane w niego pociski, a i bumerang powraca tu w glorii i chwale. „Amunicja” jest nieskończona, ale broni tej możemy używać tylko w wybranych przez twórców miejscach – traktowana jest jako power-up, służący np. do strącania elementów otoczenia na głowy przeciwników albo aktywowania przełączników. Choćby tych pozwalających nam odwiedzić tajemniczy Wieczny Świat.
Tajemnica, o której wszyscy wiedzą
Wieczny Świat to swego rodzaju alternatywna, nakładająca się na poziom czasoprzestrzeń. Otoczenie spowija wtedy delikatna, fioletowa mgiełka, a oczom gracza ukazują się nieaktywne wcześniej platformy – na przebieżkę po nich mamy naprawdę mało czasu. Widzę w tym pomyśle ogromny potencjał: twórcy mogą wykorzystać go szalenie kreatywnie, a krótkie demko tylko rozbudziło mój apetyt na zmyślnie poukładane platformy i zagadki środowiskowe. Cały ten element rozgrywki bardzo przypomina mi zresztą działanie mocy jednej z masek w najnowszym Crashu – i wydaje się mocno nią inspirowany.

Oprócz kultowych dukatów (z niezmienionym efektem dźwiękowym odtwarzanym w momencie podnoszenia ich!) mamy tutaj mnóstwo bibelotów do zebrania, w tym wiele zupełnie nowych w serii, jak litery K, A oraz O. Nie brakuje też małych wyzwań czasowych i ukrytych lokacji, trafiła się nawet zagadka czy nieaktywny portal sugerujący jakiś poziom bonusowy. To wszystko daje nadzieję, że w najnowszym Kangurku Kao będzie co robić.
Do tego oprawa, nawiązująca do najnowszej części Crasha i rimejków Spyro, naprawdę cieszy oko – i mimo że nie jest tak szczegółowa i klimatyczna, nie mogę powiedzieć o niej złego słowa. Jest kolorowo, a obrany styl graficzny wydaje się idealnym kompromisem pomiędzy wysokobudżetowymi platformerami a tym, co może zaoferować małe studio niezależne.
Proszę o skok w czasie!
Wszystko to sprawia, że nie mogę doczekać się premiery. Demko było zdecydowanie za krótkie, czułem ogromny niedosyt, bo dawno nie bawiłem się tak dobrze przy żadnej platformówce. Kangurek Kao już w obecnej formie może spokojnie powalczyć o serca graczy na całym świecie. A ja mocno trzymam za niego kciuki.

Zresztą przekonajcie się sami – w momencie, gdy czytacie te słowa, demo gry można pobrać ze Steama (o, TUTAJ). Mnie pozostało z niecierpliwością wypatrywać premiery – ostatni raz czekałem z takimi wypiekami na twarzy na Crasha Bandicoota: Najwyższy czas!
Czytaj dalej
6 odpowiedzi do “Graliśmy w nowego Kangurka Kao. To może być hit na miarę Raymana i Crasha!”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
No brzmi to zachęcająco, jutro trzeba sprawdzić demko.
Zaraz w demo zagram to zobaczę jak się kangur prezentuje. Boje sie jednak że gra się nie sprzeda za dobrze i zostanie zapamiętana jako podróbka Crasha. No cóż, obym się mylił.
Ok skończyłem. 20 minut gameplayu to trochę mało, ale podoba mi sie to co zobaczyłem. Walka jest zaskakująco przyjemna i zaskoczyły mnie zagadki logiczne w grze. Mam nadzieje, że nie będzie ich jednak za dużo by nie przeszkadzały w płynności rozgrywki. Na pewno grę kupię, ale pewnie nie za pełną cenę.
Nadal, jestem pozytywnie zaskoczony 🙂
20 minut? Leciałeś przez plansze jak szalony! W każdy zakamarek udało Ci się zajrzeć? Zebrałeś wszystkie literki, dukaty i mapy (?)?
A i mała uwaga, mam nadzieje, że końca wersja gry pozwoli zmienić sterowanie i będzie miała wsparcie na panoramiczne monitory. Wiem, że to tylko platformówka, ale nadal, to mimo wszystko pewna jakość w dzisiejszych czasach.
Zachęcił mnie materiał wideo, żeby spróbować mimo, że rzadko sięgam po platformówki. Demo okazało się bardzo przyjemne, zdecydowanie dam szansę pełnej wersji.