„Diabeł” to odrobiona lekcja z „Psów” oraz „Johna Wicka”. Takiego polskiego kina akcji mi brakowało! [RECENZJA]
Polskie kino radzi sobie całkiem nieźle i zdarzają się u nas perełki – ale też wyraźne, gatunkowe braki. Kuleje u nas szlachetny segment porządnych dramatów sensacyjnych, skrojonych pod współczesne realia. „Diabeł” z Erykiem Lubosem ma szansę wypełnić lukę z przytupem.
Był taki moment, kiedy polskie kino próbowało się odnaleźć w nowych czasach. Chwilę wcześniej mieliśmy trochę dobrych dramatów sensacyjnych Władysława Pasikowskiego. Obok „Psów” czy „Krolla” powstawało chociażby „Miasto prywatne” Jacka Skalskiego. Były różne – ale były. Pierwsza dekada XXI wieku to „Pitbull” Patryka Vegi, który po latach wrócił w wysterylizowanej formie. Poza tym zostało nam parę przebiśniegów w stylu „Najmro” czy „Furiozy”.
I tu na scenę wkracza „Diabeł” w reżyserii Błażeja Jankowiaka oraz na bazie scenariusza Roberta Ziębińskiego (film jest adaptacją powieści Ziębińskiego o tym samym tytule, szczerze polecam). To dramat sensacyjny, jakiego dawno nie było. Z jednej strony mamy tu porządne sceny akcji i starcia twardzieli, z drugiej bohaterów sportretowano bardzo ludzko i z mnóstwem drobnych rys. „Diabeł” nie bał się też pokazać kilku brzydkich oblicz polskiej rzeczywistości. I nawet jeśli zdarzyło się kilka potknięć realizacyjnych, to są na tyle drobne, że warto poświęcić tej historii uwagę.
Pierwsza krew
„Diabeł” to ciekawe zwierzę. Jego rodowód sięga rasowych dramatów sensacyjnych prosto z lat 70. i 80., ale też kina współczesnego, które z takich tropów korzysta (np. „Bez litości” z Denzelem Washingtonem). Możemy nawet usłyszeć tu dalekie echo pierwszego „Rambo”, ale i polskich, betonowych sensacyjniaków z lat 90. W filmie Jankowiaka i Ziębińskiego wyczuwałem też autentyczność, prostotę i osad emocjonalny.
Poznajemy tu historię Maksa Achtelika (w tej roli świetny i dziki Eryk Lubos), weterana GROM-u, który żyje sobie spokojnie na uboczu Polski z Suką, owczarkiem-weteranką. Z domku nad jeziorem wyciąga go Łabędź (trafiająca w punkt Aleksandra Popławska), dowódczyni z dawnego oddziału, w którym razem służyli na misjach. Koleżanka z woja przychodzi z ofertą pracy oraz informacją, że ojciec Maksa nie żyje. Weteran rusza więc na pogrzeb do Tarnowskich Gór. Na miejscu okazuje się, że wokół spuścizny rodzica działo się coś dziwnego. Byłemu żołnierzowi w odnalezieniu się w zawiłościach niedużego miasta pomaga dawny przyjaciel ojca, Dworski (kapitalny Krzysztof Stroiński) i znajoma ze szkoły, Kaja (bardzo dobra Paulina Gałązka).
Zacznijmy od kilku mankamentów. W trzecim akcie jest trochę za mało Stroińskiego. Z przyczyn fabularnych znika z kadru na zbyt długo, gdy jego obecność przed finałem mogłaby dodać odrobinę napięcia. Pozostałe problemy to kiksy natury technicznej. Widać, że w film wpakowano sensowne pieniądze, które przez większość czasu się zwracają. Natomiast w kilku ujęciach, chyba głównie tych, mających pokazywać perspektywę psa – gubi się trochę nasze skupienie i brakuje konkretu. Pewne ujęcia wychodzą zbyt ciemno. W kinie raczej nie będą stanowić problemu, ale podczas seansów domowych przygotujcie się na majstrowanie przy ustawieniach monitora i telewizora.
Diabły polskie
Maks może kulić się przy skomplikowanych sytuacjach społecznych, ale taktyką i językiem przemocy operuje wirtuozersko. To czyni z niego bardzo wiarygodnego bohatera akcji, pasującego do naszych realiów. Z jednej strony zamknięty, połamany i wrażliwy, trochę zbity kundel. Z drugiej, gdy wkracza w sytuacje, które rozumie, staje się wytresowanym, pewnym siebie rasowym psem. Lubos zapewnia Maksowi odpowiednią dawkę swojskości, byśmy lubili to półdzikie zwierzę w każdej sytuacji.
Sceny bywają mroczne. Coś, co zaczyna się jak słodko-gorzka wycieczka do przeszłości i ładnie położonego miasta, zmienia się w prywatne śledztwo, festiwal przemocy i starcie z przeważającymi siłami wroga. Te jednak nie wiedzą, na kogo się porwały.
Gatunek diabła
Płynne połączenie owych gatunków w spójną całość to coś, czego brakowało w polskim kinie od dawna. Bo z jednej strony rys dramatyczny, wspierany bardzo dobrym aktorstwem, dostrzeżecie tu bez trudu. Wybrzmiewa choćby w tym, jak film pokazuje trudność weterana w odnajdywaniu się w zwyczajnych sytuacjach. Podbija go też prezentowanie, do jakich paskudztw zdolny jest człowiek – co wychodzi, gdy „Diabeł” kopie głębiej w brudach miasta.
Ponadto w tło wpleciono bardzo sprawnie zrealizowane sceny bójek oraz porządnych, konsultowanych z mundurowymi strzelanin. Widać tu delikatne inspiracje „Johnem Wickiem” przy operowaniu kolorem, zwłaszcza w starciach finałowych. Lubos i reszta ferajny, która chwyta za broń, wypada w takich sekwencjach przekonująco, a dodatkowej dynamiki dodaje obecność wyszkolonej psiny (która też dociąża stronę dramatyczną przez więź, jaką stworzyła z człowiekiem).
Siłą „Diabła” jest właśnie ta równowaga między dosyć ciężką problematyką a lekkością opowiadania. Sznyt amerykański i polski łączy się tu w zgrabną całość. Surową, bez naleciałości thrillerów zanurzonych w social mediach, nawet jeśli Maks korzysta z całkiem nowoczesnego sprzętu. To polska prowincja, pozornie zwykli ludzie, stare psy – oraz kupa dobrych, naturalnie brzmiących dialogów.
Po ostatnich przygodach z polskimi serialami kryminalnymi i sensacyjnymi cholernie brakowało mi tego, że aktorzy wygłaszają kwestie, od których nie bolą zęby. Rozmowy w „Diable” wchodzą gładko, a kilka odzywek być może wejdzie do memów („strzeżonego Pan Glock strzeże”). To wszystko składa się na film pozornie prosty i „typowy”, ale jednak na tyle zniuansowany i soczysty, że wypełnia niszę, która trochę zaczęła u nas obumierać. Już z powodu tej rewitalizacji warto dać „Diabłu” szansę.
Ocena
Ocena
Diabeł z Lubosem za mało wykorzystuje obecność Krzysztofa Stroińskiego, a niektóre ujęcia bywają zwyczajnie za ciemne, ale generalnie to kawał porządnego, mrocznego dramatu sensacyjnego ze spokojnym i nastrojowym początkiem oraz intensywną końcówką. Warto.
Prawdopodobnie jedyny dziennikarz, który nie pije kawy. Rocznik '91. Szop w przebraniu. Gdzie by nie mieszkał, pozostaje białostoczaninem. Pisał do Dzikiej Bandy, GRYOnline.pl, Filmomaniaka, polskiego wydania Playboya, wydrukowano mu parę opowiadań w Science-Fiction Fantasy i Horror. Prowadzi fanpage Hubert pisuje, a odważni mogą szukać profilu na wattpadzie o tej samej nazwie. Kiedyś napisze książkę, a w jego garażu zamieszka odpicowane BMW E39 i Dodge Charger. Na pewno! Niegdyś coś ćwiczył, ale wybrał drogę ciastek. W miłości do Diablo, Baldura, NFSa i Unreal Tournament wychowany.