Recenzja filmu „Martwe zło: Przebudzenie”. Takie powroty lubimy!

Chatkę w lesie zastąpiła sypiąca się kamienica, a szarżującego Bruce’a Campbella przerażona młoda dziewczyna. Reszta się zgadza: jest kultowa piła mechaniczna, powraca oprawiona w ludzką skórę „Księga umarłych” i tytułowe zło. Obudzone raz jeszcze postara się, by nikt nie przeżył najbliższej nocy, a widzowie długo jej nie zapomnieli.
Stare zło, nowy rozdział
Ellie (w tej roli znana z „Wikingów” Alyssa Sutherland) wraz z trójką dzieci mieszka w apartamentowcu przeznaczonym do rozbiórki. Stan budynku z grubsza odzwierciedla jej sytuację życiową, a do rodzinki wkrótce dołącza młodsza siostra bohaterki, Beth (Lily Sullivan), która dziwnym trafem również ląduje na emocjonalnych rozstajach.

„Przebudzenie” zbudowano wedle Hitchcockowskiej maksymy. Po fantastycznym openingu, będącym metaforycznym trzęsieniem ziemi, następuje realne, które odcina starą kamienicę od reszty świata i uwalnia uwięzione pod budynkiem zło, a przy okazji wspomnianą księgę i zapisy tajemniczych inkantacji na winylowych płytach. Reszty się domyślacie. Po zawiązaniu akcji wskakujemy do rollercoastera pędzącego przez pałac strachu i makabreski. Pierwszą ofiarą manifestacji demonicznych sił jest Ellie, która otwiera sezon łowiecki. Zacznie polować przede wszystkim na własne dzieci, choć nie pogardzi naiwnym sąsiadem. Nikt nie powinien czuć się pewny, nie ma tu bowiem postaci nie do ruszenia. Od tego momentu zginąć może każdy, obowiązkowo w szokująco brutalny bądź odpychający sposób.
Gorefest jak się patrzy
Po długiej nieobecności seria Evil Dead wróciła w 2013 roku za sprawą całkiem sprawnie nakręconego remake’u, a dwa lata później dzięki serialowi „Ash kontra martwe zło”. Już nowe otwarcie sprzed dekady zdawało się zrywać ze slapstickową konwencją oryginalnej trylogii, a „Przebudzenie” idzie jeszcze dalej, co czyni z niego film tyleż odważny, co ryzykowny. Kampowa estetyka była wpisana w DNA kultowej serii Sama Raimiego, tymczasem w tym przypadku kicz został zepchnięty na dalszy plan, a wątki komediowe (choćby najczarniejsze) niemal całkowicie wykreślone ze scenariusza. Co więc zostało? Trochę fanserwisu i subtelnych nawiązań do poprzedniczek, ale przede wszystkim czysty, brutalny i niezmącony horror.

„Przebudzenie” nie bierze jeńców. Tam, gdzie większość klasycznych dreszczowców traktujących o opętaniu straciłaby swoje paliwo, czyli w momencie śmierci ofiary, „Martwe zło” dopiero nabiera rozpędu, z kolei demoniczna siła kontrolująca zmasakrowane, okaleczone ciała coraz śmielej sobie z nimi poczyna. Gdy na ekranie pojawiają się ostre przedmioty, zawsze przechodzą przez ciała na wylot, a krwi momentami jest tyle, że potrafi wypełnić całą windę (brawa za świetne nawiązanie do kultowej sceny ze „Lśnienia” Stanleya Kubricka).
Wybór miejsca akcji również uważam za trafiony. Teoretycznie jest tu więcej przestrzeni niż w rozlatującej się leśnej chałupie, ale to tylko pozory. W wyniku awarii prądu, niedziałającej windy i zawalonych schodów rodzinka zostaje zamknięta w betonowej pułapce, a gdy demoniczna Ellie masakruje sąsiadów i przenosi się na korytarz, uzmysławiamy sobie, że wspomniana przestrzeń zaczyna się gwałtownie kurczyć.
Usłysz to!
Dojmujące wrażenie kompletnego zaszczucia towarzyszyło mi przez większość seansu, co po części jest zasługą praktycznych efektów specjalnych (miast CGI, które obecnie wciska się wszędzie kolanem), świetnych zdjęć i kapitalnego udźwiękowienia. Nie od dziś wiadomo, że w horrorze najważniejsze jest to, co słyszymy. Wszystkie te jęki i skrzypienia oraz nieludzkie głosy dobywające się z gardeł opętanych robią piekielnie dobrą robotę, zwłaszcza gdy spotęgowane kinowym nagłośnieniem otaczają widza z każdej strony.
W finale historia uderza w dobrze znane tony, jak gdyby na ostatniej prostej twórcy przypomnieli sobie o korzeniach serii. Gdy więc bohaterka ze zlęknionej ofiary staje się nagle żądną zemsty sadystką, a scenarzyści podrzucają jej piłę łańcuchową, film z miejsca wpada w stare koleiny. To ten moment, kiedy solidnie skąpana we krwi Sullivan próbuje godnie zastąpić Campbella. Nie jest może tak charyzmatyczną postacią (i z pewnością nie stanie się równie ikoniczną), ale jakoś zupełnie mi to nie przeszkadza.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
-
Netflix przeznaczył ogromny budżet na finałowy sezon „Stranger Things”. To najdroższy...
-
Aktorski film „Zaplątani” jednak powstanie. Jedną z głównych ról ma zagrać...
-
Spin-off „Gry o tron” na pierwszym zwiastunie. Wielkimi krokami nadciąga „Rycerz...
-
Reboot „Z archiwum X” w drodze. Poznajcie następczynię Dany Scully
10 odpowiedzi do “Recenzja filmu „Martwe zło: Przebudzenie”. Takie powroty lubimy!”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Nie ma slapstickowej komedii oraz Campbella? Czyli fani serii otrzymali zwykły krwawy horror, który czasami poszturcha kijem „pamiętacie Martwe zło?”?
Aż szkoda, że serial został anulowany :/
Groovy!
Nie znam poprzednich odsłon. Ale wczoraj wieczorem obejrzałem Przebudzenie i jestem mega pod wrażeniem. Świetnie nakręcony, super efekty, niezły klimat. Naprawdę świeży powiew w gatunku. Polecam!
Dobry film.
Nie widziałem filmu, jedynie te trailery. Nie twierdzę, że wygląda to źle. Być może na dzisiejsze standardy to nawet dobry horror. Ale po tym co widzę, to przy oryginale to nawet nie stało. Nie ten klimat, nie to wszystko. To ciągle wygląda jak kolejny film dla fanów Marvela i użytkowników tik toka. No takie gładkie, ładne kino.
Widziałem. Nawet niezły. Trochę głupkowaty, jak większość horrorów, ale oglądało się przyjemnie. Jednak poprzednia część z 2013 była trochę lepsza. Bardziej już z tych obecnych w kinie filmów podobał mi się Renfield.
Bez Bruce’a i głupkowatego humoru to to nie jest „Evil Dead”. Remake z 2013 był dla mnie nieoglądalny, więc nowego filmu nie zamierzam się nawet dotykać.
Film z 2013 roku był dla mnie bluźnierstwem i chętnie dałbym liścia Alvarezowi, który produkuje same takie średniaki, a skoro to nie jest lepsze to ja podziękuję.
Szkoda, bo to właśnie przez przynależność do marki „Evil Dead” spowodowało że solidny film z 2013 zebrał właśnie takie opinie przez osoby oczekujące powtórki z oryginałów.
Evil Dead Rising nie jest filmem wybitnym, ale za to sprawnie nakręconym krwawym horrorem trzymającym poziom wyższy niż 90% obecnie wychodzących produkcji. Mimo narzekań „wiernych fanów”, że nie dostali znowu tego samego, sam jako ogromny fan trylogii mogę śmiało polecić każdemu kto lubi ten gatunek.