10
4.05.2023, 11:17Lektura na 4 minuty

Recenzja filmu „Martwe zło: Przebudzenie”. Takie powroty lubimy!

To horror zbudowany wedle prawideł, które fani gatunku mogą recytować z pamięci. Na szczęście w cytowaniu klasyki film Lee Cronina jest naprawdę świetny, a do tego wygospodarował odrobinę przestrzeni, by dodać coś od siebie.


Eugeniusz Siekiera

Chatkę w lesie zastąpiła sypiąca się kamienica, a szarżującego Bruce’a Campbella przerażona młoda dziewczyna. Reszta się zgadza: jest kultowa piła mechaniczna, powraca oprawiona w ludzką skórę „Księga umarłych” i tytułowe zło. Obudzone raz jeszcze postara się, by nikt nie przeżył najbliższej nocy, a widzowie długo jej nie zapomnieli.


Stare zło, nowy rozdział

Ellie (w tej roli znana z „Wikingów” Alyssa Sutherland) wraz z trójką dzieci mieszka w apartamentowcu przeznaczonym do rozbiórki. Stan budynku z grubsza odzwierciedla jej sytuację życiową, a do rodzinki wkrótce dołącza młodsza siostra bohaterki, Beth (Lily Sullivan), która dziwnym trafem również ląduje na emocjonalnych rozstajach.

Martwe zło: Przebudzenie
Martwe zło: Przebudzenie. Źródło: materiały prasowe

„Przebudzenie” zbudowano wedle Hitchcockowskiej maksymy. Po fantastycznym openingu, będącym metaforycznym trzęsieniem ziemi, następuje realne, które odcina starą kamienicę od reszty świata i uwalnia uwięzione pod budynkiem zło, a przy okazji wspomnianą księgę i zapisy tajemniczych inkantacji na winylowych płytach. Reszty się domyślacie. Po zawiązaniu akcji wskakujemy do rollercoastera pędzącego przez pałac strachu i makabreski. Pierwszą ofiarą manifestacji demonicznych sił jest Ellie, która otwiera sezon łowiecki. Zacznie polować przede wszystkim na własne dzieci, choć nie pogardzi naiwnym sąsiadem. Nikt nie powinien czuć się pewny, nie ma tu bowiem postaci nie do ruszenia. Od tego momentu zginąć może każdy, obowiązkowo w szokująco brutalny bądź odpychający sposób.


Gorefest jak się patrzy

Po długiej nieobecności seria Evil Dead wróciła w 2013 roku za sprawą całkiem sprawnie nakręconego remake’u, a dwa lata później dzięki serialowi „Ash kontra martwe zło”. Już nowe otwarcie sprzed dekady zdawało się zrywać ze slapstickową konwencją oryginalnej trylogii, a „Przebudzenie” idzie jeszcze dalej, co czyni z niego film tyleż odważny, co ryzykowny. Kampowa estetyka była wpisana w DNA kultowej serii Sama Raimiego, tymczasem w tym przypadku kicz został zepchnięty na dalszy plan, a wątki komediowe (choćby najczarniejsze) niemal całkowicie wykreślone ze scenariusza. Co więc zostało? Trochę fanserwisu i subtelnych nawiązań do poprzedniczek, ale przede wszystkim czysty, brutalny i niezmącony horror.

Martwe zło: Przebudzenie
Martwe zło: Przebudzenie. Źródło: materiały prasowe

„Przebudzenie” nie bierze jeńców. Tam, gdzie większość klasycznych dreszczowców traktujących o opętaniu straciłaby swoje paliwo, czyli w momencie śmierci ofiary, „Martwe zło” dopiero nabiera rozpędu, z kolei demoniczna siła kontrolująca zmasakrowane, okaleczone ciała coraz śmielej sobie z nimi poczyna. Gdy na ekranie pojawiają się ostre przedmioty, zawsze przechodzą przez ciała na wylot, a krwi momentami jest tyle, że potrafi wypełnić całą windę (brawa za świetne nawiązanie do kultowej sceny ze „Lśnienia” Stanleya Kubricka).

Wybór miejsca akcji również uważam za trafiony. Teoretycznie jest tu więcej przestrzeni niż w rozlatującej się leśnej chałupie, ale to tylko pozory. W wyniku awarii prądu, niedziałającej windy i zawalonych schodów rodzinka zostaje zamknięta w betonowej pułapce, a gdy demoniczna Ellie masakruje sąsiadów i przenosi się na korytarz, uzmysławiamy sobie, że wspomniana przestrzeń zaczyna się gwałtownie kurczyć.


Usłysz to!

Dojmujące wrażenie kompletnego zaszczucia towarzyszyło mi przez większość seansu, co po części jest zasługą praktycznych efektów specjalnych (miast CGI, które obecnie wciska się wszędzie kolanem), świetnych zdjęć i kapitalnego udźwiękowienia. Nie od dziś wiadomo, że w horrorze najważniejsze jest to, co słyszymy. Wszystkie te jęki i skrzypienia oraz nieludzkie głosy dobywające się z gardeł opętanych robią piekielnie dobrą robotę, zwłaszcza gdy spotęgowane kinowym nagłośnieniem otaczają widza z każdej strony.

W finale historia uderza w dobrze znane tony, jak gdyby na ostatniej prostej twórcy przypomnieli sobie o korzeniach serii. Gdy więc bohaterka ze zlęknionej ofiary staje się nagle żądną zemsty sadystką, a scenarzyści podrzucają jej piłę łańcuchową, film z miejsca wpada w stare koleiny. To ten moment, kiedy solidnie skąpana we krwi Sullivan próbuje godnie zastąpić Campbella. Nie jest może tak charyzmatyczną postacią (i z pewnością nie stanie się równie ikoniczną), ale jakoś zupełnie mi to nie przeszkadza.

Ocena

Sześć i pół tysiąca litrów sztucznej krwi zużytych na planie brzmi jak najlepsza reklama, ale czy wystarczy na rekomendację? Tak, bo to nie tylko sprawnie nakręcony horror gore – to również udany powrót kultowej serii, który nie podąża ślepo za kampową trylogią z minionego stulecia. „Przebudzenie” nie boi się zmian i ma pomysł na siebie, a gęsty klimat wyłącznie na tym zyskuje.

8
Ocena końcowa


Czytaj dalej

Redaktor
Eugeniusz Siekiera

Filozof i dziennikarz z wykształcenia, nietzscheanista z powołania, kinoman i nałogowy gracz z wyboru. Na pokładzie okrętu zwanego CDA od 2003 roku. Przygodę z wirtualnym światem zaczynałem w czasach ZX Spectrum, gdy gry wczytywało się z kaset magnetofonowych, a pisanie prostych programów w Basicu było najlepszą receptą na deszczowe popołudnie. Dziś młócę na wszystkim, co wpadnie pod rękę (przeprosiłem się nawet z Nintendo), choć mając wybór, zawsze postawię na peceta.

Profil
Wpisów117

Obserwujących21

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze