Rozczarowaliście się nowym „Jokerem”? Spokojnie, „Terrifier 3” sponiewiera was właśnie tak, jak byście sobie tego życzyli
Kontynuacja historii Jokera nie przestaje dzielić widzów, a Klaun Art z serii slasherów „Terrifier” przyciąga coraz więcej fanów. Jak zatem wypada trzecia odsłona cyklu o jego poczynaniach?
UWAGA: niniejszy tekst jest recenzją bez spoilerów, a wszystkie wymienione w nim sytuacje przedstawiono w zwiastunie Red Band.
W chwili pisania tych słów długo wyczekiwany „Joker: Folie à deux” okazuje się klapą nierealizującą nawet pesymistycznych prognoz zarobkowych wytwórni (naszą recenzję przeczytacie w tym miejscu), a widzowie opuszczający seanse filmu z Joaquinem Phoeniksem i Lady Gagą w rolach głównych prowadzą nieustanne dyskusje na temat dzieła Todda Phillipsa. Jedni wychodzą rozczarowani, zastanawiając się, na co komu historia o Arthurze Flecku ubrana w iście musicalowe fatałaszki, inni zaś zażarcie bronią wizji twórców. Co ciekawe, coraz więcej osób z mojego otoczenia wciąż rozważa, czy warto wydać pieniądze na bilety kinowe, obawiając się, że obraz Phillipsa może nie przypaść im do gustu. Śmiem twierdzić, że nie tylko ja sam spotykam się z podobnymi wątpliwościami.
Na szczęście gdzieś w cieniu dostojnego Jokera od dawna majaczył pewien nieco pokraczny klaun o wyjątkowo paskudnym uzębieniu. To ubrany w biało-czarny kubraczek Art, antybohater serii „Terrifier”, której reżyser i scenarzysta Damien Leone nie przestaje dostarczać fanom właśnie tego, czego od niego oczekują, czyli niezobowiązującej rozrywki polegającej na zasypywaniu widza coraz wymyślniejszymi scenami gore przeplatanymi gagami kipiącymi od slapstickowego humoru. Przyznaję, sam miewam czasem chęć wybrania się na pokaz dokładnie takiego obrazu, jakiego mógłbym spodziewać się po zwiastunie. Miło mi poinformować, że „Terrifiera 3” skrojono pod podobne potrzeby.
Panteon niesławnych
Wróćmy na chwilę do początku. Zastanawiacie się, kim w zasadzie jest Art? Odnoszę wrażenie, że niemalże każdy, kto w miarę nadąża za internetowymi trendami, już wcześniej zdążył w jakiś sposób natknąć się na jego gębę, ponieważ niemy klaun stał się wiralem dzięki tysiącom instagramowych rolek. Nic dziwnego, gdyż mowa o antagoniście przykuwającym uwagę równie mocno, co np. Freddy Krueger („Koszmar z ulicy Wiązów), Michael Myers („Halloween”) czy Jason Voorhees („Piątek trzynastego”).
Jeżeli uważaliście, że Klaun Art po premierze drugiego „Terrifiera” wciąż nie zasłużył na miejsce w tym samym szeregu co wymienieni antagoniści z kultowych slasherów, dzięki „trójce” najpewniej zrewidujecie dotychczasowe poglądy. Grany przez Davida Howarda Thorntona seryjny morderca o białym, skrzywionym nosie nie dość, że stoi w jednym rzędzie z owymi trzema panami, tak jeszcze zaczyna się między nimi rozpychać.
Święta w barwach czerwieni
Przedstawiona historia rozgrywa się w trakcie świąt Bożego Narodzenia. Jak to w slasherach bywa, pokonanie zła zazwyczaj okazuje się tymczasowe, a nim się rozejrzymy, dany morderca zaczyna grasować ponownie. Tym razem przemierzający ulice Miles County zabójca zakłada na swój firmowy kubraczek przebranie Świętego Mikołaja, które idealnie pasuje do jego „worka z prezentami” noszonego od pierwszej odsłony. Co istotne, „Terrifier 3” nie wprowadza w serii rewolucji, skupiając się na wykonaniu planu „więcej, lepiej, soczyściej”, a co jeszcze ważniejsze, takowy zrealizowano znakomicie. Dodam, że produkcja rozwija wątki fabularne wprowadzone w „dwójce” i jest jej bezpośrednią kontynuacją, nieczęste dłużyzny pojawiają się natomiast głównie w trakcie dialogów.
Nim się zorientujemy, zostajemy wciągnięci przez wir niezwykle krwawych, momentami obrzydliwych i wywołujących grymas na twarzy scen zabójstw. Zaznaczę, że są one jeszcze bardziej przegięte niż te znane z poprzednich odsłon. Twórcy ewidentnie postawili na jak największą pomysłowość w wysyłaniu niewinnych ludzi na tamten świat, co w przypadku horroru przepełnionego przerysowanym gore zaskakuje wyłącznie pozytywnie.
Wielokrotnie zastanawiałem się, jakie narzędzie mordu tym razem wyciągnie z worka Art i jak je wykorzysta, moją ciekawość Leone (przypomnę: to również scenarzysta) zaspokajał zaś w sposób w pełni zadowalający, gdyż pozwolił sobie na kilka ciekawych, niefabularnych zwrotów akcji w miejscach kompletnie według mnie niespodziewanych. Łatwo odczuć, że reżyser nadal pragnie bawić się konwencją, a jego sakiewka z pomysłami daleka jest od wyczerpania.
Wrażenie robi także odważne, jak na slashery, odejście od golizny. Ta co prawda w pewnym sensie występuje, lecz zaserwowano ją w sposób nieodrywający uwagi od gore. Osobiście oceniam tę zmianę na plus, ponieważ w tak brutalnym filmie jak „Terrifier 3” z pewnością dałoby się obronić sceny seksu graniczące z pornografią, a jednak postanowiono tego nie robić. To niewątpliwie całkiem odświeżające podejście.
W hołdzie i ze smakiem
Sporo tu także puszczania oczka do fanów horrorów tudzież filmów akcji z dwóch ostatnich dekad zeszłego wieku. Zobaczymy bowiem w „trójce” kilkoro aktorów wywołujących myśli typu: „Hej, czy ja go już wcześniej gdzieś nie widziałem?”. Cieszy fakt, że otrzymali oni wystarczająco dużo czasu ekranowego, by dało się połączyć kropki, przypominając sobie ich kultowe, acz często drugoplanowe bądź epizodyczne rólki w produkcjach debiutujących ponad ćwierćwiecze temu.
Na koniec dorzucę, że w „Terrifierze 3” ponownie nie brakuje humoru. Ba, jest go prawdopodobnie więcej niż w poprzednich dwóch filmach opowiadających o mrocznym klaunie! To właśnie pokraczna, momentami przerażająca, lecz równie często po prostu zabawna osobowość Arta zapewnia mu miejsce wśród slasherowych antybohaterów takich jak Krueger, Myers czy Voorhees.
Ocena
Ocena
Najnowszy film opowiadający o zbrodniach Klauna Arta zadowoli raczej wszystkich fanów tego jegomościa. „Terrifier 3” to rzecz głównie dla osób poszukujących niezmąconej frajdy z seansu, a miłośnicy slasherów mogą śmiało dorzucić dodatkowy punkcik do oceny.
Czytaj dalej
W CD-Action ogarniam przede wszystkim socjalki, ale czasem napiszę coś do kwartalnika, na "sajta" i do Retro. Kocham pierwsze Soulsy, Big Bossa, Silent Hille, Rezydenty, FPSy i rogaliki. Współtworzę także redakcję portalu KVLT, gdzie publikuję recenzje płyt i relacje z koncertów.