Intel ?ogłosił? koniec prawa Moore?a
Firma ogłosiła dzisiaj, że procesory kryjące się pod kodową nazwą Cannonlake, wedle wcześniejszych planów mające zadebiutować w przyszłym roku, pojawią się rok później. W pierwotnie przewidzianym terminie do sklepów trafią natomiast układy serii Kaby Lake, których pierwotnie w ogóle nie było w planach. Tylko co to oznacza?
W internetach po oświadczeniu Intela od razu pojawiły się komentarze, że oto dożyliśmy czasu końca prawa Moore’a. Dla przypomnienia – w pierwotnej wersji chodziło w nim o to, że co 18 miesięcy podwaja się liczba tranzystorów, z których zbudowane są układy scalone. Dość szybko okres ten został skorygowany na 24 miesiące, a do tego najpopularniejsza wariacja tej reguły wcale nie zajmuje się pojedynczymi tranzystorami, a ogólną wydajnością chipów (która również powinna się podwajać co dwa lata).
Prawo Moore'a nieaktualne jest już od kilku lat. Można zwalać to na konsole, można na brak konkurencji ze strony AMD lub – co staje się coraz modniejsze – na układy mobilne. Fakty są jednak takie, że ostatni duży przyrost wydajności procesorów Intel zafundował nam przy okazji premiery pierwszych układów Core i3/i5/i7. W 2008! Od tamtego czasu różnice – mimo corocznych premier – to w przypadku desktopowych CPU maksymalnie kilkanaście procent. W przypadku AMD sytuacja wygląda zresztą podobnie, bo Phenom II miał premierę również w 2008, a późniejsze układy szybsze są tylko w specyficznych sytuacjach. A choć liczebność tranzystorów rosła, szły one na rozwój zintegrowanych kart graficznych, które i tak nadają się co najwyżej do LoLa.
Innymi słowy dzisiejsze oświadczenie Intela to nie powód to paniki. Panikować to trzeba było 7 lat temu. Bo prawo Moore’a w znaczeniu, które najbardziej interesuje graczy, i tak już nie obowiązuje.
I niestety walnie przyczyniła się do tego firma, której pan Gordon Moore jest jednym z założycieli.