DLC przyniosą ponad 50% przychodów ze sprzedaży cyfrowej
Przepadacie za nimi czy nie – najpewniej zostaną z nami na dobre.
Według najnowszego raportu SuperData rynek sprzedaży cyfrowej nadal będzie zyskiwał na wartości, co samo w sobie nie dziwi chyba nikogo. Nieco bardziej zaskakujące jest to, że według prognoz na 2017 rok przychody ze sprzedaży cyfrowej wyniosą około 7,8 mld dolarów, z czego aż 4 mld będą pochodziły z wszelkiej maści DLC. Kluczowe dla sukcesu danego tytuły są pierwsze trzy do sześciu miesięcy po premierze, ponieważ w tym czasie generowanych jest około 39% przychodów z zawartości dodatkowej. Co więcej, firma doszła do wniosku, że aż 34% graczy konsolowych domaga się wydawania większej liczby DLC co 3-6 miesięcy, a 29% chciałoby widzieć nową zawartość co miesiąc.
Analitycy zauważają też, że w przypadku wiele tytułów DLC przynoszą większe sumy niż same gry. Przykładem jest GTA V. Gra zarobiła 1,4 mld dolarów, z czego aż 78% przypada na zawartość dodatkową. Przenalizowano także przepustki sezonowe. SuperData twierdzi, że 44% osób kupujących season passy robi to od razu przy zakupie gry, a 25% klientów, którzy nabywają jakakolwiek DLC, prędzej czy później decyduje się na cały pakiet.
Najpopularniejsze dodatki to nowe postacie oraz zestawy map. Zawartość innego rodzaju cieszy się mniejszym zainteresowaniem, ale od tej reguły zdarzają się wyjątki. Przykładowo Overwatch zarobił ok. 61 mln dolarów na skrzynkach z łupami.
Na pocieszenie dodam tylko, że analitycy zalecają wydawcom ostrożność w szatkowaniu gier na kawałki:
Gracze nadal nie przepadają za tytułami, które trafiają na rynek obudowane całą masą zawartości dodatkowej, ponieważ wierzą, że została po prostu wycięta z gotowej gry.
Podpierają się przykładem Evolve, które z tego właśnie powodu zebrało solidne cięgi, co negatywnie odbiło się na długoterminowych wynikach gry.
Wniosek? Nieważne, czy lubisz DLC, czy też nimi gardzisz – musisz się do nich przyzwyczaić. To po prostu zbyt dobry biznes. Tak, ja też nie jestem z tego powodu szczęśliwy, ale jeśli wydawcy faktycznie ograniczą się do bonusowych map i postaci, a akcje w rodzaju wyrżnięcia kilku misji z samego środka fabuły mamy już za sobą (nadal cię pamiętam, Asssassin’s Creed II), jakoś będę mógł z tym żyć. Chyba.
Jestem wielbicielem turówek i wszelkiej maści erpegów: zarówno klasycznych, jak i współczesnych. Do tego zdeklarowanym zwolennikiem tytułów dla jednego gracza, przy czym od tej zasady istnieje jeden poważny wyjątek – World of Warcraft. W Azeroth przesiedziałem więcej godzin, niż chciałbym przyznać, raz ciesząc się każdą chwilą, kiedy indziej zrzędząc na czym świat stoi. Nie wyobrażam sobie dnia bez książki (niemal zawsze fantastyki), za to spokojnie obyłbym się bez kina i seriali. Z CDA związany jestem od 2011 roku.