27.09.2021, 13:01Lektura na 5 minut
Sponsorowany

Call of Duty: Vanguard – powrót do korzeni

Po zeszłorocznej wycieczce do schyłkowego okresu zimnej wojny Call of Duty powraca do starć aliantów z nazistami. Vanguard to opowieść o odwadze, nadzwyczajnych umiejętnościach oraz poświęceniu.


Art. sponsorowany

Wydawać by się mogło, że w temacie II wojny światowej pokazano już wszystko. Twórcy Call of Duty znaleźli jednak wątek tyleż ciekawy, co rzadko tak wyraźnie w grach akcentowany. Vanguard przybliży nam bowiem genezę współczesnych sił specjalnych.

Kampania fabularna
Każdy, kto choć trochę orientuje się w historii II wojny światowej, wie, że pokonanie hitlerowskich Niemiec było wysiłkiem zbiorowym. Na frontach tego największego konfliktu zbrojnego ramię w ramię stanęli przedstawiciele wielu narodowości i ras, dokonując nierzadko heroicznych czynów, stosując nowe, wymyślane na poczekaniu taktyki i często walcząc w warunkach, które z góry skazywały na porażkę. To wszystko chce nam pokazać studio Sledgehammer Games w nadchodzącej odsłonie kultowej serii.

Kampania singlowa Vanguarda będzie obfitować w niespodzianki. To spójna narracyjnie historia z czwórką bohaterów, która zabierze nas zarówno na front wschodni, jak i zachodni. Nie zabraknie wojny na Pacyfiku i w północnej Afryce. Tryb fabularny pokaże nam więc kluczowe dla II wojny światowej wydarzenia z różnych perspektyw. Zawsze jednak będziemy w nim śledzić losy ludzi kładących podwaliny pod późniejsze siły specjalne – snajperów, spadochroniarzy, lotników, komandosów. To właśnie w ich butach powrócimy do Normandii, wykonując skok spadochronowy w noc poprzedzającą lądowanie sił desantowych i torując drogę barkom. Będziemy świadkami bitwy o Midway – jednego z najsłynniejszych starć lotniczo-morskich, którego areną był środkowy Pacyfik. W końcu odwiedzimy El Alamein w Północnej Afryce – czyli miejsce, gdzie brytyjskie siły lądowe po raz pierwszy odniosły zwycięstwo nad wojskami niemieckimi. Nie zabraknie też Stalingradu – radzieckiego miasta, które było świadkiem przerażającej, niemal półrocznej bitwy. Wedle szacunków zginęło w niej około dwóch milionów ludzi.

Każda z czwórki grywalnych postaci z kampanii fabularnej ma swój bliższy lub dalszy odpowiednik na kartach historii. Weźmy za przykład porucznik Polinę Petrową, członkinię 138 Dywizji Strzelców Armii Czerwonej. Jej pierwowzorem była Ludmiła Pawliczenko, dziewczyna, która została jednym z najbardziej utytułowanych strzelców wyborowych w dziejach, zapisując na swoim koncie 309 zabitych Niemców. Oprócz niej poprowadzimy przez pola II wojny światowej dwóch przedstawicieli armii brytyjskiej oraz Amerykanina. Każdego z wymienionych żołnierzy dziś zakwalifikowalibyśmy do wojskowej elity. Dlaczego? Cóż, tego właśnie dowiemy się, grając w Call of Duty: Vanguard.

codv2_17c4k.jpg

Wzgórze mistrzów
Jeśli chodzi o multiplayer, to ponownie możemy liczyć na tony rozrywki. Niezaprzeczalnym aututem Vanguarda jest sam fakt, że wracamy do lubianych klimatów II wojny światowej – co na pewno ucieszy weteranów serii pamiętających np. zmagania w Carentan. Ogółem dostaniemy 20 map do strzelania w sieci, z czego 16 będzie przeznaczonych dla standardowych trybów wieloosobowych. Żadna inna odsłona Call of Duty nie miała w dniu premiery tylu lokacji.

Pozostałe 4 miejscowki zaprojektowano do starć w świeżym trybie rozgrywki – Wzgórzu mistrzów. Jeśli ktoś grał dwa lata temu w nowe wcielenie Modern Warfare i przypadła mu do gustu udostępniona wtedy Strzelanina, to nowinka z Vanguarda również powinna mu się spodobać. Wzgórze mistrzów stanowi poniekąd rozwinięcie Strzelaniny – tyle że tym razem mamy do czynienia z drużynową wymianą ognia w systemie turniejowym. Gracze dzieleni są na dwu- lub trzyosobowe drużyny, które ścierają się w szybkich meczach. Każdy team dysponuje określoną pulą żyć pozwalających na respawn. Zasady są proste: gramy, póki starczy odrodzeń, a ostatni, którzy utrzymają się na nogach, wygrywają cały mecz. By było ciekawiej, między kolejnymi rundami możemy się dozbrajać, korzystając z pokaźnego arsenału, jaki znajdziemy w specjalnym hubie-poczekalni. Smaczku dodają zabawie zniszczalne otoczenie oraz fakt, że gotówka, za którą nabywamy wyposażenie, jest rozłożona na mapie – często w bardzo odsłoniętych miejscach.

Oczywiście na tym multiplayer się nie kończy. Wrócą stare, lubiane tryby z drużynowym deathmatchem na czele, nie zabraknie również rozgrywki nieco bardziej skomplikowanej, jeśli chodzi o zasady – dobrym przykładem jest Patrol, czyli nowa odsłona znanego już Umocnionego punktu. Różnica jest zasadnicza: tutaj cel się przemieszcza i wraz z oddziałem musimy przejąć ruchomy punkt patrolowy. Tradycyjnie już pogramy na zróżnicowanych mapach: zobaczymy jedną z siedzib Hitlera i niewielki skrawek lądu w archipelagu Wysp Salomona, będziemy podziwiać architekturę Stalingradu i rozpętami piekło w salach przepastnego hotelu (tyle że jego obsługa... cóż,  będzie do nas strzelać). Po raz kolejny z grobów powstaną zmarli – tryb zombie Vanguarda kontynuuje wątki znane z Mrocznego Eteru.

Klasyka w nowoczesnej oprawie
Call of Duty: Vanguard korzysta z potężnych możliwości IW 8.0 – najbardziej zaawansowanego silnika w historii serii, który po raz pierwszy został użyty w Modern Warfare z 2019 roku. Przypomnijmy: dał się wówczas poznać jako technologia zdolna wygenerować duże, zróżnicowane lokacje cechujące się świetnym odwzorowaniem szczegółów. Wspierała go m.in. technika fotogrametrii, czyli przenoszenia do gry istniejących w rzeczywistości obiektów, a nawet całych fragmentów lokacji za pomocą pomiarów cyfrowych i fotografii. Engine ten bardzo dobrze radził sobie również z dynamicznym oświetleniem wykorzystującym ray tracing. Wszystko to pozwala stwierdzić, że Vanguard będzie jedną z najlepiej zrealizowanych i najładniejszych gier traktujących o II wojnie światowej.

codv4_17c4k.jpg

Dzięki zaawansowaniu technologicznemu gry dostaniemy również sporą dozę wolności w prowadzeniu ognia. Zarówno w rozgrywce sieciowej, jak i w singlu da się przestrzeliwać przez niektóre ściany i przechodzić przez stworzone własnoręcznie wyłomy – zmiana geometrii mapy może oczywiście pomóc w zaskoczeniu bądź uniknięciu wroga. To również tytuł bardzo elastyczny, jeśli chodzi o tworzenie rozgrywki sieciowej. Posiadacze konsol Sony, Microsoftu, jak i pecetowcy mogą spotkać się na jednej arenie.

Niezależnie od tego, którą platformę wybierzemy, Vanguard dostarczy mnóstwa rozrywki, nawiązując do klasycznych opowieści z frontów II wojny światowej. Gra trafi do sprzedaży 5 listopada, a kupić ją można tutaj:

  • PlayStation 4
  • PlayStation 5
  • Xbox One

  • Redaktor
    Art. sponsorowany
    Wpisów157

    Obserwujących0

    Dyskusja

    • Dodaj komentarz
    • Najlepsze
    • Najnowsze
    • Najstarsze