Ameryka ma nową rakietę i wraca na Księżyc po 50 latach
Trudno w to uwierzyć, ale Amerykanie od czasów misji Apollo 17 pod koniec 1972 roku… nie lądowali na Księżycu. W żaden sposób. No, 18 czerwca 2009 sonda LCROSS w kontrolowany sposób uderzyła w powierzchnię Srebrnego Globu, badając w ten sposób m.in. skład podniesionego w ten sposób pyłu – trudno jednak mówić tu o powrocie na powierzchnię naszego satelity. Teraz za sprawą lądownika Peregrine ma się to zmienić.

Vulcan Centaur
Nowa amerykańska rakieta Vulcan Centaur należy do United Launch Alliance, czyli konsorcjum, w którego skład wchodzi Lockheed Martin Space oraz Boeing Defense, Space & Security. Mierzy 61,6 m, ma 5,4 m średnicy i przy masie startowej 546,7 tony potrafi wynieść na niską orbitę Ziemi lekko ponad 27 ton ładunku. W kierunku Księżyca może wypchnąć oczywiście już znacznie mniej, bo ok. 12 ton – wciąż jednak są to liczby, które robią wrażenie.

To był pierwszy start rakiety i wszystko poszło gładko. Vulcan Centaur jest dwuczłonową konstrukcją. Pierwsza, „dolna” część napędzana jest silnikami BE-4 produkcji Blue Origin – a więc spółki, która należy do założyciela Amazonu. Drugi człon korzysta już z silników RL10C, których historia sięga jeszcze lat 50. – choć wersja C w różnych wariantach weszła do „służby” w ostatnim dziesięcioleciu, a w module Centaur V – w 2021 roku. Co ciekawe, pierwszy stopień jako paliwo wykorzystuje metan, drugi zaś robi użytek z wodoru.
Peregrine
Lądownik księżycowy Peregrine to pierwsza tego typu konstrukcja od bardzo długiego czasu – a równocześnie też pierwsze księżycowe przedsięwzięcie z programu Commercial Lunar Payload Services, czyli CLPS. To cykl operacji NASA, który opiera się na szeregu kontraktów z prywatnymi firmami z branży kosmicznej, te zaś – mówiąc ogólnie – mają przygotować grunt pod powrót ludzi na Księżyc w ramach programu Artemis (więcej informacji na temat tego historycznego przedsięwzięcia znajdziecie w naszym artykule).

Sam lądownik ma 2,5 m szerokości i 1,9 m wysokości, może zaś ze sobą zabrać do 265 kg masy – co zresztą jest jednym z celów misji, gdyż na swym pokładzie Peregrine pomieści m.in. niewielkie łaziki księżycowe (jeden większy o wadze ok. 2 kg i aż pięć miniaturowych) oraz osiem różnorakich instrumentów badawczych. Co ciekawe, znalazło się tam miejsce na aż 13 kapsuł czasu – niewielkich, bo czasem to po prostu plakietki czy zachowane w różnych formach obrazy, książki, a nawet… księżycowa kryptowaluta.
Fot. otwierająca: United Launch Alliance
Czytaj dalej
3 odpowiedzi do “Ameryka ma nową rakietę i wraca na Księżyc po 50 latach”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Zna ktoś jakiś dokument, w którym mowa jest (jasno i wyraźnie) o tym, czemu na Księżyc wracamy dopiero teraz? Gdzie wyjaśniono, dlaczego tak trudno odtworzyć technologię lat 50 i 60?
Nie chodzi mi o odpowiedzi dla teoretyków spiskowych, tylko mądry dokument, zbierający wszystko w całość.
Sedno nie leży w braku dostępu do technologii tylko braku powodu do finansowania takich lotów. W latach zimnej wojny było to sprawą priorytetową i prestiżową, więc budżet NASA był zasilany ogromnymi sumami, kiedy wiatr historii zmienił kierunek te sumy zmalały wielokrotnie, więc NASA musiała skupić się na innych projektach. Teraz, dzięki zaangażowaniu firm prywatnych i łączeniu kosztów z podmiotami publicznymi takimi jak NASA czy ESA, taka podróż znów stała się możliwa i ekonomicznie opłacalna. W USA jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, zawsze.
Quetz całkiem dobrze to wyjaśnił.
Za czasów zimnej wojny chodziło o prestiż i udowodnienie, który system jest lepszy. Rosjanie pierwsi wysłali człowieka w kosmos, więc USA jakoś musiało ich przebić i NASA dostała gigantyczny budżet. Na księżyc zalecieli, próbki pobrali, a potem Związek Radziecki się rozpadł i już nie trzeba było walczyć o dominację kapitalizmu. Nie było większego sensu wydawać na to pieniędzy.
A teraz właśnie w grę wchodzi współpraca z firmami prywatnymi. Dodatkowo, ze względu na marzenia o załogowym locie na Marsa, Księżyc stał się interesujący, jako potencjalny pierwszy przystanek w takiej podróży (gdyby udało się na nim założyć stałą bazę).