około 17 godzin temuLektura na 3 minuty
Wideo

Fatekeeper to tytuł, który warto zapamiętać. Nowa marka jest hołdem dla Dark Messiah of Might and Magic

Od wielu lat w grach wideo nie było tak satysfakcjonującej walki, którą chwali się Fatekeeper.

Dark Messiah of Might and Magic to gra wyjątkowa z kilku powodów, ale by nie snuć teraz długiej opowieści o kreatywności studia Arkane, znaczeniu Arx Fatalis i wielu innych aspektach tej sprawy powiem krótko: walka i fizyka. Mało która produkcja może pochwalić się tak immersyjnymi potyczkami z dodatkowym smaczkiem w postaci odrobiny nieprzewidywalności i możliwości kombinowania w ramach dość liniowych poziomów. Do tej pory nie powstało nic, do czego można byłoby ten tytuł porównać, ale zupełnie nieoczekiwanie na THQ Nordic Showcase pokazano zupełnie nową markę, która ma ogromne szanse stać się sukcesorem Dark Messiah of Might and Magic.

Fatekeeper to pierwszoosobowa gra akcji z naciskiem na walkę bronią białą. Developerzy otwarcie mówią o inspiracjach klasykiem Arkane, ale także… Hellraidem, czyli pobocznym projektem Techlandu, który ostatecznie stał się zaledwie dodatkiem do pierwszego Dying Lighta. Fatekeeper ma posiadać nowoczesną oprawę graficzną, ale jednocześnie głęboko erpegowe mechanizmy zabawy. Pierwszy zwiastun wygląda intrygująco. Tak bardzo, że zdaniem Karola zdeklasował remake Gothica i podpisuję się pod tym obiema rękami i nogami.

Gameplay, który miałem okazję oglądać, w zasadzie wygląda jak Dark Messiah of Might and Magic 2 – gdyby nie kwestia estetyki i pewne różnice projektowe, bez problemu uwierzyłbym, że to prawdziwy sequel. Walka wygląda soczyście, krwawo i niezwykle satysfakcjonująco, a odpowiednie wyczucie czasu i prawidłowe odczytywanie zamiarów wrogów są niezbędne do skutecznego radzenia sobie z problemami. Same mechanizmy walki nie opierają się tylko na silnych-wolnych i słabych-szybkich atakach – oprócz tego dostaniemy sporo ruchów specjalnych oraz synergie z lokalną wariacją na temat magii, pozwalającą rzucać w oponentów przedmiotami czy miotać mniejszymi stworami jak szmacianymi lalkami. Dodatkowo Fatekeeper ma zaproponować znaczący system rozwoju, który nie będzie opierał się na nudnym zwiększaniu statystyk czy podbijaniu szybkości ataku; ma znacząco zmieniać nasz styl gry i prowadzić do wielu nowych możliwości gameplayowych, zapewne powiązanych z tym, jaki rodzaj walki uznamy za najlepszy i preferowany.

Fatekeeper będzie przygodą liniową, jednak tylko w znaczeniu narracyjnym. Nie jest to co prawda produkcja z w pełni otwartym światem, chociaż developerzy obiecują wiele dróg dotarcia do celu i brak wymuszania jednej, konkretnej ścieżki progresu. Jeśli chodzi o poziom trudności, nie jest to soulslike, ale także nie typowa zręcznościówka – ma być wymagająco, ale nie frustrująco.

Nad grą pracuje zespół zaledwie 10 osób i nie znamy nawet orientacyjnej daty premiery, ale coś mi mówi, że warto ją dodać do listy życzeń na Steamie. Fatekeeper ukaże się na razie tylko na pecetach i będzie rozwijany we wczesnym dostępie.


Czytaj dalej

Redaktor
Sam Goldman

I have no mouse and I must click.

Profil
Wpisów1999

Obserwujących6

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze