Jeden z twórców Counter-Strike'a żałuje odejścia z Valve. „Mógłbym już teraz odejść na emeryturę”
Minh Le z perspektywy czasu podjąłby inną decyzję i nie porzuciłby Counter-Strike'a. Jednak gdyby nie to, nie zacząłby pracy nad własnym tytułem.
Counter-Strike zaczynał jako projekt dwóch fanów Half-Life’a, Minha „Goosemana” Le i Jessa Cliffe'a, którego podstawy stanowiła owa strzelanka. Modyfikacja dość szybko zyskała na znaczeniu, bowiem Valve odezwało się do jej twórców chcąc dołączyć ją do jednej z aktualizacji Half-Life’a. To zaś dało możliwość wystartowania Counter-Strike'owi w 2000 roku w formie samodzielnej produkcji, by następnie na zawsze zmienić rynek sieciowych FPS-ów.
Gooseman jednak odszedł z Valve w 2006 roku, gdy wiedział, że planowany przez niego sequel Counter-Strike'a nie dostanie zielonego światła. Od tego czasu pracował przy różnych projektach, zarówno autorskich (Tactical Intervention), jak i już obecnych na rynku (Rust, Black Desert Online). W niedawnym wywiadzie z PCGamesN spojrzał na swoją karierę z perspektywy tych kilkudziesięciu lat, wracając do przełomowego momentu w jego życiu zawodowym – współpracy z Valve.
Kiedy powstała pierwsza beta [Counter-Strike’a – dop red], zdaliśmy sobie sprawę, że mamy w naszych rękach coś wyjątkowego. Gdy natomiast skontaktowało się z nami Valve, sądziliśmy, że to może przejść do historii jako coś przełomowego. W tamtym okresie każdy FPS bazował na formule deathmatchowej – zgiń, wskrześ się, zgiń. Counter-Strike jednak wprowadzał koncept meczów podzielonych na rundy. Sporo osób czerpało też przyjemność z ekonomii polegającej na oszczędzaniu środków na lepszą broń i zastanawianiu się, czy powinni kupić coś nowego teraz, czy dopiero w późniejszej fazie rozgrywki.
Współpraca z Valve, gdy Le miał zaledwie 20 lat, była dla niego spełnieniem marzeń i uznawał to za niespotykaną okazję do rozwoju jako twórca gier. Chciał przemycić wszystkie swoje nowe pomysły na rozgrywkę do drugiej części Counter-Strike'a, której produkcję nawet rozpoczął, niemniej spotkał się z oporem szefów.
Rozmawiałem z Gabem [Newellem – dop. red.] i innymi osobami z szefostwa, i podjęliśmy decyzję, że nie mogę pracować nad grą, którą mógłbym kształtować w ten sam sposób, co Counter-Strike'a. Zdaliśmy sobie sprawę, że osiągnął on szczyt. Niemożliwa była dla nas zmiana tej sytuacji, ponieważ społeczność już się do tego [formuły rozgrywki Counter-Strike'a – dop. red.] przyzwyczaiła. Miałem jednak dużą potrzebę wprowadzenia nowych elementów do gry.
Drogi Valve i Le rozeszły się, co, jak mówi, z perspektywy czasu nie było rozsądną decyzją i żałuje jej podjęcia. Jak sam twierdzi, gdyby pozostał w studiu, w tym momencie mógłby odejść na emeryturę, wybrał jednak trudniejszą drogę usłaną wieloma nietrafionymi projektami i współpracą z różnymi nieszczególnie dobrymi firmami. Z drugiej strony pozwoliło mu to na rozwinięcie się w innych kierunkach, dzięki czemu mógł powstać jego obecny projekt – Alpha Response.
Jest to FPS (a jakże inaczej), w którym wcielamy się w członka międzynarodowego oddziału specjalnego zajmującego się przestępczością. W dużym skrócie rozgrywka polega na eliminowaniu (w pojedynkę lub grupie 4 osób) zagrożenia, rozbrajając przy tym bomby czy uwalniając zakładników. Alpha Response obecnie znajduje się we wczesnym dostępie, który, patrząc na SteamDB, w szczytowym momencie przyciągnął około 1,5 tys. graczy (choć z drugiej strony szybko ich stracił i w ostatnich 24 godzinach naraz bawiło się maksymalnie 250 osób).
Czytaj dalej
Gracz kiszący się przez większość życia na słabiusieńkim pececie, stąd pałający miłością do kilku tytułów wydanych przed swoim rokiem urodzenia jak Thief 2 czy Heroes III. Niezdrowo analizujący spójność mechanik gry ze światem przedstawionym. Zawsze daje najwięcej punktów w charyzmę. Fortnite spalił mu zasilacz.