Ładowarka? A po co? Tak Apple oszczędził fortunę

Jeśli obstawialiście, że koncern zostawił sobie w kieszeni jakieś drobniaki, to… Cóż, pomyliliście się, i to okrutnie. 6,5 miliarda dolarów – na tyle szacowana jest wysokość oszczędności poczynionych przez firmę od 2020 roku, kiedy to Apple zrezygnował ze sprzedaży akcesoriów wraz z telefonami. Na kwotę tę składają się oczywiste koszty produkcji słuchawek czy ładowarki, ale i transport gotowych zestawów. Pozbawione dodatków opakowania z samym telefonem są lżejsze i mniejsze – a więc na jednej palecie zmieści się większa liczba urządzeń, co również przekłada się na spadek całościowych kosztów.

A co dostajemy w zamian? Świadomość, że troszczymy się o środowisko: Apple pochwalił się, że dzięki temu ruchowi zredukował roczną emisję dwutlenku węgla o 2 mln ton. Aha, no i oczywiście chudszy portfel. Bo od 2020 roku firma kasuje ekstra za wspomniane dodatki. W polskim sklepie tej marki ładowarka o mocy 20 W kosztuje 99 zł.
Czytaj dalej
7 odpowiedzi do “Ładowarka? A po co? Tak Apple oszczędził fortunę”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Ciekawe ile jeszcze, dodatkowo zarobiono na zwiększonej sprzedaży ładowarek
Ok, nie jestem specjalistą od s-fonów ale z tego co pamiętam:
1) s-fony mają super hiper mega ładowarki lighting, które są licencją apple więc nawet kupując zamiennik mają z tego zysk. Producenci którzy używają usb w telefonach tego stałego zysku nie mają zagwarantowanego
2) s-fony wymagają specjalnej ładowarki nie używanej do niczego poza s-fonami więc o ile ładowerkę usb można mieć jedną do wielu urządzeń to do s-fona i tak trzeba kupić ładowarkę specjalną dla niego, albo chociaż drogą przejściówkę, a tu patrz punkt 1 i tyle jeśli chodzi o troskę o środowisko
3) W artykule z jakiegoś powodu podawana jest cena ładowarki USB-C o mocy 20W i nawet jej zdjęcie. Nie wiem co robią s-fony, że tam ładowarka 20watowa jest potrzebna. Chyba, że do i-padów też ładowarek nie dołączają.
Gdzieś wyczytałem, że Komisja Europejska jakiś czas temu wprowadziła dyrektywę według której producenci urządzeń mobilnych mają wprowadzić ustandaryzowane USB-C jako port ładowania w swoich produktach.
Nie wiem kiedy ten wymóg ma być zrealizowany, ale wiem, że tyczy się to również produktów Apple.
Taka to ekologia, że prezes Apple’a i członkowie zarządu za dodatkową kasę częściej będą latać prywatnymi odrzutowcami. A ładowarki i tak są produkowane w tej samej ilości i transportowane do sklepow, tylko dodatkowo trzeba z nie płacić.
Nawet mi nie żal fanów jabłka chwalących tak słabe praktyki. Szkoda tylko, że niektóre firmy, tworzące telefony z androidem, też zaczynają podłapywać te durne pomysły z pozbyciem się ładowarek.
Coraz więcej takich myków. Ja kupiłem nowy monitor Lenovo a w nim brak kabla HDMI tylko zwykły prehistoryczny kabel, technologia pamiętająca jeszcze monitory kineskopowe, który wylądował w koszu (oczywiście na małą elektronikę- dostępne są takie w sklepach elektronicznych). Kabel HDMI trzeba było dokupić.
Nie rozumiem, przecież te ładowarki nie biorą się w sklepach z powietrza – nadal są produkowane (tak jak przed zmianą) i nadal są transportowane do sklepów/centrów dystrybucyjnych. To wszystko nadal pochłania zasoby przy produkcji (prąd, którym zasilane są maszyny) i przy przemieszczaniu (paliwo). Ładowarki nadal muszą być w coś opakowane i na coś ładowane (palety/zbiorniki/etc). Różnica taka, że teraz najwidoczniej są one transportowane osobno. To z kolei może powodować dodatkowe zanieczyszczenia bo de facto to 2 osobne operacje na każdą sztukę telefonu. Nie wiem, może się nie znam, ale jakoś to mi dziwnie wygląda.