Microsoft broni wykupu Activision Blizzard. Twierdzi, że nie ma gier „must have”
O największym przejęciu w branży mówi się do dziś, a kwota niemal 69 (nice) milionów dolarów pobudza wyobraźnię.
Zapraszam do kolejnego odcinka programu „Pod gradobiciem pytań”. Pan Walaszek zajmuje się „Egzorcystą”, więc sami zrobimy „Gradobicie”. Temat przejęcia Activision Blizzard nie znika z nagłówków w serwisach branżowych od stycznia, a ostatnio sprawie przygląda się jeden z urzędów w Wielkiej Brytanii.
Czemu zatem wracamy do tego wątku? Otóż w jednym z dokumentów nowozelandzkiej Komisji Handlu z czerwca tego roku (strona 49) możemy przeczytać, iż w grach Activision Blizzard nie ma niczego wyjątkowego i nie powinno to budzić obaw konkurencyjnych producentów gier na pecety i konsole.
Pamiętajmy przy tym, ze seria Call of Duty zarobiła 23 miliardy dolarów od 2003 roku, co czyni ją jedną z najbardziej dochodowych marek w historii giereczkowa. Finansowo to wygląda super, ale czy sama zawartość gier z tej serii to coś wyjątkowego, coś „must have”? Tu można podyskutować, ale żarty o zjadaniu własnego ogona czy dostarczaniu co roku tego samego zapewne też znikąd się nie wzięły. Wszystko rozbija się o to, jak „must have” rozumiemy. A co człowiek, to rzyć i opinia.
Jak w świetle tego wszystkiego wybrnął z sytuacji rzecznik Microsoftu? Oto jego wypowiedź:
„Must have” jest terminem prawniczym, a nie stwierdzeniem wartości, jaką przywiązujemy do portfolio gier Activision Blizzard. Kochamy każdą z ich gier i mamy ogromny podziw i szacunek dla twórczego talentu, który za nimi stoi.
Tego rozpędzonego pociągu raczej już nic nie zatrzyma.
Czytaj dalej
Is this enough to get 20 people plastered?