„Armageddon” może stać się totalną fikcją. Udało się przesunąć asteroidę; to pewne!
Znamy wyniki słynnego eksperymentu NASA, który polegał na uderzeniu w odległą asteroidę celem zmiany jej toru.
Nie chcemy tego przed sobą przyznać, bo szkoda na to przestrzeni umysłowej i nerwów, ale ludzkość żyje na niezłym farcie. Spokojnemu życiu na naszej błękitnej ziemskiej kupie kamieni grożą różne czynniki losowe, takie jak burza elektromagnetyczna ze Słońca, przebiegunowanie czy uderzenie asteroidy. To ostatnie nie od dziś jest przedmiotem scenariuszy wielu fikcyjnych dzieł, które choć trochę wyrażają lęki i oswajają nas z taką ewentualnością. Ostatnim znanym filmem na ten temat było satyryczne „Nie patrz w górę” z Leonardem DiCaprio, gdzie z ludzkości wychodzą wszystkie najgorsze cechy w obliczu katastrofy.
Nie pozostajemy jednak bierni; nasze problemy tutaj są, jakie są, ale instynkt przetrwania bierze górę. Naukowcy na całym świecie pracują więc nad różnymi systemami obrony planetarnej fundowanymi przez rządy m.in. Chin oraz USA. Oddział należący do NASA powstał w 2016 i od pewnego czasu czynnie skanuje niebo pod kątem zagrożeń. Ponieważ jednak sama wiedza niewiele nam da, jakiś czas temu podjęto bardziej zdecydowane kroki. Postanowiono opracować i wypróbować coś, co pozwoliłoby na zmianę toru potencjalnie śmiertelnego „przybysza” z kosmosu i uniknięcie apokalipsy. I chyba ładunki nuklearne oraz bohaterstwo będą tu zbędne.
Misja DART i jej pierwszy sukces
Tak zrodziła się misja DART („Double Asteroid Redirection Test”), pierwszy realny krok ku bardziej skomplikowanym rozwiązaniom. 24 listopada 2021 w stronę uważnie wybranej do testów asteroidy Dimorphos wystrzelono statek o tej samej nazwie, jaką nosi misja. Jej cel był prosty: uderzyć jak najmocniej w orbitujący wokół innej asteroidy obiekt docelowy (który nie zagrażał ani nie zagraża Ziemi w żaden sposób) i sprawdzić, co się stanie. Oraz czy to jest dobra metoda, aby bronić kiedyś planety przed faktycznym zagrożeniem.
Udało się. 26 sierpnia 2022 DART uderzył w Dimorphosa z zabójczą precyzją i przesunął jego orbitę. Dzięki dostępnej technologii mamy nawet z tego film poklatkowy:
I to certyfikowany sukces!
Okej, udało się, i to pół roku temu. Ludzkość ocalona. Więc z czego news? Otóż właśnie ukazały się zredagowane oraz zrecenzowane przez innych naukowców artykuły dokładnie opisujące i analizujące zajście. W świecie nauki bez takich publikacji odkrycia nie można uznać za potwierdzone, więc to wielki sukces dla misji. (To dlatego trzeba uważać na wiele doniesień o sensacyjnych spostrzeżeniach z teleskopu Webba; masa z nich czeka jeszcze na weryfikację i trafia do mediów przed recenzją, po angielsku nazywaną „peer review”. Więc nie, nie mamy jeszcze potwierdzenia, że Wielkiego Wybuchu nie było, albo że jakieś galaktyki „nie mają prawa istnieć”). Można je przeczytać w czasopiśmie „Nature”.
Pierwszy z artykułów wysnuwa optymistyczne wnioski, że dopóki asteroida będzie miała niecały kilometr średnicy, powtórzenie takiej misji w przyszłości będzie łatwiejsze i nie wymusi aż tak szeroko zakrojonych przygotowań. Autorzy zaznaczają tylko że „o wszystkim trzeba wiedzieć 7 lat wcześniej”. Doniesienia z drugiej pracy są bardziej sensacyjne: orbitę udało się przesunąć aż o 33 minuty. Trzeci zaś potwierdza na podstawie obliczeń siły uderzenia, że cały wysiłek miał sens. A uwierzcie mi, nie brakuje w historii badań, które kończyły się fiaskiem!
Wniosek? Być może po 2030 roku ludzkość będzie mogła spać spokojnie nawet w obliczu wieści o śmiertelnie wielkiej asteroidzie zmierzającej na kolizję z Ziemią. Dla naprawdę zainteresowanych tematem: więcej szczegółów o badaniach oraz linki do czasopisma „Nature” znajdziecie TUTAJ.
Czytaj dalej
Wielki entuzjasta gier z custom contentem. Setki godzin nabite w Cities: Skylines, Minecrafcie i Animal Crossing: New Horizons mówią same za siebie. Do tego rasowy Nintendron, który kupuje 10-letnie gry za pełną cenę i jeszcze się cieszy. Prywatnie lubi pływanie, sztukę i prowadzenie amatorskich sesji D&D.