Valorant: Fabuła w sieciowym FPS-ie może mieć ręce i nogi
Sieciowy taktyczny FPS autorstwa Riot Games skończył niedawno 2 lata i ani myśli zwalniać tempa. Przez ten czas gracze zdążyli polubić się z mnóstwem agentów, odkryć wiele sekretów, a także… poznać dość złożoną historię świata gry. Historię, która cały czas się rozwija.
Jako jeden z niewielu takich przypadków w świecie rywalizacyjnych strzelanek, Valorant oferuje rozbudowany wątek fabularny – cały czas prężnie rozbudowywany i cedzony ukradkiem w kolejnych aktualizacjach gry. Dlaczego „ukradkiem”? Bo to przede wszystkim strzelanina, w której na pierwszy plan wychodzą starcia 5 na 5, gdzie wystarczą dosłownie 2 kliknięcia, by rzucić się w wir potyczek pełnych taktycznego zacięcia oraz kreatywnych i szalonych zagrań. Więcej o tym, czym jest Valorant, przeczytacie w tym miejscu.
Próbując nadać sens
Gra próbuje między innymi wyjaśnić graczom, dlaczego w zasadzie pojedynkujemy się ze swoimi klonami: bo przecież naturalnym jest dla nas, że gdy na przykład w jednym zespole jest agentka Jett, to u przeciwników spotkamy jej kopię. Zwykle wzruszaliśmy ramionami na taki stan rzeczy – „cóż, taka uroda gier” – ale twórcy chcieli pójść o krok dalej.

Historia rozgrywa się w czasach współczesnych, z tym że świat jest o wiele bardziej rozwinięty technologicznie. Rządzą tu korporacje, a największą z nich jest Kingdom Corporation, które swoją siłę zbudowało na odkryciu radianitu – tajemniczego minerału, o którym wiemy naprawdę niewiele prócz tego, że ma coś wspólnego z czarną materią i wydobywa się go w kopalniach. Radianit okazał się doskonałym źródłem energii: pozornie bezpiecznym, ale na pewno szalenie wydajnym. Ostrzegano tylko, by ludzie nie przebywali przy nim bez odpowiedniego zabezpieczenia, gdyż może to grozić osobliwym napromieniowaniem.

Kingdom ujarzmiło moc radianitu do tego stopnia, że dzięki niemu wyprodukowało tyle energii, by w ponad 3/4 pokryć zapotrzebowanie energetyczne całej Ziemi. Korporacja stała się potęgą, inwestując m.in. w sektor zbrojeniowy, sieci kawiarnii, barów, lodziarni czy… sklepów z ciuchami. Jakiś czas później miało miejsce wydarzenie, które nazwano w valorantowym świecie First Light. Niewiele wiadomo o jego naturze i przyczynach. Prawdopodobnie był to rozbłysk dziwnej energii, który sprawił, że radianitu na Ziemi przybyło, a część osób wystawionych na jego działanie zyskało nadnaturalne moce. Zaczęto nazywać ich radiantami. Tymczasem tajemniczy fundatorzy powołali Protokół VALORANT – tajną organizację zrzeszającą ludzi oraz radiantów, których zadaniem jest dbać o to, by nowy minerał był wykorzystywany tylko do bezpiecznych celów.

Okazało się jednak, że Ziemia, z której pochodzą nasi bohaterowie, nie jest tą jedyną. Ziemia Omega jest niejako kopią, odbiciem lustrzanym naszej, acz pochodzi z alternatywnej rzeczywistości i różni się pewnymi niuansami: na przykład Kingdom Corporation nazywa się na niej Kingdom Industries. Tam jednak First Light sprawiło, że klimat zaczął się drastycznie zmieniać, a świat – umierać. Szczęśliwie dla siebie mieszkańcy Omegi opanowali dzięki radianitowi sztukę podróżowania między wymiarami i zdołali nawiązać kontakt z naszą planetą, którą nazwali Ziemią Alfa. Ich próby współpracy z nami (np. polegające na zbudowaniu zderzacza radianitu znanego fanom Valoranta z mapy Fracture) spełzły na niczym i zostali zmuszeni do opracowania spike’a – urządzenia, które pobierało cały radianit z okolicy, przy okazji kompletnie ją dewastując. Za żyzny teren uznali naszą Ziemię, a pierwszy ich atak okazał się udany: detonacja spike’a sprawiła, że cała Wenecja wyleciała w powietrze – i to dosłownie, bo fragmenty miasta lewitują teraz na tle nieba, przeszyte tętniącą energią radianitu. Kingdom musiało też oficjalnie przyznać, że minerał ten nie jest wyłącznie bezpiecznym źródłem energii.
W ten oto sposób agenci protokołu Valorant dowiedzieli się o swoich alter ego: za detonację spike’a była bowiem odpowiedzialna Jett z innego wymiaru. I tak rozpoczęła się wojna, którą prowadzą teraz miliony graczy z całego świata.
Kim są agenci?
Szeregi valorantowych agentów zasila 19 osób. A tak po prawdzie to 20 – z tym że tajemniczy agent o numerze 8 jest w grze uznany za zaginionego lub zmarłego. W Valorancie fabuła cedzona jest zresztą bardzo oszczędnie. Do tego stopnia, że ktoś, kto odpala go sobie po prostu codziennie na kilka chwil, nie próbując pilniej rozejrzeć się po mapach lub przysłuchać się rozmowom bohaterów pomiędzy rundami, nie będzie nawet wiedział, że dzieje się coś ważnego.
Z historią szerzej możemy zaznajomić się dzięki audiologom i mailom dostępnym na strzelnicy. Warto też przyjrzeć się animacji z tła głównego menu gry, a nawet przedmiotom z przepustki sezonowej (które często delikatnie uchylają rąbka tajemnicy, na przykład w kwestii pojawiania się w grze nowych postaci czy kolejnych kroków podejmowanych przez bohaterów).
Każdy z agentów ma swoją historię i/lub bezpośrednio związany jest z daną mapą, czy wydarzeniem w grze. Ale więcej o nich dowiesz się z kolejnego artykułu o Valorancie, który ukaże się na cdaction.pl już na dniach!
Grę Valorant pobierzesz za darmo stąd: https://playvalorant.com/pl-pl/
Przeczytaj poprzedni artykuł z serii:
Valorant: Doświadczenie to połowa sukcesu
Artykuł powstał przy współpracy z partnerem.