8
około 11 godzin temuLektura na 6 minut

Boję się o Mass Effecta 5. EA odleciało i nie potrafi wyciągnąć wniosków z porażki Dragon Age: The Veilguard

Dragon Age: The Veilguard upadł z hukiem,co najprawdopodobniej odbije się na ekipie BioWare’u. Niestety w sprawie głos zabrał Andrew Wilson, CEO Electronic Arts. Wnioski, które wyciągnął z porażki erpega, jeżą włosy na głowie i bardzo, ale to bardzo źle wróżą Mass Effectowi 5.

Komuś chyba za mocno przygrzały promienie słońca odbijające się od złotych dukacików. To prawda, Dragon Age 4 zebrał srogie baty i przede wszystkim nie sprzedał się za dobrze. Oficjalne komunikaty informują nas o „zaangażowaniu 1,5 miliona graczy”, co znaczy, że nabyć produkcję mogło jeszcze mniej osób, kiedy EA liczyło zaś na minimum trzy miliony. A ponieważ ludzie trzymający władzę i pieniądze nie zawsze podlegają tym samym prawom fizyki oraz ramom racjonalności co my, to Andrew Wilson, szef EA, wyciągnął – lub przynajmniej puścił w eter – wnioski z kosmosu.

Po przeanalizowaniu porażki wyszło mu – lub jego księgowym – że The Veilguard nie sprzedał się, ponieważ nie był grą-usługą, a teraz gracze właśnie tego chcą, tego potrzebują. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że ktoś tu pragnie, aby według tego przepisu zaczęto mieszać przy Mass Effekcie 5. Bo to przecież jedyny ogłoszony projekt, nad którym BioWare teraz pracuje.

Mass Effect 5
Mass Effect 5

Refleksje z kosmosu

Rozumiem rozdźwięk między mową ludzką i korporacyjną, ale tu zaprezentowano nam fikołka z kosmosu. Straż Zasłony się nie obroniła, bo zwyczajnie nie miała czym. Bohaterowie – podobnie jak fabuła – zbyt późno stali się interesujący, a graczom nie chciało się tyle czekać. Fatalnie też tę grę sprzedawano, jeszcze gorzej prowadzono komunikację z fanami. Nie pomogła również estetyczna, lecz pozbawiona ikry grafika. Twórcy polaryzujących treści dostali prezent, którego nawet nie musieli przesadnie obrabiać, wyolbrzymione połajanki pisały się same.

Dragon Age 4 sprzedał się słabo nie dlatego, że ktoś tu rozpaczliwie potrzebował multiplayera, a go nie dostał (choć ten się przecież pojawiał i w Inkwizycji, i np. w Mass Effekcie 3). Po prostu core’owi fani po obejrzeniu materiałów promocyjnych bali się, że mogą nie mieć czego szukać w nowej odsłonie serii – co przynajmniej częściowo się potwierdziło. To dla wielu nie było nawet porządne action RPG. Wilson i spółka wyciągnęli tymczasem te wnioski, które im pasowały.

Oczywiście, że gry singlowe nigdy nie zarobią tyle, co kosmetyczne dodatki do WoW-a czy Diablo 4. Przy skórkach stosunek wysiłku do przychodów wypada niesamowicie. Tylko że singleplayerowe hity, przynajmniej w dużych korporacjach, powinny pełnić funkcję flagowej limuzyny na wypasie, jak seria 5 czy 7 w BMW. To te monumenty prezentowane na plakatach. Od robienia sprzedaży są praktyczne woziki, jak seria 1 albo Vagowskie passaciki i golfiki. EA takie gry wyrobnicze też posiada, i to w dużej liczbie – Fifa to już prawie kasyno w kolorze boiska.

Mam zresztą dziwne wrażenie, że Elektronicy po prostu szukali pretekstu, by tę wstrętną singleplayerowość uwalić, pozbyć się jej i wystrzelić ją w kosmos. Wygląda to tak, jakby włodarze zobaczyli korzyść w panujących przez parę lat trendach i niechętnie, ale dali zielone światło, bo God of War, The Last of Us, Spider-Man, Red Dead Redemption 2 czy Soulsy robiły furorę. To może jednak nie warto wciskać elementów online do Dragon Age’a 4? Oooo, nie wyszło? No to wracamy do ukochanego modelu biznesowego, ocierając łzy ambicji banknotem z podobizną Benjamina Franklina.

Dragon Age: Straż Zasłony
Dragon Age: Straż Zasłony

W kosmosie nikt nie usłyszy krzyku Mass Effecta

I tylko Mass Effecta 5 w tym wszystkim szkoda. Jego szanse na wybicie się i bycie kawalerią ratującą BioWare w ostatniej chwili zwyczajnie topnieją z każdym kolejnym komunikatem od „dobrych panów” z EA. Nie wątpię, że wydawca zechce teraz trafić do graczy „coraz częściej poszukujących funkcji wspólnego świata”. Tylko że to nie są gracze, którzy uwielbiają Mass Effecta, Dragon Age’a czy np. Baldur’s Gate 3.

Dla takich odbiorców podobny bajer stanowi tylko dodatek, a nie podstawę. Istnieje ryzyko, że BioWare sterowany przez EA zwyczajnie zbyt szybko straci „rdzennych fanów” i nie uzupełni tego braku demografią napływową, która może – ale nie musi – pojawić się skuszona tą prześwietną ideą wspólnego świata.

Powiem tak: mnie największą frajdę obok budowania relacji z towarzyszami dawało kopanie w lovecraftowskim, nieco upiornym (dobra, strasznie upiornym) lore Żniwiarzy. Mimo że można ten temat sprowadzić do „złych robotów z kosmosu”, to jednak czaiła się w tym prawdziwa groza, coś bardziej przytłaczającego niż w wielu pełnokrwistych horrorach opartych na mitologii Cthulhu. A na pewno fascynowało liczbą niedopowiedzeń. Odkrywanie tego w towarzystwie JasiaFasoli78 w opalizującej premium skórce faktycznej cyberfasoli może być ciosem w immersję tak mocnym, że nawet Lewiatany tego nie przetrwają.

To się może skończyć jak z Diablo 4. Uwielbiam tę grę, ale za płynny gameplay, postacie, fabułę (choć w Vessel of Hatred ten aspekt położono koncertowo) i całkiem przyjemny – lecz wymagający dalszego rozwoju – endgame. Wciskane na siłę aspekty MMO (Cytadela) i stała obecność innych na planszy tylko mnie z frajdy wybijają. A Diablo to przecież i tak produkcja mocniej nastawiona na rozgrywkę niż Mass Effect, gdzie „wczuta” i emocje zawsze będą grać pierwsze skrzypce.

Dragon Age: Straż Zasłony
Dragon Age: Straż Zasłony

Chyba tylko model podobny do tego z Dark Souls czy Elden Ringa z okazjonalnie przyzywanymi do pomocy albo wyciąganymi „na ustawkę” graczami mógłby sprzyjać kreowaniu dziwnej, kosmicznej opowieści, ale nie podejrzewam decydentów EA o naciskanie na tak subtelne pomysły.

Zmierzam do wniosku, że jeśli jeszcze raz ktoś zagoni ludzi z BioWare’u do robienia gry-usługi, efekt ich pracy może okazać się produkcją dla absolutnie nikogo  – jak Anthem – i gwoździem do trumny tej legendy. Wieść o okrojeniu studia do mniej niż 100 pracowników smuciła ze względu na los ludzi. Skromniejszy skład i trudne warunki bywają jednak motorem napędowym determinacji i innowacji. Myślałem, że w tych spartańskich warunkach to ma szansę się jeszcze udać, że to może być ten ostatni, heroiczny czyn, który na przekór wszystkiemu odwróci przebieg bitwy.

Kiedy jednak EA z uśmiechem obwieściło swoje zamiary, zmartwiłem się, że dotkną one właśnie nowego Mass Effecta. Teraz BioWare może się co najwyżej heroicznie poświęcić, by Elektronicy choć na chwilę spadli z rowerka i odzyskali kontakt z rzeczywistością.

PS Skecz Viva La Dirt zupełnie bez związku:


Czytaj dalej

Redaktor
Hubert Sosnowski

Prawdopodobnie jedyny dziennikarz, który nie pije kawy. Rocznik '91. Szop w przebraniu. Gdzie by nie mieszkał, pozostaje białostoczaninem. Pisał do Dzikiej Bandy, GRYOnline.pl, Filmomaniaka, polskiego wydania Playboya, wydrukowano mu parę opowiadań w Science-Fiction Fantasy i Horror. Prowadzi fanpage Hubert pisuje, a odważni mogą szukać profilu na wattpadzie o tej samej nazwie. Kiedyś napisze książkę, a w jego garażu zamieszka odpicowane BMW E39 i Dodge Charger. Na pewno! Niegdyś coś ćwiczył, ale wybrał drogę ciastek. W miłości do Diablo, Baldura, NFSa i Unreal Tournament wychowany.

Wpisów17

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze