17
15.12.2023, 13:49Lektura na 8 minut

Diablo 4 dzięki 2. sezonowi jest najlepszym Diablo w historii

W recenzji Diablo 4 skupiliśmy się na mechanikach prowadzących do endgame’u. Teraz, po premierze drugiego sezonu i kilku znaczących aktualizacjach, przychodzi pora na przyjrzenie się temu, jak nowy Diabełek sprawdza się w roli codziennej, powtarzalnej rozrywki.


Jakub „Cubituss” Kowalski

O co chodzi z sezonami w grze action RPG takiej jak Diablo 4 i po co w ogóle istnieją? W wielkim skrócie: bo wszyscy nabiegaliśmy się tyle na „pindla” w Diablo 2, że nie chcemy robić tego nigdy więcej, i ludzie z Blizzarda zrozumieli to dopiero półtora roku po wydaniu „trójki”, przy premierze dodatku Reaper of Souls. Bogaci w tę wiedzę przenieśli ją do „czwórki” i wprawdzie z początku wyglądało to wszystko jak nieśmieszny żart kogoś, kto w action erpegi nie gra, ale szybko poprawiono kurs i produkcja jest teraz najlepszym Diablo w historii.


Cztery pory Diabła

Według standardu wyznaczonego przez Diablo 3 i jego głównego konkurenta, czyli Path of Exile, gra musi się zmieniać i ewoluować, do czego służą właśnie sezony. Jeden zwykle trwa trzy miesiące i wiąże się z dwiema rzeczami. Po pierwsze z koniecznością stworzenia postaci i wylevelowania jej od zera (cicho tam w tylnych rzędach, nie trzeba robić znowu kampanii!). Po drugie z wprowadzeniem do gry rozbudowanego zestawu nowych mechanizmów w istotny sposób zmieniających rozgrywkę.

Diablo 3 zaczęło wprowadzać (rachityczne z początku) sezony półtora roku po premierze, „czwórka” – półtora miesiąca od czasu pojawienia się na rynku. Sezon pierwszy okazał się tak zły, że jedynie najzatwardzialsi fani zdołali doczołgać się do 100. poziomu i przekonać, iż endgame’em były wszystkie postępy od pięćdziesiątki do setki, a później nie ma co robić.

Diablo 4
Diablo 4

Autorzy z niezrozumiałych powodów w kolejnych aktualizacjach osłabiali bohaterów, zmniejszali liczbę zdobywanych punktów doświadczenia, kazali graczom jeździć po całej mapie i dbali o to, żeby najlepsze unikatowe przedmioty wypadały trzem osobom na świecie – generalnie trudno było o skuteczniejsze pogorszenie jakości rozgrywki. Na szczęście szybko zrozumieli swój błąd.


Gdzie ten koniec!?

Zanim opowiem o drugim sezonie, warto wspomnieć, co się robi w Diablo 4 po skończeniu kampanii. Otóż gdy mamy poziom w granicach 50. i odblokowane wszystkie punkty umiejętności, zaczynamy wypełniać tzw. paragon boardy, czyli plansze zawierające znaczące usprawnienia siły bohatera. Idziemy pole za polem, aż docieramy do krawędzi, kiedy to można dołączyć nowy paragon board (tutaj zdziwionko – pod jednym z czterech kątów; da się obracać planszę o 90 stopni, zanim się ją doczepi).

Dana postać ma dziewięć dostępnych paragon boardów: jeden domyślny i osiem specjalistycznych. Na każdej z tych ośmiu plansz znajduje się pole legendarne (o mocno charakterystycznej funkcji), kilka rzadkich (silnie definiujących build) oraz miejsce na tzw. glif, czyli specjalną runę wpływającą na pola w określonym zasięgu, którą najpierw trzeba znaleźć, a potem podnieść jej poziom, kończąc lochy w trybie nightmare (tutaj każdy loszek ma swój „poziom” określający trudność, a także punkty używane do levelowania glifów). To pierwsza aktywność końcowa.

Diablo 4
Diablo 4

Świat na czterech poziomach

W odpowiednich chwilach trzeba jednak podnosić poziom trudności całego świata – na trzecim i czwartym (maksymalnym) wypadają o niebo potężniejsze przedmioty. Aby włączyć te poziomy, należy ukończyć poświęcone im naprawdę trudne lochy i nawet nie powiem, ile potu tam przelałem i ile brzydkich słów wypowiedziałem, bo nie chciałem grać na taksówce (czyli z dużo mocniejszym kolegą w drużynie).

Po wbiciu na czwarty poziom świata z wrogów zaczynają sypać się przedmioty z przymiotnikiem „starożytny” (ang. ancestral) i możemy przejść do szlifowania buildu pod końcowych bossów. Warto przy tym wspomnieć, że poza standardowymi poziomami rzadkości ekwipunku (do legendarnych włącznie) w Diablo 4 znajduje się też pula itemków unikatowych, zarówno ogólnych, jak i klasowych. Te kompletnie zmieniają styl rozgrywki i definiują build do tego stopnia, że jak jakiś czasami wypadnie, to warto przebudować postać od zera (wliczając w to umiejętności) pod ten właśnie przedmiot.

Diablo 4
Diablo 4

Sezon numer dwa

Największy fun w Diablo 4 to zbieranie przedmiotów i budowanie jak najmocniejszej postaci. Wraz z premierą nowego sezonu trzeba „zacząć” bohatera od zera, ale po pierwsze ekspy lecą jak szalone, a po drugie nie musimy robić kampanii, tylko możemy od razu się uganiać za eventami – zupełnie jak w adventure mode w „trójce”. Gdzieś na świecie zawsze występuje inwazja wampirów zwana Krwawymi Żniwami, a od wrogów i przedmiotów jest tak gęsto, że ekranu nie starcza. Przy okazji robi się też (prościutkie) zadania dla Drzewa Szeptów, więc poczucie pędu do przodu okazuje się niesamowite.

Oczywiście nadal można (a nawet trzeba) zajmować się innymi rzeczami, zwłaszcza Piekielnym Przypływem, który dla odmiany pojawia się tylko co jakiś czas, ale oferuje oceany punktów doświadczenia i najpotężniejszych przedmiotów. Dobrze też biegać na pojawiających się co parę godzin ogólnoświatowych gigabossów, rzucających itemki o dużo wyższej jakości niż przewidziana dla nas średnia, oraz na Legion, czyli wydarzenie, w trakcie którego przebijamy się przez – tak, zgadliście – legiony przeciwników. Harmonogram wszystkich tych wydarzeń śledzą zewnętrzne stronki w necie, jak choćby helltides.com.

Diablo 4
Diablo 4

Specjalna mechanika w sezonie drugim, czyli drzewko wampirzych umiejętności pasywnych, dostarcza nam przede wszystkim dość sporo motywacyjnego paliwa. Nowe moce okazują się fantastycznie silne, a do tego levelowanie ich jest częściowo losowe (wybieramy jedną z zaproponowanych trzech zdolności do ulepszenia), więc chwilkę trwa wymaksowanie wszystkiego i zbudowanie optymalnego zestawu.

Moce aktywowane są tzw. paktami, czyli nowym parametrem tradycyjnych przedmiotów, na szczęście zmienialnym, więc niezależnie od poprawek w buildzie zawsze w łatwy sposób można włączyć swoje ulubione wampirze talenty. Jakby tej motywacji było nam mało, mamy jeszcze dodatkowy system poziomów, powiązany z Krwawymi Żniwami. Tutaj w nagrodę Diablo 4 obsypuje nas „jedynie” legendarnymi przedmiotami.


Deszcz legend

W odróżnieniu od okropnie biednego pierwszego sezonu drugi odblokował najprzyjemniejszą część Diablo 4 – tsunami przedmiotów. Podczas Piekielnego Przypływu bez przerwy coś podnosimy, bossowie rzucają gwarantowane „legendy”, a na zebranie ich wszystkich w trakcie wydarzenia specjalnego w Krwawych Żniwach zwykle nie starcza miejsca w plecaku. Dzięki temu bez żadnego bólu można wyciągać z nich aspekty (moce specjalne), które następnie nakładamy na te legendarne przedmioty odpowiadające nam najbardziej pod względem parametrów matematycznych. Mój schowek pęka od niewykorzystanych aspektów, a i tak ciągle brakuje mi kilku do stworzenia optymalnej postaci.

Diablo 4
Diablo 4

Pogoń za optymalizacją też została… zoptymalizowana. Gdy dojdziemy już do setnego poziomu, czeka na nas sekwencja bossów z dobrze znanym Durielem na samym końcu. Farmimy przedmioty po to, żeby przywołać „szefa” numer jeden, farmimy inne (niestety tylko podczas Piekielnego Przypływu), żeby przywołać „szefa” numer dwa, a potem za pomocą itemków z obu tych bossów wołamy wreszcie Duriela, aby robalowi naklepać.

Po co? Bo tylko Duriel w całej grze w częściowo gwarantowany sposób wyrzuca tzw. uber unique items, czyli absolutnie przepotężne przedmioty unikatowe. Były one już obecne w normalnym D4 i w sezonie pierwszym, ale nie dało się ich farmić. Wypadały losowo z różnych przeciwników z tak absurdalnie niskim prawdopodobieństwem, że serwisy internetowe poświęcone Diablo 4 informowały o każdym takim znalezisku z osobna. Niefajny pomysł.


Uber to jednak uber

Duriel jednak, jak wyliczono, charakteryzuje się dwuprocentowym prawdopodobieństwem wyrzucenia ubera i to dlatego wreszcie endgame w Diablo 4 nabrał wiatru w żagle. Przed jaskinią tego bossa stoi zawsze tłum chętnych na współudział w wyprawie na robala, bo zdobycie przedmiotów do jego przywołania to jednak zadanie upierdliwe, a przy czterech członkach drużyny można Duriela zabić czterokrotnie, za każdym razem na materiałach od innego gracza.

Diablo 4
Diablo 4

Kanał trade również ożył, ludzie handlują tu przede wszystkim materiałami czy to na Duriela, czy to na bossów wymaganych do jego przywołania, ale nie brakuje też zwykłych próśb o pomoc w ukończeniu loszków podnoszących poziom świata. Generalnie w sezonie drugim wreszcie czuć, że w grze pojawiło się jakieś życie. Mając jasny cel optymalizacji swojej postaci, wiemy dokładnie, co trzeba robić, a liczba zajęć nawet na 100. poziomie jest oszałamiająca.

W jeszcze świeżej aktualizacji Abattoir of Zir autorzy wprowadzili coś na modłę greater riftów z „trójki”, ale na razie działa to dziwnie. Wejście jest drogie, nie można ani razu ponieść śmierci (również w grupie), a poziom trudności już na pierwszym poziomie AoZ-a boli na tyle, że nawet wymaksowani bohaterowie potrafią zginąć od jednego strzału spoza ekranu albo od wybuchającego po ukatrupieniu wroga. Autorzy starają się to jakoś doszlifować, ale gracze na razie wydają z siebie średnio przychylne pomruki, bo nagroda za kolejne ukończenia Abattoir of Zir jest niezła, aczkolwiek tylko sezonowa – przestanie działać w trzecim tygodniu stycznia. No cóż, na szczęście zawsze zostaje Duriel.

Mimo delikatnego potknięcia z tym całym Abattoirem Diablo 4 po średnio udanym starcie, kiedy dorobiło się łatki gry nudnej i powtarzalnej, oraz beznadziejnym pierwszym sezonie wychodzi na prostą pod niemal każdym względem. Teraz to jest naprawdę świetne action RPG. Nie mogę się już doczekać przyszłej zawartości.


Czytaj dalej

Redaktor
Jakub „Cubituss” Kowalski

Dawniej redaktor naczelny magazynów Play i Komputer Świat Gry. Dziś wymyśla nowy świat gier w NFT.

Profil
Wpisów14

Obserwujących1

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze