Diablo 4 dzięki 2. sezonowi jest najlepszym Diablo w historii

O co chodzi z sezonami w grze action RPG takiej jak Diablo 4 i po co w ogóle istnieją? W wielkim skrócie: bo wszyscy nabiegaliśmy się tyle na „pindla” w Diablo 2, że nie chcemy robić tego nigdy więcej, i ludzie z Blizzarda zrozumieli to dopiero półtora roku po wydaniu „trójki”, przy premierze dodatku Reaper of Souls. Bogaci w tę wiedzę przenieśli ją do „czwórki” i wprawdzie z początku wyglądało to wszystko jak nieśmieszny żart kogoś, kto w action erpegi nie gra, ale szybko poprawiono kurs i produkcja jest teraz najlepszym Diablo w historii.
Cztery pory Diabła
Według standardu wyznaczonego przez Diablo 3 i jego głównego konkurenta, czyli Path of Exile, gra musi się zmieniać i ewoluować, do czego służą właśnie sezony. Jeden zwykle trwa trzy miesiące i wiąże się z dwiema rzeczami. Po pierwsze z koniecznością stworzenia postaci i wylevelowania jej od zera (cicho tam w tylnych rzędach, nie trzeba robić znowu kampanii!). Po drugie z wprowadzeniem do gry rozbudowanego zestawu nowych mechanizmów w istotny sposób zmieniających rozgrywkę.
Diablo 3 zaczęło wprowadzać (rachityczne z początku) sezony półtora roku po premierze, „czwórka” – półtora miesiąca od czasu pojawienia się na rynku. Sezon pierwszy okazał się tak zły, że jedynie najzatwardzialsi fani zdołali doczołgać się do 100. poziomu i przekonać, iż endgame’em były wszystkie postępy od pięćdziesiątki do setki, a później nie ma co robić.

Autorzy z niezrozumiałych powodów w kolejnych aktualizacjach osłabiali bohaterów, zmniejszali liczbę zdobywanych punktów doświadczenia, kazali graczom jeździć po całej mapie i dbali o to, żeby najlepsze unikatowe przedmioty wypadały trzem osobom na świecie – generalnie trudno było o skuteczniejsze pogorszenie jakości rozgrywki. Na szczęście szybko zrozumieli swój błąd.
Gdzie ten koniec!?
Zanim opowiem o drugim sezonie, warto wspomnieć, co się robi w Diablo 4 po skończeniu kampanii. Otóż gdy mamy poziom w granicach 50. i odblokowane wszystkie punkty umiejętności, zaczynamy wypełniać tzw. paragon boardy, czyli plansze zawierające znaczące usprawnienia siły bohatera. Idziemy pole za polem, aż docieramy do krawędzi, kiedy to można dołączyć nowy paragon board (tutaj zdziwionko – pod jednym z czterech kątów; da się obracać planszę o 90 stopni, zanim się ją doczepi).
Dana postać ma dziewięć dostępnych paragon boardów: jeden domyślny i osiem specjalistycznych. Na każdej z tych ośmiu plansz znajduje się pole legendarne (o mocno charakterystycznej funkcji), kilka rzadkich (silnie definiujących build) oraz miejsce na tzw. glif, czyli specjalną runę wpływającą na pola w określonym zasięgu, którą najpierw trzeba znaleźć, a potem podnieść jej poziom, kończąc lochy w trybie nightmare (tutaj każdy loszek ma swój „poziom” określający trudność, a także punkty używane do levelowania glifów). To pierwsza aktywność końcowa.

Świat na czterech poziomach
W odpowiednich chwilach trzeba jednak podnosić poziom trudności całego świata – na trzecim i czwartym (maksymalnym) wypadają o niebo potężniejsze przedmioty. Aby włączyć te poziomy, należy ukończyć poświęcone im naprawdę trudne lochy i nawet nie powiem, ile potu tam przelałem i ile brzydkich słów wypowiedziałem, bo nie chciałem grać na taksówce (czyli z dużo mocniejszym kolegą w drużynie).
Po wbiciu na czwarty poziom świata z wrogów zaczynają sypać się przedmioty z przymiotnikiem „starożytny” (ang. ancestral) i możemy przejść do szlifowania buildu pod końcowych bossów. Warto przy tym wspomnieć, że poza standardowymi poziomami rzadkości ekwipunku (do legendarnych włącznie) w Diablo 4 znajduje się też pula itemków unikatowych, zarówno ogólnych, jak i klasowych. Te kompletnie zmieniają styl rozgrywki i definiują build do tego stopnia, że jak jakiś czasami wypadnie, to warto przebudować postać od zera (wliczając w to umiejętności) pod ten właśnie przedmiot.

Sezon numer dwa
Największy fun w Diablo 4 to zbieranie przedmiotów i budowanie jak najmocniejszej postaci. Wraz z premierą nowego sezonu trzeba „zacząć” bohatera od zera, ale po pierwsze ekspy lecą jak szalone, a po drugie nie musimy robić kampanii, tylko możemy od razu się uganiać za eventami – zupełnie jak w adventure mode w „trójce”. Gdzieś na świecie zawsze występuje inwazja wampirów zwana Krwawymi Żniwami, a od wrogów i przedmiotów jest tak gęsto, że ekranu nie starcza. Przy okazji robi się też (prościutkie) zadania dla Drzewa Szeptów, więc poczucie pędu do przodu okazuje się niesamowite.
Oczywiście nadal można (a nawet trzeba) zajmować się innymi rzeczami, zwłaszcza Piekielnym Przypływem, który dla odmiany pojawia się tylko co jakiś czas, ale oferuje oceany punktów doświadczenia i najpotężniejszych przedmiotów. Dobrze też biegać na pojawiających się co parę godzin ogólnoświatowych gigabossów, rzucających itemki o dużo wyższej jakości niż przewidziana dla nas średnia, oraz na Legion, czyli wydarzenie, w trakcie którego przebijamy się przez – tak, zgadliście – legiony przeciwników. Harmonogram wszystkich tych wydarzeń śledzą zewnętrzne stronki w necie, jak choćby helltides.com.

Specjalna mechanika w sezonie drugim, czyli drzewko wampirzych umiejętności pasywnych, dostarcza nam przede wszystkim dość sporo motywacyjnego paliwa. Nowe moce okazują się fantastycznie silne, a do tego levelowanie ich jest częściowo losowe (wybieramy jedną z zaproponowanych trzech zdolności do ulepszenia), więc chwilkę trwa wymaksowanie wszystkiego i zbudowanie optymalnego zestawu.
Moce aktywowane są tzw. paktami, czyli nowym parametrem tradycyjnych przedmiotów, na szczęście zmienialnym, więc niezależnie od poprawek w buildzie zawsze w łatwy sposób można włączyć swoje ulubione wampirze talenty. Jakby tej motywacji było nam mało, mamy jeszcze dodatkowy system poziomów, powiązany z Krwawymi Żniwami. Tutaj w nagrodę Diablo 4 obsypuje nas „jedynie” legendarnymi przedmiotami.
Deszcz legend
W odróżnieniu od okropnie biednego pierwszego sezonu drugi odblokował najprzyjemniejszą część Diablo 4 – tsunami przedmiotów. Podczas Piekielnego Przypływu bez przerwy coś podnosimy, bossowie rzucają gwarantowane „legendy”, a na zebranie ich wszystkich w trakcie wydarzenia specjalnego w Krwawych Żniwach zwykle nie starcza miejsca w plecaku. Dzięki temu bez żadnego bólu można wyciągać z nich aspekty (moce specjalne), które następnie nakładamy na te legendarne przedmioty odpowiadające nam najbardziej pod względem parametrów matematycznych. Mój schowek pęka od niewykorzystanych aspektów, a i tak ciągle brakuje mi kilku do stworzenia optymalnej postaci.

Pogoń za optymalizacją też została… zoptymalizowana. Gdy dojdziemy już do setnego poziomu, czeka na nas sekwencja bossów z dobrze znanym Durielem na samym końcu. Farmimy przedmioty po to, żeby przywołać „szefa” numer jeden, farmimy inne (niestety tylko podczas Piekielnego Przypływu), żeby przywołać „szefa” numer dwa, a potem za pomocą itemków z obu tych bossów wołamy wreszcie Duriela, aby robalowi naklepać.
Po co? Bo tylko Duriel w całej grze w częściowo gwarantowany sposób wyrzuca tzw. uber unique items, czyli absolutnie przepotężne przedmioty unikatowe. Były one już obecne w normalnym D4 i w sezonie pierwszym, ale nie dało się ich farmić. Wypadały losowo z różnych przeciwników z tak absurdalnie niskim prawdopodobieństwem, że serwisy internetowe poświęcone Diablo 4 informowały o każdym takim znalezisku z osobna. Niefajny pomysł.
Uber to jednak uber
Duriel jednak, jak wyliczono, charakteryzuje się dwuprocentowym prawdopodobieństwem wyrzucenia ubera i to dlatego wreszcie endgame w Diablo 4 nabrał wiatru w żagle. Przed jaskinią tego bossa stoi zawsze tłum chętnych na współudział w wyprawie na robala, bo zdobycie przedmiotów do jego przywołania to jednak zadanie upierdliwe, a przy czterech członkach drużyny można Duriela zabić czterokrotnie, za każdym razem na materiałach od innego gracza.

Kanał trade również ożył, ludzie handlują tu przede wszystkim materiałami czy to na Duriela, czy to na bossów wymaganych do jego przywołania, ale nie brakuje też zwykłych próśb o pomoc w ukończeniu loszków podnoszących poziom świata. Generalnie w sezonie drugim wreszcie czuć, że w grze pojawiło się jakieś życie. Mając jasny cel optymalizacji swojej postaci, wiemy dokładnie, co trzeba robić, a liczba zajęć nawet na 100. poziomie jest oszałamiająca.
W jeszcze świeżej aktualizacji Abattoir of Zir autorzy wprowadzili coś na modłę greater riftów z „trójki”, ale na razie działa to dziwnie. Wejście jest drogie, nie można ani razu ponieść śmierci (również w grupie), a poziom trudności już na pierwszym poziomie AoZ-a boli na tyle, że nawet wymaksowani bohaterowie potrafią zginąć od jednego strzału spoza ekranu albo od wybuchającego po ukatrupieniu wroga. Autorzy starają się to jakoś doszlifować, ale gracze na razie wydają z siebie średnio przychylne pomruki, bo nagroda za kolejne ukończenia Abattoir of Zir jest niezła, aczkolwiek tylko sezonowa – przestanie działać w trzecim tygodniu stycznia. No cóż, na szczęście zawsze zostaje Duriel.
Mimo delikatnego potknięcia z tym całym Abattoirem Diablo 4 po średnio udanym starcie, kiedy dorobiło się łatki gry nudnej i powtarzalnej, oraz beznadziejnym pierwszym sezonie wychodzi na prostą pod niemal każdym względem. Teraz to jest naprawdę świetne action RPG. Nie mogę się już doczekać przyszłej zawartości.
Czytaj dalej
17 odpowiedzi do “Diablo 4 dzięki 2. sezonowi jest najlepszym Diablo w historii”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Nie powiedziałbym, że to już najlepsze Diablo, ale być może po prostu nostalgia we mnie silna. W każdym razie sezon drugi pozytywnie mnie zaskoczył, wymaksowałem postać, pobawiłem się z Durielem po swojemu i z chęcią przysiądę się do kolejnego sezonu. Jeśli jeszcze faktycznie zajmą się itemizacją (za pół roku ma wejść aktualizacja systemu przedmiotów, rzekomo na modłę D2, kosztem tych koszmarnie zaprojektowanych aspektów) to będę w niebie. Jest na co czekać.
Chcę kupić wersję na PS4 celem lokalnego coopa z żoną (bo z tego co kojarzę, na PC tej opcji nie ma, co jest skandalem). Interesuje mnie tylko kampania, podobnie zresztą jak przy okazji poprzedniczek. Endgame’u i sezonów nie uznaję. D3 z dodatkiem, grając tylko w singla, bardzo mi się podobał. Czy w takim razie warto kupić DIV?
@Krzycztow Tak, śmiało łap na przecenie. Kampania jest dużo bardziej angażująca niż w Diablo 3. Większość ocen recenzentów branży na serwisach typu metacritic odnosi się właśnie do kampanii, więc sam zdecyduj czy warto 🙂
@Tubelectric
Dzięki za odpowiedź 🙂 Przyznam, że beta (na PC) była całkiem zachęcająca. Chciałem prostej klikaniny i dostałem prostej klikaninę 🙂
Artykuł jest reklamą więc możesz go nie brać pod uwagę.
Ale nawet z tą promocją 42 euro wydaję mi się ze nie warto a tym bardziej dla samej kampani którą pewnie będzie można ograć za darmo x kolejnych razy.
Jeśli chcesz fajny casualowy gejmplej na chwilę to lepiej odpalić d3 z przyjemniejszym gejmplejem a jak planujesz pograć na grubo to spróbować darmowego poe.
Cena 42 dolce po zmianach i aktualizacjach które powinny być tam od dnia premiery a do tego zapowiadana większa aktualizacja tego śmietnika itemowego wygląda nieźle.
Ale nie należy zapominać ze razem z tą aktualizacją albo niedługo po niej wjedzie pierwszy płatny dodatek w cenie 60-100 dolców, będąc aktywnym graczem ciężko nie kupić. Niestety nie ma żadnej podstawy żeby twierdzić ze blizard NAGLE z dobroci serca zrezygnuje z dojenia i obdaruje nas jakimś super kontentem w dobrej cenie.
No jeszcze raz i apeluje o nie popełnianie mojego błędu i pamiętanie ze granie w d4 momentami niewiele się różni od stron ze scamem(przepustka na pierwszy sezon 1 i jej aktywacja 1 kliknięciem), a blizard nie ma oporów przed niczym.
„Podczas Piekielnego Przypływu bez przerwy coś podnosimy, bossowie rzucają gwarantowane „legendy”, a na zebranie ich wszystkich w trakcie wydarzenia specjalnego w Krwawych Żniwach zwykle nie starcza miejsca w plecaku” – i to jest to najlepsze diablo gdzie znów jesteśmy zasypywani śmieciami, a „legendy” nie mają zastosowania bo zaraz będą „starożytne legendy”, „super starożytne legendy” aż do „osrane starożytne legendy”?
Największy zawód roku, który jest tak kiepski, że stał się memem, i nie wygrał nawet jednej nagrody za dostępność na tga, najlepszym Diablo w historii? Nieźle
Proszę następnym razem dać przy artykule, ze jest sponsorowany, bo inaczej wprowadzacie w błąd graczy. a prima aprilis daleko
Przechodzę właśnie kampanię w czwórce. W ogóle to moje pierwsze Diablo od jedynki.
No i od akapitu z tymi paragon boardami kompletnie nie rozumiem, o czym autor opowiada.
Chłop co odleciał…
A dali w końcu możliwość wyłączenia tego żółtego, pulsującego kółka, które pojawia się za każdym razem kiedy kliknie się na ziemię myszką, żeby postać tam pobiegła? Jak tak to kupię.
Tak wygląda płatny artykuł napisany przez kogoś kto albo nigdy w to nie grał albo zagrał RAZ. Żenada z obu stron. Producenta za najgorsze diablo w historii i dziennikarzyny za te głupoty które napisał o tej grze. Mówię to jako i fan serii i gracz grający we wszystkie części.
Śmieszy mnie patrzenie jak wszyscy czepiają się Diablo 4 mówiąc jak to gra nie ma zawartości i jest najgorszą częścią w historii. Ja tam się bawiłem cudnie w starym D2, odbiłem się od trójki po ograniu kampanii i dodatku ale no dla mnie zbytnio nie ma sensu granie po to by zbierać coraz lepsze kolorowe zabawki. W czwórce po 30h jeszcze kampanii nie przeszedłem i nie spieszy mi się z tym, a ludzie gadają że po 50h to już nie ma co robić. Jeśli to ma być ta cała „usługa” to w tej formie może gra zawodzi, ale ja patrząc na nią jak stricte singlowe doświadczenie aRPG bawię się wybornie, wszystko mi w tej grze pasuje poza powtarzalnymi podziemiami, piwnicami itd. A spoceńcy i nolify biegający po mapie z excelem licząc dpsy i inne średnice koła niech marudzą dalej.
Poza tym skoro już o liczbach, to widać że w grę gra mnóstwo osób. I to raczej ci co wolą grać i się bawić niż płakać w internecie że Diablo zueeee
To w jaki sposób twoja opinia po 30 godzinach i nie ukonczeniu kampani ma być lepsza niż po przejsciu kampani i przegraniu 50h?
Ciężko się nie czepiać jak płaci się za grę z własnych pieniędzy, cena jest z kosmosu, zawartość mierna, a kampania mimo ze dobra to nadal jest to kampania w aRPGu którą możesz przejść w 1-2 DARMOWE weekendy które już były i będą a nie kampania z GTA 4, 5 albo 6 za które zapłacimy pewnie miej w dniu premiery niż za tą grę której twoim zdaniem nie ma się o co czepiać.
Za rogiem kolejny dodatek za 60-100 dolców i pewnie też będzie warto dla tej „kampani”.
„wszystko mi w tej grze pasuje poza powtarzalnymi podziemiami, piwnicami itd?” No czyli nie pasuje Ci większość rzeczy poza kampanią której nie ukończyłeś a sami twórcy w kolejnych sezonach dodają opcję pomijania kampani.
Gdzie są te osoby grające? Po jakich liczbach to widać? Te 10k grających na steam to pokazują? a może 1000 widzów na Twichu?
Wskaż proszę gdzie wspomniałem że moja opinia jest lepsza niż innych. Jest inna właśnie, mam prawo do tego żeby gra mi się podobała i jako konsument który świadomie za własne pieniądze grę kupił mogę się o niej wypowiedzieć.
Ja z kampanią się bawię od kilku miesięcy, nie mam tyle czasu na granie żeby siedzieć całe dwa darmowe weekendy i biegać jak spoceńcy w call of duty żeby przejść kampanię. Bo chyba tylko tak można to zrobić. Wolę grać, nie biegać sprintem i się ścigać z nie wiadomo czym. Dla mnie zawartości jest tu mnóstwo i mogę ocenić w pełni świadomie że to narzekanie o braku zawartości jest bezpodstawne. Ale dla kogoś kto spędza w tej grze setki, może tysiące godzin to się nie dziwię. Jako gra usługa być może jest to słaby tytuł, na szczęście nikt mi nie mówi jak mam w to grać i grając po swojemu bawię się dobrze. Pozdro i wszystkiego dobrego na święta. Mniej nerdzenia przy grach może.
W pierwszym akapicie sugerując że ktoś się czepia mówią pisząc o „braku zawartości” za którą zapłacili a nie dostał.
Może tobie nie przeszkadza jak jesteś oszukiwany ale zazwyczaj ludzi to drażni, tak jak mnie twoje pośrednie naganianie ludzi do utopienia pieniędzy w tej grze.
Ja się dałem nabrać tak jak większość graczy i raczej wolał bym tego oszczędzić pozostałym, ale widzę że takie podejście to wyjątek bo ty byś z chęcią namówił znajomych na kupno tego scamu.
No po twojej „ocenie” raczej nie jesteś „świadomym” konsumentem bo ciężko jeśli nie bierzesz pod uwagę jakości, ceny produktu i faktu że 1/3 rzeczy które miały być w produkcie za który zapłaciliśmy dostajemy teraz albo dostaniemy w ciągu następnych kilku miesięcy.
Mam nadzieję że chociaż D4 dostałeś od blizzarda bo jak takie głupoty które może przekonają kogoś niezdecydowanego piszesz z własnej woli to słabo, ale wpisuje się to idealne w komentarze pod nie oznaczonym artykułem sponsorowanym.
A kiedy będę mógł być tym złym?. Być jakimś Mefisto, zabijać hordy bohaterów próbujacych ratować świat,by w end gamie , zmienić świat w piekło na ziemi.