31
30.05.2023, 16:00Lektura na 20 minut

Diablo IV – recenzja. Zero zaskoczenia

To jedna z najbardziej wyczekiwanych gier tego roku. O wielkich emocjach, jakie budzi Diablo IV, świadczy choćby fakt, że za jego sprawą padów zaczynają szukać ludzie, którzy sięgają po nie od święta. I oni bez wątpienia będą zadowoleni. Mnie najnowsze dziecko Blizzarda niczym nie zaskoczyło, co nie zmienia faktu, że Kalifornijczycy stworzyli kolejną bardzo dobrą odsłonę popularnej serii.


Grzegorz „Krigor” Karaś

Ostatni raz w Diablo III grałem jakiś miesiąc temu. Wiedząc oczywiście, że za pasem premiera „czwórki”, posprawdzałem sobie metryczki i naprawdę trudno było mi wierzyć, że poprzednia już odsłona cyklu ukazała się 11 lat temu. To szmat czasu. Jasne, Blizzard po drodze miał całą masę problemów natury, powiedzmy, personalnej i finansowej. Tak czy inaczej, przez ponad dekadę można było pokusić się o rewolucję, jednak twórcy gry wybrali kierunek bezpieczny – ale równocześnie taki, który spodoba się fanom.


Ciup, ciup, siekierką demona w pysk

Starsi gracze pewnie pamiętają krzyki, jakie podniosły się w momencie premiery Diablo II. Od najbardziej zagorzałych wielbicieli „jedynki” Blizzard zebrał wówczas cięgi za to samo, za co besztano m.in. Quake’a II – za zgubienie klimatu. W oczach osób lubujących się w ponurościach pierwszych odsłon tych gier ich kontynuacje wyglądały jak zabawki z McDonald’s: kolorowe, radosne, lekkie, by nie powiedzieć – dla dzieci. Oczywiście sequelom w odniesieniu sukcesu to nie przeszkodziło, ale co jakiś czas weterani serii z rozrzewnieniem patrzyli wstecz.

Diablo IV
Śnieżne góry z pierwszego aktu to siłą rzeczy tylko jeden z obszarów, gdzie zawitamy.

Rebootu Quake’a się nie doczekaliśmy, aczkolwiek – jeśli wierzyć nieoficjalnym doniesieniom – prace nad nim trwają już od jakiegoś czasu. A co do Diablo, cóż… właśnie dostaliśmy „czwóreczkę”. I w mojej opinii ze wszystkiego, co do tej pory ukazało się pod sztandarem tej marki, to właśnie Diablo IV klimatem najlepiej nawiązuje do hitu z 1997 roku.

Gra jest mroczna. Zawiesisty klimat bije niemalże z każdego podziemia. Jasne, kolorów nie zabrakło, trudno tu jednak mówić o jarmarcznym kiczu. Zresztą karminowa czerwień posoki, znacząca nierzadko podłogi i ściany w zakamarkach lochów, towarzyszy ponurym obrazkom umęczonych ciał i dusz. Kojarzycie podziemia Andariel z końcówki pierwszego aktu „dwójki”? No właśnie – takie krwawe widoki w najnowszej, czwartej odsłonie stanowią normę.

Diablo IV
W przypadku niektórych starć z bossami zmienia się skala, tym samym kamera obejmuje większy obszar.

Zaskakuje również to, że twórcy – trzymając się oczywiście stylówki Diablo – dają czasami upust swej fascynacji cyklem Souls. Rzućcie okiem na zakutych w blachy zakonników czy niektóre piekielne maszkary – źródła inspiracji są całkiem wyraźne. To rzecz jasna żaden minus, a raczej kolejny element budujący klimat „czwórki”.


Znowu to samo

To, że dobrze się tutaj czujemy, jest jednak również zasługą czegoś innego. Diablo IV nie stara się odkrywać świata Sanktuarium na nowo. Zawiedzie się ten, kto oczekuje nieznanych dotąd krain, niezbadanych lądów i szeroko pojmowanych środowiskowych niespodzianek. Nie, twórcy poszli po linii najmniejszego oporu – czekają na nas biomy, które kojarzymy i lubimy. Mroźne góry, przypominające europejskie równiny zielone tereny, będzie znów okazja, by powłóczyć się po pustyni, dżungli, a także zajrzeć do piekła – standardzik.

Pewnego rodzaju nowinką jest jedynie przedstawienie całego tego otoczenia. Tym razem poruszamy się bowiem po jednej mapie złożonej z płynnie zmieniających się sektorów. Bez problemu więc przejdziemy z górskich szczytów do parnych okolic zakonu Zakarum itd. Można zatem powiedzieć, że Diablo IV prezentuje się trochę jak nowoczesna wersja World of Warcraft, oddając do naszej dyspozycji jeden zróżnicowany świat. To wygodne i naturalne rozwiązanie: ekrany ładowania pojawiają się dzięki temu stosunkowo rzadko, w zasadzie wyłącznie wtedy, gdy wchodzimy do lochów, czy podczas korzystania z portali i punktów nawigacyjnych.

Diablo IV
Fabuła zaprowadzi nas w kilka naprawdę nieźle wyglądających miejsc.

Nawigacja jest zaś łatwa. Przede wszystkim – portal miejski. To skrót, dzięki któremu błyskawicznie skoczymy do najbliższego ośrodka władzy ludzkiej. Poza tym nie zabrakło punktów nawigacyjnych – po ich odkryciu w każdej chwili możemy się do któregoś przenieść. Ot, wystarczy otworzyć mapę i kliknąć. W ten sam sposób wyjdziemy z podziemi, np. wskazując wejście do danych lochów, przez co odpada całe morze backtrackingu. Mamy też wierzchowca, którego ja dostałem dopiero po ukończeniu fabuły – prawdopodobnie jednak da się go dorwać wcześniej. Konik zaś pomaga nam sprawnie przemieszczać się po świecie Diablo IV – ba, możemy nawet z jego grzbietu zaatakować potężnym susem i w ten sposób płynnie przejść do walki.


O tej przyziemnej fabule

W praktyce jednak, choć sposobów na zwiedzanie świata nie brakuje, Diablo IV wydaje się chociażby od takiego World of Warcraft i znacznie mniejsze, i słabiej urozmaicone (choć niespodzianka to oczywiście żadna). Co jednak najciekawsze, to, co było najlepsze w „dwójce”, tutaj prezentuje się najgorzej i zostało wypchnięte na początek. Co tu dużo mówić, początek zabawy jest raczej przeciętny i nie budzi emocji.

Grę rozpoczynamy gdzieś w zawianej śniegiem surowej okolicy, prowadzona przez nas postać ma zaś przed sobą dość ponurą wizję śmierci z wyziębienia. Koniec końców trafiamy jednak do zapomnianej przez wszystkich wioski, w której – jak się okazuje – podobnie jak w roku 1997 pojawiło się zło. I choć bardzo szybko ruszamy do fajnie wyglądających lochów, to te śnieżne zaspy i biedne obejścia, jakie odwiedzamy raz po raz, są bure, w mdławy sposób ponure i wizualnie biedne. Wypisz wymaluj Diablo Immortal – nie mogłem się pozbyć tego rodzaju myśli, patrząc na początek przygody z Diablo IV. To skala i wygląd świata z platform raczej mobilnych niźli dużej „maszynki” do grania.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE


Czytaj dalej

Redaktor
Grzegorz „Krigor” Karaś

Gdyby mnie ktoś zapytał, ile pracuję w CD-Action, to szczerze mówiąc, nie potrafiłbym odpowiedzieć. Zacząłem na początku studiów i... tak już zostało. Teraz prowadzę działy sprzętowe właśnie w CD-Action oraz w PC Formacie. Poza tym dużo gram: w pracy i dla przyjemności – co cały czas na szczęście sprowadza się do tego samego. Głównie strzelam i cisnę w gry akcji – sieciowo i w singlu. Nie pogardzę też bijatyką, szczególnie jeśli w nazwie ma literki MK, a także rolplejem – czy to tradycyjnym, czy takim bardziej nastawionym na akcję.

Profil
Wpisów638

Obserwujących23

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze