Dying Light 2: Sprawdziłem co-op i zobaczyłem skutki decyzji innych graczy
Oprócz zabawy dla jednego gracza w Dying Lighcie 2 będziemy mieli do dyspozycji także możliwość gry z grupką znajomych lub nieznajomych w sieci. O tym, jak to wygląda w praktyce, przekonaliśmy się, biorąc udział w przedpremierowym pokazie w towarzystwie twórców.
Podobnie jak w poprzedniczce, tryb wieloosobowy w Dying Light 2 przeznaczone jest dla maksimum czterech osób. Nie jest to deathmatch, a współpraca, w ramach której gracze będą wspólnie przechodzić kolejne misje pełnej kampanii fabularnej (poza wyłącznie singlowym prologiem) oraz podejmować dostępne w grze wyzwania. Elementów rywalizacyjnych jednak nie zabraknie.
Host i pomagierzy
Od strony technicznej zabawa w DL2 wygląda tak, że jeden z graczy jest szefem rozgrywki i to do niego przyłączają się trzej pozostali – cała grupka w praktyce więc pomaga hostowi przechodzić kolejne misje jego fabuły. Asysta ta jest jednak dwutorowa: możemy liczyć na wsparcie kompanów zarówno w walce, jak i w podejmowaniu kolejnych decyzji związanych z opowiadaną w grze historią. Wygląda to tak, że podczas toczących się dialogów trójka pozostałych graczy może, korzystając z interfejsu, sugerować, które opcje dialogowe główny gracz powinien wybrać – przy czym wybór należy tylko do tego ostatniego. Co jednak istotne, nikt poza hostem nie ma możliwości przeklikiwania kwestii dialogowych. Twórcy tłumaczą to faktem, iż nie chcieliby, żeby granie w co-opa wiązało się z omijaniem fabuły. Z jednej strony rozsądne, z drugiej zaś – cóż, pomocnicy będą musieli uzbroić się w cierpliwość, szczególnie jeśli dany fragment fabuły mają za sobą.
Przechodzenie kolejnych misji to jednak niejedyna forma wspólnej aktywności. Równie dobrze jako grupa możemy mierzyć się z rozrzuconymi po mapie wyzwaniami. To przede wszystkim wyścigi parkourowe, podczas których biegamy sobie od startu do mety, zaliczając po drodze punkty kontrolne – najszybsi mogą tu liczyć na najwięcej punktów doświadczenia w nagrodę. Podobnie sprawa się ma z wizytą na strzelnicy – tyle że zamiast karabinu dostajemy tutaj samopowtarzalną kuszę, a funkcję tarcz pełnią wychodzący z różnych zakamarków opuszczonego budynku zainfekowani. Kto ustrzeli ich najwięcej – wygrywa. Oczywiście to zadania, które możemy również wykonywać samotnie – w grupie jest jednak lepsza zabawa, bo i da się podpatrzeć, co kto potrafi, i pojawia się siłą rzeczy aspekt rywalizacyjny.
Ponadto czekają na nas także inne aktywności – możemy czyścić gniazda zakażonych, walczyć razem z mocniejszymi przeciwnikami w ramach anomalii czy zwyczajnie włóczyć się po świecie. Bez obaw jednak – jak ktoś się zgubi, a reszta czeka na niego np. przed aktywowaniem kolejnej fazy misji, to wówczas możemy brakującego gracza przyzwać w dane miejsce.
Wizyta w innym świecie
Siłą rzeczy grupka uzbrojonych po zęby graczy poradziłaby sobie bez większych problemów z normalnymi przeciwnikami z Dying Lighta 2 – z tego względu zainfekowani, po dołączeniu innych osób do zabawy, odpowiednio się przeskalowują, by cały czas stanowić wyzwanie. Odbywa się to na dwóch płaszczyznach: przede wszystkim paskudy mają odpowiednio więcej zdrowia, ale i zyskują ataki, którymi mogą razić więcej niż jednego przeciwnika.
Usprawnienia pod kątem co-opa pojawiły się również w przypadku śmierci któregoś z grających. Każdy z biorących udział w zabawie może być reanimowany na miejscu trzykrotnie – dopiero gdy ten limit się wyczerpie, powalony gracz będzie musiał wrócić do najbliższego punktu respawnu i stamtąd o własnych siłach przybiec w miejsce, gdzie toczy się walka.
Jeśli chodzi o nagrody, to z niewielkimi wyjątkami loot jest indywidualny dla każdego grającego. Wizyta w świecie innego gracza jest więc dla pomagających okazją, by zgarnąć fanty oraz punkty doświadczenia. Przede wszystkim jednak to sposób, by dotrzeć do obszarów niekiedy niedostępnych we własnym świecie. Podejmując bowiem określone decyzje wraz z rozwojem fabuły, możemy np. zablokować sobie sekcję mapy lub rozwinąć dany obszar zupełnie inaczej. Gościnne występy dają więc sposobność, by rzucić okiem, jak to wygląda u innych, i lepiej poznać grę bez rozpoczynania jej od początku. To również okazja, by podpatrzeć konsekwencje określonych wyborów i spróbować u siebie rozwinąć historię inaczej.
Ogółem co-op w Dying Lighcie 2 wydaje się ciekawym uzupełnieniem kampanii singlowej, z którą zresztą jest ściśle zintegrowany. Na pewno warto tam od czasu do czasu zaglądać – szczególnie że tym samym możemy pomóc graczom, którzy są na początku swej drogi, lub zobaczyć, jak wygląda rozgrywka nieco później. Według twórców w grze nie ma limitów leveli, które ograniczałyby w jakikolwiek sposób tworzenia wspólnej zabawy.
Czytaj dalej
Gdyby mnie ktoś zapytał, ile pracuję w CD-Action, to szczerze mówiąc, nie potrafiłbym odpowiedzieć. Zacząłem na początku studiów i... tak już zostało. Teraz prowadzę działy sprzętowe właśnie w CD-Action oraz w PC Formacie. Poza tym dużo gram: w pracy i dla przyjemności – co cały czas na szczęście sprowadza się do tego samego. Głównie strzelam i cisnę w gry akcji – sieciowo i w singlu. Nie pogardzę też bijatyką, szczególnie jeśli w nazwie ma literki MK, a także rolplejem – czy to tradycyjnym, czy takim bardziej nastawionym na akcję.