eSports Global Network ? nowy początek dla wirtualnego sportu?

eSports Global Network ? nowy początek dla wirtualnego sportu?
Avatar photo
Ostatni weekend spędziłem w Berlinie na konferencji zorganizowanej przez tworzące się powoli eSports Global Network (ESGN). Słuchałem o wizji zjednoczenia, zunifikowania i zmienienia eSportu w coś, czym cieszyć będą mogli się nie tylko hardkorowi gracze.

JAK MYŚLEĆ O PRZYSZŁOŚCI NIE MYŚLĄC O JEDZENIU
Na stole pojawił się surowy łosoś, którego ktoś uznał za idealne dopełnienie dla słodkiego piernika leżącego pod spodem. Owinięte było to dziwactwo kruchym ciastem francuskim i przypominało sushi zrobione przez ludzi desperacko próbujących wymyślić tą prostą potrawę na nowo.

Zanim zająłem się próbami podjęcia decyzji, czy jeść to widelcem i nożem, czy tylko widelcem, czy może nawet łyżką, obserwowałem prezentację przygotowaną przez przedstawicieli kilku sporych firm. Na telebimie wyświetlano filmy, slajdy i reklamy, na zaimprowizowaną scenę wchodzili ważni ludzie, a obserwujący to wszystko dziennikarze z całego świata i biznesmeni w garniturach klaskali grzecznie średnio co trzy zdania. Miałem zostać przekonany, że oto na moich oczach powstaje coś wielkiego – coś, co zrewolucjonizuje eSport.

Ale biznesmeni w garniturach mają to do siebie, że słuchać się ich nie da, bo na co dzień zajmują się rzeczami, które interesują tylko innych biznesmenów w garniturach. Na scenie najczęściej pojawiał się więc Dan „Frodan” Chou, którego niektórzy pewnie kojarzą jako pro-gracza w StarCrafta 2. Przedstawił się jako główny prowadzący programów ESGNTV – części inicjatywy, którą w tajemnicy przygotowywano przez ostatnie dwa lata, by wystartować z nią na początku przyszłego roku.

eSports Global Network ma być, jak sama nazwa wskazuje, globalną siecią eSportową. Składać się będzie ze strony służącej zainteresowanym za kalendarz, źródło newsów i pozwoli im otrzymywać powiadomienia o rozgrywkach ligowych i nadchodzących meczach. Ma zawierać bibliotekę graczy, zdobytych przez nich nagród i tytułów, dostarczać świeżych ploteczek i w każdy możliwy sposób pomagać w śledzeniu swojego hobby.

Ma być podręczną biblią dla fanów eSportu, a przy tym miejscem, które prowadzi w różne inne strony. M.in. do ESGNTV, czyli specjalnej telewizji dla maniaków i potencjalnych fanów wirtualnego sportu. Planowane są ośmiogodzinne bloki programowe, puszczane w trzech rejonach świata, rozłożone w odpowiednich dla każdego z nich godzinach. Pojawią się tam streamowane na żywo rozgrywki z komentarzem, bloki newsowe, ogłoszenia i specjalne programy zarówno dla hardkorowców, jak i świeżaków. Trafią się „Fight Nighty” poświęcone m.in. Street Fighterowi IV, ale i lajfstajlowe pierdoły pokroju „Pimp My PC”, w którym zamiast pimpowania fur jak na MTV, celebryci i pro-gracze zajmować będą się pimpowaniem komputerów graczy oglądających ESGNTV i wyrażających chęć uczestniczenia w tej inicjatywie.

Wszystko to koordynowane będzie w berlińskim studiu, które wygląda profesjonalniej niż studia polskiej telewizji. Nic dziwnego – znajduje się w ponad stuletnim kompleksie, w którym kręcono kiedyś Metropolis, a niedawno fragmenty Inglorius Basterds. Jest w nim obowiązkowy greenscreen dla prezenterów, wielki stół dla prowadzących i kilkanaście komputerów ustawionych w rządku. Jest pokój dla inżynierów dźwięku, jest wszystko, czego można się spodziewać.

ESGNTV ma być jak GameTrailers, ale o eSporcie. Ma być też tym, co przyda się każdemu, kto eSportu się boi.

JAK PODBIĆ ŚWIAT I NAROBIĆ SIE PRZY TYM JAK WARIAT
Wpatrując się w notatki, starałem się przetrawić wszystko, co przez ostatnie półtorej godziny usłyszałem (o tym, że przetrawię łososia przestałem nawet marzyć). Z szybko klepanych literek wynikało, że jakaś bliżej nieznana nikomu firma, Clauf, postanowiła zaatakować europejski rynek swoimi pomysłami i walizkami pieniędzy.

Nikt wcześniej nie miał mi ochoty wytłumaczyć prostymi słowami, w jaki sposób można przybliżyć eSport ludziom, którzy go nie rozumieją. Ludzie z Clauf wierzą, że jest to możliwe – prezes firmy, Jong Hwan Lee, podkreślił, że wirtualne sporty muszą podążyć tą samą ścieżką, co piłka nożna i inne tradycyjne dyscypliny. Muszą stać się czymś, w czym każdy będzie w stanie uczestniczyć. A to właśnie „połączenie sił umożliwi jeszcze szybszy rozwój, przyczyniając się tym samym do przekształcenia zawodowego grania w prawdziwy globalny sport, śmiało rywalizujący z tradycyjnymi dyscyplinami. Jedna firma samodzielnie nie byłaby w stanie tego dokonać, dlatego jako reprezentanci tej samej branży musimy współpracować i połączyć nasze wysiłki”, jak powiedział Ralf Reichert, Managing Director Turtle Entertainment (ESL).

Każdy wie, jak gra się w piłkę nożna i koszykówkę. Może nie wszyscy pamiętają, czym jest spalony, ale do szczęścia przy oglądaniu Ligi Mistrzów nie jest to nikomu potrzebne. Wystarczy trochę piwa i kilku kumpli – reszta dzieje się sama. Fani eSportu mają ciężej w życiu: żadne czirliderki im tyłkami przerw w meczach nie zdobią, a smród spoconych facetów, stłoczonych w jednym miejscu, w zamkniętych halach i kafejkach internetowych jest trochę trudniejszy do zniesienia niż na stadionach.

Ale przede wszystkim – nikt nie rozumie, czym eSportowcy tak naprawdę się zajmują. Przeciętny człowiek patrzy na ekran z rozgrywkami mistrzów Starcrafta i ma ochotę po chwili wrócić do jakiejś książki Joyce’a, bo jednak trochę ciekawsza się wydaje. Nie wiedząc, że „mimo wszystko, xpeke na Lux to nie jest ta klasa wygrzewu co froggen”, można tylko spojrzeć na kogoś, kto to powiedział i zacząć się po cichu śmiać.

We wszystkie eSportowe gry trzeba zagrać i trzeba je zrozumieć oraz polubić, żeby wiedzieć, dlaczego dziesiątki tysięcy ludzi mają ochotę je oglądać. Trzeba trochę poczytać albo posłuchać o bijatykach, by w pełni docenić to, co zrobił Daigo w pewnym pamiętnym momencie:

Trzeba się trochę wysilić. Nikt z nas tych gier w ramach informatyki, czy WF-u nie nauczył. Sami musieliśmy się ich uczyć, a jeżeli nie mieliśmy czasu, to patrzymy na kolegów tak, jak na nas przez lata patrzyli rodzice, dziadkowie czy przedstawiciele mainstreamowych mediów. Jak na zgarbionych troglodytów, świata poza kolorowymi obrazkami na ekranie monitora nie widzących.

JAK PRZESTAŁEM SIE PRZEJMOWAĆ I POKOCHAŁEM ESPORT
Kiedy kelner uznał za stosowne objawić się i spytać, czy szanowny pan nie chciałby przypadkiem wina, akurat przerzucałem jakieś stare SMS-y, zastanawiając się nad puszczonymi podczas prezentacji reklamami – pięć z nich opierało się na memach zrozumiałych tylko dla graczy Doty, czy Starcrafta. Ale ostatnia była czymś niesamowitym.

Przedstawiała ludzi odbierających puchary, ludzi dokonujących rzeczy niemożliwych, skaczących z radości, przeżywających swoje hobby w sposób, którego wcześniej nie byłem w stanie ogarnąć. Ale pierwszy raz w życiu poczułem, że sport jest czymś, co mnie dotyczy. Nie jest tylko zabawą w kopanie piłki na podwórku, ale tym specyficznym „czymś”, co czuć podczas Euro i Mistrzostw Świata. Oczekiwaniem na wynik, poczuciem więzi z ludźmi, którzy chcą tego samego, dziwnym tworzeniem się wspólnoty zainteresowanych czymś dziwaków.

Nigdy nie rozumiałem, jak można krzyczeć na kopiących piłkę kolesi w kolorowych podkoszulkach.

Ale jakimś cudem wiem, dlaczego można krzyczeć, kiedy ktoś na resztce paska życia blokuje combo, którego zablokować teoretycznie się nie dało, a potem wygrywa mecz.

I chociaż jestem gówniarzem, chociaż rosłem razem z komputerami, od 386 do e5-2687w, po prostu przestałem nadążać za tym, czym żyje młodsze ode mnie pokolenie. I nie mam czasu nadrobić, nie mam czasu nauczyć się zasad League of Legends i nikt mi ich do głowy nigdy nie wbił. Ale moment, w którym moje zdanie przestanie się liczyć, to tylko kwestia czasu, bo chociaż ja wielkim fanem transmisji eSportowych nie będę, to niedługo nowe pokolenie zacznie chodzić do szkół w koszulkach swoich ulubionych pro-graczy, a nie Messiego i Ronaldo.

JAK ZROBIC DOBRE WRAŻENIE I NIE OSZALEĆ
Znikąd pojawił się przede mną dziwny talerz – wyglądał jak kapelusz na bardzo, bardzo małą głowę. W środku było puree, które okazało się kremem z kukurydzy czy innym wymysłem szalonego szefa kuchni i niedbale rzucone na nie kawałeczki mięsa. Wołowina i „policzek”, czyli niesamowicie tłuste coś, co je się, bo wypada, a nie dlatego, że rzeczywiście jest dobre. W kukurydzę wbito też cięty chyba laserem kawałek bekonu – prawie cieńszy niż włos, a przez to zupełnie pozbawiony smaku.

Niektórzy zrezygnowali z prób nabijania tego wszystkiego na widelce, inni zamykali oczy i próbowali nie zastanawiać się nad tym, co właściwie jedzą. To była dobra taktyka — tak samo jak siedzenie na prezentacji, mądre kiwanie głową i udawanie, że wie się wszystko o najnowszych meczach Doty. Udając, że ta terminologia, ksywy graczy, nazwy turniejów, ciągle pojawiające się inicjatywy, w których niezainteresowani nie są w stanie się połapać, nie ma żadnego znaczenia. Próbując nie wciąć się komuś w pół słowa wspomnieniem, że ze z zewnątrz wygląda to jak zebrania loży masońskiej, ale bez tej otoczki – z chaosem i kompletnym bajzlem zamiast rytuału.

Jeżeli ESGN okaże się czymś, co eSport jakkolwiek usystematyzuje, a takie są plany, to automatycznie będzie w stanie zainteresować kogokolwiek poza tymi, którzy już wiedzą. Stanie się on czytelniejszy dla niesprawnego oka – a jest szansa, że właśnie w tym kierunku pójdą, bo dyrektorem odpowiadającym za ramówkę ESGNTV będzie Morgan Stone – człowiek, który tym samym zajmował się w ESPN, czyli amerykańskim odpowiedniku Eurosportu. Rozbrajająco szczerze przyznał się, że kilka miesięcy temu o eSporcie nie miał pojęcia, a teraz widzi w nim coś niesamowitego, o wiele ciekawszego od standardowych dyscyplin, którymi zajmował się wcześniej.

Frodan

Jeżeli tacy ludzie będą próbowali komunikować się z takimi jak ja, to może okazać się, że wreszcie będziemy w stanie się dogadać. Tym bardziej że oferta programowa ESGN ma zawierać imponującą listę contentu, który może potencjalnie zainteresować wszystkich, którym myszki i klawiatury nie są obce.

W globalizowaniu i unifikowaniu eSportu Claufowi pomoże chińskie GameFY – internetowa telewizja z 50 milionami subskrybentów, produkująca po dwa tysiące godzin materiału rocznie, oraz koreański odpowiednik tego samego – GOM.TV. Wsparcie europejskie zapewniło już ESL, czyli profesjonalna liga, której eventy organizowane są np. w Katowicach. O Stanach nie wiadomo nic, ale możliwe, że wkrótce czegoś się dowiemy.

Plan podboju świata

Wszyscy bez wyjątku – przedstawiciele Clauf, GOM.TV, GameFY, ESL i innych firm, które dobrały się do głosu podczas prezentacji – podkreślali, że przede wszystkim interesuje ich dobro fanów, a dopiero później cała reszta świata. Przez pierwszy rok ESGN chcą zbierać społeczność, cementować ją i przekonywać do rozwijania swojego hobby. Pomogą w tym turnieje i spotkania, rozgrywki z kulminacją w postaci wielkiego turnieju w okolicach połowy 2014 roku.

Pierwszy rok działania ESGN ma podsumować jednak pewien symbol, którym wszystkie te firmy mają zamiar udowodnić reszcie nie-eSportowego świata, że nadchodzi nowe. Że nerdoza, którą przez tyle lat nikt się nie przejmował stworzyła sobie własny świat i nie bardzo ma ochotę do starego wracać. W grudniu 2014 czeka nas bowiem rozdanie nagród dla społeczności i najlepszych graczy.

Rozdanie nagród za eSportowe osiągnięcia w miejscu, w którym urodził się stary, „prawdziwy” sport. W Grecji. W jednym z najstarszych amfiteatrów. I chociaż pewnie żadnego z nominowanych nie będę kojarzyć, obiecuję, że obejrzę stream w necie.

JAK MOŻNA NIE WIEDZIEĆ
Kiedy kelner spóźnił się z tabasco dla siedzącego obok mnie Koreańczyka, postanowiłem zaprosić go na jakieś prawdziwe jedzenie – coś, co da się ogarnąć na jarmarku świątecznym kilka kroków dalej. Zjedliśmy tam „niemieckie sushi”, czyli kiełbasę w bułce, i piliśmy grzane wino na mrozie. Wreszcie bez nadęcia, wreszcie bez nachalnego, marketingowego „proszę, bądźcie podekscytowani”.

Ale w drodze powrotnej do hotelu cieszyłem się cholernie, że wreszcie zrozumiałem coś, czego długo nie byłem w stanie pojąć. Pierwszy raz miałem ciary na plecach patrząc, jak ludzie kibicują swojej ulubionej drużynie. Pierwszy raz udało mi się „poczuć” jakikolwiek sport, a nie tylko zrozumieć i próbować sobie racjonalizować, dlaczego oglądanie go może być ciekawe.

12 odpowiedzi do “eSports Global Network ? nowy początek dla wirtualnego sportu?”

  1. Ostatni weekend spędziłem w Berlinie na konferencji zorganizowanej przez tworzące się powoli eSports Global Network (ESGN).Słuchałem o wizji zjednoczenia, zunifikowania i zmienienia eSportu w coś, czym cieszyć będą mogli się nie tylko hardkorowi gracze.

  2. EastClintwood 11 grudnia 2013 o 15:40

    „Wszystko to koordynowane będzie w berlińskim studiu, które wygląda profesjonalniej niż studia polskiej telewizj.” Bez przesady, nawet do Polsat News podskoku nie mają.

  3. Fajna inicjatywa i nie trzeba bedzie już skakać po milionach różnych serwisów ze streamam i bracketami, żeby móc to wszystko sbie jakoś układać 😛

  4. Świetny artykuł, bardzo ciekawie się czytało. 🙂 Dzięki barwnym opisom prawie że mogłem się poczuć jakbym tam był. I choć esportem nigdy się nie interesowałem, to jednak inicjatywa jest interesująca.

  5. Berlin w Berlinie 😀

  6. Niby wszystko OK, ale nie bardzo rozumiem czym to ma się różnić od Team Liquid, ESL, GOM.TV, NASL itp., poza tym, że jest połączone w jedną usługę.

  7. IceColdKilla1 11 grudnia 2013 o 19:49

    Określenie Frodana jako pro-gracza SC2 to… drobne nieporozumienie. Głównie go znamy jako komentatora NASL. A co do Clauf i jego pochodzenia: No właśnie, firma znikąd. Wiemy o niej tylko tyle, że jest praktycznie tym samym, co Azubu, czyli najbardziej szemraną marką w historii eSportu. Fajnie, że coś takiego powstaje, ale szkoda, że najprawdopodobniej to tylko pralnia brudnych pieniędzy

  8. @luk9400 | „Berlin w Berlinie 😀 „|Miałęm to samo napisać

  9. omg ale bieda

  10. Pisze się „Inglourious Basterds”.

  11. Logo kojarzy mi się z dostawcą energii elektrycznej :>

Skomentuj IceColdKilla1 Anuluj pisanie odpowiedzi