Final Fantasy VII: Randkowanie z diablicą i aniołem

Final Fantasy VII: Randkowanie z diablicą i aniołem
Avatar photo
Ktoś zarzucił mi w komentarzach na Facebooku CD-Action, że jestem monotematyczny i piszę tylko o tym, jak słabe są nowoczesne FPS-y. Przyjmuję wyzwanie. Zajmijmy się czymś zupełnie innym – najbardziej niezwykłą historią miłosną, w jaką miałem okazję kiedykolwiek zagrać.

Zakładam, że graliście w FF7 – jak nie, to dalszą część tekstu czytacie na własną odpowiedzialność. Spoilery!

Final Fantasy VII zostało skonstruowane bardzo inteligentnie – fani dyskutują na temat tej gry do tej pory, chociaż od premiery minęło już siedemnaście lat. I wciąż nie wiemy, co jest „prawdą”, a co tylko interpretacją. I jednym z najciekawszych elementów tej budzącej ciągłe kontrowersje układanki jest wątek miłosnego trójkąta Clouda, Aerith i Tify.

W Final Fantasy VII nie podejmujemy wpływających na losy świata Wyborów Moralnych – nie jesteśmy wystarczająco ważni, żeby mieć w tej kwestii cokolwiek do gadania. Historia toczy się w swoim tempie i na swoich zasadach, co chwilę przypomina nam też, że to nie my nią kierujemy. Jedną z nielicznych rzeczy, na które mamy prawdziwy wpływ – a i tak męcząc się przy tym – jest wybór osoby towarzyszącej nam na randce w Gold Saucer.

To decyzja, która opiera się na systemie niejawnych punktów wręczanych za prowadzenie dialogów w określonych sposób. Faworyzowana jest Aerith – nie dość, że zaczyna z bonusem, to większość odpowiedzi miłych i neutralnych podbija właśnie jej wynik. Żeby pójść na randkę z Tifą, Yuffie albo Barettem, trzeba konsekwentnie ignorować to, co jest najbardziej oczywiste. Wyrzucić do śmieci najprostsze decyzje i standardową narrację jaką rozpisali dla nas twórcy.

A rozpisali ją przebiegle – punkty randkowe nie są jedynym sposobem faworyzowania konkretnej dziewczyny. Aerith jest więc pierwszą osobą, którą widzimy w intrze do „siódemki”. Zwraca na siebie uwagę też dlatego, że wybija się z tła brudnego, zmechanizowanego miasta: ma różową sukienkę, ogromny warkocz związany białą wstążką i niesie koszyk z kwiatami.

Chwilę później, już w grze, możemy od niej jeden z tych kwiatków kupić. Przekazana nam wiadomość jest prosta: to ktoś, kim mamy się interesować, ktoś kto odegra ważną rolę w tej historii. Jej wygląd budzi też konkretne skojarzenia: różowy jest kobiecy, delikatny, a do tego trochę dziecięcy i słodko głupiutki, a kwiaty to najbardziej oklepany przejaw romantyzmu. Hollywood nas dobrze wytrenowało więc resztę potencjalnej historii możemy dopowiedzieć sobie sami: zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia, a potem wbrew przeciwnościom losu ich miłość kwitła, była czysta, piękna i bezinteresowna. Aerith jest chyba najbardziej stereotypową postacią kobiecą, jaką jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. I nawet różne elementy gry dodają do tego ślicznego obrazka kolejne cegiełki: jej rola sprowadza się głównie do leczenia drużyny i odgrywania księżniczki w opałach.

Z Tifą spotykamy się trochę później. Jest barmanką w rozpadającej się knajpie w slumsach. Ma na sobie czarną, skórzaną mini odsłaniającą bardzo długie nogi i białą niby-koszulkę, która ledwo utrzymuje jej ogromny biust. Tyle wystarczy – twórcy nie kryją się z tym, że w ten banalny sposób budują kontrast między dwiema dziewczynami, dwoma seksualnymi preferencjami. Pomiędzy Madonną i ladacznicą, o których pisał Freud, a które stały się jedną z podstaw nowoczesnej popkultury. Aerith ma być tą, którą w marzeniach zabierasz na spacer w świetle księżyca, a Tifa tą, z którą chcesz spędzić życie nie wychodząc z łóżka. Na tej – nie czarujmy się – mocno słabej podstawie zbudowano coś pięknego.

Chwilę po poznaniu Tify, dowiadujemy się, że to przyjaciółka Clouda z dzieciństwa. Przypomina mu, że mieszkali w tym samym miasteczku i jeszcze jako dzieciak poprosił ją o romantyczne spotkanie przy studni. Powiedział wtedy, że zamierza dołączyć do armii i wrócić jako odznaczony bohater. Ona kazała mu obiecać, że przybędzie jej w takim razie kiedyś na ratunek. Czuć, że dziewczyna bada sytuację – delikatnie sprawdza, czy Cloud wciąż coś do niej czuje i czy w ogóle ją pamięta. Nie ma w ich rozmowie jednak żadnych oczywistości: to bardzo, bardzo delikatny flirt wkomponowany w prośbę o pomoc tak dobrze, że można go przeoczyć.

Okazuje się więc, że my-gracze poznaliśmy najpierw Aerith, ale my-bohater znaliśmy Tifę wiele lat wcześniej, ale z powodu częściowej amnezji o wielu z nią związanych sprawach zapomnieliśmy. Gra jednak nie pozwala nam się nad tym na razie zastanawiać: już parę minut później spadamy przez dach do kościoła, w którym Aerith hoduje swoje kwiaty. Dziewczyna zaczyna z nami rozmawiać i nie daje nam okazji do przejęcia inicjatywy – wynajmuje nas jako swojego ochroniarza i zapowiada, że zapłaci nam kiedyś za to randką.

To druga – po rozmowie z Tifą – wskazówka, jaką dostajemy od twórców. Już w tym momencie zdradzają nam, że w Final Fantasy VII będziemy przez cały czas zwodzeni. Nikt nie jest tym, kim się wydaje i nic nie jest takie, jakie się wydaje. Składamy prawdziwą historię dopiero po poznaniu swoich towarzyszy albo wysłuchaniu tego, co inni mają na ich temat do powiedzenia.

Po paru godzinach okazuje się, że Aerith miała kogoś wcześniej – nie jest więc czystą księżniczką, wiecznie czekającą na swojego rycerza dziewicą, którą sugeruje nam jej wizerunek. Co lepsze, była z żołnierzem tej samej jednostki co Cloud i zainteresowała się nami wstępnie tylko po to, by dowiedzieć się, co się z jej ukochanym stało. Na dodatek jej chłopakiem był Zack – ideał, na którego Cloud patrzył z zazdrością i który umarł ratując mu życie. My-bohater nigdy nie byliśmy wystarczająco dobrzy, by „zasłużyć” na Aerith, a ona nigdy nie była tak idealna, jak gra usiłowała nam na różne sposoby wmówić. Czary leczące, posiadanie „świętej” materii i różowa sukienka to tylko pozory.

zackaerith_4bgt.jpg

Final Fantasy VII manipuluje nami tak, byśmy w jakiś sposób dali się złapać i założyli, że jest „właściwą” partnerką dla Clouda. To ona nas otwarcie kokietuje, z nią najłatwiej pójść na randkę, to w jej domu śpimy i jej matkę poznajemy, to ona okazuje się kluczem do pokonania zła i to z rąk tego zła ostatecznie umiera. Cloud później – pozornie – nie jest w stanie się z tego pozbierać.

W praktyce, jeżeli daliśmy się zmanipulować i uwierzyliśmy, że właściwą dziewczyną dla Clouda jest Aerith, jej śmierć rzutuje na resztę wielogodzinnej historii. Bardzo łatwo pomylić coraz bardziej depresyjny ton gry z uczuciami, które sami chcemy u Clouda widzieć. Do listy piętrzących się na głowach naszych bohaterów tragedii dochodzi kolejna – utracona miłość. A to mamy zakodowane, jako jeden z najmocniejszych bodźców do dalszej wędrówki czy zemsty: dostajemy pretekst do dalszej walki o losy świata, a z czasem zaczyna on nam przesłaniać inne możliwe interpretacje historii „siódemki”.

Jeżeli jednak my-bohater zakochaliśmy się w Tifie, mamy do czynienia z zupełnie inną opowieścią. Otrzymujemy wtedy historię dwóch istot, które wiele lat wcześniej doświadczyły tragedii, po których nie mogą się pozbierać – i o tym, jak po czasie próbują pomóc sobie nawzajem.

Okazuje się, że Tifa próbuje zainteresować sobą chłopaka, który kiedyś próbował zainteresować ją– i jest w tym równie nieskuteczna, co on wiele lat wcześniej. Jej skórzane mini to ściema dla świata na zewnątrz, bo w środku kryje się niepewna, niedoświadczona dziewczynka, która boi się komukolwiek pokazać swoją prawdziwą twarz. W Gold Saucer zachowuje się bardziej nieśmiało niż Cloud i przyznaje, że ćwiczyła zapraszanie go na randkę przed lustrem.

Po śmierci Aerith z różnych powodów Cloud kończy jako warzywo, którym Tifa postanowiła się opiekować. Mamy wtedy okazję zajrzeć do jego umysłu oczami jedynej kobiety, która jest nim szczerze zainteresowana. Okazuje się, że nie zawsze tak było –wspomnienia, którymi dzieliła się z nami na początku gry są jej prawdziwymi uczuciami aktualnie, ale kiedyś sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Cloud postanowił wstąpić do armii tylko po to, by jej zaimponować – był zakochany, ale ona nie zwracała na niego uwagi. Bawiła się z innymi. Dopiero później zaczęła przeglądać gazety, sprawdzając czy udało mu się zostać bohaterem. Kiedy wszystko było w porządku, interesowała się tylko zabawą z dzieciakami, które Cloud uznawał za niedojrzałe i głupie. Kiedy było tragicznie, zaczęła za nim tęsknić, ale nigdzie nie mogła go znaleźć.

Kiedy mamy okazję spać w domu Aerith, Cloud wraca wspomnieniami do swojego dzieciństwa – jego matka mówi mu wtedy, że powinien mieć starszą od siebie dziewczynę, która by o niego zadbała. Aerith jest starsza. Jednak to Tifa zostaje z nim, kiedy jako warzywo ląduje na wózku inwalidzkim i to ona pomaga mu wyjść z tego stanu.

studnia_4bgt.jpg

To przebiegła gra, która bardzo lubi zwodzić gracza – ladacznica zamienia się rolą z Madonną chociaż wizualnie ich role zdają się oczywiste. Ale to też produkcja tak inteligentna, że ani razu nie pada w niej żadna konkretna informacja na temat prawdziwych uczuć Clouda. Jest przerzucany z jednego miejsca w drugie i manipulowany – ani razu jednak nie daje nam odpowiedzi na to, którą dziewczynę naprawdę kochał. Wszystko zależy od tego, jak zinterpretujemy wydarzenia, z którymi mieliśmy do czynienia – a to zależy już od doświadczeń i preferencji każdego gracza z osobna.

Czasami waham się, czy Final Fantasy VII po tych wszystkich latach zasługuje na pierwsze miejsce na mojej liście najlepszych gier w historii. Potem piszę dziesięć tysięcy znaków na temat jednego tylko elementu składowego tej pięknej produkcji i przestaję się nad tym zastanawiać. Nigdy nie miałem do czynienia – i boję się, że już nigdy nie będę miał – z czymś, co byłoby w stanie zbliżyć się do tego poziomu.

32 odpowiedzi do “Final Fantasy VII: Randkowanie z diablicą i aniołem”

  1. Ktoś zarzucił mi w komentarzach na Facebooku CD-Action, że jestem monotematyczny i piszę tylko o tym, jak słabe są nowoczesne FPS-y. Przyjmuję wyzwanie. Zajmijmy się czymś zupełnie innym – najbardziej niezwykłą historią miłosną, w jaką miałem okazję kiedykolwiek zagrać.

  2. Jaka znowu ladacznica? Fakt, strój Tify mógł coś sugerować (w końcu to japończycy), ale od samego początku była przedstawiana jako fajna dziewczyna z sąsiedztwa co nawet gotować umie. Aeris była dla Zacka, chociaż by to naprawdę wiedzieć trzeba zagrać w Crisis Core, absolutny must have.|A jeżeli chcecie naprawdę fajny opis siódemki to sprawdźcie ten komiks, jest absolutnie genialny, dam stronę co sie pojawia Tifa:|http:obstinatemelon.deviantart.com/art/Final-Fantasy-7-Page016-162015640

  3. A dodatkową opcją romansową była przecież też Yuffie, szesnastka z niezapiętymi szortami 😛 |Możliwą randkę z Barretem, wielkim umięśnionym murzynem już pominę, to samo ze zbiorową kąpielą w jacuzzi z Mukkim i jego grupą kulturystów 😛

  4. Mówić który sprowokował Pana redaktora do kolejnej tekstu, będziesz smażył się w piekle 🙂

  5. Berlin nie obraź się, ale głęboko zastanawiam się czy, to nie jest troche tak jak z teorią riona=ultmecja,riona to również siostra squalla. Na ile to nie jest dopisywanie własnych teorii, o których twórcy nawet nie pomyśleli. Z drugiej strony dobrze to się trzyma kupy w samym AC Cloud nadal rozpacza za Aeris, Tifa dalej próbuje go wyciągnąć z dołka, ale istotne są sceny z umysłu chmurzastego. Aeris zawsze jest u boku Zacka i po Twoim tekście ich kwestie brzmią dość sugestywnie

  6. Świeżo po przejściu pierwszej płyty VII zastanawiam się czy to areith nie jest ladacznicą realnie, kreciła clouda, teksty w drodze do don cornello, i jeszcze coś było. Berlin, jakie realnie masz zdanie o VIII? Wielu zarzuca jej płytkość nudę i fabułę która nie ma realnie żadnego sensu, ale jesteś dość spostrzegawczym człowiekiem więc może dostrzegłeś coś, czego nie zauważyli inni. Btw. VI mimo może słabszej fabuły, i systemu walk, ma sporo lepsze postacie. Musiałem.

  7. Zresztą nawet w Kingdom Hearts to Tifa szuka Clouda, nie przypominam sobie by Aeris jakoś specjalnie się nim zajmowała

  8. @Veldrim Mogła zawsze z nim pogadać. Choć ten koncept z AC, dumam czy w samej VII po jej śmierci nic takiego się nie wydarzyło, przypominają orły z WP. Możliwości gigantyczne, wykonaniem 2/10. Aeris nie mogła narzekać zacka juz miała przy sobie. Smutne w AC było to, ze cloud miał w poważaniu Tifę przez większość czasu.

  9. @iluvatar Dla mnie też to w zasadzie szóstka jest najlepszą częścią, ze spin offów to Crisis Core za klimat, muzykę i wiadome elementy, Tactics miał najlepsza fabułę i był naprawdę mroczny(chyba jedyny FF gdzie w scenie masakry postacie leżą w kałużach krwi). Na dniach się biorę za Type-0 to zobaczymy gdzie w moim rankingu wyląduje. Chociaż po przerobieniu stosu jrpgów FFy już takie wyjątkowe sie nie wydają 😛 Takie Shadow Hearts 2, Star Oceany, Valkyrie Profile czy Suikoden V to prawdziwe cuda 😛

  10. Czekam na kolejny negatywny komentarz na FB 🙂

  11. @ Veldrim|Kefka był przyjemnym złym, który był jeszcze świrem i jego pojawienie się na ekranie zawsze było charakterystyczne. Za spinoffy się nie brałem, FFT nie potrafię się przebić nie ten system walk. Type-0? Nie FF skończyło się na IX, Nie szanuje nawet X XII była grindem przy którym archiw „master all materias” to takie meh. I jeszcze ta fabula.. Do FF sentyment zawsze bede miał. Pierwszy jRPG w łapach i takie tam, ale po wbiciu ww archiwa wracam do klasyki z ps2 – SMT i dziesiątki innych<3

  12. @Berlin – jak nie lubię Twojego dotychczasowego dorobku, tak ten tekst jest świetny. Czytałem z wypiekami na twarzy. Dużo się lepiej czyta gdy coś zachwalasz niż gdy na wszystko narzekasz.|@illuvatar VIII to moja ulubiona część. Postacie fabuła klimat sprawiają, że jestem w stanie wytrzymać wysysanie czarów.

  13. @Veldrim – dziękuję za komiks, 390 stron do przeczytania:D

  14. Mati87 Ale po co w ogóle drawować magie:O CARD MOD pozdrawia. Postacie? Która stephane, quistils, zell, riona, squall, choć jedna z tych postaci jest fajna? squall to cloud z początku gry tylko bardziej, o reszcze nawet szkoda klawiatury. Napisz sam sobie fabułę tej części i przemyśl czy to takie dobre. FFVIII cenie wysoko tylko dlatego ze to pierwszy FF,na którego jeszcze zmarnowałem grubo ponad 1000h.

  15. @iluvatar |Ta, SMT też wymiata, Demi-Fiend to mój absolutnie ulubiony niemy bohater. Type-0 wg znajomych siędzących w temacie to najlepszy FF wydany od wielu lat i wygląda naprawde obiecująco. Jeszcze dośc ciekawa jest Dissidia 012 Duodecim, gra się w to świetnie, mimo że fabuła ma znaczenie skrajnie marginalne. Ale można Sephirothem czy Tifą skopać dupę Lightning czy Vaanowi w rytmie Dancing Mad:P|XII była nawet przyjemna jeśli tylko nie traktowało się tego jako ścisłego FFa, raczej coś jak Rogue Galaxy

  16. Ehh prawda, prawda. Pamiętam jak pierwszy raz przechodziłem FF7 to śmierć Aeris nieźle mnie zszokowała. Prawda jest też to, ze zawsze jak zaczynam grę na nowo to trudno oprzeć się zagrywkom Aeris 😀

  17. Pamiętam, śmierć Aeris zmotywowała mnie do gry prawie non stop, z przerwami na toaletę i jakieś papu, Bogu dzięki, że to były wakacje, bo bym chyba zawalił tydzień w szkole. Ale na sam koniec, jak już dorwałem tego sk***********syna Sephirota to miałem łzy w oczach, zarówno z ulgi, że to już koniec vendetty, jak również z satysfakcji. Nie wspomnę już o tym, ile łez wylałem po śmierci Aeris, do tej pory ryczę, jak to widzę, ale tak po męsku, wiecie o co chodzi 🙂 Nie wiem, czy kiedyś już zobaczę taką grę…

  18. @illuvatar – Rinoa 😀 <3 mój pierwszy final, postacie były postaciami a nie bryłami, intro które do tej pory siedzi pod powiekami. Może masz rację i sentyment przeze mnie przemawia. A może przemawia przeze mnie to, że 7 jest tak uwielbiana a 8 tak gnojona i robię na przekór? Nie wiem, ale wiem, że uwielbiam Rinoę.|PS: Teraz męczę Tales of The Abyss na ps2, to chyba będą moje ulubione Talesy

  19. Cholera…4 razy zaczynałem tę grę, ale najdalej zachodziłem chyba do pierwszych Chocobo i przebieranek na statku i zazwyczaj coś mnie rozpraszało, przestawałem grać i już potem nie wracałem. Cholera2: znam niestety już ten najbardziej wzruszający moment (tekstowo, nie wizualnie, ale cóż za różnica), więc to mnie już tak nie uderzy. Nie mniej jednak do gry nie mam praktycznie zastrzeżeń i mam nadzieję, że jednak kiedyś skończę. MAm nawet podwójnie kupioną – w sklepie SE i na Steamie 🙂

  20. Ummm a czasem to, że Cloud przejął sporą część wspomnień Zack’a jako swoje, nie miało wpływu na to, że uznawał (przez co i gracz powinien uznawać) Aeris za „tą jedyną” ? Przecież, gdy gracz dowiadywał się jaka jest prawdziwa historia między tą trójką (Cloud, Aeris i Zack) dwoje z tego trójkąta już nie żyło.|Jak na moje to możliwa ilość interpretacji tej historii, czyni tą grę tak popularną jaka jest 🙂 Ilu graczy, tyle wersji.

  21. @illuvatar Co do postaci z 8 to zależy, co kto lubi. Ja na przykład, bardzo lubię Squalla(chociaż moją faworytką z tej części jest Edea). No ale ósemka była moim pierwszym Finalem, więc może sentyment przesłania mi osąd 😛

  22. @Mati87|Ale ona była gorsza od typowych lasek z chińskich bajek, próbuje być śmieszna, jest potwornie naiwna i niedojrzała, Jak dla mnie to taka płaska wersja Tify i z wyglądu i psychicznie, choć z drugiej strony VIII miała dobrą prezentacje, prawda do [beeep] bohaterów… ale jednak, i mimo tego, ze nie wiem w czym VIII była lepsza od innych mam do tej części największą słabość(i to ją przeszedłem z 15 razy) i zrobiłem prawie wszystko. moźe to jednak klimat i wygląd świata

  23. @Illuvator – przemyślałem co napisałeś, masz rację. Jedyne co mam na obronę mojego gustu to to że ze mną jak z babą i mi się ten romans w ff8 podoba:D ale nie kończę jRpgów po tyle razy co Ty, 1-2 razy starczy…aż taki fan nie jestem. wiem za to żę Tidus mnie odrzucił a tego z ff9 to nawet imienia nie chcę znać. |PS: http:obstinatemelon.deviantart.com/art/Final-Fantasy-7-Page007-160977115?q=gallery%3AObstinateMelon%2F25038206&qo=383

  24. Sorry za przekręcenie nicka. Jakiś edit proszę….

  25. @Veldrim cykałem trochę w personę3(miałem chyba z pół roku, z kodami, dla samej fabuły) ale nadal odbieram to jako szkolne anime ze słabym haremem = meh. choć mechanika za łatwa nie jest to do tego co patrzyłem w DDS:Nocturne(ta z dante) to już w ogóle inny poziom. Grałem, farmiłem a i tak za mało bo spływałem. daje okejkei wrócę. gdzieś w odmętach jeszcze czeka ostatni .HACK do przejścia.Dissidia jest mi znana, ale nie mogłem się do tego przekonać tak po prostu.

  26. Każda część z Fina Fantasy jest na swój sposób epicka i ma swoje wady. Dla mnie tą najlepszą jest VII chociaż bardzo lubię pograć w VIII i IX. Cieszę się, że niektóre części są dostępne na Steam czy SE, czekam na przeniesienie innych. Jeśli ktoś lubi czytać analizy i chciałby obejrzeć wiele świetnych materiałów(z niewykorzystanymi scenami, dialogami, różnicami pomiędzy wersjami ect.) to strona dla was – http:thelifestream.net Ktoś też wstawił komiks ObstinateMelon- świetny.

  27. @Mati87 Dobra już wiem co w VIII jest dobrego. Muzyka(jedyny +X- suteki da ne tidus gorszy od squalla THATS MY STORY w 70% jego dialogów) osobiście cenie sobie wiele utworów z tej części i często słucham. Tylko po to zeby usłyszec Eyes on me musiałem ubijać ultimecje, i robiłem to wiele, na prawdę wiele razy, nie miałem video, nie miałem kompa, neta. Kilka razy nawet zginąłem. To nie była kwestia fanatyzmu, mało miałem gier na psx. Fifę,TR3 i finale.wtedy chciało mi się grać w to po kilka razy. a dziś

  28. 200 gier na steam, kilka w origin i uplay. i nawet 1/3 nie przeszedłem. Nie chce sie, albo już, albo przez to ze nie miało się wyboru grało się w to co było. Dziś przechodze FF dla archiwów na steam. i stracham przed”przejdz grę z squallem na startowym lvl” za dużo opiera się na przemianach kart, a karcianka potrafi dobić. IX to dobry final, tylko trzeba go przegryźć. Pamiętam moje wow na tą epicką animację walki alexandra z bahmutem. Nie jedna osoba odbiła się od FFVII bo nie dała rady do końca midgar

  29. albo padła tuż po nim. to dość baśniowy final, vivi to chyba jedna z bardziej ciekawych i głebokich postaci spod pióra square, który nie jest tym złym. Przekręcenie nicku każdemu się zdarza, nie czuje się urażony, nawet sam nie zauważyłem;p |smoczyca11 Każdy chyba final z ogólnej perspektywy posysa postaciami pozytywnymi, grywalnymi, chyba tylko 6 się broni tym. Do tego kefka – dla niektórych postać lepsza niż sephiroth

  30. @illuvatar|W Nocturne praktycznie nie trzeba nic farmic 😛 no może tylko przed walką z Matadorem, reszta to tylko kwestia spędzenia dluższej chwili na tworzeniu demonów 😛 Świetną fabułę miały Digital Devil Saga 1 i 2, do tego Persona 2. Kiedy musze jeszcze skołować Devil Summonery. Jeszcze teraz przerabiam na PS2 Atelier Iris 2 i na swoja kolej czeka Wild Arms 3, bardzo fajne produkcje.|Jak mi sie uda kiedy wyłapać Wii to mnie czeka Xenoblade Chronicles

  31. Mnie w tej sytuacji najbardziej rozbraja to, że jak żadna dziewczyna nam nie pasuje to idziemy z Barretem xD Coś jak Kenji w Katawa Shoujo 😛

  32. To co napisał autor tekstu jest tylko maleńką iskrą w ogromnym i wspaniałym ogniu fabuły i wątków pobocznych w FF7. Grając pierwszy raz w tą gre, na końcu pierwszej płyty pomyślałem sobie że trzeba być zimnym sku***em żeby uśmiercić taką postać tak szybko. Później miałem nadzieję że w dalszym postępie fabularnym ożywimy naszą towarzyszkę, a tu nic z tego. Cóż ile jest ludzi którzy uwielbiają tą gre tyle jest epickich w niej momentów, zadań, dialogów, itp. Final 7 jest najlepszy w serii zaraz przed 8 i 6.

Skomentuj Moooras Anuluj pisanie odpowiedzi