5
31.10.2024, 12:00Lektura na 9 minut

Strach do nich wracać! Niesłusznie zapomniane horrory, które warto odkurzyć

Choć survival horrory od lat są niszą, to w XXI wieku również ten gatunek doczekał się wielkich hitów. Z okazji Halloween… nie opowiemy o żadnym z nich. Zamiast tego przyjrzymy się produkcjom, które zniknęły ze świadomości graczy, a w naszym odczuciu warto o nich pamiętać.


Tomasz „Ninho” Lubczyński-Wojtasz

Na wstępie chcemy zaznaczyć, że nie przyjęliśmy jednoznacznych kryteriów wyboru. Niemniej wszystkie przywołane w tekście gry łączy to, że nie mówi się o nich jako o klasyce gatunku. Dzieje się tak nie bez powodu, lecz każda z wymienionych niżej pozycji ma w sobie coś, co sprawia, że wydaje się godna uwagi i niesłusznie zapomniana.

Artykuł z całą pewnością nie wyczerpuje tematu, dlatego jesteśmy ciekawi, których tytułów zabrakło w tym zestawieniu według was – dajcie znać w sekcji komentarzy.


Obscure

Platformy: PC, PS2, Xbox | Producent: Hydravision Entertainment | Data premiery: 30 września 2004 | Jak zagrać dzisiaj: gra jest dostępna m.in. na Steamie

To inspirowany staroszkolnymi produkcjami tytuł ze z góry ustalonymi rzutami kamery, który do miksu spod znaku survival horrorów dorzucał równie klasyczny motyw kinowy – grupę licealistów stających twarzą w twarz ze złymi siłami. Tyle tylko, że w przeciwieństwie do tego typu obrazów w Obscure od gracza zależało, kto przeżyje. Śmierć bohaterów nie oznaczała zresztą końca, choć była nieodwracalna (o ile nie wczytaliśmy sejwa) i wpływała na finał opowieści. Samą historię zainspirował film „Oni” z 1998 roku i miała ona vibe teledysków, które na początku XXI wieku leciały w MTV. Do tego stopnia, że w intrze słyszeliśmy „Still Waiting” punkrockowego Sum 41.

Pod względem gameplayowym Obscure również wyróżniało się na tle klasyki – zrezygnowano z tzw. tank controls, a każda z pięciu postaci dysponowała innymi umiejętnościami specjalnymi ułatwiającymi przejście konkretnych sekcji. Do tego gra oferowała pełnoprawnego kanapowego co-opa. Jeśli natomiast nie mieliśmy z kim zmierzyć się z potwornościami Obscure, władzę nad drugim z bohaterów przejmowała AI. Co więcej, mogliśmy łączyć ze sobą różne przedmioty, np. broń z latarką (kwestia o tyle ważna, że potwory w grze były wrażliwe na światło), a także dokonywać zapisu w dowolnym momencie (ale przy użyciu znajdowanych dysków CD). Produkcja doczekała się sequela, którego akcja rozgrywała się na uniwersytecie, niestety poza tym nic już w ramach serii nie powstało. A szkoda, bo choć fabularnie Obscure nie było przesadnie skomplikowane, to oferowało pełną grozy zabawę z autorskim twistem.

OBSCURE NA STEAMIE


Narcosis

Platformy: PC, PS4, XBO | Producent: Honor Code | Data premiery: 28 marca 2017 | Jak zagrać dzisiaj: gra jest dostępna we wszystkich sklepach cyfrowych

Najnowsza pozycja na liście i chyba najbardziej opierająca swoją grozę na atmosferze. Narcosis to w dużej mierze symulator chodzenia… po dnie Oceanu Spokojnego. Wcielamy się w inżyniera podwodnej stacji Oceanova, dla którego – po trzęsieniu ziemi – zwykły dzień pracy zamienia się w rozpaczliwą walkę o przetrwanie. Celem gracza jest dotarcie do kapsuł ratunkowych, nim skończy się powietrze w parutonowym skafandrze służącym do poruszania się ponad trzy kilometry pod powierzchnią wody.

Produkcja francuskiego Honor Code świetnie oddaje terror głębin. Nie dociera tu światło słoneczne – wrażenie odizolowania i wyobcowania potęgowane jest przez ograniczone ruchy we wspomnianym kombinezonie, którego ciężar czuć w każdym kroku głównej postaci. Największy atut gry – poza przytłaczającą atmosferą napierającą z siłą równą ciśnieniu panującemu w oceanicznych odmętach – stanowi prowadzona w formie wywiadu narracja, opisująca kolejne przystanki w podróży bezimiennego naukowca. O losie nieszczęśliwca decydujemy teraz my, zwrot akcji serwowany na końcu zostaje zaś w głowie na długo. A w ramach ciekawostki dodam, że wydano także ebooka, w którym ocalały z katastrofy Oceanovy opowiada szerzej o swoich przeżyciach.

NARCOSIS NA STEAMIE


Cold Fear

Platformy: PC, PS2, Xbox | Producent: Darkworks | Data premiery: 15 marca 2005 | Jak zagrać dzisiaj: gra jest dostępna m.in. na Steamie

Największym wrogiem Cold Fear okazał się timing. Gra zadebiutowała bowiem niedługo po premierze Resident Evil 4, które nie tylko całkowicie przyćmiło ten Ubisoftowy tytuł, ale też automatycznie sprawiło, że w porównaniu z dziełem Capcomu wydawał się przestarzały. Co więcej, wielu recenzentów i graczy zarzucało mu kopiowanie rozwiązań z RE4, co było zwyczajnie niemożliwe, zważywszy na zaledwie dwa miesiące dzielące debiut obu produkcji.

Nie oznacza to oczywiście, że Cold Fear nie czerpało garściami z kultowych reprezentantów gatunku. Nie będzie chyba przesadą, jeśli nazwiemy tę produkcję klonem serii Resident Evil połączonym z… Metal Gear Solid. Inspiracje tą drugą marką widać m.in. w sposobie prezentacji rozgrywki – choć mamy tu z góry ustalone kąty widzenia, to w ich obrębie kamera podąża za postacią. Dodatkowo w momencie celowania widok przenosi się za plecy bohatera, pozwalając graczowi na strzelanie w TPP.

Produkcja Darkworks na papierze wydawała się pewnym sukcesem – podbierała sprawdzone mechaniki z uznanych tytułów, rozwijając je i prezentując całość w lepszej oprawie audiowizualnej. Wrażenie robił przede wszystkim statek, na którym rozgrywała się spora część akcji. Łajba bujała się na falach, a wraz z nią nasza kamera, zacinający deszcz dodawał natomiast klimatu.

Najsłabszym elementem, poza momentami niedopracowanym sterowaniem, a także level designem, okazała się fabuła, którą można by streścić w dwóch, trzech zdaniach. Historia historią, ale naprawdę rozczarowująco wypadła sprzedaż gry – wydany przez Ubisoft horror do końca 2005 roku rozszedł się w zaledwie… 70 tys. kopii w Stanach Zjednoczonych. Liczba szokująca, bo choć Cold Fear miało swoje problemy, to było niezłą produkcją. Pech chciał, że musiało jednak stanąć do nierównej walki o graczy z japońską konkurencją.

COLD FEAR NA STEAMIE


Rule of Rose

Platformy: PS2 | Producent: Punchline | Data premiery: 19 stycznia 2006 | Jak zagrać dzisiaj: kupić używaną grę

To chyba najbardziej kontrowersyjna gra w tym zestawieniu, doczekała się zbanowania m.in. w Wielkiej Brytanii. Zważywszy na to oraz stosunkowo niewielki nakład, Rule of Rose jest obecnie białym krukiem. Jeśli chcielibyście w nie zagrać (w legalny sposób), musicie przygotować się na wydanie ponad 1000 zł! Ograniczona dostępność wyjaśnia cenę, skąd jednak cenzura? Japoński tytuł stał się ofiarą własnego zwiastuna, na podstawie którego zachodnie media wysnuły tezę, że produkcja zawiera sceny brutalnej przemocy i seksualizacji dzieci. W rzeczywistości Rule of Rose nie przekraczało żadnych granic, niewytyczonych wcześniej choćby przez Silent Hilla 2. Trzeba jednocześnie przyznać, że mimo to dzieło studia Punchline oferowało przeżycie bardzo trudne i mroczne.

Za najmocniejszą stronę Rule of Rose uważam fabułę, przypominającą nieco „Władcę much”. W grze umiejętnie podejmowane są trudne tematy, udanie przedstawione zostały także różnice w sposobie myślenia dzieci w porównaniu z osobami starszymi oraz to, jak młodociani mogliby traktować dorosłych, gdyby mieli nad nimi władzę. Niestety rozgrywka nie prezentowała wysokiego poziomu – walka wypadała archaicznie już w dniu premiery. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że reżyser Shuji Ishikawa nazywał RoR interaktywnym filmem, przeciętność gameplayowa dziwi nieco mniej. Nie powinna zresztą odstraszać od samej produkcji – w przeciwieństwie do absurdalnie wysokiej ceny.


The Thing

Platformy: PC, PS2, Xbox | Producent: Computer Artworks | Data premiery: 20 sierpnia 2002 | Jak zagrać dzisiaj: kupić używaną grę lub poczekać na remaster

O istnieniu tej produkcji wielu graczy przypomniało sobie w momencie, gdy zapowiedziano jej remaster. I dobrze, że odświeżenie powstaje, bo The Thing jest obecnie bardzo trudne do zdobycia, a to tytuł warty poznania. Nie tylko ze względu na fakt, że fabularnie zostało pomyślane jako kontynuacja hitu Johna Carpentera z 1982 roku – wcielamy się w członka grupy, która dotarła do znanej z końca filmu bazy.

Mamy sprawdzić, co właściwie tam zaszło, i oczywiście szybko odkrywamy, że arktyczne zimno będzie naszym najmniejszym problemem. Nie oznacza to jednak, że nie musimy się nim przejmować, bo podczas przebywania na zewnątrz graczowi towarzyszy pasek wyziębienia, który trzeba stale monitorować, by nie pozbawić życia członków czteroosobowej drużyny. W ekipie ratunkowej znalazło się miejsce m.in. dla inżyniera (kluczowego w wielu sytuacjach) i medyka.

Po bazie poruszają się wspólnie, choć chwilami gracz jest zmuszony do samotnych eskapad i… nigdy nie wiadomo, czy ktoś z dotychczasowych sprzymierzeńców nie zostanie w trakcie nieobecności zarażony. Do przemiany może dojść w naprawdę niespodziewanych momentach (raz losowych, innym razem oskryptowanych), a „czystość” swoich kolegów da się sprawdzić za pomocą testu krwi. My również możemy mu się poddać, co wiąże się bezpośrednio z przygotowanym przez devów systemem zaufania. Podwładni nie będą wykonywać naszych rozkazów, gdy staną się wystarczająco podejrzliwi.

Kolejną próbą odwzorowania paranoicznego klimatu filmu był poziom strachu – jeśli jakaś postać nie wytrzymywała napięcia, mogła stracić nad sobą panowanie i zwinąć się na ziemi w pozycji embrionalnej lub wręcz przeciwnie – zacząć strzelać gdzie popadnie. To wszystko wygląda bardzo dobrze na papierze, jednak nie zostało wykonane idealnie, na czym produkcja oczywiście sporo traci. Tym bardziej warto poczekać na remaster, który, miejmy nadzieję, poprawi kilka wątpliwych kwestii i dopasuje grę do dzisiejszych standardów.

THE THING: REMASTERED NA STEAMIE


Cryostasis: Sleep of Reason

Platformy: PC | Producent: Action Forms | Data premiery: 5 grudnia 2008 | Jak zagrać dzisiaj: kupić używaną grę

Gra ukraińskiego studia Action Forms z 2008 roku była jak wiele ówczesnych produkcji zza naszej wschodniej granicy – zawierała sporo niedoróbek, które skutecznie przykrywała interesującymi rozwiązaniami gameplayowymi i tonami radzieckiego klimatu. Do tego fabuła, choć miała swoje braki, potrafiła zaintrygować i w ciekawy sposób implementowała mechanikę podróży w czasie. W wybranych miejscach dało się obejrzeć, a niekiedy też zmienić wspomnienia zmarłej osoby, by uratować jej życie. Cegiełkę do budowania ciężkiej atmosfery dokładał sound design i szkoda, że tak bardzo niedomagała sama rozgrywka: walka była nieprzyjemnie drewniana, hitboksy niejasne, a całość zwyczajnie frustrowała.

Dodatkowo Cryostasis nawet dziś lubi chrupnąć lub wyrzucić do pulpitu w najmniej oczekiwanym momencie. To częściowo pokłosie wykorzystania – po raz pierwszy w historii gier – silnika fizycznego PhysX Nvidii, który symulował realistyczne zachowanie się wody. W produkcji (jej akcja rozgrywała się na lodołamaczu) można było więc m.in. topić lód blokujący drzwi, a ten na naszych oczach zmieniał swój stan skupienia. Robi to wrażenie nawet w 2024 roku, przed ponad 15 laty powodowało zaś opad szczęki. I choć Cryostasis wymaga cierpliwości i wysiłku (czasem i do samego odpalenia), to zasługuje na szansę – nie tylko od fanów serii Stalker lub Metro.


Czytaj dalej

Redaktor
Tomasz „Ninho” Lubczyński-Wojtasz

W CD-Action jestem od 2016 roku, wcześniej publikowałem m.in. w Przeglądzie Sportowym. W redakcji robiłem chyba wszystko – byłem sprzętowcem, prowadziłem działy info i zapowiedzi, szefowałem newsroomowi, jak i całej stronie. Następnie bezpieczną przystań znalazłem w social mediach, którymi zajmowałem się do końca 2022 roku, gdy odszedłem z CDA. Nie przestałem jednak pisać – wciąż możecie mnie więc czytać: zarówno na stronie www, jak i w piśmie.

Profil
Wpisów734

Obserwujących7

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze