Mam już dość. 2023 rok przytłoczył mnie tak dużą liczbą premier

Łukasz "Moraś" Morawski
Podobno od przybytku głowa nie boli, jednak co za dużo, to niezdrowo. Dzielnie walczyłem, aby zagrać w większość najważniejszych (przynajmniej dla mnie) premier tego roku, ale poległem. Nie dosyć, że nawet nie odpaliłem wielu tytułów, na które czekałem, to na dodatek nie ukończyłem części z rozpoczętych gier. Czy ma to sens?

Ten rok był wyjątkowy dla branży. Niemalże każdego miesiąca do sprzedaży trafiały tytuły, nad którymi rozpływali się gracze oraz recenzenci nieszczędzący wysokich ocen. No i fajnie! Tylko co z tego? O jakości większości produkcji i tak dowiadywaliśmy się z mediów społecznościowych czy artykułów na portalach giereczkowych. Dlaczego? Ponieważ brakowało życia, aby sprawdzać wszystko na bieżąco! I do takich wniosków dochodzę jako osoba „uprzywilejowana”, zawodowo zajmująca się pisaniem o grach. Gdybym części produkcji nie otrzymał za darmo do zrecenzowania, to z pewnością moje zaległości byłyby jeszcze większe i tak naprawdę nigdy bym się z nich nie wygrzebał. A nawet mimo mojej sytuacji czuję, że ominęło mnie bardzo wiele…

Fajne gry. Fajnie byłoby w nie zagrać

Baldur’s Gate 3. Wybitne dzieło. Rewelacyjny erpeg. Ogromny powiew świeżości. Przynajmniej przez pierwsze 10 godzin, które udało mi się spędzić przy tym tytule. Podczas grania zrobiłem „krótką” przerwę na nieszczęsnego Starfielda, a gdy planowałem powrócić do produkcji Larian Studios, na scenę tego samego dnia wskoczyły takie przeboje jak Marvel’s Spider-Man 2 i Super Mario Bros. Wonder. Raptem tydzień później zadebiutowała druga odsłona Alana Wake’a. No przecież nie mogę przegapić gry, na którą czekałem tyle lat! Okej, zaliczone, odhaczone, pora odkopać… Ej, ej, chwila moment, toć to RoboCop: Rogue City! Ciekawe, czy twórcom udało się oddać atmosferę oryginału Paula Verhoevena. Jasne, że dali radę! A skoro już jestem w klimatach filmowych, to nie zaszkodzi zapoznać się też z Avatarem: Frontiers of Pandora.

Tak było...

Co z tego, że mam rozgrzebanego Baldura, do którego już pewnie nigdy nie wrócę, przez co nie ukończę jednej z wybitniejszych gier ostatnich lat. Przerwałem też zabawę w Aliens: Dark Descent na ostatniej misji i choć uwielbiam ten tytuł, to raczej nie poznam jego zakończenia. Tak samo wygląda sytuacja z Like a Dragon: Ishin!, Armored Core 6: Fires of Rubicon, Wo Long: Fallen Dynasty czy Assassin’s Creedem Mirage. Aczkolwiek tej ostatniej produkcji nie żałuję, bo tu bardziej w grę wchodziło świadome zrezygnowanie z dalszej zabawy niż brak czasu. Jestem natomiast zły, że w 2023 roku najwięcej godzin zajęły mi projekty, które totalnie mnie rozczarowały. Starfieldzie i Final Fantasy XVI, niech was licho. Gdyby zliczyć minuty, jakie przy nich spędziłem, to wyszłoby, że straciłem pięć dni życia. Super.

Doba gracza ma 72 godziny

To mój największy zarzut do współczesnych gier: że są niesamowicie rozwleczone. W czasach takiego dobrobytu pod względem premier, abonamentów Game Pass i PlayStation Plus oraz usług streamingowych pokroju GeForce Now próba utrzymania graczy na dziesiątki (jeśli nie setki) godzin przy jednym tytule wydaje się poronionym pomysłem. The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom okazało się fantastyczne, ale czułbym się jeszcze bardziej zadowolony, gdybym napisy końcowe zobaczył nie po 60, tylko 25 godzinach. To byłby idealny wynik. Hit Nintendo broni się jednak zróżnicowaną rozgrywką i nieustającym zaskakiwaniem użytkownika nowymi rozwiązaniami, dlatego tutaj mogłem to przeboleć i ostatecznie nie żałuję czasu przy nim spędzonego. Tego samego nie mogę niestety powiedzieć o wielu innych grach z tego roku.

Fajnie było Baldurze, może jeszcze kiedyś się zobaczymy.

A gdzieś tam w otchłani słychać jęki zawodu developerów pracujących nad drobniejszymi projektami, które nie miały szansy przebić się do mainstreamu ze względu na zbyt mały budżet na reklamę i za duże natężenie wielkich hitów. No bo kogo obchodził taki Viewfinder z lipca, gdy większość ludzi nadrabiała wtedy czerwcowe pochłaniacze czasu: Street Fightera 6, Final Fantasy XVI, Aliens: Dark Descent czy Diablo 4. Właśnie, Diablo 4. Nie był to kategorycznie zły tytuł – Blizzard Entertainment zawiodło fanów pierwszym sezonem i dalszym rozwojem gry(*), ale premierowa zawartość na tyle satysfakcjonowała, że przeszedłem tę produkcję bez szczególnych boleści. Nawał nowych tematów i premier był tak duży, że legendarna marka zaskakująco szybko przestała interesować graczy. Liczyliście na streamy z tego hack’n’slasha? Cóż, za dużo to ich nie znaleźliście…

(*) Ponoć jest już lepiej. Nie wiem, nie zamierzam tego sprawdzać.

A o czym tu gadać?

W ogóle żywotność rozmów poświęcona konkretnym grom zdaje się jeszcze krótsza niż dawniej. No bo kto obecnie dyskutuje o świetnych rimejkach Dead Space’a czy Resident Evil 4, zachwyca się lub linczuje Hogwarts Legacy, żali się na rozczarowujący finał fabuły Mortal Kombat 1 czy analizuje, jak to się stało, że skazane na porażkę Dead Island 2 wypadło tak dobrze? Jasne, to tytuły z pierwszej połowy 2023 roku, wręcz już prehistoria. Ale do diaska, zobaczcie, jak szybko w mediach społecznościowych lub portalach gamingowych umarł Marvel’s Spider-Man 2. Przecież jest w nim tak wiele rzeczy do omówienia, tyle memów można by wygrzebać. Ale nic z tego, bo wydawcy gier od tamtej pory zdążyli zalać nas kolejnymi premierami i nowinkami odnośnie do projektów, nad którymi pracują.

Nawet Spider-Man poległ podczas ogrywania największych hitów z 2023 roku...

Jak tu jednak oczekiwać od nas szczegółowej analizy branży growej czy konkretnych dzieł i ich elementów, skoro tak bardzo musimy selekcjonować współczesne premiery, że większość z nas gra w zupełnie inne tytuły. A kiedy część osób nadrobi produkcję, o której chcieliśmy podyskutować, to już dawno mamy te rozkminy za sobą, bo w głowie kłębią się myśli dotyczące aktualnych debiutów. Gdybym był twórcą wyrobnikiem, cieszyłbym się z takiego obrotu spraw, gdyż sporo moich wpadek przeszłoby bez większego echa i za kilka miesięcy nikt by o nich nie pamiętał. Czy Respawn Entertainment wyciągnie wnioski z krytyki fatalnej optymalizacji pecetowej wersji Star Wars Jedi: Ocalałego? Szczerze wątpię, bo do wydania „trójki” zdążymy już o tym zapomnieć i ponownie ochoczo złożymy zamówienia przedpremierowe, aby w dniu debiutu okazało się, że znowu nie da się grać na PC i jesteśmy zmuszeni do czekania na łatki.

Zagłada za trzy… dwa…

Branża gier rozrosła się już do tak chorych rozmiarów, że nie ma co liczyć na poprawę sytuacji. Nie zrozumcie mnie źle – ja naprawdę fantastycznie bawiłem się w tym roku podczas ogrywania wielu świetnych dzieł. Żeby jednak to zrobić, musiałem mocno ograniczyć inne pasje, bo nie znajdowałem wystarczająco dużo czasu na czytanie książek i komiksów czy chodzenie do kina. Odnoszę wrażenie, że producenci robią z graczy swoich niewolników, co chwilę podsuwając im pod nos coś nowego, próbując uzależniać dodatkową zawartością, darmowymi „deelcekami” i uprawiając inne sztuczki psychologiczne, o jakich nawet nie mamy pojęcia. Tylko czy na dłuższą metę zda to egzamin?

Daliście radę przejść przez ten korytarz?

Przecież to niemożliwe, aby przy tylu hitach wydawanych w ciągu jednego roku wszystkie wysokobudżetowe produkcje zarobiły tak samo konkretne pieniądze. Dobrym tego przykładem jest rewelacyjny Alan Wake 2, który najlepszych wyników sprzedażowych nie zaliczył. Czyżby w nadchodzących latach miały ukazać się kolejne wielkie przeboje oceniane na dziewiątki i zapomniane po kilku miesiącach od premiery? Wszystko wskazuje na to, że wdepnęliśmy w niezłe bagno – devowie muszą produkować grę za grą, aby jakoś się przebić, a tymczasem gracze mają coraz większe zaległości, co u wielu osób może doprowadzić do syndromu FOMO. Jestem tym zmęczony, mam dosyć. Pozostaje tylko czekać, aż to wszystko pier…

22 odpowiedzi do “Mam już dość. 2023 rok przytłoczył mnie tak dużą liczbą premier”

  1. To może ogranicz rodzaj gier w jakie grasz bo mam wrażenie, że grasz w każdy możliwy tytuł jaki powstaje niezależnie od kategorii? To jest właśnie rozwiązanie 🙂

    • Wtedy nie poznałbym wielu fantastycznych tytułów, tylko dusił się w ramach konkretnych gatunków 🙂 Poza tym w tekście nie chodzi o mnie – ja sobie radzę z tą sytuacją, nawet jeśli trochę narzekam. A narzekam, bo uważam, że taki przesyt nie jest dobry dla nikogo.

    • Tu nie jest problem tylko gatunków ale i tego, że musisz premiery. Ja jeszcze mam kupkę wstydu z przed wielu lat więc o premierach będę myślał na emeryturze. Natomiast ten tok myślenia nie będzie zdawał nigdy egzaminu – dajmy na to masz jeszcze hobby książki czy jak ja Klocki lego – w każdej z tych dziedzin jest tyle premier i zestawów tylko jakoś nikt o tym felietionu nie stworzył, a nie wierzę, że granie to Twoje jedyne hobby (seriale? Multum, nie nadążam, mam listę ok 100 filmów i z 30 seriali do obejrzenia, może na emeryturze, może nigdy, a dochodzą co jakiś czas nowe albo takie, których nie znałem, a chciałbym obejrzeć).

  2. Nie trzeba grać we wszystko tylko dlatego, że jest popularne w danym dniu/tygodniu/miesiącu. A fakt niekończenia gry na ostatniej misji to już dla mnie jakieś totalne nieporozumienie, szczególnie jeśli się gra podobała i nie było się zmuszonym do grania w nią. Większym problemem coś czuję jest tutaj gracz, a nie gry/developerzy…

    • W przypadku Aliens: Dark Descent brak powrotu nie wynikał z braku chęci dokończenia tego tytułu, ale konieczności uczenia się na nowo poszczególnych mechanik, aby wykorzystać to przez 1-2 godzin grania. Wolałem poświęcić ten czas na kino / książkę, a następnego dnia zacząć przygodę z nową grą. Lubię ciągle odkrywać nowe rzeczy, ale nie w takim tempie, jak narzuca nam gamedev 🙂 Zresztą twórcy blockbusterów już ponoszą konsekwencje podobnych działań.

  3. Ja straciłem zainteresowanie nowościami i w ogóle za nimi nie gonię. Proste życie zwykłego robotnika z mnóstwem wolnego czasu.

  4. Przypomina mi to mema od redakcyjnego kolegi Arka. Postać pyta się zachwyconego Baldurem 3 na cele obrazka chochoła, czy skończył akt 1, jak niby takie GOTY. Na to chochoł ściąga brwi i odmawia komentarza. Rozbawiło mnie to, bo w momencie oglądania:

    1) zachwycałem się Baldurem
    2) nie skończyłem aktu 1
    3) był listopad

    xD

  5. Typowy przykład Współczesnego Człowieka, który nie jest w stanie skupić się na dłużej na jednej rzeczy, tylko ciągle szuka nowych bodźców. Produkt działania legionów marketingowców i innych speców od manipulacji.

    Będzie tylko gorzej.

  6. Od kilku lat nie kupuję grier ma premierę. Mam dużo tytułów do ogrania i kilka ulubionych gier, w które ciągle gram. Poza tym, ja należę do malkontentów (kiedyś to było… itp.) i niewiele nowości, już od bardzo dawna, mi się podoba. A poza tym, nigdzie mi się nie spieszy. Baldur’s Gate 3 za kilka lat dalej będzie dobry, a nawet lepszy, bo tańszy i spatchowany. I tak, wiem, że takie podejście nie jest najlepsze dla producentów. Ale zawsze mogę też w ogóle nie kupować gier 😉

    • Mam tak samo, przez ostatnie 10 lat kupiłem może ze 3 gry na premierę. I dokładnie, im później kupisz tym dostaniesz lepszy produkt. A co do producentów, to ich problem nie nasz.

  7. czizas, co za tytuł, wyjdź z domu, zrób coś innego, nie tylko grami człowiek żyje, a jeśli tak to współczuje 😀

    • Ale wiesz, że dzień sprowadza się m.in. do czasu pracy, rodziny i rozrywki? Felieton dotyczy tylko tego ostatniego, na który mam zazwyczaj przeznaczone max 2-3h dziennie 🙂

  8. Ale Starfielda mogłeś sobie spokojnie odpuścić…

  9. Barnaba „b-side” Siegel 5 stycznia 2024 o 19:04

    Ja doszedłem do momentu, w którym boję się odpalić nową grę. Boję się, że w swoim mocno ograniczonym czasie będę musiał poświęcić zbyt dużo czasu na ogarnięcie wszystkiego, więc coraz częściej wybieram zagranie w coś oklepanego, co mi sprawi przyjemność po nawet 15 minutach grania.

    • Mam tak samo. Siadam by pograć, gapię się w listę nieogranych, ale zainstalowanych tytułów i… włączam jakiegoś klasyka na pół godziny, może godzinkę 😀

  10. Hmmmm, ale w przypadku książek, filmów, seriali też nie ma szans na przeczytanie/obejrzenie wszystkich premier. Może gdyby ktoś się postarał, to dałby radę w miarę pokryć jeden gatunek, ale na nic więcej bym nie liczył. No i w sumie ta sytuacja trwa już od wielu lat (w przypadku książek może nawet od wielu dziesięcioleci).

    Dlaczego w przypadku gier nadmiar nowości czy FOMO jest problemem, ale w przypadku wyżej wymienionych mediów nie patrzysz na to w ten sposób?

    • proste – ze względu na zawód otacza go więcej ludzi zajmujących się grami niż tych, którzy zajmują się książkami, wiec jest bardziej na bieżąco. Co w tym dziwnego? Książkę przeczyta bo chce i kiedy chce, a za to, że zagra w danę grę teraz mu płacą i nie może zostać z tyłu za resztą branży.

  11. W zasadzie to jest klasyczne FOMO, dlatego moim zdaniem problem tkwi w odbiorcach, nie w rynku. U Ciebie to kwestia recenzowania w pewnej mierze, ale „klasycznym” odbiorcom polecam zasadę – ukończę jedną grę (albo oleję w skrajnych przypadkach dużego zawodu) i dopiero biorę się za następną. I tak samo ze wszystkich innym – przeczytam jedną ksiażkę, dopiero kupię następną etc. A wydawcy, oczywiście, to wykorzystują i nie ma w tym nic dziwnego, skoro klienci sobie na to pozwalają. Produkt może być niedopracowany, bo zaraz ludzie zapomną. Druga połowa gry może być o wiele słabsza, bo duża część graczy nawet jej nie zobaczy, przeskakując na inny tytuł. Nie mówiąc już o tym, że sprzedaż multiplikują ludzie, którzy nawet gry nie odpalą, bo mają w bibliotekach tysiące tytułów. Podejście wydawców się zmieni tylko i wyłącznie wtedy, kiedy podejście odbiorców się zmieni. Jest popyt, jest podaż.

    • I to jest właśnie dobre podejście! Przejść daną grę do końca, nie zaczynać kolejnych jednocześnie.

  12. To typowo dziennikarski „problem”, po prostu autor ma za dużo do ogrania, bo musi. To też jest zresztą „problem” ogólnie ludzi, którzy mają zbyt dużą styczność z popkulturą, ponieważ zaczynają podchodzić do tego w taki sposób, że „muszą” zobaczyć/ograć ogromną liczbę tytułów. Gdzieś tutaj zainteresowanie i przyjemność schodzą na dalszy plan. Grywam teraz w małą liczbę gier, naprawdę małą i jeżeli jakaś gra mnie zainteresuje ze względu na fabułę, to przechodzę ją i nie zabieram się za kolejne. Zazwyczaj też nie kupuję gier na premierę, tylko czekam na patche i niższą cenę. Tak jest najlepiej, bo gry teraz zazwyczaj wychodzą mocno zabugowane lub niedokończone.

  13. Serio? „Jest za dużo świetnych gier, buuu☹️”??? „Gry za dobre i za obszerne.” – No przecież to jest jakiś żart! Ja potrafiłem latami katować Baldura, Medievala, Dragon’s Age (pierwszą część, bo reszta to kicha;), Skyrim czy Wiedźmina. A w HoMM 3 grywam do tej pory. I jakoś nie czuję, że przez złych deweloperów omijają mnie inne, być może też niezłe gry. To tak, jakby poznać wspaniałą kobietę, ale rzucić ją po miesiącu, bo – „wdepnęliśmy w niezłe bagno” – wokół jest za dużo innych fajnych dziewczyn, które być może też (bardzo przepraszam za wyrażenie) „warto przetestować”.

Dodaj komentarz