Mam nadzieję, że CD Projekt nie zepsuje nam Geralta w Wiedźminie 4
Bardzo dobrze, że Ciri przejmuje stery w Wiedźminie 4. To po prostu naturalne. Mam jednak nadzieję, że twórcy unikną głupich pomysłów na Geralta i nie pójdą drogą Marvela, zwłaszcza tego komiksowego.
Ciri zrobiła to, co zawsze, czyli zamieszanie. Oczywiście wywołało to skrajne reakcje – również jak zawsze. Odnoszę jednak wrażenie, że szok w sieci to sztuczne zjawisko, bo ta tranzycja nie jest wymuszona. Lwiątko z Cintry od początku żyło z wpisaną w wątek fabularny „głównobohaterskością”, do której dojrzewało podczas sagi (a więc według zamysłu Andrzeja Sapkowskiego) i Wiedźmina 3. Zachodzi więc zwyczajna zmiana warty albo po prostu dodanie nowej wartowniczki, stającej na pierwszym planie, jak Nero w późniejszych odsłonach Devil May Cry’a. Przy tym szczerze liczę na to, że CD Projekt Red podejdzie do Geralta z podobnym zrozumieniem jak Capcom do Dantego.
Dotychczas nie mieliśmy z tym problemów, bo twórcy gier podeszli do materiału źródłowego z ogromną powagą. Wszelkie dobudówki do osobowości Białego Wilka utrzymano w duchu oryginału, dzięki czemu raczej nie wywoływały zgrzytów. Jeżeli mogliśmy podejmować bardzo różne decyzje, to żadna nie wybijała nas z poczucia, że oto widzimy w akcji tego wiedźmina, prawdziwego wiedźmina. Skąd zatem moja obawa? Czy posądzam „Redów” o jakieś mroczne zakusy? Otóż nie.
Zmiana warty
Po prostu opowieść o procesie przekazywania pałeczki to wbrew pozorom dosyć trudna operacja, zwłaszcza jeśli dokonuje jej się na żywym organizmie. Za taki zaś uważam cykl, w przypadku którego najpierw poznajemy jakiegoś bohatera, a potem obserwujemy, jak ustępuje miejsca komuś młodszemu (łatwiejsze rozwiązanie stanowi nowa historia pokazana z perspektywy „młodego”, np. „Gran Torino”). To nie zawsze wychodzi i czasem tę starszą postać traktuje się z dużo mniejszym szacunkiem, ujmuje się jej zdolnościom czy osobowości, bo przecież jest przestarzała, a tu, panie, idzie młode, szybsze, mądrzejsze oraz lepiej dostosowane.
Wiele takich błędów popełniał Marvel w komiksach, gdy chciał zaprezentować nową odmianę Thora, Spider-Mana, Kapitana Ameryki, Ms. Marvel czy kogokolwiek. Wtedy często pokazywał klasyczne warianty (czyli zazwyczaj oryginały) w umniejszający sposób, bo przecież trzeba czytelnika utwierdzić w przekonaniu, że teraz to tę nową wersję należy obserwować, a starej dać odpocząć. Tak zrobiono kilkukrotnie np. z Peterem Parkerem podczas Sagi Klonów, kiedy scenarzyści chcieli zamienić go na Bena Reilly’ego aka Scarlet Spidera (pierwszego z kilku…) aka klona-który-tak-naprawdę-być-może-był-oryginałem (to była bardzo zagmatwana historia…).
Tam Spider-Man – przeczołgany przez życie – z neurotycznego zawadiaki przeobraził się w depresyjną skorupę, gotową odepchnąć żonę, wtedy jeszcze Mary Jane, silnym uderzeniem, bo mu akurat smutno było. Podobnie charakter Pająka osłabiał Dan Slott przed i w trakcie serii Superior Spider-Man, by pokazać, że jak umysł Petera Parkera przejmie Dr Otto Octavius, to dopiero będzie fantastycznym i efektywnym Człowiekiem-Pająkiem. Tego typu zabiegi spotkały czołowych bohaterów komiksowego Marvela, jak Thora czy Kapitana Amerykę, przynajmniej raz. Podobno kiedyś wydawnictwa zakładały nawet, że tego typu podmianki są na stałe, ale zawsze kończyło się to wielkim powrotem.
Ocena ryzyka
Zwiastun pokazuje – zarówno od strony ujęć, jak i dialogów oraz ekspresji – że Ciri ma robić za głos nieco innych pokoleń niż Geralt. Mam nadzieję, że scenarzyści nie zaczną jednak schlebiać nawet nie tyle „zetkom” (młodszym graczom), co np. instagramowym wyobrażeniom o nich. Jakaś bardziej pesymistyczna część mnie boi się, że kogoś skusi pójście w prymitywne narracyjnie opozycje i zrobienie z Geralta zdziadziałego, nierozumiejącego świata boomera (okej, marudą był zawsze, jak pokazuje „Rozdroże kruków”), na którym łatwo ćwiczyć dowcip.
Tymczasem Geralt, kiedy oczu nie przesłania mu ośli upór, cechuje się przede wszystkim samoświadomością, a to potężna broń w walce ze zgrzybieniem. Zachowanie wierności pod tym względem nawet po latach będzie egzaminem z szacunku do postaci. Liczę też na to, że nikt nie wpadnie na pomysł, by posłać Białego Wilka do piachu dla emocjonalnego efektu. Pewnie, każdy kiedyś umiera, a kto żył w „Wiedźminlandii”, ten w cyrku się nie śmieje, ale bez przesady. Istnieje dużo powodów, by trzymać Geralta przy życiu.
Pozdrowienia z Tokyo
Dobrze by się złożyło, gdyby CDPR odrobił lekcje z japońszczyzny, a zwłaszcza z przywoływanego wcześniej Devil May Cry’a, oraz wykorzystał swoje pomysły z czasów Krwi i Wina. Widzę to tak: główna seria powinna traktować o Ciri i jej przeżyciach, ale warto, aby Geralt dostał swoje pełnowartościowe rozdziały albo np. dodatek lub spin-off, w którym wyrusza na własną przygodę. Znajdzie się jeszcze tyle krain do zwiedzenia, ludzi do pomocy i politycznych intryg do popsucia, że szkoda porzucać te noirowo-westernowe rejestry intensywności, jeśli chodzi o prowadzenie fabuły.
To było w tej serii dotąd piękne i unikatowe, że nie graliśmy wybrańcem (nawet jeśli Geralt to dziecko niespodzianka), tylko zawodowcem walczącym o rodzinę, a w wolnych chwilach po prostu wykonującym swoją robotę.
I pewnie, przejście z Geralta do Ciri dobrze oddaje docieranie się bardziej wyrachowanych (wybaczcie generalizację) i skupionych na indywidualizmie millenialsów z bardziej zaangażowanymi „zetkami”, ale fajnie, gdyby w grze oba podejścia stawiano na równi. Raz, że unikniemy chamskiego marvelowskiego age’yzmu, o którym już wspomniałem. Dwa, że w utrzymaniu tej równości pomaga lore Sapkowskiego.
Wiedźmini umierają szybko, ale starzeją się wolno. To znaczy, że nawet jeśli Wiedźmin 4 dzieje się ładnych parę lat po Dzikim Gonie, Geralt to wciąż mutant w sile wieku albo nieco starszy i początek gameplayu czy levelowanie można by traktować jako rozgrzewkę przed osiągnięciem sprawności – taki John Wick po powrocie do czynnej służby. Choć odnoszę też wrażenie, że pod koniec ostatniej gry Biały Wilk chodził dopakowany jak nigdy wcześniej.
Urlop, nie emerytura!
Zgodzę się jednak, że na razie, przez grę, dwie bądź trzy (mimo że to dużo czasu...), powinien pozostać na dalekim planie, pojawiając się tylko bardzo sporadycznie. Po to, by odpoczął i on – w końcu prosił o to pod koniec Krwi i Wina – i my. A przy okazji, żebyśmy bardziej zatęsknili. W końcu powroty takich bohaterów smakują najlepiej, gdy są wyczekiwane. Rzekłbym nawet, że w tym przypadku sprawdziłby się wariant odwróconego Kojimy z Metal Gear Solid 2.
Wyobraźmy sobie produkcję dziejącą się już po cyklu poświęconym Ciri. Pojawia się kolejny, świeżo promowany wiedźmin. Wszystkie materiały promocyjne poświęcone są tej nowej postaci. Gramy nią przez prolog (taki, powiedzmy, rozmiarów Velen), a potem dzieje się coś niedobrego i nieodwracalnego, a ktoś musi to posprzątać. I nagle okazuje się, że przez resztę przygody sterujemy Geraltem. Jestem szalenie ciekaw, jak zareagowałaby społeczność.
Możliwe, że marudzę niczym Geralt po trzecim tomie sagi. Możliwe też, że przemawia przeze mnie PTSD po „Wiedźminie” Netflixa. A może Geralt to po prostu zbyt silna i wyrazista ikona popkultury, by odesłać go na pozbawioną gameplayu emeryturę.
Czytaj dalej
Prawdopodobnie jedyny dziennikarz, który nie pije kawy. Rocznik '91. Szop w przebraniu. Gdzie by nie mieszkał, pozostaje białostoczaninem. Pisał do Dzikiej Bandy, GRYOnline.pl, Filmomaniaka, polskiego wydania Playboya, wydrukowano mu parę opowiadań w Science-Fiction Fantasy i Horror. Prowadzi fanpage Hubert pisuje, a odważni mogą szukać profilu na wattpadzie o tej samej nazwie. Kiedyś napisze książkę, a w jego garażu zamieszka odpicowane BMW E39 i Dodge Charger. Na pewno! Niegdyś coś ćwiczył, ale wybrał drogę ciastek. W miłości do Diablo, Baldura, NFSa i Unreal Tournament wychowany.