30
22.09.2022, 14:53Lektura na 14 minut

Serial „Wiedźmin” TVP. 20 lat minęło i nadal jest tragiczny

Materiał źródłowy dla „Wiedźmina” był znakomity, ale publiczność w 2001 roku ujrzała na ekranie zmasakrowane montażowo jasełka, które z dziełami Andrzeja Sapkowskiego łączyła głównie zbieżność nazw własnych. Serialowa wersja tych jasełek obchodzi właśnie dwudziestolecie, a ja, rocznik 2000, pomyślałom, że może wcale nie jest tak źle, jak starsi gadają.

Filmowo-serialowa hybryda, jaką jest „Wiedźmin” w reżyserii Marka Brodzkiego, stała się obiektem drwin tak fanów książek Sapkowskiego, jak i zwyczajnej widowni oczekującej dobrego fantasy. Czy broni się po latach? Bezapelacyjnie – z naciskiem na „NIE”.


Rolka w prawym górnym rogu

Michałowi Szczerbicowi, scenarzyście i producentowi, udało się zakupić w 1995 roku prawa do ekranizacji opowieści „Ostatnie życzenie” i „Miecz przeznaczenia”. Mimo uznanego dorobku (kierownik produkcji „Listy Schindlera”, „Złota dezerterów”, „Pułkownika Chaberta”; scenarzysta „Prawa ojca”) poszukiwanie funduszy na realizację projektu zajęło mu dobrych pięć lat. W kraju, w którym z uwagi na kiepskie zaplecze mało kto brał się za widowiskowe produkcje, i w świecie, w którym nie było jeszcze kinowego „Władcy Pierścieni”, a fantasy kojarzyło się głównie z… „Herkulesem” i „Xeną: Wojowniczą księżniczką”, wizja nakręcenia takiej adaptacji nie wydawała się sensowna.

Xena: Wojownicza księżniczka
Xena: Wojownicza księżniczka

Wraz z „komuną” upadła Centrala Rozpowszechniania Filmów, jedyny dystrybutor działający na terenie kraju za czasów PRL-u. Obrodziło wtedy niezależnymi firmami, które same mogły sobie dobierać produkcje. Jak wynalazki z Zachodu przestały stanowić jedynie droższą ciekawostkę na bazarach, tak hollywoodzkie filmy nie musiały już czekać wielu miesięcy czy lat na emisję u nas (pomijając przygotowywane z opóźnieniem polskie wersje), aż jaśnie komisja zdecyduje, czy „Wejście smoka” propaguje nieprzystające narodowi wartości, czy nie.

O ile jednak I sekretarz trzymał kinematografię za gardło, o tyle jeśli film spełniał odpowiednie normy, jego twórcy nie musieli się martwić o budżet czy dystrybucję – tę zapewniała Centrala. Również kwestia tego, czy ktokolwiek dane dzieło obejrzy, nie była aż tak istotna. Wolny rynek zmusił do poszukiwania pieniędzy na własną rękę oraz brania pod uwagę ewentualnej opłacalności, do tego narastała chęć dogonienia Zachodu mimo przestarzałych metod kręcenia. Dopiero na przełomie wieków coś się ruszyło w temacie wielkich widowisk: powstały „Ogniem i mieczem”, „Quo vadis”, „W pustyni i w puszczy”, „Zemsta”. No i „Pan Tadeusz”.


Pan Geralt

Pozwolę sobie tu na pewną teorię: myślę, że „Wiedźmin” nigdy by nie powstał, gdyby nie adaptacja narodowego eposu autorstwa Andrzeja Wajdy. Najpewniej to wtedy, w trakcie zdjęć w 1998 roku, Szczerbicowi udało się zainteresować wiedźmińską koncepcją Lwa Rywina, z którym od wielu lat współpracował.

Na planie „Pana Tadeusza” mamy Michała Żebrowskiego wcielającego się w tytułową rolę, Brodzki działa na posadzie drugiego reżysera, Rywin i Szczerbic siedzą na stołkach producentów, a wszystko to spina dystrybutor Vision. Tymczasem za dwa lata wszyscy oni zaczną pracować przy adaptacji opowiadań Sapkowskiego. Dla Brodzkiego będzie to pełnometrażowy debiut reżyserski; dla Żebrowskiego (zaproponowanego przez Rywina do roli Geralta właśnie przez wzgląd na „Pana Tadeusza”) – szansa na wyrwanie się z roli prawego Skrzetuskiego i pierdołowatego Soplicy; dla Rywina i Szczerbica – okazja do zrobienia u nas ambitnego kina… i jednocześnie serialu fantasy.

serial wiedźmin
Serial „Wiedźmin”. Fot: TVP

Heritage Films, spółka producencka Rywina, dołożyło od siebie cztery miliony złotych, ale tyle nie wystarczało na „superprodukcję”. Filmowcy próbowali dogadać się z jednym z banków (jak przy „Panu Tadeuszu”), ale ten po dwóch miesiącach nagle się wycofał z negocjacji. Jego miejsce zajęła Telewizja Polska, która dodała do budżetu dodatkowe 15 mln złotych.


Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza

Ambicjom towarzyszył rozbudowany marketing wersji kinowej(*), na który dystrybutor Vision wydał kolejne siedem milionów. Fotosy, plakaty, wywiady pojawiały się tak w największych, jak i tych lokalnych magazynach, gwarantując dojście i do fanów, i do laików. Robert Gawliński oraz nieżyjący już Grzegorz Ciechowski, kompozytor muzyki do filmo-serialu, sklecili wspólnie piosenkę „Nie pokonasz miłości” – niby dotyczyła ona związku Geralta i Yennefer, ale w gruncie rzeczy była bardzo uniwersalna, przez co nadawała się do ciągłego puszczania w radiu. W nim też – w RMF FM – Żebrowski przez bite trzy miesiące czytał fragmenty książek Sapkowskiego.

(*) Skąd nagle wzmianka o promocji filmu w tekście o serialu? Mało kto by słyszał o tym ostatnim, gdyby nie wersja kinowa. A gdyby nie marketing, niewiele osób wiedziałoby z kolei o filmie.

Wypłynięciu na szerokie wody miał się także przysłużyć „Wiedźmin: Gra wyobraźni” (wyd. MAG) wydany w formie i tradycyjnego erpega, i książki „dla nowicjuszy” ze skróconym opisem zasad oraz zarysowanym światem gry. Na ostatnich stronach podręcznika ogłoszono nawet konkurs, w którym można było wygrać prawdziwy wiedźmiński miecz, a co!

Stworzono komórkowego erpega dla użytkowników sieci Idea oraz zorganizowano akcję z udziałem kilku dużych marek (z tego przedsięwzięcia kultowe „Przygarnij Kropka” zaczerpnie później inspirację). Rzecz polegała na SMS-owym rozwiązywaniu zagadek, by po ich rozgryzieniu otrzymać komunikat, iż następne zadanie bądź wskazówka pojawią się np. w tym oto numerze Super Expressu. W wydarzeniu wzięły udział m.in. portal Tenbit, Interia i RMF FM, a nagrodą dla głównego zwycięzcy była… półkilogramowa kula złota.

Prawie dwa miesiące przed kinową premierą na warszawskim Polu Mokotowskim zorganizowano Piknik Wiedźmiński, gdzie dzieciaki i młodzież mogły sobie strzelić sztuczną bliznę na modłę tej Geralta, dowiedzieć się podczas wizyty u czarodziejek, jaka przyszłość czeka za rogiem, podziwiać pokazy rycerskie czy skosztować podpłomyków w stosownej tawernie. Na wzgórzu ustawiono telebim, na którym pokazywano fragmenty filmu oraz materiały promocyjne.

Z siedmiu milionów zainwestowanych przez Vision 250 tys. poszło na piknik, 400 tys. na reklamę w prasie, 3,5 mln na promocję w telewizji. Zostały jeszcze 3 mln na merch w postaci koszulek, kubków czy gumowych podobizn Geralta, banery na stronach internetowych, siedem reklam wielkoformatowych w dużych miastach Polski oraz 500 tablic z plakatami na ulicach. Ze względu na ogromne koszty promocji firma żądała potem od kin wysokich marż, przez co trzy sieci multipleksów – Multikino, Ster Century i Cinema City – odmówiły emisji filmu na premierę.


Bardzo Wielkie Zło

Jak widać, wśród twórców i inwestorów ambicje oraz apetyty na sukces były ogromne. Niestety projekt został położony już na starcie przez koncepcję jednoczesnego kręcenia filmu i serialu, a także przez to, iż kierowali nim ludzie niemający zbytniego szacunku do materiału źródłowego. Rywin na pytanie, czy spotkał się z Sapkowskim, odpowiedział, że „jego zadaniem jest robić film, a nie dyskutować o prozie”. Wolał zaufać do reszty Szczerbicowi, z którym współpracował od lat.

serial wiedźmin yennefer
Serial „Wiedźmin”. Fot: TVP

Szczerbic zaś niby chwalił twórczość Sapkowskiego, uważając ją za „wieloznaczeniową, inteligentną, niosącą treści odpowiadające wielu odbiorcom”, by w tym samym wywiadzie (Głos Wybrzeża, 2.11.2001) uznać, że „proste przeniesienie postaci od pana Andrzeja Sapkowskiego nic dobrego by nie dało; wyszedłby z tego serial przygodowy – jakiś »Herkules« czy »Xena: Wojownicza księżniczka«”. I „aby Geralt był postacią wiarygodną, nie jednowymiarową, trzeba sięgnąć do spraw tylko leciutko zarysowanych w książce”.


Historia z Yennefer u Sapkowskiego jest tak skomplikowana, że właściwie diabli wiedzą, czy to on (Geralt - przyp. red.) ją odrzuca, czy ona jego, czy oni w ogóle chcą być razem.


Michał Szczerbic

Podobnie było z brutalnością, od której książki przecież nie uciekały:


I jeżeli takie są oczekiwania fanów, to muszę wprost powiedzieć: brutalności nie będzie. Nie będzie rozchlastywania mieczem na pół, tylko dlatego, że Wiedźmin zabija szczególnie okrutnie. Zabija normalnie – w scenariuszu nie jest okrutnikiem ani zboczeńcem, tylko człowiekiem szlachetnym, który wykonuje pewien zawód raczej z konieczności. Nie epatuje, zabija tak błyskawicznie, jak to możliwe – jest perfekcjonistą.


Michał Szczerbic (machina.onet.pl, 01.2001)

W mniemaniu Szczerbica książkowa postać była zwykłym zwyrolem, nie mutantem, któremu wykluczenie ze społeczeństwa dało możliwość spojrzenia na świat z praktycznie wszystkich perspektyw (ciemiężonego ludu, bogatych wypierdków, zadufanych czarnoksiężników itd.) i który trudni się zabijaniem i odczarowywaniem stworów za pieniądze, bo niczego innego nie potrafi, a za coś musi żyć. Szczerbic zaś ambitnie chciał zrobić z niego rycerza nowego pokolenia.

Ba, w wersji serialowej Vesemir nie jest mistrzem szermierki, a kapłanem, cech Wilka wywodzi się ze starego bractwa rycerskiego, wiedźmini są z definicji aseksualni (!), z kolei kodeks wiedźmiński to nie sposób Geralta na wymiganie się od komplikacji, a faktycznie istniejące kredo. (Pomińmy już to, że niedaleko Kaer Morhen prowadzona jest szkółka… wiedźminek). No bo trzeba wyjaśnić, skąd „Gerwant” jest – w końcu w motywie nieznajomego kowboja, który wparowuje do miasteczka, załatwia złego typa i nie chcąc słyszeć podziękowań, tego samego dnia z mieściny wybywa, zawsze w pewnym momencie poznajemy rozbudowaną przeszłości bohatera, prawda? Cóż, nie tutaj.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE


Czytaj dalej

Redaktor
Kuba „SztywnyPatyk” Stolarz

Recenzuję, tłumaczę, dialoguję, montuję i gdaczę. Tutaj? Nie wiem, co robię, więc piszę, dopóki mnie nie wywalą.

Profil
Wpisów287

Obserwujących16

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze