Często komentowane 175 Komentarze

The Order: 1886? Dziękuję, postoję.

The Order: 1886? Dziękuję, postoję.
Avatar photo
Filmowa atmosfera, steampunk, wąsy i sterowce, fenomenalna oprawa graficzna, Gears of War killer, tzar bomba nowej generacji – tak na papierze prezentuje się latami wyczekiwany The Order: 1886. Skrojona wyłącznie pod PlayStation 4 gra, która miała wysadzić z kapci każdego, kto da jej szansę.

Przyglądając się przedpremierowym trailerom sam nabrałem ochoty na naprawdę solidny, dopracowany, nextgenowy tytuł. Niestety im więcej kart studio Ready at Dawn odkrywało, tym większym sceptykiem się stawałem – początkowa faza „to zbyt piękne, żeby było prawdziwe”, ewoluowała w „definitywnie coś tu nie gra”. Gdy otrzymałem bilet do wiktoriańskiego Londynu, wiedziałem że czas ruszyć w podróż, dzięki której zweryfikuję swoje poglądy. Choć nie była długa, to obfitowała w piękne widoki, od czasu do czasu koiła do snu, jednak momentami było wyboiście. O co chodzi z tym całym The Order?

O zanurzenie się w steampunkowej rzeczywistości, poznanie tajemniczego zakonu rycerskiego, chroniącego ludzkość przed atakami wikołaczych kreatur, wcielenie się w jednego z takich rycerzy i… dalsze opowiadanie o wątku fabularnym skończyłoby się karygodnymi spoilerami.

Przebrnięcie przez historię wyjęło mi sześć godzin z życiorysu. Połowa tego czasu to rozgrywka, reszta to oglądanie scenek i przysłuchiwanie się rozmowom postaci. W jeden dłuższy wieczór dociera się do napisów końcowych, a z nimi przychodzi olbrzymi niedosyt – zamiast filmowej, interesującej fabuły dostajesz worek przetartych, luźno ze sobą połączonych klisz.

Wyobraź sobie, że chcesz obejrzeć nowy sezon ulubionego serialu. Zacznasz od pierwszego odcinka, potem skaczesz od razu na trzeci, oglądniesz też czwarty, lecz dwa kolejne pominiesz i skupisz uwagę na siódmym. Będziesz miał wrażenie, że coś ci umknęło? Oczywiście. Czy czułem się tak po sesji z The Order: 1886 pomimo zachowania chronologii? Tak. Historia jest tu wciśnięta na siłę, tylko po to by można było ubrać ją w grafikę, która – trzeba przyznać – jest olśniewająca. Pierwsze skojarzenie? Pixar robi dorosłą animację w steampunkowych realiach. Oprawa przebiła jakością Ryse, które od swojej premiery było dla mnie definitywnie najpiękniejszym tytułem dostępnym na konsolach. Można pomyśleć, że warto poświęcić swój czas choćby po to, by zobaczyć to na żywo i tutaj zaczyna się mój problem – to nie jest gra, to interaktywny benchmark.

Pamiętam jak wiele lat temu pokazano mi Dragon’s Lair i Time Gal – dwie „gry”, które w rzeczywistości były filmami animowanymi z wplecionymi QTE. W zależności od tego jak mi szło wciskanie pojawiających się na ekranie przycisków, silnik odtwarzał (lub nie) kolejne segmenty wideo – szczękopad gwarantowany, choć grywalnościowo były to potworki. The Order: 1886 jest właśnie takim Dragon’s Lairem obecnych czasów. Poza pokazem kunsztu w wyciskaniu z PlayStation 4 niesamowitej grafiki nie ma w tej grze niczego, co sprawiłoby że mógłbym na nią spojrzeć przychylnym okiem. Strzelanie jest słabe – zmarnowano potencjał, bo niektóre pukawki są naprawdę interesujące, ale co z tego, gdy zupełnie nie czuć powera w łapach, a headshoty wpadają niemal z automatu? Starcia z hordami identycznie wyglądających przeciwników zawsze wyglądają tak samo – chowasz się za osłoną i czekasz, aż wrogowie zaczną wychylać się ze swojego ukrycia. Ot wirtualna strzelnica z ruchomymi celami. Zero emocji, nuda, nuda i jeszcze raz nuda. To nie jest zdrowy kierunek dla przemysłu growego, który od lat opiera się na interaktywnej zabawie, a nie biernej obserwacji.

Bardzo mnie zdziwił przyklask dla długości The Order: 1886. Niektórzy gracze twierdzą, że są zadowoleni, bo szkoda im inwestować dużej ilości godzin w jeden tytuł. Że kilkugodzinna kampania jest idealna dla człowieka przytłoczonego masą obowiązków. Zupełnie się z tym nie zgadzam – jeśli oczekuję krótkiej odskoczni, zabieram się za dobry film. Zaoferuje mi więcej miłych doznań, niż kiepska wydmuszka z piękną oprawą. Istnieją oczywiście gry, które krótki czas zabawy rekompensują polem do masterowania, wykręcania coraz lepszych wyników, poprawiania swoich umiejętności. Weźmy na blat chociażby takie Hotline Miami – to jest gra z krwi i kości. Przez cały czas uczestniczę w wydarzeniach na ekranie, cały czas stawiam czoło wyzwaniom i jestem nagradzany satysfakcją. Mogę ją przejść w jeden wieczór, ale jeśli będę chciał pobawić się dłużej, nie widzę problemu by do niej wrócić i wykręcać coraz lepsze wyniki. Co natomiast oferuje mi The Order: 1886 przy drugim podejściu? Dokładnie to samo co za pierwszym razem – ponowne oglądanie ładnych scenek, których nawet nie da się przewinąć, choć znam je na pamięć, a do tego skrawki rozgrywki na miernym poziomie. Pamiętam jak odtwarzacze Blu-Ray wchodziły na nasz rynek. Prócz kilku filmów, w sklepach dostępne były też płyty z nagraniami z różnych kontynentów w pełnym HD. Służyły głównie jako materiał demonstrujący możliwości nowego sprzętu – dokładnie do tego nadaje się tytuł od Ready at Dawn, by zaprosić sąsiada, powiedzieć „Zobacz Janek jaka grafa!”, wyłączyć konsolę i zapomnieć.

Cieszy mnie jednak, że w swoim niezadowoleniu nie jestem odosobniony – wśród graczy pojawia się wiele głosów na nie. Orderowi obrywa się za powtarzalność, kiepską fabułę i bardzo słabą grywalność. Lata temu lubiłem oglądać dema technologiczne, tyle że nikt mi nigdy nie próbował sprzedać 3D Marka jako pełnoprawnej gry. Od pięknego samograja wolę brzydki, obskurny tytuł, niech tylko ma duszę. Przypomina mi to moją przygodę z Deadly Premonition, produkcją upośledzoną technologicznie, z paskudną oprawą, męczącym sterowaniem i systemem przestarzałym w dniu premiery o dziesięć lat. Pomimo tych wad, bawiłem się wyśmienicie ze względu na świetną fabułę i klimat – na pewno wrócę, by przeżyć to jeszcze raz, a The Order: 1886? Cóż, na zasypianie z padem w ręku jeszcze nie czas. Jeśli wróci do napędu mojego PlayStation 4, to tylko po to, by pokazać znajomym miażdżącą oprawę, choć pewnie za trzy lata będzie ona standardem w PRAWDZIWYCH grach.

Czego sobie i wam życzę 😉

175 odpowiedzi do “The Order: 1886? Dziękuję, postoję.”

  1. … a truje po prostu by truć. Nadal nie rozumiesz, że przechodzenie gry na „speedrunie” nie oddaje rzeczywistego czasu jaki poświęca się do poznania gry? | |Jedyną wadą The Order 1886 jest czas w jaki można go ukończyć. Jak chcesz ją jedynie zaliczyć zajmie Ci to około 5-8 godzin na łatwym poziomie trudności. I jeżeli to faktycznie jest tak wielki problem to po prostu nie kupuj i tyle. Cena? Grę można było nabyć nie tylko za 250zł ale również za 170-150zł.

  2. Moim zdaniem krótki czas gry rekompensuje wciągająca fabuła, która może i nie jest jakaś arcydziełem ale jest ciekawa i całkiem świeża. Bohaterowie, klimat i świat gry są ukazane w interesujący sposób. Do oprawy audio-wizualnej nie mogę się przyczepić mimo, że spolszczenie kuleje miejscami. Przechodzenie z cut-scenek do samej gry również przyjemny. Strzelanie i ukrywanie się za murami i elementami również bardzo udane. Fakt, nie jest to tytuł wybitny ale cała krytyka gry jest mocno przesadzona.

  3. @BAMsE Mógłbyś rozwinąć swoją myśl o braku „intrakcyjności” O1886? Przecież to nie jest film, nie wystarczy siąść przed TV i gra sama się przejdzie – trzeba chwycić za pada, przejść się po uliczkach/wnętrzach budynków, postrzelać. Interakcja jest, a że dużo bardziej skupiono się na „filmowości” w tej produkcji, to właśnie The Order 1886 nazwałbym trochę takim „interaktywnym filmem”. Dragon’s Lair to też gra – należy do gatunku interaktywnych filmów (w tym wypadku akurat animowanego).

  4. Jeśli nie pamiętasz odległych czasów to poczytaj sobie o Phantasmagorii (i ogólnie o FMV) – tak te produkcje też należały do gier.

  5. Patrząc na długość niektórzy chcą liczyć tylko gameplay i odliczają od tego cutscenki. Boogie2988 chciał generalnie bronić gry jak jeszcze nie wiedział jak jest długa i wyszło mu że gra przy liberalnym podejściu powinna starczyć minimum na 12,5 godziny przy tej cenie i na tyle liczył, ale zdaje się że większość ludzi przechodzi ją szybciej…|Grę nie opłaca się przechodzić drugi raz bo nic nie można zrobić inaczej i nawet cutscenek nie można omijać a sam gameplay jest co najwyżej taki sobie

  6. Filmowość, bohaterowie, klimat, grafika, dla wielu też fabuła to zalety tej gry, które w mogą rekompensować różne inne braki… Zgadzam się z tym i właśnie dlatego sobie zerkam na gameplay na YouTube. Co na tym tracę? Rozgrywka nie jest specjalnie ciekawa a gra jest strasznie liniowa więc generalnie niewiele… Co na tym zyskuję? Po pierwsze nie wydaję ani centa, a po drugie omijam sobie irytujące motywy jak QTE czy tępe stanie w rogu i wybijanie głupich przeciwników

  7. Swoją drogą to jest pierwsza gra przy której widziałem pytanie o to czy da się omijać gameplay aby przejść do cutscenek xD

  8. @Zaba – Problem ma to „coś” – na normalnym podejściu, grę zaliczyłem w ~9h na najwyższym poziomie. Fabuła i jej pochodne w stylu „to już było”. Możliwość pominięcia przerywników widocznie jest za dużą łaską dla twórców. I za to wszystko 240 zł, cudem odsprzedane. Na drugi dzień zaliczyłem grę na YT – to samo doznanie. TO SAMO. To „coś” powinno skończyć jako popierdółka z PSNu za 90 zł na premierze. Jeśli druga część (matko…) nie będzie w takim samym stylu – przyznają się, że ta „gra” im nie wyszła…

  9. @smd87 wypowiem się po raz ostatni, bo już mnie drażnisz. Każda gra (nie tylko komputerowa) stawia na udział gracza w wydarzeniach i wpływania na treść gry. Może to być rywalizacja z żywym graczem lub AI, zadanie logiczne lub zręcznościowe. W każdym przypadku definicja gry wymaga „interakcyjności”, a więc odpowiedniego reagowania na zaoferowaną przez grę sytuację i w konsekwencji zmuszenia gry do postawienia graczowi nowego wyzwania. Wpływ na grę gracz wywiera w sposób odpowiedni dla siebie…

  10. bowiem aby można było mówić o grze, potrzebna jest pewna doza swobody i możliwość podejmowania decyzji. Czaisz może taką zabawkę dla dzieci, gdzie klocki o różnych kształtach wrzuca się do pudełka przez odpowiadające im kształtem otwory? Ni cholery nie nazwiesz tego grą, bo rozwiązanie jest tylko jedno i nie ma tu miejsca jakiekolwiek decyzje. Skoro już wiesz czym jest owa „interakcyjność” i jakie są założenia tworu zwanego grą, to pokaż mi je w TO1886… Owszem są, tyle, że bardzo okrojone.

  11. To coś każe ci gapić się w ekran przez połowę czasu i biernie odbierać to, co ma do przekazania. Możesz, owszem, wcisnąć trójkąt kciukiem lub wskazującym, możesz nawet nosem, ale czy to jest zadanie godne miana gry i gracza? Czy masz wpływ na to, co ów program zaoferuje ci po tej czynności? Nie masz żadnego, a więc nie grasz lecz wykonujesz polecenia. Nie zabraniam nikomu się tym bawić, nie potępiam nikogo, bo wszystko jest dla ludzi, byle z głową.

  12. Byle nie zwać tego grą, tak jak niektórzy margarynę zwą masłem. Nie chcę „masła” z oleju palmowego, nie chcę butów ze „skóry” ekologicznej, nie chcę „gry” nie dającej mi wyboru. A co do Phantasmagorii i Dragon’s Lair – miałem do czynienia ze wszystkimi trzema. Były to pomysły bardzo innowacyjne, ciekawe i w ówczesnych czasach wręcz niewyobrażalne. I to stanowiło o ich atrakcyjności, choć przyznać należy, że nie zostały odebrane tak dobrze, jakby to można wróżyć z ich innowacyjności.

  13. TO1886 powiela tylko wzorce stare jak procesory 386SX – to co bawiło kiedyś, bo było świeże, dziśmoże być jedynie dodatkiem i to serwowanym w przystępnych ilościach. Rzeczona „gra” natomiast czyni z tego swój główny element składowy, odcinając się tym samym od definicji. To już nie jest gra – w najlepszym wypadku aplikacja rozrywkowa.

  14. @BAMsE|A jaki wybór dają ci na maxa korytarzowe FPS-y? Jaką swobodę kampanie z COD-a na 5h? Tam tylko w zasadzie strzelasz i brniesz do przodu, a kampania jest do bólu oskryptowana? To też nie są gry? A może są to jednak gry, bo mają multi? Bez tego pewnie już nie byłyby grami… Kto powiedział, że gra musi ci dawać jakiś wybór? Od kiedy? Żeby gra nie była filmem musi ci pozwalać na jakiś twój udział w rozgrywce, i to robi Order 1886. Bez twojego udziału sama sie nie przejdzie, w przeciwieństwie do filmu..

  15. Celowniczki też ci nie dają żadnego wyboru. Grałeś w Rambo:the video GAME? Nic tylko strzelasz, bierzesz udział w QTE i oglądasz cut-scenki. Tak, to GRA (pomińmy, że denna, ale gra). Wychwalane przez ciebie Dragon’s Lair to też GRA, tyle że z gatunku animowanych INTERACTIVE movies – w dodatku dająca ci jeszcze mniej swobody niż The Order 1886. GRA muzyczna jak Guitar Hero jaką ci daje swobode, jakie podejmowanie decyzji. Masz trafiać w przyciski i tyle.

  16. Jedna gra daje ci więcej swobody, druga mniej. Jedna pozwala ci na tysiąc wyborów (epickie cRPG), druga nie daje ci wręcz żadnego, oferując drogę jak po sznurku i historie jaką chcieli przedstawić twórcy. Ale to cały czas są GRY.

  17. „W zależności od stopnia swobody danej GRACZOWI narrację w GRACH dzieli się na trzy rodzaje: LINEARNĄ, STAWIAJĄCA NACISK NA FABUŁĘ KOSZTEM SWOBODY GRACZA; rozgałęzioną, w której oprócz głównego wątku fabularnego istnieją poboczne; a także rozproszoną, za sprawą której gracz ma największą swobodę w tworzeniu akcji”

  18. Prościej sie już tego przedstawić chyba nie da…

  19. Hmm… Jeżeli ten tekst dobitnie pokazujący REALNE wady i zalety tej gry nie przekonał obrońców (pewnie nawet nie zerknęli nigdzie poza wstęp, ale co tam) to polecam zapoznać się z recenzją Angry Joe’a (mimo że ostatnio rzadko się z nim zgadzam). I jeszcze co do argumentu „nie grałeś – nie oceniaj” powiem tak: To sprawdza się w sanboksach i RPGach, ale nie w do bólu liniowej pseudostrzelance wypełnionej do połowy cutscenkami. Nie wydam 2000 zł, by zagrać w grę, która da mi takie same wrażenia jakbym oglądał

  20. … Ją na YouTube!!! A jeszcze chciałbym dodać coś do wydłużania czasu gry „zbierajkami”. Czyż nie w każdej grze takie są? Gdyby nie to, gry Lego trwałyby 3-4 godziny… Więc nie zmienia to faktu, że The Order to zabawa na 6-7 godzin. I żaden z obronnych argumentów nie zmieni faktu, że to po prostu piękny, lecz denny ŚREDNIAK! Fin.

  21. @Skelldon – Ale tutaj nikt nie kłóci się czy to jest dobra czy zła gra. Ile osób, tyle opinii. Dla mnie też nie jest to gra idealna (ba nie jest nawet bardzo dobra). Sam po tym co widziałem oceniłbym ją na 7/10. Tutaj chodzi o to, że niektórzy próbują wmówić innym, że to nie jest gra.

  22. @smd87: Tu się zgodzę, bo bądź co bądź jest to gra. Chyba tylko w moim odczuciu (bo widzę, że wiele się zmienia, a ja nie nadążam) grą jest wszystko to, w co gramy. Proste. The Order to też gra, bo w to gramy. I inne liniowe gry też są grami god damn it! Szkoda jednak, że TO1886 jest niewarte takiej ceny, bo ogółem mało w tym rzeczywistego grania. Ale powtarzam: To JEST gra…

  23. Oczywiście, że to gra. Niekoniecznie taka, w którą chciałbym zagrać, ale jednak.

  24. Nom ja na pewno nie mam zamiaru się kłócić o to czy The Order jest grą – prędzej bym się nad tym zastanawiał przy produkcjach Telltale, które ze względu na pseudo wybory też raczej nie są warte swojej ceny ale przynajmniej nie zapowiadali się tak szumnie|Martwi mnie jednak kiedy największa wartość gry generalnie leży sobie na YouTube za free. Mam wrażenie, że przez takie coś mogą w końcu zacząć się czepiać gameplayerów bo po prostu zaczną gry traktować jak filmy (i w sumie nie będzie to bez podstaw)

  25. Angry Joe ocenił na 4/10. Myslę, że całkiem trafnie.

Skomentuj smd87 Anuluj pisanie odpowiedzi