Unia Europejska próbuje wpłynąć na gamedev. DSA to młot na rasizm i seksizm w grach online?
Promowana przez Ursulę von der Leyen unijna dyrektywa nie pozostanie bez wpływu na gamedev, a przede wszystkim na gry z treścią tworzoną przez graczy. – Mówimy o skinach, teksturach, mapach, modach czy nawet treściach na wewnątrzgrowym czacie – wylicza prawnik Kacper Baryła.
17 lutego wszedł w życie „Akt o usługach cyfrowych” (ang. Digital Services Act), a Polska i inne kraje UE wdrażają obecnie jego zapisy. Dyrektywie bacznie powinni przyglądać się polscy autorzy gier MMO (Margonem, Gloria Victis, Last Oasis), produkcji z domami aukcyjnymi (Broken Ranks) czy czatami (World War 3), a także twórcy tytułów popularnych na scenie modderskiej (Dying Light, Wiedźmin 3) – choć oczywiście nie tylko oni.
DSA zakłada:
– ujednolicenie procedury usuwania nielegalnych treści z internetu (dotychczas każde państwo działało według własnych przepisów).
– wprowadzenie unijnej kontroli nad moderacją treści przez platformy (Apple AppStore, Facebook, YouTube) i duże wyszukiwarki (Google, Bing).
– zobligowanie ww. do informowania swoich użytkowników o powodach skasowania lub blokady ich treści, a także zapewnienie im skutecznej procedury odwoławczej.
– Głównym celem DSA jest uczynienie internetu bezpieczniejszym miejscem, co zawsze jest świetnym pomysłem – mówił podczas Game Industry Conference Kacper Baryła, prawnik związany m.in. z GOG-iem. Jak jednak dodał, diabeł tkwi w szczegółach. – Gry online czy platformy z treściami tworzonymi przez użytkowników (UGC) są wyjątkowo podatne na nowe przepisy.
Cyfrowy rasizm, realny problem
Szczególne obowiązki Komisja Europejska nałożyła na „hosting” treści, zdefiniowany w dyrektywie jako „usługa polegająca na przechowywaniu informacji przekazanych przez odbiorcę usługi oraz na jego żądanie”. „Informacji”, czyli czego? – Mówimy o skinach, teksturach, mapach, modach czy nawet treściach na czacie – wyjaśniał na GIC-u Baryła. – Regulacje wymagają gromadzenia wszelkich danych dostarczonych przez użytkownika, niezależnie od ich rodzaju.
– Bardzo ciekawym przykładem jest World of Warcraft z jego czatem gildii, za pośrednictwem którego gracze mogą się porozumiewać. Moim zdaniem (...), jeśli prowadzisz serwer społecznościowy, to w zależności od tego, jak go skonfigurujesz, możesz być uznany za „hosta”.
Przypadek WoW-a jest tu symptomatyczny, bo w swojej 20-letniej historii produkcja MMORPG Blizzarda wielokrotnie okazywała się doskonałym punktem zbornym dla rasistów. W 2021 roku ComicBook.com przytaczał w tym kontekście wypowiedź youtubera Asmongolda: – Na serwerze Faerlina funkcjonowała gildia, której członkowie dowiedzieli się, że jeden z graczy jest czarnoskóry, więc po prostu go wyrzucili. Następnie zaprosili go z powrotem, zapytali: „Czy nadal jesteś czarny?”, a gdy potwierdził, wyrzucili go ponownie.
Gdybyśmy mieli do czynienia np. z klubem sportowym, którego właściciel odmawia wstępu jednemu z zawodników ze względu na kolor jego skóry, zostałoby to uznane – na mocy chociażby Civil Rights Act z 1964 roku – za dyskryminację na tle rasowym, zakazaną również przez polski Kodeks Cywilny i Konstytucję (a konkretniej art. 32: „Wszyscy są wobec prawa równi (...). Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”.).
Właściciel rasistowskiego klubu sportowego potencjalnie odpowiadałby z paragrafu za przestępstwo z nienawiści, zagrożone karą pozbawienia wolności do pięciu lat… ale do gier cyfrowych te przepisy nie przystają. W WoW-ie i podobnych mu produkcjach mamy opcję zgłoszenia nadużyć do operatora (Blizzarda), który może z kolei stosować sankcje bądź wobec gildii, bądź jej poszczególnych członków.
„Infiltrowane przez ekstremistów” gry online
Sęk w tym, że choć gigant z Irvine zakazuje dyskryminacji w regulaminie gry, wcale nie kwapi się, by wyciągać wobec rasistów konsekwencje. Dowodem sytuacja z 2019 roku, gdy kongresmen Lou Correa publicznie napiętnował firmę za brak skutecznej moderacji czatu. Swoje oskarżenia zilustrował screenshotem z członkami antysemickiej gildii The Enclave, którzy ubrali swoje awatary w białe szaty i kaptury (w oczywisty sposób nawiązujące do Ku Klux Klanu, choć upierali się, że w istocie pragnęli upodobnić swoich bohaterów do duchów).
Tuż obok Horrigana, współprzewodniczącego organizacji, klęczą dwie czarnoskóre postaci (jedna z nich nosi pseudonim zaczerpnięty od Jessego Jacksona, działacza na rzecz praw obywatelskich, współpracownika Martina Luthera Kinga). Sam gracz został zaś uchwycony z komunikatem: „Kolejny przystanek: Charlottesville”, co było z kolei nawiązaniem do neonazistowskiego marszu „Zjednoczyć Prawicę” (ang. „Unite the Right”), na którym wznoszono hasła jawnie odnoszące się do faszyzmu („Żydzi nas nie zastąpią”, „Krew i ziemia”). Przypomnijmy, że podczas zgromadzenia doszło do zamieszek, a członek sympatyków ruchu (jak się później okazało, otwarcie wyrażający podziw dla Hitlera) wjechał samochodem w tłum kontrmanifestantów. Jedna osoba zmarła, ponad 35 zostało rannych.
W rozmowie z Vice Correa tak skomentował działalność rasistowskiej gildii: – To tylko jeden z przykładów na infiltrację platform online i gier przez skrajnie prawicowych ekstremistów (...). Zezwalając na obecność białych suprematystów, firmy nieświadomie tworzą bezpieczne przystanie, które ci mogą wykorzystywać do rekrutowania i indoktrynacji.
Pomimo wytknięcia palcem przez – bądź co bądź prominentnego – polityka, Blizzard nie wydał oficjalnego oświadczenia w sprawie, a lider gildii otrzymał raptem kilkudniowego bana. Samo The Enclave zostało co prawda rozwiązane, ale przez swoich członków, którzy następnie założyli nową organizację.
Co w tym kontekście zmienia DSA? Jak wyjaśniał w Poznaniu Baryła: – Platformy nie są zobowiązane do aktywnego monitoringu, ale jeśli już wiedzą o nielegalnych treściach, muszą podjąć działania. Muszą również jasno zadeklarować w regulaminach, co jest (w ich grach – dop. red.) akceptowane – dopowiada. W przeciwnym razie unijne organy nadzoru mogą nałożyć na platformę grzywnę sięgającą nawet 6% jej globalnych przychodów, a nawet czasowo ograniczyć jej funkcjonowanie na terenie Unii.
Baryła podkreślił, że DSA nadal pozostawia studiom przestrzeń do tworzenia własnych regulaminów dla gier online, acz nie powinny one przyzwalać na „wszelkie treści, które mogą być uznane za niezgodne z prawem UE lub któregokolwiek z państw członkowskich”. To zaś istotne, bo co jakiś czas stykamy się z regulaminami, w których studio wyłącza swoją odpowiedzialność za utratę danych czy nieuczciwe praktyki, uniemożliwia nam zwrot środków, nie tłumaczy, w jaki sposób zamierza wykorzystywać nasze dane, lub pozostawia sobie furtkę do banowania bez jasno określonych powodów ku temu.
Jak UE zareaguje na faszystowskie mody?
Nieco inaczej, tłumaczył prawnik, wygląda kazus domów aukcyjnych, które „raczej” nie będą uznane za usługę hostingową. Z prozaicznej przyczyny: nie pojawia się w nich UGS (User Generated Content). Choć w takim World of Warcraft możemy wystawiać przedmioty na sprzedaż i ustalać ich ceny, nadal poruszamy się w ekosystemie gry, nie dostarczając żadnych nowych informacji z zewnątrz. Nie nadajemy nazw samodzielnie, w obiegu nie zmaterializują się więc nagle „Miecz Hitlera” albo „Młot na kobiety”.
Trochę bardziej skomplikowanie wygląda kwestia modów i skinów. Oczywiście w ostatnich latach nie brakowało projektów obrazoburczych, vide Stormer Doom każący nam strzelać do Żydów i komunistów, skórki „neo-nazi skinheada” do Counter-Strike’a czy modyfikacja do Baldur’s Gate’a 3, która pod pozorem „poprawy estetyki” wybielała czarnoskóre postaci. Wiele jednak wskazuje na to, że dyrektywie będzie podlegać tylko część z takich „dodatków”.
– Skyrim to wspaniała gra, a jednym z powodów, dla którego ludzie po 15 latach nadal w nią grają (...), są modyfikacje. Mody nie są jednak przechowywane na serwerach twórców (Bethesdy – dop. red.), więc to nie oni będą za nie odpowiedzialni. – tłumaczył Baryła. – Jeżeli gra ma edytor lub narzędzia do tworzenia zawartości, ale studio nie umożliwia graczom uploadowania swoich prac, w moim odczuciu nie jest to „usługa hostingowa”.
Fortnite i niepokoje religijne, seksistowskie Dark Souls
DSA obliguje studia gamedevowe do stworzenia transparentnych warunków i zasad użytkowania gier online. To ważne, bo, jak wyjaśniał Baryła, twórcy nie zawsze przykładają do nich należytą wagę, czym niejednokrotnie strzelają sobie w stopę.
Jako przykład ekspert podał Epic Games i Fortnite’a, który niespodziewanie został na jakiś czas zbanowany w Indonezji. Powód? Jeden z użytkowników odtworzył w nim Al-Kabę, ulokowaną w Mekce świątynię i sanktuarium (dla muzułmanów najważniejsze ze świętych miejsc), dając innym graczom szansę na jej zniszczenie. Sandiaga Uno, ówczesny minister turystyki i gospodarki, wyjaśnił w oświadczeniu, że „(jej obecność w buildzie – dop. red.) może prowadzić do niegodnych zachowań i zachęcać do aktów przemocy”.
Prawnik zwrócił ponadto uwagę na system wiadomości w cyklu Dark Souls. Pozwalał on na pozostawianie porad, które – w teorii – miały ułatwiać rozgrywkę innym (np. przestrzegać przed ukrytym za winklem łucznikiem albo potencjalnie zabójczym upadkiem z położonej nieopodal skarpy). Choć składał się z suchych komunikatów, to jednak, jak alarmowało choćby Kotaku, często bywał wykorzystywany do wyrażania treści obraźliwych („try finger, but hole”, „woman ahead, therefore weakness”), utrwalających stereotypy płciowe i seksualizujących kobiece postaci.
– Oba te przykłady pokazują, że nawet ograniczone (przez developerów – dop. red.) narzędzia mogą być wykorzystywane w nieoczekiwany sposób – puentuje Baryła.
Duży problem dla małych i średnich?
Produkcje bez komponentu multiplayer lub treści tworzonych przez graczy pozostają poza zakresem rozporządzenia. Dla całej reszty DSA opracowuje ramy prawne, które według Baryły mogą być dla autorów po prostu przydatne. Sęk w tym, że ich implementacja wymaga zasobów, bo narzuca studiom nowe obowiązki, a ich nieprzestrzeganie wiąże się z ryzykiem nałożenia przez KE wysokich kar.
Już w marcu European Game Developers Federation alarmowało w swoim stanowisku, że zapowiadane regulacje mogą być trudne do zastosowania przez małe i średnie przedsiębiorstwa. Organizacja apelowała o stworzenie takich przepisów, które nie obciążałyby administracyjnie niewielkich developerów.
Podobne obawy wyrażał publicznie Simon Little (prezes Video Games Europe): „Głosowanie w Parlamencie Europejskim to ważny krok w kierunku przyjęcia DSA, ale kluczowe będzie, aby unijne instytucje uzgodniły obowiązki, które będą możliwe do realizacji i stworzyły zrównoważone, przyszłościowe ramy prawne”
Wiele zależy też od tego – podkreślił inny wykładowca GIC-a, Jari-Pekka Kaleva – jak Unia zamierza egzekwować przepisy. Prelegent zwrócił w swoim wystąpieniu uwagę, że skuteczne wdrażanie prawa uchwalonego w poprzedniej kadencji będzie jednym z priorytetów nowej Komisji Europejskiej: – von der Leyen zobowiązała się do intensyfikacji egzekwowania przepisów, szczególnie w przypadku DSA, aby zapewnić, że przyniosą one rzeczywiste efekty.
Pozostaje nam wziąć za dobrą monetę obietnice polskiego rządu, który na stronie Ministerstwa Cyfryzacji uspokaja: „Dla Małych i Średnich Przedsiębiorstw niektóre obowiązki, takie jak raportowanie czy audyty zewnętrzne, mogą nie być tak restrykcyjne jak dla większych platform internetowych. Celem takiego rozwiązania jest złagodzenie obciążeń administracyjnych i regulacyjnych dla mniejszych przedsiębiorstw”.
Czytaj dalej
Do lutego 2023 prowadziłem serwis PolskiGamedev.pl i magazyn "PolskiGamedev.pl", wcześniej przez wiele lat kierowałem działem publicystyki w CD-Action. O grach pisałem m.in. w Playu, PC Formacie, Playboksie i Pikselu, a także na łamach WP, Interii i Onetu. Współpracuję z Repliką, Dwutygodnikiem i Gazetą Wyborczą, często można mnie przeczytać na łamach Polityki, gdzie publikuję teksty poświęcone prawom człowieka, mniejszościom i wykluczeniu.