Kobiety do zarządów! Gamedev czeka rewolucja [FELIETON]
Odpowiedź: 0.
Tymczasem to właśnie ich członkowie (bo przecież nie członkinie) podejmują najważniejsze decyzje i zarabiają największe pieniądze. Nieśmiało zresztą przypomnę, że po premierze Cyberpunka 2077 panowie Kiciński, Iwiński, Badowski i Nowakowski wypłacili sobie łącznie 106 mln złotych premii. (Czy był to debiut wart wielomilionowych bonusów – kwestia co najmniej dyskusyjna).
Nie styka statystyka
Nieco – ale tylko nieco – lepiej jest w radach nadzorczych… acz liczby nie kłamią, udział pań w ciałach decyzyjnych pięciu najwyżej notowanych na giełdzie producentów gier okazuje się żenująco niski.
CD Projekt Red
Zarząd: 0/7
Rada nadzorcza: 1/5
PlayWay
Zarząd: 0/3
Rada nadzorcza: 0/5
11 bit studios
Zarząd: 0/5
Rada nadzorcza: 1/5
People Can Fly
Zarząd: 0/1
Rada nadzorcza: 2/5
CI Games
Zarząd: 0/2
Rada nadzorcza: 0/5
W organach kolejnej piątki znajdziemy raczej jaskółki, co wiosny nie czynią, nie zaś potwierdzające regułę wyjątki:
Creepy Jar
Zarząd: 0/4
Rada nadzorcza: 1/5
Ten Square Games
Zarząd: 1/5
Rada nadzorcza: 1/6
Bloober Team
Zarząd: 1/4
Rada nadzorcza: 0/5
BoomBit
Zarząd: 0/3
Rada nadzorcza: 0/5
Starward Industries
Zarząd: 0/3
Rada nadzorcza: 1/5
Polska w forpoczcie i na tyłach
Nie musicie wyciągać kalkulatorów, gdyż sam wykonałem stosowne do okazji wyliczenia. Na 37 miejsc w zarządach branżowego „top 10” kobiety zajmują raptem 2 fotele (5%). Przyzwoiciej prezentuje się obsada rad nadzorczych (56 miejsc ogółem, 7 kobiet, a więc 12,5%), jednak marna to pociecha. Zwłaszcza że – choć rozmawiamy o rzekomo progresywnej gałęzi kultury – na tle innych notowanych na giełdzie podmiotów jej przedstawiciele wypadają blado(*).
(*) Porównajcie zresztą te liczby z danymi Polskiego Instytutu Ekonomicznego, podług których wśród największych polskich spółek giełdowych udział kobiet w zarządach wynosi 12,6%, a w radach nadzorczych – 17,3%.
Uprzednio Komisja Europejska zachęcała do „zwiększenia udziału kobiet za pomocą środków samoregulacyjnych” oraz do „podjęcia konkretnych, dobrowolnych zobowiązań w tym zakresie”. Ponieważ jednak prywatny biznes zignorował marchewkę, Unia sięgnęła po kij i przegłosowała wprowadzenie kwot.
Idą zmiany… ale jakie?
Dzięki dyrektywie Parlamentu Europejskiego o reprezentacji płci we władzach dużych (zatrudniających więcej niż 250 osób) prywatnych spółek udział kobiet zwiększy się wkrótce do 40% (w gronie dyrektorów i dyrektorek niewykonawczych) lub do 33% (ogół dyrektorów i dyrektorek). Rodzime studia mają czas do lipca 2026 roku, by wprowadzić jej zapisy w życie. W przeciwnym razie będą musiały ponieść sankcje „skuteczne, proporcjonalne i odstraszające”.
Z zastrzeżeniem jednak, że kształt rzeczonych sankcji (a więc także ewentualna wysokość kar) pozostaje w gestii krajów członkowskich. Tymczasem w państwie, w którym minister sprawiedliwości odmawia dotacji Centrum Praw Kobiet, bo „zawęża (ono – dop. red.) pomoc” tylko do kobiet, w którym funkcjonują jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów antyaborcyjnych w Europie i w którym koalicja rządząca przebąkuje o potrzebie wypowiedzenia podpisanej w Stambule konwencji antyprzemocowej, trudno sobie wyobrazić surowe konsekwencje za zlekceważenie powyższych zaleceń.
Zwłaszcza że PiS i Suwerenna Polska niemal codziennie grają w (pre)kampanii antyunijną nutą, gardłując o zagrożonej suwerenności i rzekomym wysługiwaniu się poprzedników Niemcom. Optymizmem nie nastraja także fakt, że rząd lekką ręką ignoruje wyroki Trybunału Sprawiedliwości UE czy zalecenia KE.
Trudne sprawy
Dyrektywa PE to ogromna szansa… ale i komunikacyjne wyzwanie. Jestem przekonany, że pod felietonem, który właśnie czytacie, zaroi się wkrótce od komentarzy w rodzaju: „Płeć nie powinna decydować o awansie”, „Czyli mężczyźni stracą stanowiska tylko dlatego, że są mężczyznami”, a w ogóle to „Unia dyskryminuje facetów”.
Jakkolwiek jednak jestem merytokratą z krwi, kości i molekuł, sprawa okazuje się dalece bardziej skomplikowana…
Ostatnie wiarygodne metodologicznie badanie na temat polskiej branży („The Game Industry of Poland 2021”) zdradza, iż co czwarta osoba zatrudniona w polskim gamedevie jest kobietą.
„Polska jest pod względem ich zatrudnienia światowym liderem, lepszym wynikiem może się poszczycić jedynie Wielka Brytania”, kraśniał z dumy we wstępie do rzeczonego raportu Mateusz Morawiecki (ten sam, który powołując w 2020 roku Radę Ministrów, zaprosił do niej więcej Jarosławów niż kobiet). Premier taktownie nie wspomniał jednak, że sporą część tych dwudziestu kilku procent stanowią ekspertki ds. HR-u, budowania community czy public relations – bez wątpienia ważne dla funkcjonowania studiów, acz niezwiązane z faktyczną produkcją.
Nie brak w kraju nie tylko bardzo kompetentnych PR-owczyń (Agnieszka Szóstak, Ola Sondej, Anna Łada-Grodzicka), ale też twórczyń (Maria Borys-Piątkowska, Marta Fijak, Agnieszka Mulak) i dziennikarek (Iza Pogiernicka, Joanna Pamięta-Borkowska, Marzena Falkowska)… prezeski natomiast dałoby się policzyć na palcach jednej ręki. Sam, choć przez trzy lata prowadziłem stronę o nazwie PolskiGamedev.pl, potrafię bez zastanowienia wymienić dwie: Joannę Tynor (Drago Entertainment) i Julię Leszczyńską (SimFabric).
Przykład idzie z góry
Pomalutku, bo pomalutku, ale da się w naszym grajdołku wyczuć zeitgeist. CD Projekt Red wprowadził w tym roku urlopy menstruacyjne (idąc śladem siostrzanego GOG-a), a dwa lata temu ruszył z programem „Dziewczyny w grze”, który ma w założeniach uchylać furtkę do branży nastolatkom z mniejszych miejscowości. To jednak jedynie kroczki w dobrą stronę.
Planowane zmiany w zarządach i radach nadzorczych stanowią natomiast krok milowy. Z pewnością nie będą one bezbolesne, ale unijni decydenci mają nadzieję, że dzięki ich wymuszeniu również mniejsze spółki pochylą się nad problemem (niedo)reprezentacji.
„Zwiększenie reprezentacji kobiet w organach spółek wpływa nie tylko na kobiety powołane do tych organów, ale również przyczynia się do (…) większej obecności kobiet na wszystkich szczeblach zarządzania i w ramach siły roboczej”, czytamy w preambule dyrektywy.
Różnorodność się opłaca
Zgodnie z art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej równość jest wartością leżącą u podstaw europejskiej wspólnoty. Troska o nią to nie żadna „lewacka fanaberia”, ale zwyczajny pragmatyzm; ponownie oddajmy zresztą głos autorkom i autorom dokumentu:
„Liczne badania wykazały, że różnorodność prowadzi do bardziej proaktywnego modelu biznesowego, bardziej wyważonych decyzji i wyższych standardów zawodowych w organach spółek, które lepiej odzwierciedlają realia społeczne i potrzeby konsumentów. Zachęca też do innowacji”.
Ponadto wiele badań – choćby raport Deloitte’a(**) – udowadnia, iż zróżnicowanie kadry kierowniczej poprawia wyniki finansowe spółek i ich rentowność.
(**) Acz nie tylko on. Według renomowanych badań obecność kobiet w zarządach i radach nadzorczych:
– zwiększa o 26% prawdopodobieństwo wyższych wyników finansowych (McKinsey & Company, „Win-win: How empowering women can benefit Central and Eastern Europe”, 2021),
– poprawia o 6% wyniki finansowe (Peterson Institute for International Economics, „Is Gender Diversity Profitable? Evidence from a Global Survey”, 2016),
– zapewnia o 10 pp. wyższą marżę netto spółek w ramach WIG140 (CFA Society Poland, „Udział kobiet we władzach a efektywność spółek”, 2021).
Gra jest kobietą
Obywatelki UE są od obywateli lepiej wykształcone, a mimo to – według danych Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej – luka płacowa między obiema płciami sięga 4,8% (a w sektorze prywatnym, za który wzięła się Unia, aż 12,9%!). Również w rządzie trzyma się ona mocno – jak ujawniła niedawno posłanka Gill-Piątek, pracownice resortu Czarnka inkasują o 1200 złotych mniej niż koledzy.
Choć kobiety stanowią większość światowej populacji, trudniej im w naszej branży awansować (na co uskarżały się m.in. twórczynie ze – zdawałoby się – postępowych Riot Games czy Activision Blizzard), a samo wejście w gamedev może być dla nich nie lada wyzwaniem. Nie zapominajmy, że nawet prawa wyborcze sufrażystki wywalczyły przecież relatywnie niedawno (w Polsce dopiero w 1918 roku, na mocy dekretu podpisanego przez Józefa Piłsudskiego). Obecność kobiet w polityce czy biznesie nadal jest utrudniona.
Że nasze specjalistki są gotowe, by przebić szklane sufity – nie mam wątpliwości. Ale czy gotowi jesteśmy my?
Nie wiem. Wiem za to, że jestem zmęczony dyskusjami o wadze Aloy i o tym, z kim powinna ona wchodzić w relacje; że „uwodzicielskość” odświeżonej Ady Wong nie spędza mi snu z powiek; że nie chcę się dłużej zajmować kwestią kadrowania tyłka Mirandy – wolałbym po prostu cieszyć się Horizon Forbidden West, Resident Evil 4 Remake i Mass Effect: Legendary Edition. Zwiększenie obecności kobiet na kluczowych stanowiskach uczyni nas branżą bogatszą ekonomicznie i bogatszą o zrozumienie kolejnych perspektyw. Dla gamedevu, który rozwija się właśnie dzięki innowacjom, zlekceważenie takich kapitałów byłoby czymś więcej niż głupotą. Byłoby błędem.
Czytaj dalej
257 odpowiedzi do “Kobiety do zarządów! Gamedev czeka rewolucja [FELIETON]”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
O składzie zarządów PRYWATNYCH spółek powinni decydować właściciele tych spółek. Tylko i wyłącznie. Jeśli chcą „zlekceważyć taki kapitał” i popełnić „głupotę/błąd”, to powinna być tylko i wyłącznie ich sprawa.
„Zgodnie z art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej równość jest wartością leżącą u podstaw europejskiej wspólnoty. Troska o nią to nie żadna „lewacka fanaberia”, ale zwyczajny pragmatyzm; ponownie oddajmy zresztą głos autorkom i autorom dokumentu:
„Liczne badania wykazały, że różnorodność prowadzi do bardziej proaktywnego modelu biznesowego, bardziej wyważonych decyzji i wyższych standardów zawodowych w organach spółek, które lepiej odzwierciedlają realia społeczne i potrzeby konsumentów. Zachęca też do innowacji”.
Co to znaczy „bardziej wyważone decyzje”, „wyższe standardy zawodowe”, czy też „realia społeczne”? Czy aby nie właśnie zgodność z lewicową wizją?
Inna sprawa, że to wszystko jest bez znaczenia. Ostateczna decyzja na temat tego, w jakim kierunku ma się rozwijać prywatne przedsiębiorstwo powinna należeć do jego właścicieli. Może ja sobie nie życzę proaktywnego modelu biznesowego, wyważonych decyzji ani innowacji w moim przedsiębiorstwie i chcę powołać taki zarząd, który zapewni, że moje przedsiębiorstwo nie pójdzie w tym niepożądanym dla mnie kierunku? Znaczenie to ma zwłaszcza w dziedzinie, gdzie nie produkuje się, dajmy na to długopisów, tylko prowadzi działalność twórczą. Ja sobie zakładam spółkę, żeby produkowała gry z gatunku pulpowej fantastyki o siekaniu orków przez barbarzyńcę z wielkim mieczem, ale powinien zatrudnić zarząd, który zamiast tej lubianej przeze mnie pulpy będzie produkować coś bardziej „innowacyjnego” i „odpowiadającego realiom społecznym” oraz „potrzebom konsumentów” (oczywiście najlepiej tych o lewicowych poglądach).
„Zgodnie z art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej równość jest wartością leżącą u podstaw europejskiej wspólnoty”
No i fajnie. Więc w ramach tej równości każdy powinien móc prowadzić swoją dzialalność gospodarczą, jak chce. A nie, że jak chcesz „proaktywnego podejścia” i „innowacji” to OK, a jak nie… to i tak je na Tobie wymusimy.
„Acz nie tylko on. Według renomowanych badań obecność kobiet w zarządach i radach nadzorczych:
– zwiększa o 26% prawdopodobieństwo wyższych wyników finansowych (McKinsey & Company, „Win-win: How empowering women can benefit Central and Eastern Europe”, 2021),
– poprawia o 6% wyniki finansowe (Peterson Institute for International Economics, „Is Gender Diversity Profitable? Evidence from a Global Survey”, 2016),
– zapewnia o 10 pp. wyższą marżę netto spółek w ramach WIG140 (CFA Society Poland, „Udział kobiet we władzach a efektywność spółek”, 2021)”
Ale może ja wolę zrezygnować z wyższych wyników finansowych mojej spółki na rzecz innych, ważniejszych dla mnie spraw? Np. zatrudnienie dokładnie tych osób, które chcę, żeby robiły gry takie, jakie ja chcę. Maksymalizacja zysku jest obowiązkiem? Skoro tak, to czemu w ogóle pozostawiać przedsiębiorcom prawo do podejmowania jakichkolwiek decyzji, niech państwowi eksperci decydują na podstawie swoich wyliczeń… Kurde, w sumie pewnie eurokraci właśnie tego chcieliby.
Z tym obowiązkiem maksymalizacji zysku zależy kogo zapytasz. Część powie, że tak. Część powie, że kodeks spółek handlowych nigdzie o tym nie mówi, mówi tylko o wspólnym celu, oraz, w przypadku spółek z o.o., o powoływaniu spółki w dowolnym celu prawnie dozwolonym.
„Część powie, że tak” Idąc tym tokiem rozumowania, powinno to działać na zasadzie „Chcemy w naszej firmie produkować gry strategiczne”. „Nie, nasi eksperci wyliczyli, że FPS-y się lepiej sprzedają, macie produkować je. Aha, tutaj macie scenariusz gry, który według ekspertów zoptymalizuje sprzedaż. Tylko nie próbujcie niczego zmieniać”. Swoją drogą, ciekawe, co by zrobiła Unia, gdyby pojawiły się wyliczenia, że obecność jakiejś „mniejszości” w zarządzie powoduje spadek zysków? Czy wtedy też używano by tego argumentu, tylko na przeciwne działanie? Czy nagle by się okazało, że argumenty działają lub nie w zależności od tego, jaka teza z nich wynika? 😉
Dyrektywa o której mowa dotyczy spółek giełdowych (w przypadku Polski – akcyjnych). Te mają działać w najlepszym interesie akcjonariuszy czyli dbać o maksymalizację zysku i wartości akcji, a nie tworzyć coś bo komuś tak się zamarzyło.
To też swoją drogą powód dlaczego wiele gier wysokobudżetowych wygląda jak wygląda.
A czy tak nie jest? Nie mieliśmy ostatnio sprawy typu „My w Arkane specjalizujemy się w singlowych immersive simach i takie gry chcemy robić.”, „Nie, nasi eksperci wyliczyli, że coopowe gry-usługi się lepiej sprzedają, macie produkować coopa.”? Nie mieliśmy w swoim czasie ekipy od singlowych RPG, której kazano robić Anthema? Nie mamy gier, które pewne elementy wrzucają dla odhaczenia pozycji na liście, a innych unikają, bo wg. ekspertów to powinno dać najlepszą sprzedaż i najmniej „kontrowersji”? Przykładem choćby nowe, bezpłciowe Saints Row. Albo specjalizujący się w open worldach Ubisoft. Czy gdyby któryś zespół poszedł do kierownictwa z informacją, że są już zmęczeni klepaniem tych otwartych światów i chcieliby zrobić coś innego, ale tu mają pomysł na taką grę z gatunku X, to nie usłyszeliby, że wszystko pięknie, ale wyliczenia mówią, że coś innego się sprzedaje? Albo te fale mody, gdy np. jedno battle royale odniosło wielki sukces i nagle wszyscy chcą mieć własnego BR. Czy naprawdę wszyscy twórcy chcą być tylko naśladowcami, czy zarząd ze swoim „maksymalizacja zysku” też chce mieć kurę znoszącą złote jaja?
To się niestety już dzieje. Branża zrobiła się za wielka dla własnego dobra. Wiadomo, że zawsze chodziło o yo, żeby zarobić, a nie harować dla idei, ale jednak kiedyś więcej było takiego myślenia „zróbmy coś nowego i oryginalnego, niech reszta branży wyskoczy z kapci na widok naszej pomysłowości i jakości wykonania”. A dziś mamy najczęściej bezpieczne „słupki w Excelu pokazują, że opłaca się to i to, na to jest moda, wszyscy to robią, więc zróbmy to samo”.
Jak chce się uzyskać dużo pieniędzy na produkcje, to trzeba pozyskać inwestorów, a inwestorzy mają to do siebie, że ich wartość artystyczna generalnie nie obchodzi 😉
A że przez lata gry się rozdmuchały finansowo do granic możliwości to nastąpił naturalny proces w tym względzie. Przecież z przemysłem filmowym było to samo.
Jest różnica pomiędzy tym, jak zarząd reprezentujący właścicieli (a reprezentuje tylko, jeśli właściciele mieli swobodę jego wyboru), podejmuje decyzję, że przekłada zyski nad sztukę, czy odwrotnie, czy też woli coś jeszcze innego, a sytuacją, gdy narzuca to państwo. O kierunku działania spółki powinni decydować jej właściciele, czy też ich reprezentacja. Nie podmioty nie będące włąścicielami, jak państwo czy pracownicy.
No niech mi ktoś powie, że jest coś śmieszniejszego niż memcenoidy.
Mówię, że jest coś śmieszniejszego niż memcenoidy (czymkolwiek są). Nie ma za co.
Co jeśli jako jedyny wspólnik spółki chcę, żeby zarząd był jednoosobowy i żebym tym jedynym członkiem był ja, lub mój znajomy, któremu osobiście ufam (nie, to nie jest żaden przekręt, spółki z jednym wspólnikiem czy jednoosobowy zarząd to normalne sytuacje, przewidziane przez prawo i występujące w praktyce)?
Ta dyrektywa
(„DYREKTYWA PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO I RADY (UE) 2022/2381
z dnia 23 listopada 2022 r.
w sprawie poprawy równowagi płci wśród dyrektorów spółek giełdowych oraz powiązanych środków”)
dotyczy tylko spółek giełdowych, a nie sp. zo.o.
No tak. Nie wiem, co to zmienia, ale tak.
Trudno żeby spółka akcyjna miała „jedynego wspólnika”, bo to oznacza, że ma jednego akcjonariusza i po co jej giełda?
Poza tym dyrektywa skupia się na całym wysokim szczeblu (tzn. ze stanowiskami dyrektorskimi), a nie samym zarządzie.
Jednoosobowe spółki akcyjne istnieją i są nawet odpowiednie regulacje w ich kwestiach.
https://rachelski.pl/publikacje/jednoosobowa-spolka-akcyjna-dla-kogo/
Poza tym, jak Cię tak razi ta jednoosobowość, to proszę bardzo. Zmień sobie na „Jest trzech wspólników i chcą mieć trzyosobowy zarząd, w którym chcą sami zasiadać, bo chcą osobiście kierować spółką”.
„Poza tym dyrektywa skupia się na całym wysokim szczeblu (tzn. ze stanowiskami dyrektorskimi), a nie samym zarządzie”
No i co to zmienia? „Ta dyrektywa jest zła, bo każe ucinać ludziom kciuki”. „Nieprawda, nie tylko kciuki, wszystkie palce!”.
A są jakieś jednoosobowe spółki akcyjne, będące „spółkami giełdowymi” w rozumieniu UE („”spółka giełdowa” oznacza spółkę, której siedziba mieści się w państwie członkowskim i której akcje są dopuszczone do obrotu na rynku regulowanym w rozumieniu art. 4 ust. 1 pkt 21 dyrektywy 2014/65/UE w co najmniej jednym państwie członkowskim;”)? Pytam z ciekawości.
Po prostu zwracałem uwagę, że dyrektywa nie jest tylko o zarządzie, ale całej topce danej firmy, czyli jest dalej posunięta niż się wydaje.
Akurat UE łaskawie uznała, że spółki z organami jedno i dwuosobowymi są z tego wyłączone. Wymagania są od 3 w górę.
Dobre i to.
„Pomalutku, bo pomalutku, ale da się w naszym grajdołku wyczuć zeitgeist. CD Projekt Red wprowadził w tym roku urlopy menstruacyjne (idąc śladem siostrzanego GOG-a), a dwa lata temu ruszył z programem „Dziewczyny w grze”, który ma w założeniach uchylać furtkę do branży nastolatkom z mniejszych miejscowości. To jednak jedynie kroczki w dobrą stronę”
No i spoko. Tak sobie zadecydował zarząd wybrany przez wspólników. Jeśli wspólnicy się z tym zgadzają, to niech sobie nawet zarządzą, że będą zatrudniać same kobiety i dadzą im 300 dni urlopu w roku. Ale jak to ma się do odgórnego przymusu?
„to niech sobie nawet zarządzą, że będą zatrudniać same kobiety” – to już obecnie jest nielegalne. Firma może sobie przyjmować/nie przyjmować w praktyce kogo firmie się podoba, ale jeśli w oficjalnych dokumentach lub oficjalnej odpowiedzi na rekrutację będzie wprost podane że kogoś nie zatrudnią ze względu na płeć/wiek itd. to już obecnie to jest nielegalne.
Oczywiście, że wiem, że to jest nielegalne. A powinno być legalne.
”
„Firma może sobie przyjmować/nie przyjmować w praktyce kogo firmie się podoba, ale jeśli w oficjalnych dokumentach lub oficjalnej odpowiedzi na rekrutację będzie wprost podane że kogoś nie zatrudnią ze względu na płeć/wiek itd. to już obecnie to jest nielegalne.”
Pani właściciel biura rachunkowego w twarz mi powiedziała, ze zatrudnia tylko kobiety (co najlepsze poszedłem tam skierowany z urzędu pracy w ramach stażu opłacanego z urzędu miasta). Wiesz, co ją za to spotkało?
Nic. I to pomimo faktu, że po powrocie z odmownym podpisem do urzedu powiedziałem jaka sytuacja miała miejsce. No ale przecież wiadomo, że nie wpisała w dokumencie, że odrzucony, bo jest meżczyzną tylko ogólne „nie spełnia wymagań”
To prawo jest martwe, trzeba by chodzić na każdą taką rozmowę z włączonym dyktafonem i to nagrywać. Inaczej jest słowo przeciwko słowu, a nikt nie wpisze w oficjalny dokument tego, że odrzucił ze względu na płeć, nawet jeśli faktycznie miało to miejsce. Takich debili na wysokich stanowiskach nie ma.
Przecież to napisałem: „Firma może sobie przyjmować/nie przyjmować w praktyce kogo firmie się podoba”.
Jedynie musi tego unikać w oficjalnych dokumentach.
Już niedługo 250 komentarzy
No właśnie, legalne czy nie? Wielokrotnie natrafiłem już (w ogłoszeniach o pracę w zachodniej Europie) na oznaczenia literowe dla kobiet i mniejszosci, co samo w sobie nie byłoby jeszcze złe, gdyby nie dopisek ONLY. Także ten.
Ale czemu dopisek „ONLY” ma być zły? Prywatny przedsiębiorca powinien mieć prawo dowolnie decydowac, kogo chce zatrudniać. Jeśli chce tylko „mniejszości” powinien mieć prawo. Jeśli chce tylko białych hetero samców, powinien mieć prawo. Jeśli chce tylko jednonogich transsseksualnych Karaimów lubiących kisiel, powinien mieć prawo.
Do wszystkich powyżej. Pracodawca nie może utrudniać zwolnienia/zatrudnienia, dostępu do szkoleń i awansów, różnicować wynagrodzeń i pozapłacowych benefitów jeśli główną przesłanką ku temu jest płeć, wiek, etniczność, orientacja seksualna, polityczna, wyznawana religia, niepełnosprawność, rodzaj zatrudnionej umowy, tylko i wyłącznie w stosunkach pracy wynikających z KODEKSU PRACY, tzn.
A.) jeśli dostałeś skierowanie na staż z UP nic nie możesz z tym zrobić, ponieważ to umowa na niskopłatnego niewolnika, nie mająca nic wspólnego z Umową o Pracę,
B.) Jeśli księgowa założy sobie firmę złożoną z samych kobiet, i zatrudnia tylko na umowy cywilnoprawne, nic nie można jej zrobić,
C.) Jeśli zaś zostaniecie zdyskryminowani w powyżej opisany sposób przez rekruterów zatrudniających w oparciu o kodeks pracy (uop, powołanie, wybór, mianowanie, spółdzielcza uop) to na was spoczywa ciężar wytoczenia sprawy w Sądzie Pracy i udowodnienia winy nieeteycznego pracodawcy, co w zasadzie jest bardzo trudnym zdaniem.
„udowodnienia winy nieeteycznego pracodawcy” Nieetyczna to jest próba wymuszenia na prywatnej osobie, żeby Cię zatrudniła wbrew swojej woli.
„Cele polegające na tym, aby osoby należące do niedostatecznie reprezentowanej płci zajmowały w organach spółek co najmniej 40 % stanowisk dyrektorów niewykonawczych lub co najmniej 33 % wszystkich stanowisk dyrektorów, dotyczą ogólnie pojętej równowagi płci wśród dyrektorów i nie mają wpływu na dokonywanie konkretnych wyborów poszczególnych osób na stanowiska dyrektorów z szerokiej puli kandydatów i kandydatek w indywidualnych przypadkach. W szczególności niniejsza dyrektywa nie wyklucza żadnych konkretnych kandydatów z ubiegania się o stanowiska dyrektorskie ani też nie narzuca spółkom giełdowym lub akcjonariuszom wyboru konkretnych dyrektorów. Decyzja dotycząca odpowiednich dyrektorów pozostaje zatem w gestii spółek giełdowych i akcjonariuszy”
To jest absolutne złoto. No bo wiecie, rozumiecie, Unia nie mówi, że jak spółka nie spełni parytetu, a wśród kandydatów na stołek ma Jana, Andrzeja, Annę i Grzegorza to musi wybrać Annę. No nie mówi. Ale mówi, że jeżeli cała czwórka ma takie same kwalifikacje to Anna ma mieć pierwszeństwo. A co, jak spółka powie „wybieramy Grzegorza”?
Wtedy Anna może iść do sądu i jeżeli tylko wykaże, że miała kwalifikacje identyczne jak Jan, Andrzej i Grzegorz to spółka ma się tłumaczyć ze swojego wyboru i musi wykazać, że były obiektywne czynniki, ze względu na które dyrektywa została olana:
„(44) W przypadku gdy kandydat należący do niedostatecznie reprezentowanej płci, który ma być powołany lub wybrany na stanowisko dyrektorskie, wykaże – przed sądem lub innym właściwym organem – okoliczności faktyczne, na
podstawie których można domniemywać, że kandydat ten posiadał kwalifikacje równorzędne kwalifikacjom wyłonionego w selekcji kandydata płci przeciwnej, spółka giełdowa powinna być zobowiązana do wykazania prawidłowości tego wyboru.”
Oczywiscie dyrektywa nie mówi jakie to są obiektywne czynniki.
No dobra, ale przecież są spółki, gdzie zarząd wybierają akcjonariusze poprzez głosowanie, praworządna i demokratyczna Unia przecież nie będzie wpływać na demokratyczny wybór, prawda? O tym też pomyśleli:
Artykuł 6, punkt 5:
„W przypadkach, gdy proces selekcji kandydatów w celu powołania lub wyboru na stanowisko dyrektorskie dokonuje się w drodze głosowania akcjonariuszy lub pracowników, państwa członkowskie zobowiązują spółki giełdowe do zapewnienia, aby głosujący dysponowali właściwymi informacjami dotyczącymi środków określonych w niniejszej dyrektywie, w tym sankcji wobec spółek giełdowych z tytułu nieprzestrzegania swoich zobowiązań.”
Możecie głosować jak chcecie, ale wiedzcie jakie kary was czekają jeśli zagłosujecie nie tak, jak według nas powinniście.
Cała ta dyrektywa jest tak napisana, żeby w praktyce działać „masz mieć stołek za bycie kobietą”, ale żeby jednocześnie fani tego typu rozwiązań mogli krzyczeć, że wcale tak nie jest.
„Możecie głosować jak chcecie, ale wiedzcie jakie kary was czekają jeśli zagłosujecie nie tak, jak według nas powinniście.”
W sumie to zero zaskoczenia. Ot, łunijne standardy demokracji.
Ale przecież elity obecnie wprost mówią, że prawdziwa demokracja to nie polega na tym, że sobie ciemny lud przegłosuje, co chce, ale na zachowywanie standardów i ochronie praw mniejszości 😉
Co do zasady nie popieram tego typu regulacji.
Wybór kandydata powinien zależeć li tylko od kompetencji i własnych założeń firmy. Regulacje oparte o kary obniżą tylko standardy, bo zamiast skupić się na kompetencjach, firmy skupią się na „upchaniu krzeseł” w odpowiedni sposób, gdzie prymatem wyboru kandydata będą nie jego kompetencje, a płeć.
To jak wygląda firma powinno regulować się samo. Istnieją firmy, gdzie od pani kierownik, po szeregowe pracownice mamy 100% kobiet (i to działa), są i firmy w których kobiety to mniejszość (i to też działa). Sam mam znajomego, który kierowanie swoim biznesem przekazał żonie, „bo ma do tego lepszą głowę” – i to chyba też działa.
Wszystkie takie decyzje powinny wynikać przede wszystkim z decyzji gospodarczo-rynkowych samych przedsiębiorstw – nie z arbitralnej decyzji urzędniczej.
A jeśli Zygmunt ma słabsze kwalifikacje, niż Andrzej, ale identyfikuje się jako Zygmuntyna, to ją zatrudniamy, czy nie?