Kobiety do zarządów! Gamedev czeka rewolucja [FELIETON]
Zagadka: Ile kobiet zasiada w zarządach pięciu najwyżej kapitalizowanych polskich spółek branżowych?
Odpowiedź: 0.
Tymczasem to właśnie ich członkowie (bo przecież nie członkinie) podejmują najważniejsze decyzje i zarabiają największe pieniądze. Nieśmiało zresztą przypomnę, że po premierze Cyberpunka 2077 panowie Kiciński, Iwiński, Badowski i Nowakowski wypłacili sobie łącznie 106 mln złotych premii. (Czy był to debiut wart wielomilionowych bonusów – kwestia co najmniej dyskusyjna).
Nie styka statystyka
Nieco – ale tylko nieco – lepiej jest w radach nadzorczych… acz liczby nie kłamią, udział pań w ciałach decyzyjnych pięciu najwyżej notowanych na giełdzie producentów gier okazuje się żenująco niski.
CD Projekt Red
Zarząd: 0/7
Rada nadzorcza: 1/5
PlayWay
Zarząd: 0/3
Rada nadzorcza: 0/5
11 bit studios
Zarząd: 0/5
Rada nadzorcza: 1/5
People Can Fly
Zarząd: 0/1
Rada nadzorcza: 2/5
CI Games
Zarząd: 0/2
Rada nadzorcza: 0/5
W organach kolejnej piątki znajdziemy raczej jaskółki, co wiosny nie czynią, nie zaś potwierdzające regułę wyjątki:
Creepy Jar
Zarząd: 0/4
Rada nadzorcza: 1/5
Ten Square Games
Zarząd: 1/5
Rada nadzorcza: 1/6
Bloober Team
Zarząd: 1/4
Rada nadzorcza: 0/5
BoomBit
Zarząd: 0/3
Rada nadzorcza: 0/5
Starward Industries
Zarząd: 0/3
Rada nadzorcza: 1/5
Polska w forpoczcie i na tyłach
Nie musicie wyciągać kalkulatorów, gdyż sam wykonałem stosowne do okazji wyliczenia. Na 37 miejsc w zarządach branżowego „top 10” kobiety zajmują raptem 2 fotele (5%). Przyzwoiciej prezentuje się obsada rad nadzorczych (56 miejsc ogółem, 7 kobiet, a więc 12,5%), jednak marna to pociecha. Zwłaszcza że – choć rozmawiamy o rzekomo progresywnej gałęzi kultury – na tle innych notowanych na giełdzie podmiotów jej przedstawiciele wypadają blado(*).
(*) Porównajcie zresztą te liczby z danymi Polskiego Instytutu Ekonomicznego, podług których wśród największych polskich spółek giełdowych udział kobiet w zarządach wynosi 12,6%, a w radach nadzorczych – 17,3%.
Uprzednio Komisja Europejska zachęcała do „zwiększenia udziału kobiet za pomocą środków samoregulacyjnych” oraz do „podjęcia konkretnych, dobrowolnych zobowiązań w tym zakresie”. Ponieważ jednak prywatny biznes zignorował marchewkę, Unia sięgnęła po kij i przegłosowała wprowadzenie kwot.
Idą zmiany… ale jakie?
Dzięki dyrektywie Parlamentu Europejskiego o reprezentacji płci we władzach dużych (zatrudniających więcej niż 250 osób) prywatnych spółek udział kobiet zwiększy się wkrótce do 40% (w gronie dyrektorów i dyrektorek niewykonawczych) lub do 33% (ogół dyrektorów i dyrektorek). Rodzime studia mają czas do lipca 2026 roku, by wprowadzić jej zapisy w życie. W przeciwnym razie będą musiały ponieść sankcje „skuteczne, proporcjonalne i odstraszające”.
Z zastrzeżeniem jednak, że kształt rzeczonych sankcji (a więc także ewentualna wysokość kar) pozostaje w gestii krajów członkowskich. Tymczasem w państwie, w którym minister sprawiedliwości odmawia dotacji Centrum Praw Kobiet, bo „zawęża (ono – dop. red.) pomoc” tylko do kobiet, w którym funkcjonują jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów antyaborcyjnych w Europie i w którym koalicja rządząca przebąkuje o potrzebie wypowiedzenia podpisanej w Stambule konwencji antyprzemocowej, trudno sobie wyobrazić surowe konsekwencje za zlekceważenie powyższych zaleceń.
Zwłaszcza że PiS i Suwerenna Polska niemal codziennie grają w (pre)kampanii antyunijną nutą, gardłując o zagrożonej suwerenności i rzekomym wysługiwaniu się poprzedników Niemcom. Optymizmem nie nastraja także fakt, że rząd lekką ręką ignoruje wyroki Trybunału Sprawiedliwości UE czy zalecenia KE.
Trudne sprawy
Dyrektywa PE to ogromna szansa… ale i komunikacyjne wyzwanie. Jestem przekonany, że pod felietonem, który właśnie czytacie, zaroi się wkrótce od komentarzy w rodzaju: „Płeć nie powinna decydować o awansie”, „Czyli mężczyźni stracą stanowiska tylko dlatego, że są mężczyznami”, a w ogóle to „Unia dyskryminuje facetów”.
Jakkolwiek jednak jestem merytokratą z krwi, kości i molekuł, sprawa okazuje się dalece bardziej skomplikowana…
Ostatnie wiarygodne metodologicznie badanie na temat polskiej branży („The Game Industry of Poland 2021”) zdradza, iż co czwarta osoba zatrudniona w polskim gamedevie jest kobietą.
„Polska jest pod względem ich zatrudnienia światowym liderem, lepszym wynikiem może się poszczycić jedynie Wielka Brytania”, kraśniał z dumy we wstępie do rzeczonego raportu Mateusz Morawiecki (ten sam, który powołując w 2020 roku Radę Ministrów, zaprosił do niej więcej Jarosławów niż kobiet). Premier taktownie nie wspomniał jednak, że sporą część tych dwudziestu kilku procent stanowią ekspertki ds. HR-u, budowania community czy public relations – bez wątpienia ważne dla funkcjonowania studiów, acz niezwiązane z faktyczną produkcją.
Nie brak w kraju nie tylko bardzo kompetentnych PR-owczyń (Agnieszka Szóstak, Ola Sondej, Anna Łada-Grodzicka), ale też twórczyń (Maria Borys-Piątkowska, Marta Fijak, Agnieszka Mulak) i dziennikarek (Iza Pogiernicka, Joanna Pamięta-Borkowska, Marzena Falkowska)… prezeski natomiast dałoby się policzyć na palcach jednej ręki. Sam, choć przez trzy lata prowadziłem stronę o nazwie PolskiGamedev.pl, potrafię bez zastanowienia wymienić dwie: Joannę Tynor (Drago Entertainment) i Julię Leszczyńską (SimFabric).
Przykład idzie z góry
Pomalutku, bo pomalutku, ale da się w naszym grajdołku wyczuć zeitgeist. CD Projekt Red wprowadził w tym roku urlopy menstruacyjne (idąc śladem siostrzanego GOG-a), a dwa lata temu ruszył z programem „Dziewczyny w grze”, który ma w założeniach uchylać furtkę do branży nastolatkom z mniejszych miejscowości. To jednak jedynie kroczki w dobrą stronę.
Planowane zmiany w zarządach i radach nadzorczych stanowią natomiast krok milowy. Z pewnością nie będą one bezbolesne, ale unijni decydenci mają nadzieję, że dzięki ich wymuszeniu również mniejsze spółki pochylą się nad problemem (niedo)reprezentacji.
„Zwiększenie reprezentacji kobiet w organach spółek wpływa nie tylko na kobiety powołane do tych organów, ale również przyczynia się do (…) większej obecności kobiet na wszystkich szczeblach zarządzania i w ramach siły roboczej”, czytamy w preambule dyrektywy.
Różnorodność się opłaca
Zgodnie z art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej równość jest wartością leżącą u podstaw europejskiej wspólnoty. Troska o nią to nie żadna „lewacka fanaberia”, ale zwyczajny pragmatyzm; ponownie oddajmy zresztą głos autorkom i autorom dokumentu:
„Liczne badania wykazały, że różnorodność prowadzi do bardziej proaktywnego modelu biznesowego, bardziej wyważonych decyzji i wyższych standardów zawodowych w organach spółek, które lepiej odzwierciedlają realia społeczne i potrzeby konsumentów. Zachęca też do innowacji”.
Ponadto wiele badań – choćby raport Deloitte’a(**) – udowadnia, iż zróżnicowanie kadry kierowniczej poprawia wyniki finansowe spółek i ich rentowność.
(**) Acz nie tylko on. Według renomowanych badań obecność kobiet w zarządach i radach nadzorczych:
– zwiększa o 26% prawdopodobieństwo wyższych wyników finansowych (McKinsey & Company, „Win-win: How empowering women can benefit Central and Eastern Europe”, 2021),
– poprawia o 6% wyniki finansowe (Peterson Institute for International Economics, „Is Gender Diversity Profitable? Evidence from a Global Survey”, 2016),
– zapewnia o 10 pp. wyższą marżę netto spółek w ramach WIG140 (CFA Society Poland, „Udział kobiet we władzach a efektywność spółek”, 2021).
Gra jest kobietą
Obywatelki UE są od obywateli lepiej wykształcone, a mimo to – według danych Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej – luka płacowa między obiema płciami sięga 4,8% (a w sektorze prywatnym, za który wzięła się Unia, aż 12,9%!). Również w rządzie trzyma się ona mocno – jak ujawniła niedawno posłanka Gill-Piątek, pracownice resortu Czarnka inkasują o 1200 złotych mniej niż koledzy.
Choć kobiety stanowią większość światowej populacji, trudniej im w naszej branży awansować (na co uskarżały się m.in. twórczynie ze – zdawałoby się – postępowych Riot Games czy Activision Blizzard), a samo wejście w gamedev może być dla nich nie lada wyzwaniem. Nie zapominajmy, że nawet prawa wyborcze sufrażystki wywalczyły przecież relatywnie niedawno (w Polsce dopiero w 1918 roku, na mocy dekretu podpisanego przez Józefa Piłsudskiego). Obecność kobiet w polityce czy biznesie nadal jest utrudniona.
Że nasze specjalistki są gotowe, by przebić szklane sufity – nie mam wątpliwości. Ale czy gotowi jesteśmy my?
Nie wiem. Wiem za to, że jestem zmęczony dyskusjami o wadze Aloy i o tym, z kim powinna ona wchodzić w relacje; że „uwodzicielskość” odświeżonej Ady Wong nie spędza mi snu z powiek; że nie chcę się dłużej zajmować kwestią kadrowania tyłka Mirandy – wolałbym po prostu cieszyć się Horizon Forbidden West, Resident Evil 4 Remake i Mass Effect: Legendary Edition. Zwiększenie obecności kobiet na kluczowych stanowiskach uczyni nas branżą bogatszą ekonomicznie i bogatszą o zrozumienie kolejnych perspektyw. Dla gamedevu, który rozwija się właśnie dzięki innowacjom, zlekceważenie takich kapitałów byłoby czymś więcej niż głupotą. Byłoby błędem.
Czytaj dalej
Do lutego 2023 prowadziłem serwis PolskiGamedev.pl i magazyn "PolskiGamedev.pl", wcześniej przez wiele lat kierowałem działem publicystyki w CD-Action. O grach pisałem m.in. w Playu, PC Formacie, Playboksie i Pikselu, a także na łamach WP, Interii i Onetu. Współpracuję z Repliką, Dwutygodnikiem i Gazetą Wyborczą, często można mnie przeczytać na łamach Polityki, gdzie publikuję teksty poświęcone prawom człowieka, mniejszościom i wykluczeniu.