10
16.02.2022, 16:34Lektura na 5 minut

Sensacja z Twitcha. Gra za 10 złotych przyciągnęła tysiące

Poeta napisałby o Vampire Survivors: brzydka jak noc, ale wciągająca jak bagno. Dla mnie to najlepiej wydane 10 złotych w tym roku.


Paweł Kamiński

Zawsze zaczyna się tak samo. Na początku jest ich niewiele. Cztery-pięć nietoperzy. Tuzin zombie. Ćwierć setki ghuli... albo czegoś – trudno rozpoznać te mocno umowne sylwetki. Jedno jest jasne – celem wszystkich łażących po ekranie monstrów jest nasz bohater, dramatycznie lawirujący między nimi. Desperacko smaga wrogów biczem, osłania się aurą z czosnku, ciska kule ognia, magiczne pociski, wirujące krucyfiksy czy... bombardującego wszystko gołębia. Może też osłaniać się Biblią. Byle przetrwać jeszcze chwilę, bo może następny znaleziony przedmiot będzie tym właściwym, tym kluczowym.

Vampire Survivors

Zazwyczaj po 10 minutach jest po wszystkim, a rozpełzająca się po całym ekranie horda bestii wdeptuje ciało bohatera w trawę. Ale jeśli komuś uda się znaleźć właściwe przedmioty i przetrwać dłużej – 15-20 minut – role się odwracają. Jego postać stanie się mitycznym herosem, którego ataki koszą wrogów jak łany zboża. Po 25. minucie jest już niemal półbogiem i gdzie nie spojrzy, tam setki bestii padają trupem. Do czasu, aż pojawi się coś naprawdę potężnego. To wymagające uwagi, acz zarazem szybkie dochodzenie do potęgi i łatwe próbowanie od nowa wciąga, a nawet uzależnia. Nic dziwnego, że w zeszłym tygodniu wtopiłem w Vampire Survivors prawie 20 godzin. Nawet nie wiem kiedy.


Nagły atak wampira

Raz na jakiś czas zdarzają się takie tytuły, które nie mają żadnych kampanii reklamowych, a wypływają niespodziewanie w sieci, bo ktoś był ciekaw i zagrał. Wrzucił gdzieś gameplay, napisał tekst albo tylko komuś powiedział czy wkleił linka na Discordzie – bo musiał się pozytywnymi wrażeniami podzielić. I to wystarczy, bo gra broni się sama – nagle piszą o niej duże serwisy, jej liczby na Twitchu i YouTubie lecą w górę. Niczym ogień ogarnia coraz większy kawał growego internetu.

Vampire Survivors

Co potem? Albo są to „gry komety” – przemykają przez nieboskłon i znikają po paru dniach, gdy wzniecona w sieci wrzawa nieco opadnie – albo zostają na dłużej, czasem nawet wpisując się na stałe w historię branży. Warto przypomnieć tu choćby Minecrafta, który przeszedł tę drugą drogę. Były i inne: Terraria, Factorio, Rimworld, Besiege, a w dawnych czasach Tibia – i na pewno każde z was umie wymienić więcej takich przypadków.

Vampire Survivors

Co będzie z Vampire Survivors, jeszcze nie wiem. Na razie przeszło etap pierwszy – w ciągu tygodnia po jego odkryciu widziałem je wszędzie, a np. na Twitchu oglądały je ze mną 24 tysiące ludzi. Nic dziwnego, twórca gry – niejaki poncle – zmieszał kilka bardzo uzależniających składników. By być uczciwym, warto jednak dodać, że jego bezpośrednią inspiracją była mobilna produkcja Magic Survival.


Mała, ale przemyślana

Choć Vampire Surivors to mała produkcja, sprytnie łączy elementy różnych gatunków. Jest tu powtarzalna pętla rozgrywki na 10-20 minut, tworzenie buildów z losowych klocków oraz przenoszony między podejściami progres charakterystyczny dla roguelite’a. Do tego dziesiątki obiektów na ekranie, jak w strzelankach bullet hell, pęczniejące cyferki oraz poczucie rosnącej potęgi bohatera, znane np. z hack’n’slashy. I jeszcze klimat rodem z Castlevanii oraz jeden szczególny dodatek, który przypomina mi popularne Loop Hero – brak kontroli nad pewnymi elementami rozgrywki. Nasz heros wyprowadza ataki automatycznie, w określonych odstępach czasu, a ich kierunki są narzucone odgórnie i to od manewrów gracza zależy, czy uda się pogodzić zadawanie i unikanie ciosów, a przy tym zbierać doświadczenia, apteczki, broń i inne łupy.

Vampire Survivors

Wydaje się to wszystko banalne, ale liczba przeciwników na ekranie i tempo rozgrywki rosną tak szybko, że kończąc drugą planszę, miałem stabilne dwie klatki animacji na sekundę i ledwo widziałem swojego bohatera. A gdy po paru podejściach wydaje się, że to tyle, nagle odkrywa się nową postać. Albo ewolucję broni, którą należałoby zaraz wypróbować... A nuż wpadnie kolejne z ponad 40 osiągnięć?  

Co ciekawe, gra powstała prawie rok temu i została wrzucona na itch.io, gdzie nadal jest dostępna. Jednak to wersja ze Steama, kosztująca we wczesnym dostępie szalone 10 zł, jest dynamicznie rozwijana. Nawet gdy pisałem ten tekst, twórca dorzucił kilka osiągnięć, nową broń i jej ewolucję, a nawet postać (bodajże dwunastą). Jeśli utrzyma takie tempo, to możliwe, że jeszcze nie raz o Vampire Survivors usłyszymy. Choć z drugiej strony: mam wrażenie, że jego dzieło mogło zaproponować na start trochę za mało i dość szybko dało się zobaczyć wszystko, co oferuje. Zachwyt internetu pojawia się znienacka, ale i szybko przemija. Widownia gry na Twitchu spadła z ponad 20 tysięcy ludzi do 2-4 tysięcy. To oczywiście nadal dobry wynik, jak na indyka, ale te dwa tygodnie, gdy Vampire Survivors było na ustach wszystkich, to trochę za mało, by mówić już o hicie. Nadal jednak jest to śmiesznie tani i bardzo przyjemny zabijacz czasu i bestii, którym można się cieszyć niezależnie od tego, czy inni to robią.


Redaktor
Paweł Kamiński

Za dnia pracownik IT, mąż i tata, nocami gracz i czytelnik komiksów. Wyznawca kościoła Dark Souls. Uzależniony od oglądania esportowych zmagań w LoLa. Lubi gotowanie, koszulki z nadrukami i swojego kota Piksela. Ulubiony superbohater: Daredevil.

Profil
Wpisów5

Obserwujących2

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze