[Weekend] Chaos na polu bitwy: dlaczego ludzie grają w Dynasty Warriors?

[Weekend] Chaos na polu bitwy: dlaczego ludzie grają w Dynasty Warriors?
Avatar photo
Dynasty Warriors to nie tylko chaos na polu bitwy i bezmyślne wciskanie dwóch przycisków na przemian. To również ogromna seria, która słusznie budzi skrajne opinie.

Jim Sterling krzyczał w jednym ze swoich filmów, że „Dynasty Warriors to Obywatel Kane gier”. Przeciwstawił się popularnej opinii, że to tylko kawał nic nie znaczącego śmiecia, parodiując przy okazji innych dziennikarzy. Zaprezentował serię jako oryginalną, niezrozumiałą, równie odmienną jak Deadly Premonition. Broni jej do dziś.

Prasa i gracze sporo złego napisali o produkcie Koei. „Dynasty Warriors nie wnosi nic ciekawego. Dynasty Warriors jest nudne i zawsze takie samo. Call of Duty przy tej serii prezentuje sporo nowości”. Szczytem już było, gdy przeczytałem w pewnym magazynie, że seria to „dowód na to, że Japończycy nie dojrzeli, żeby robić gry na tej generacji”. Generalnie, wedle gawiedzi to chaotyczny shovelware.

Który kocham.

Idź w prawo, siecz szybko
W rzeczy samej seria Musou (japońska nazwa produktu) to ewolucja chodzonych bijatyk. Chociaż używa się wielu określeń na to, czym jest twór Koei, to jest on po prostu chodzoną bijatyką. Gry takie jak Streets of Rage, Golden Axe, Final Fight z czasem poszły w jedną z trzech stron. Albo zmieniły się w nowoczesne slashery, w stylu Devil May Cry, Bayonetta, Ninja Gaiden, albo podążyły w stronę tytułów bezpośrednio nawiązujących do koncepcji „idź w prawo, lej pyski” dając nam Scotta Pilgrima i Dragon’s Crown.

Albo stały się Warriorsami.

Zasady są takie same – walcz z pionkami, kieruj się do silniejszych wrogów, pokonaj bossa, jedz smakołyki, odpalaj specjale. Ludzie w to grają, bo to przyjemna, interesująca rozrywka, która wcale nie musi polegać na wciskaniu mocnego i słabego ataku nie patrząc na ekran. Wyższe poziomy trudności to masa planowania, poznawania postaci i taktyki, podczas gdy zebranie najlepszych przedmiotów wymaga opanowania zaawansowanego systemu combosów.

Jako, że gry nawiązują do historii, Koei Sound Team odwala kawał niesamowicie dobrej roboty, łącząc klasyczne chińskie instrumenty z gitarowymi riffami, wplatając japońskie brzmienia obok przyjemnej elektroniki, zagrzewając do walki o ideały danej strony (Swoją drogą, ich kawałki wykorzystano na Olimpiadzie w Chinach). Bo chociaż to kolejna niepopularna opinia to Koei produkuje gry, w których historia się liczy.

Z serią spotkałem się dopiero przy piątej odsłonie, a przy siódmej na poważnie zainteresowałem się fabułą. Uważam, że Dynasty Warriors 7 ma jedną z najciekawszych fabuł na tej generacji konsol. Ilustruje pełną polityki, zdrady, marzeń, walk o władzę i ambicje, rozciągającą się na kilka pokoleń sagę o Trzech Królestwach.

Adaptacja godna gier
Koei lubi czerpać z lektur historycznych i pseudo-historycznych. Dynasty Warriors powstało na bazie Romansu Trzech Królestw, jednej z czterech klasycznych powieści chińskich, opowiadającej o zmaganiach pomiędzy królestwami Shu, Wu i Wei. To kawał interesującej historii, którą Koei świetnie przedstawia jako grę. Ich kolejny produkt, Samurai Warriors opowiada o wojnach domowych w Japonii, a nieudana Troya bardzo sprawnie radzi sobie z przedstawieniem historii konfliktu z koniem w tle.

Z historią jest tak jak z wieloma innymi rzeczami – patrząc z jednej strony jest niepragmatyczna, ale zmieniając punkt widzenia okazuje się, że jest pragmatyczna jak diabli. Podobnie jest z Warriorsami – jednych mogą wciągać przedstawioną historią, inni mogą ją spokojnie omijać. Grunt to nie ignorować jej tylko dlatego, że ktoś ma dziwnie brzmiące imię. Koei udało się nie tylko kontynuować japońską ideę szanowania własnej kultury, ale zajęło się również kulturą chińską i europejską (średnia Troya, bardzo dobry Bladestorm), przyznając, że przez gry można kogoś zainteresować przeszłością.

Jeżeli chcecie poczytać sobie coś, co Junior Brand Manager w wielkim korpo starałby się sprzedać jako „chińską Grę o Tron”, sprawdźcie Romans Trzech Królestw (ostrzegam – polskie tłumaczenie jest pocięte, angielskiego pełne), albo zobaczcie czy przekonuje Was reżyseria scen z Dynasty Warriors 7.

To wielka, ckliwa, ciekawa historia pełna niesamowitych postaci, generałów wygrywających samodzielnie potyczki, pradawnych mocy i elementów mistyki – a do tego podróż w inne czasy i kulturę, która wbrew pozorom może okazać się bardziej strawna dla przeciętnego gracza, niż dla tzw. „weeboo” (obsesyjnego maniaka japońskiej popkultury).

Krytyka dla krytyki
Z krytykowaniem Musou jest dla mnie odrobinę jak z dorabianiem ideologii do tego, że wrestling nie jest prawdziwym sportem. Wrestling nie ma być prawdziwym sportem, jest rozrywką i posiada własne zasady, bohaterów i publikę, która zazwyczaj wie, na co się godzi. Dynasty Warriors nigdy nie miało być wielką hybrydą RTS-a z hack 'n’ slashem, nowoczesnym konkurentem dla Ninja Gaiden, czy czymkolwiek, czym jego krytycy by chcieli, żeby było. Atsushi Miyauchi, pracownik Tecmo Koei, powiedział:

„Krytycy naszych gier stale wyciągają fakt, że to proste maszowanie przycisków. To nasz świadomy wybór i nie mamy zamiaru zmieniać go, nawet jeżeli wielu krytykom to się nie podoba. Sterowanie i zasady czynią z Dynasty Warriors to, czym jest i jeżeli to zmienimy – przestanie być Dynasty Warriors. Wtedy nie byłoby sensu go tak nazywać. Mamy inne gry, które stawiają na walkę, przedstawiając ją odmiennie – dla innych graczy”.

Prawda jest taka, że grzech serii Warriors/Musou to przesadzona ilość jej części. I często jedna, słabsza odsłona może niesłusznie rzutować na odebranie całej reszty tej ciekawej marki. Dla mnie to taki sam nieoszlifowany diament jak Mount & Blade, nieodkryta przyjemność jak Deadly Premonition, czy Dragon’s Dogma. Czasami warto się przełamać i nie zwracając uwagi na głosy krytyki spróbować czegoś innego.

Tutaj kończy się moje filozofowanie, na kolejnej stronie kilka gier z serii/gatunku, które moim zdaniem warto sprawdzić.

To w co zagrać?

Nie grałem we wszystkie Musou. Gdybym spróbował ważyłbym z 300 kg lub przeciwnie – umarł z głodu, nie wyrobiłbym z pieniędzmi i upadł jeszcze niżej moralnie. Wiem, że jesteście tam, fani serii – jeżeli macie do polecenia inne gry to zapraszam do komentowania.

Jeżeli jednak chcecie zacząć przygodę to sprawdzajcie:

Dynasty Warriors 7/8– najnowsze, klasyczne odsłony głównej serii. Dużo postaci, dobra reżyseria, sporo bitew, ciekawe tryby dodatkowe. Jeżeli ktoś nie jest uczulony na PlayStation 2 równie dobrze może bawić się przy Dynasty Warriors 5, szczególnie z dwoma oficjalnymi dodatkami, które mają takie bajery jak tryb RPG, czy zabawę w Imperium.

Warriors Orochi 3– moja ulubiona odsłona. Łączy w jedną grę bohaterów Dynasty Warriors i Samurai Warriors. Chociaż fabuła to totalny kwas, to rozgrywka nadrabia wszystkie wady. Grubo ponad stu grywalnych bohaterów, indywidualne style walki, trzy postaci w bitwie, pomiędzy którymi możemy się przełączać, mini-edytor własnych misji i masa elementów z innych gier serii nie mogły wyjść źle.

Dynasty Warriors Gundam 2&3– znam takich, którzy nie ruszali innych Musou, ponieważ koncepcja bicia takich ilości przeciwników ich nie przekonywała. Co innego roboty w cell-shadingu. Koei nie za bardzo poszanowało inne licencje (pierwsza gra na bazie Hokuto no Ken jest zjadliwa, druga słaba), ale Gundam udał im się i na dodatek wygląda bardzo dobrze.

Sengoku Basara 3: Samurai Heroes – Ciekawa sprawa. Tytuł Capcomu z tego gatunku jest kolorowy, szybki i stylowy. Mamy tutaj takie odpały jak mecho-wojowników w feudalnej Japonii, gościa walczącego sześcioma mieczami naraz, berserka emo, czy wojowniczkę noszącą rakietnicę.

Sengoku Basara ma ogromną umiejętność pokazywania ludziom nieprzekonanym lub wręcz niecierpiącym gier Koei, że to ma sens i to potrafi bawić. Sam przy pierwszym spotkaniu z tym tytułem nie mogłem się oderwać na bardzo, bardzo długo. Warto rzucać okiem jeżeli szukacie kolorowej, szybkiej, zabawnej siekanki.

Dynasty Warriors Strikeforce– podseria przypominają trochę miks Monster Huntera, Phantasy Stara i Warriorsów. Mniej wrogów, dłuższe pojedynki, sporo walki w powietrzu i masa klimatów super-natural. To w zasadzie inna zabawa, która jest jeszcze bardziej czasochłonna niż przeciętni Warriorsi.

Bladestorm – Wojna Stuletnia, RTS i siekanka naraz, uczestniczenie w walkach i wykonywanie rozkazów bezpośrednio z bitwy i mała armia najemników. To bardzo dobra, ciekawa gra, którą zabija monotonia, spowodowana zbyt małą ilością środowisk. Bardzo chciałbym, żeby Koei do niej wróciło.

Jeżeli interesuje Was tematyka, ale nie trawicie koncepcji na rozgrywkę…

Romance of the Three Kingdoms – potężna strategia w turach, z setkami opcji, pięknymi portretami i głęboką rozgrywką. Co ciekawe pojawia się zarówno na PC, jak i na konsolach, również na zachodzie. Na PC można pograć w angielskie RoTK XI bez większych problemów, odsłony na konsole głównie powychodziły u nas na PlayStation 2.

Romans Trzech Królestw jest okropnym wysysaczem czasu. Ostrzegam.

Kessen– trylogia konsolowych, filmowych RTSów. Ukierunkowane na symulowanie filmów wojennych, a przy tym taktyczne robią niezłe wrażenie do dzisiaj. To gry mocno inspirowane wschodnim kinem, z piękną muzyką i… tragicznym angielskim voice-actingiem. Mimo to dzisiaj kosztują grosze, więc można się skusić.

Dynasty Wars/Warriors of Fate– stare chodzone bijatyki od Capcomu, gdzie można poszaleć bohaterami z chińskiej przeszłości. Wciąż przyjemne. I jednak bardziej klasyczne od Musou bo w dwóch wymiarach i w prawo.

Jak sami widzicie, jest z czego wybierać.

17 odpowiedzi do “[Weekend] Chaos na polu bitwy: dlaczego ludzie grają w Dynasty Warriors?”

  1. Dynasty Warriors to nie tylko chaos na polu bitwy i bezmyślne wciskanie dwóch przycisków na przemian. To również ogromna seria, która słusznie budzi skrajne opinie.

  2. Ja, i mi się podoba. Pamiętam jak mój wujek przywoził mi co 3 miesiące gry na PS2. Piękne czasy ;_;

  3. Ja również bardzo lubię tę serię. I tak, mam wszystkie gry które wymieniłeś (poza Burnoutem, który jest słaby) i bardzo je cenię. Po prostu DW/SW/WO to świetne siekanki 🙂 Co do RotTK – bardzo polecam, świetna, kompletna i w sumie dość przystępna strategia. Bardzo podobne jest również Nobunaga’s Ambition na PS2, oprócz innego okresu i świata(XVI wieczna Japonia), główną różnicą stanowi brak tur. Zamiast nich jest aktywna pauza. Genialne gry gdy mamy sporo wolnego czasu 🙂

  4. Sam nie wiem jak ale mam nabite prawie 120 godzin w Dynasty Warriors 7. 😛 Muzyka grafika efekty i postacie stworzyły cudny flow od którego nie mogłem się oderwać mimo pełnej świadomości, że gra jest wyjątkowo płytka. Rozumiem zarówno za co można ją uwielbiać i za co nienawidzić.

  5. Warriors of fate mimo upływu lat nadal miodne. Sporo kasy przez nie przepuściłem na automatach. Ech… do tej pory brakuje mi automatowej gałki i tych wielkich przycisków do grania. Zwłaszcza w mordobiciach.

  6. Seria pozornie tandetna… a mimo ma coś że wciąga. Tak czy inaczej miło że trzymają się stylu, bo tak naprawdę brak czystych slasherów na rynku.

  7. Mi osobiście bardzo fajnie się gra z bratem w Warriors Orochi 3 i Sengoku Basara 3, ostatnio mało jest gier z co-op’em na kanapie. Trochę ciężko mi zapamiętać imiona postaci, to wymyślam swoje, np: Muneshige Tachibana z gry Capcomu zawsze będzie Tadeuszem Drozdą 😛

  8. Ale muzyka dobra i styka.

  9. Najpiękniejsze jest to, jak te gry udają że są czymś więcej niż naparzankami. Mapy strategiczne, jakieś morale, ustawienia bitwy itd. a od lat to wszystko sprowadza się do parcia na ostatniego bossa i naklepanie mu, przy okazji zabijając wszystko po drodze. Ale i tak uwielbiam tą serię, od Dynasty Warriors 4, najbardziej chyba lubie Warriors Orochi, masę godzin mam w tym naklepane.

  10. A ja mimo wszystko lubię całą serię DW – choć ubolewam straszenie, że na PC tego typu gier jest jak na lekarstwo a jak już są to straszenie leciwe (najnowsza wersja to chyba Dynasty Warriors Online wersja eng 2010 zmieniona z wersji jp z 2006 roku) przez co grafika dość mizerna. Poza tym gra ma bawić i relaksować a przy tym jest oprawiona fantastyczną historią. Jak ktoś wie o jakichkolwiek grach typu musou na PC wydanych w EU po 2010 roku niech pisze 😉 bo wersje „krzaczkowe” są ciężkostrawne 😛

  11. Ja się zainteresowałem DW tylko ze względu na Koihime Musou. Ale brak Ryofu oraz styl rozgrywki nie zachęciły mnie.

  12. @TwiggyRamirez Dynasty Warriors 7 Xtreme Legends jest na PC ale tylko po japońsku, choć fani zrobili fanowskie tłumaczenie elementów interface’u.

  13. „zaawansowanego systemu combosów.”|ok

  14. @Kawalorn o DW7xL wiem, że było wydane na pc ale tylko w jp i chyba nie ma możliwości kupienia gry w Polsce. A innych gier nowszych na PC raczej nie ma – choć chciałbym się mylić

  15. @JacQ13 Tu muszę się zgodzić. Ta gra nie ma czegoś takiego. Tylko czasem niektóre postacie pozwalają na sensowne łączenie ze sobą chainów.

  16. Uwielbiam te serie,siekanie kilkuset przeciwnikow to cos pieknego 😉

  17. VondesSznycel 1 grudnia 2013 o 13:04

    Najlepsza gra w coopie, wtedy zmienia się całkowicie podejście na rywalizację o to „kto więcej”:D

Skomentuj TwiggyRamirez Anuluj pisanie odpowiedzi