[Weekend] Gry tak złe, że aż dobre

[Weekend] Gry tak złe, że aż dobre
Avatar photo
Kategoria „tak złe, że aż dobre” przeżywa prawdziwy renesans. Internet potrafi szybko spopularyzować coś, co ma wszelkie zadatki na bycie crapem, ale w istocie często okazuje się nie tylko zabawne i ożywcze, ale wręcz wybitnie interesujące. I kategoria ta, na całe nasze szczęście, dotyczy również gier.

„This game is so bad, it’s not just become good. It’s pretty close to perfect.”

Takie ostrzeżenie dla osób wrażliwszych: w tekście i dołączonych filmach jest tona spoilerów. Serio. Naprawdę serio. Nic tylko spoilery i same spoilery. I filmiki.

Słowa „tak złe, że aż dobre” pojawiły się na ustach wielu graczy w momencie wydania Deadly Premonition. W końcu nie lada to kuriozum – gra brzydka, nawet jak na standardy PlayStation 2, z masą problemów technicznych, zrzynająca bezczelnie z Twin Peaks, a przy tym wszystkim… po prostu świetna. Niewygodna do grania, ale wciągająca historią. Ocierająca się o plagiat, a zarazem wyjątkowo świeża, intrygująca, zabawna i pełna niesamowitych szczegółów, doskonale sportretowanych postaci oraz wciągających zadań pobocznych. Bawiąca się konwencją:

Mechaniki potrzebne mieszają się z tymi kompletnie zbędnymi. Pomysły doskonałe z poronionymi. Dialogi wybitne z dialogami pisanymi na kolanie. Wstydliwa przyjemność dla jednych, ideał dla drugich – i coś po środku dla sporej grupy podchodzącej z odpowiednim dystansem.

Niestety Deadly Premonition to chyba najsłynniejsze „tak złe, że aż dobre” ostatnich lat – a przecież takie gry to odpowiedniki kina klasy B i kina inspirowanego klasą B, które ostatecznie daje nam perełki: z jednej strony w postaci filmów Tarantino, a z drugiej kult Tommego Wiseau i The Room. Filmy klasy B wielu oglądających wybiera świadomie. Dlaczego? Bo są głupie i zabawne.

Ale również nieograniczone schematami budżetowymi, wysokobudżetowymi, takimi jak cała plaga „zabili go i uciekł”, którymi posługują się gry klasy AAA. Cross pisał jakiś czas temu o najciekawszych grach mijającej generacji, które można było pominąć – i praktycznie każda z nich miała wspólne to, że nie posiadając ogromnych budżetów, nie musiały działać jak gry o wysokich budżetach, konkurować z nimi, udawać ich.

Dokładnie na tej zasadzie działa wiele produkcji z pozoru tragicznych. Czasami coś wybitnie złego może dać nam wybitnie dużo zabawy.

Wstydliwe przyjemności, jakich świat nie widział
Kategoria scenariuszy tak złych, że aż dobrych przyświecała od zawsze serii Resident Evil i podczas, gdy kawał świata pukał się w głowę, ludzie siedzący w temacie pokochali okulary Weskera, serowe dialogi Leona i groteskowo-humorystyczny wydźwięk serii, tak niesłusznie zabity przy piątej odsłonie.

Słynne „All Your Base Are Belong to Us” wyznaczało pewne standardy tragikomicznych tłumaczeń, które kontynuowało SNK ze swoimi VICTOLY nadając specyficzny, engrishowy klimat naprawdę świetnym grom. SNK, zresztą, swoim przekombinowaniem stworzyło wielu bossów prawie nie do pokonania – tworząc tzw. SNK boss syndrome, również postrzegany przez wielu za tak zły, że aż dobry.

Japończycy mają zresztą coś, co określają mianem kusoge. Wywodzi się to dziwactwo z terminu, który można przetłumaczyć jako śmieciowa gra. Kusoge, generalnie, oznacza strasznie słaby tytuł, często uwielbiany za swoje słabe elementy. Gra nie musi być ogółem tragiczna – wystarczy, że jeden jej element jest tak nietypowo groteskowy, tak zepsuty, tak inny, że rzutuje na cały jej odbiór.

Wyznacznikiem kusoge może być obrzydliwa grafika, nudny gameplay, masa glitchy, zbyt wysoki poziom trudności, zbyt wysoki poziom skomplikowania, słaby scenariusz lub voice acting. I niektóre gry – jak seria Cho Aniki – robią to specjalnie. Chociaż nie jest to popularna opinia, to kusoge bardzo dobrze odpowiadają naszemu „tak złe, że aż dobre” lub wstydliwym przyjemnościom. Ukoronowaniem gatunku jest niejakie Takeshi no Chousenjou, stworzone rzekomo przez człowieka nienawidzącego gier, o którym przeczytacie prawdopodobnie za jakiś czas w naszym magazynie.

W zasadzie growe wstydliwe przyjemności, to często całe działy gier, o których dzisiaj się nie pisze. Flaszówki. Gry na RPG Makerze. Małe gierki z przeglądarki. Starocie odpalane tylko po to, żeby sprawdzić pierwszy etap. Gry zepsute, zabugowane, dziwaczne. Doskonałe party-games, świetne narzędzia do memów, pełne suchych żartów i wciąż naprawdę złe.

Zresztą z Graczami (przez duże G!) jest ten problem, że spora część łyka wszystko, co duże i ważne, uważając się za bogów, inna część za to tyka jedynie niszowe rzeczy, plując od razu na każdy przejaw popcornowej gry (i też uważa się za Bogów). Trzeba się wstydzić za to, w co się gra i nie wypada jarać się crapami, szukać w nich zabawnych elementów.

Bzdury. W czasie swoich wojaży bawiłem się dziesiątkami zepsutych gier – bo chociaż były teoretycznie złymi grami, to jednocześnie okazywały się po prostu doskonałą rozrywką:

  • Większość przygodówko-vizualko-symulatorów od Winter Wolves to doskonałe przykłady gier złych.
  • Pełne typowych postaci, rodem z typowych bajek, przeciętnego stylu graficznego oraz prostych mechanizmów, które łatwo łamać i oszukiwać. Każda z nich potrafi uzależniać, wciągać, wkręcać…

  • Maluch Racer i jego sequele – obrzydliwe tytuły, pokochane przez wielu za ich tematykę, granie na nostalgii, ale również błędy, problemy z grafiką i cenę. Big Rigs: Over the Road Racing – nie ukrywam. Dla mnie to najgorszy racer świata, w którym nie istnieje detekcja kolizji, nie istnieją zasady fizyki, nie istnieje prawdziwa przegrana i wygrana.
  • I dlatego się przyjął jako doskonała party-game – bo w tym chaosie, niedopracowaniu, zepsuciu i zniszczeniu jest masa zabawy.

  • Earth Defence Force – nawiązujący do Kaiju (filmów o wielkich potworach) doskonale wpasował się w estetykę gier klasy B. Wydawany w budżetowych seriach w Japonii, miał dostarczyć przeciętna zabawę za małe pieniądze. Tym razem okazał się nie tylko tytułem bardzo grywalnym – i dużym – ale również pełnym wielkich pająków, mrówek, UFO, robotów i innego tałatajstwa, które chce nas zniszczyć. Bez problemu można pokochać serię – to beztroskie równanie miast z ziemią, lekka zabawa na długie godziny i tona przyjemnych sesji multiplayer.
  • Onechanbara – nikt nie grał, wszyscy znają ;)!
  • Postal – seria Postal obok Maluch Racera to chyba najlepszy przykład na polskim rynku gier. Brzydka, niezbyt zbalansowana, w zasadzie niezbyt pomysłowa i po prostu niskobudżetowa trylogia, która obrosła kultem ze względu na tematykę, możliwość robienia po swojemu oraz doskonałe modyfikacje. Zjechana przez recenzentów, ukochana przez publikę.
  • ŻABY. TE ŻABY:

  • Dobór muzyki w wielu grach tanecznych. Przecież przeciętny Gracz-Meloman pluje na takie kawałki jak Ice Ice Baby, lub Captain Jack. Autorzy wiedzieli co robią. A jeżeli nie wiedzieli – przypadkowo dali nam sporo zabawy. I generalnie muzyka z gier:
  • Zepsuj coś wokół gry:
    Może troszeczkę wykraczam ponad normy tego o czym powinienem pisać, ale słynny problem pierwszego PlayStation z teksturami jest dobrym przykładem tego, jak dystans powoduje zmianę postrzegania. Za czasów, gdy grałem na PSX-ie „łamiące”, „krzywe”, „źle zeskalowane” tekstury momentami prowadziły do smutku me niewinne serce. Dzisiaj uważam to za urocze – pewnie dlatego, że na tej konsoli gram rzadko – i nie jestem w tym sam. Te charakterystyczne, „psujące się” tekstury wykorzystano w Eldrtichu nadając tej ubogiej wizualnie grze własnego charakteru graficznego.

    Pamiętam oburzenie znajomego, że w jednej z części Dynasty Warriors nie będzie angielskiego voice-actingu. Na takim poziomie:

    Dlaczego się oburzał? Bo go kochał. Uwielbiał te kręcone na szybko odzywki, brzmiące jak stworzone w czasie przerwy na kawę przez ludzi łapanych z ulicy (swoją drogą – często występowali tam bardzo dobrzy aktorzy, co pokazuje, że voice acting wymaga też budżetu i porządnego producenta, a nie tylko poprawnych aktorów).

    Jest też polska gra, w której zakochałem się już po okładce – odkrywając przy okazji świetnego racera. Dzieło sztuki. Postmodernizm w tworzeniu okładek. Ponadczasowe piękno. Syf.

    Nie wiemy kiedy naprawdę zło rodzi się intencjonalnie. Kiedy robią to dla jaj. Kiedy po stworzeniu potwora nieumyślnie twierdza, że zrobili to umyślnie.

    Ale chyba każdy z nas miał coś co uznawano za złe, a co pokochał sam, jak własne, swoje, jedyne.

    Więc… jakie gry kochacie mimo, że nie wypada?

    Ale dosyć rozważań. Dosyć wstępów. Muszę podzielić się grą, którą uważam za najgorszą możliwą bijatykę, a która sprawiła mi tyle radości, jak niewiele innych.

    Mortal Kombat 4.

    Zwalone hit-boxy. Głosy przyprawiający o łzy. Koszmarna animacja oraz tragiczny dobór bohaterów.

    Walka jeszcze walką, nieważne… W dobie takiego zachłyśnięcia się filmami z wysokimi budżetami i budowaniem scenariuszy prosto z Hollywood powinniśmy przecież przyglądać się czemuś innemu w grach – filmikom. Wstawki z Mortal Kombat 4 są dla mnie jeszcze bardziej kultowe niż sama gra.

    Zakończenie Jareka – z gościem mówiącym bez problemów mimo żelaznego chwytu za szyję, symulującym echo podczas spadania, nie spadając, bohaterami gadającymi przez krótkofalówki będąc w zasięgu wzroku, obrzydliwą grafiką, jego śmiechem, tymi dialogami.

    11/10.

    Sub-Zero i Scorpion, którym nagle wyskakuje Quan Chi i wali od tyłu z niesamowitą animacją. Baraka chodzący jakby miał wypadek w czasie wspinania się na wyjątkowo ostry płot. Arnold rzucający w Cage’a – i do tego próby konkurowania z technologią konkurencji, takiej jak Tekken 3. Nigdy nie miałem tyle radości z wstawek w grze. Nigdy nie oglądałem ich tyle razy.

    Nigdy nie cieszyłem się tak z crapa, czy z dobrej bijatyki.

    31 odpowiedzi do “[Weekend] Gry tak złe, że aż dobre”

    1. Kategoria „tak złe, że aż dobre” święci pewien renesans. Doba internetu potrafi szybko spopularyzować coś, co ma wszelkie zadatki na bycie crapem, ale w istocie często okazuje się nie tylko zabawne i ożywcze, ale wręcz wybitnie interesujące. I kategoria ta, na całe nasze szczęście, dotyczy również gier.

    2. Mówiąc szczerze takie filmy ogląda mi się dużo przyjemniej niż najnowsze „Hollywood hits”, The Room jest jednym z moich ulubionych filmów i oglądało mi się go 100 razy przyjemniej niż np taki beznadziejny „World War Z” którego ostatnio miałem nieprzyjemność zobaczyć. |http:www.youtube.com/watch?v=Tya88BrLnjI – słówko na ten temat od NC 😉

    3. A gdzie DayZ? Gra strasznid zabugowana i opanowana przez graczy mordujących mniej doświadczonych, ale bardzo grywalna. A Wilczy Szaniec? Gra tak zabugowana i wkurzająca, że aż śmieszna (polecam obejrzenie gameplay, u)

    4. scorpix – DayZ jest dostępne w alphie tylko dla chętnych, więc nie ma co oceniać. Wilczy Szaniec to typowa kaszanka, nie ma to jak go porównać choćby do Deadly Premotion. Ja już prędzej wypisałbym Velvet Assassin.

    5. A ja pamiętam jeszcze recenzję Western Outlaw, autorstwa bodajże Pepina z którejś kaszanki w okolicy 2005 roku. Była tak urocza w swej nieudolności, że aż dostała „dziesiątkę” za grywalność 🙂 Z filmów szczerze polecam Erę hobbitów (lub Konflikt imperiów jak czasami go nazywają, pod tym tytułem można znaleźć też na Filmwebie) ze znanej skądinąd wytwórni Asylum. To dokładnie taki sam przypadek – produkcja tak rozbrajająco nieporadna, że aż autentycznie bawi.

    6. CAN YOU FEEL THE SUNSHINE?

    7. @Nezi Polecam The Wicker Man (Nicolas Cage występuje więc można umrzeć z beki). Co do tematu to w Big Rigs trzeba będzie zagrać 🙂

    8. Akurat M4 miał fajne i logiczne (jakkolwiek komuś wydadzą się nie logiczne) zakończenia, tylko brakło im porządnego wykończenia. W sumie czlowiek naparzał kolejnych wrogów by wlaśnie zobaczyć końcówkę 😀

    9. Ciekawostka: grę War Z współtworzył jeden z twórców Big Rigs i jego kontynuacji (tak, big rigs miała kontynuacje).

    10. @NBlastMax Ktoś tu chyba czytał o tails dollu. A Big Rigs rządzi bez dwóch zdań! 😛

    11. Nabiłem już 25 godzin w Deadly Premonition i uwielbiam tą grą, zarówno w warstwie scenariusza, postaci jak i „poronionych” mechanik. Lubię filmy klasy B i DP jest najlepszym growym odpowiednikiem takiego kina jaki widziałem.Poza tym w końcu nadrobię zaległości, czyli Twin Peaks.

    12. Nie wiem czy osoba która pisała ten tekst, grała w Sonic R, ale tam utwory taneczne akurat w dziwny sposób pasowały do klimatu gry.

    13. Drogi autorze, jak postal 2 został zjechany przez recenzentów? 50 na Metacritic to jest zjechanie? Na dodatek „mało pomysłowa”, na pewno bardziej niż COD’y i BF’y razem wzięte.

    14. Snake,s RevengeNie ślubny następca Metal Gear,a, sam jego ojczyn czyli Hideo Kojima nie mieszał się w jego sprawy, o tak więc fani tej sagi się zawiedli, aczkolwiek gra całkiem lepsza od poprzedniczki.

    15. @q123AS W folderze Big Rigs widniała nazwa pliku: CarZ. 🙂 A w kontynuacji (a raczej poprawionej wersji) gry ktoś poszedł po rozum do głowy i dodał detekcję kolizji.

    16. ach Deadly Premonition, jedna z najlepszych gier od czasu Planescape: Torment. Klimat rodem z Miasteczka Twin Peaks. Humor mieszany z kryminałem i horrorem. Fakt gra brzydka, ale czy to ważne skoro gra się tak dobrze, że aż żal gdy się kończy? Kiedyś Silent Hill był dla mnie takim miasteczkiem Twin Peaks, Deadly Premonition uświadomiło mnie, jak daleko Cichemu Wzgórzu do serialu Lyncha. DP to tak Twin Peaks The Game.

    17. @gutol12: A to jeszcze nie wiesz, ze ocena mniejsza niz 7/10 to zjechanie gry?

    18. @Lesny42 Zapomniałem o tym napisać. 🙂 A i ta kontynuacja Big Rigs też w menedżerze zadań widnieje jako CarZ. A ta detekcja kolizji (w poprawionej wersji oczywiście, bo w Big Rigs czegoś takiego nie ma)… To po prostu trzeba zobaczyć. A no i ten niesamowity nadcholera-wie-jaki napęd ukryty jako wsteczny bieg, i te dźwięki które mu towarzyszą… Da się nawet jechać -1000 km/h! Pokarzcie inną grę która oferuje coś takiego.

    19. MagicznyCyborg 25 stycznia 2014 o 23:44

      Mnie z takich dziwnych gier kiedyś wciągnęło na długie godziny Tread Marks. Miałem tylko demko, internetu nie było, ale grałem w nią i grałem.

    20. Czy Deadly Premonition na pewno pasuje do tego zestawienia? Nie grałem, ale z tego co wiem i co widzę w komentarzach, gra ma wielu fanów. A czytając opinie, wychodzi na to że to klimatyczne gra z dobrą fabułą, jednak ma swoje problemy techniczne. To trochę wyklucza możliwość bycia „tak złą że aż dobrą”, po prostu ma dużo wad, jednak jej zalety przeważają, dzięki czemu rozgrywka jest satysfakcjonująca. Jak to się ma do czegoś takiego jak „The Room”, który zawodzi na każdym polu, ale robi to w zabawny sposób?

    21. @Pumo|Zapewne dlatego, że gra, mimo pierwotnego wydania w 2010, wygląda jak z ery Playstation 2. I nawet się w nią tak gra, bo ma to „sztywne” sterowanie. Model jazdy jest okropny ( ma się wrażenie, że jedzie się wielką cegłą, która prawie przewraca się na zakrętach, a z hamulca lepiej nie korzystać, bo można wylądować na poboczu) starcia z wrogami są łatwe do bólu ( zresztą twórca pierwotnie nie chciał, aby w grze była obecna broń i walka, ale wydawca się na to nie zgodził), wiele mechanik wydaje się

    22. zbędne np.konieczność jedzenia i spania, naprawdę ciężko się zagłodzić, a zamiast spać wystarczy wypić kilka kaw, przycisk skradania, który praktycznie do niczego się nie przydaje, konieczność golenia się i zmieniania ciuchów ( za regularne wykonywanie tych czynności dostajemy pieniądze, ale mamy w tej grze ich nadmiar), której konsekwencją od nie stosowania się są jedynie muchy latające nad bohaterem , ale postacie na to nie reagują 🙂 , kilka przedmiotów, które ze względu na łatwość walki, nie przydaje się

    23. Do tego niektórzy mówi, że gra jest bezczelną zrzynką z Twin Peaks, ale akurat uważam, że autor scenariusza dodał dużo od siebie, a motywy z serialu odpowiednio przeinaczył pod dosyć komediowy klimat gry. A co za tym idzie w grze mamy mnóstwo barwnych i dziwnych postaci, z głównym bohaterem na czele. Już te elementy stanowią o miodności gry. Poza tym otwartość miasteczka, w którym dzieje się akcja. Główne zadania możemy wykonać w ustalonych godzinach, a biorąc pod uwagę długość dnia i nocy, mamy mnóstwo

    24. czasu,aby myszkować po mieście w poszukiwaniu kart kolekcjonerskich i wykonywać poboczne zadania, które oprócz przydatnych przedmiotów w nagrodę , dodatkowo poszerzają fabułę. Poza tym miłe drobnostki jak chociażby nowe samochody czy garnitury do kupienia ( chociaż jak się domyślam, to pewnie jeden z tych elementów „na żądanie wydawcy” ) Więc gra jest zła pod względem technicznym i niektóry mechanik. Ale fabuła, postacie i eksplorowanie miasta – miód.

    25. @Zyll nic dodać nic ująć. A ja zawsze patrzę na klimat fabułę i postacie. A tych Deadly Premonition może pozazdrościć wiele nowych i starych dopracowanych technicznie tytułów. A co do kawy, od siebie dodam tylko tyle: Czarna kawa jak bezksiężycowa noc to obowiązek przy tej grze, jeszcze bardziej wkręca w klimat. Ten sam napój piłem oglądając Twin Peaks. Fani wiedzą dlaczego 🙂

    26. Przejrzałem komentarze i nie znalazłem informacji, że Deadly Premonition jest w aktualnej paczce w Indie Gali. Tak więc wysyłam tę wiadomość do zainteresowanych 🙂 Do kupienia jeszcze przez 3 dni 😉

    27. Total Overdose. |(Bieda-)klon GTA. Grafika była szpetna już w czasie premiery. Samochody prowadziły się z gracją szambiarki. Ale strzelaniny i „loco burrito desperado” klimaty wynagradzały to z nawiązką. Chyba moja ulubiona gra klasy B.

    28. eyvon14moutaire 26 stycznia 2014 o 21:23

      Mam pytanie kto dobierał i pisał piosenki do tego Sonic’a ? Teksty tych „utworów” są porażające … całość brzmi nie lepiej niż tandeciarski pop ewentualnie co ambitniejsze disco polo … Osobiście bardzo Mi się podoba jakość tych filmików w Mortal Kombat 😉 boskie … zwłaszcza jak biedną Sonię cisnął w przepaść. A to z Sub-Zero i Scorpio też przemilczę 😀 do tej pory się zastanawiam o co poszło. Czemu w beznadziejnym voice acting’u pominęliście Tenchu ? 🙁 I nie było na filmiku Lorda Lu Bau …

    29. eyvon14moutaire Jak ci bębenki nie poszły 😛 polecam wsłuchania wokalnych tracków Outrun 2006 coast to coast, tam ta sama piosenkarka i tam też szpetnie śpiewa, poza jedną piosenką(Ta mówiąca kim jest dziewczyna naszego kierowcy Ferrari 😀 )

    30. eyvon14moutaire 27 stycznia 2014 o 21:08

      @Altek1600 – no właśnie nie wiem 😀 Gdybym tak wyłączyła myślenie podczas tych piosenek i stłumiła swoje zapędy translatorskie to może bym była w stanie pomyśleć że to coś z jednej z stacji w GTA III 🙂 |Outrun 2006 ? Zapowiada się na „wybitną” produkcję. Co do zeznań na temat kiepskich gier … grałam kiedyś w Gods Krainę Nieskończoności … i nawet Mi się podobało głupie, mało oryginalne i źle zrobione … ale swego czasu lubiłam w to grać. |PS: Nic nie pobije „jojdów” z Ogniem i Mieczem

    31. Jak już przy wyznaniach a jakie gry graliśmy to ja zagrywałem się w Code of Honor Francuska Legia Cudzoziemska. Może nie jest to najgorsza gra, ale dobra też nie jest. Nie przeszkadzało mi to jednak w tym by się w nią zagrywać. Jeszcze kiedyś, ale to dawno było, grałem w jakąś taką sobie ścigałkę z kamerą z lotu ptaka. Potrafiłem przy niej kilka godzin przesiedzieć. To samo gry pokroju Super Taxi Driver i inne „udane” produkcje wyścigowe z Maluch Racerem i jego klonami na czele.

    Skomentuj Zyll Anuluj pisanie odpowiedzi