[Weekend] List miłosny do Chaos Theory

[Weekend] List miłosny do Chaos Theory
Avatar photo
Po ujrzeniu w ciemności charakterystycznych trzech zielonych światełek Snake nie wyściubiłby nosa ze swojego pudła, Agent 47 poza przebraniem musiałby zmienić bieliznę, a Garrett w szaleńczej ucieczce pogubiłby łuk i strzały. Mówcie co chcecie – dla mnie król skradanek jest tylko jeden i na imię mu Sam.

[Jak podpowiada tytuł, poniższy tekst jest bardzo subiektywny. Zatwardziałych fanów MGS-a i Thiefa uprasza się o stosunkowo kulturalne pogróżki w komentarzach.]

Sam Fisher, bo o nim tu oczywiście mowa, od 11 lat gra główną rolę w serii Splinter Cell, która doczekała się w sierpniu siódmej już odsłony. Agent NSA uratował świat dobrych kilka razy, ale mimo przyprószonych siwizną włosów nie można mu odmówić werwy. Ba, nawet więcej! Na starość robi coraz więcej fikołków, akrobacji i masowych egzekucji bronią palną – od wydanego w 2010 roku Conviction trzymanie się cienia to tylko opcja, nie przymus.

Był jednak czas, kiedy otwarcie ognia zwiastowało niechybną śmierć, a znacznie bardziej od pistoletu przydawał się nóż (albo łokieć, w wersji dla pacyfistów). Dlaczego Fisher zdecydował się porzucić cień i w bardziej widowiskowy sposób udaremniać plany złoczyńców? Odpowiedź jest bardzo prosta i brzmi Chaos Theory – taki właśnie podtytuł nosi trzecia odsłona serii z 2005 roku, następca całkiem dobrego, lecz nie rewolucyjnego Pandora Tomorrow. Powiem tyle – Ubisoft musiał popchnąć Splinter Cella w stronę akcji i fajerwerków, bo w gatunku czystej skradanki lepszego tworu niż Teoria Chaosu nie byliby w stanie zrobić. I, według mnie, nikomu się to na razie nie udało.

Zapachniało mieszanką miodu i wazeliny, czas więc najwyższy, by dziwaczny swąd poperfumować porządną dawką argumentów. Przede wszystkim, trzeci występ Sama Fishera to rzecz rewolucyjna pod względem elementów skradankowych. Każde zadanie można wykonać na kilka sposobów w zależności od upodobań gracza. Wyjściem najgodniejszym tajnego agenta byłoby, rzecz jasna, osiągnięcie celu bez pozostawiania jakichkolwiek śladów – i taka właśnie taktyka jest najwyżej punktowana.

Każde zauważenie Fishera, wywołanie alarmu oraz uśmiercenie wroga skutkuje reprymendą od zwierzchnika i obniżeniem wyniku. Żeby nabić sto procent i całkowicie uniknąć wykrycia, trzeba się porządnie napocić, mozolnie planując każdy ruch i uważnie obserwując poczynania strażników. Z kolei niechlujne, pełne wpadek przejście poziomu jest dużo prostsze, ale nie zostaniemy za nie zbyt wysoko ocenieni. Taki system daje frajdę każdemu – perfekcjonista ucieszy się z wywalczonej długą pracą „stówki”, a mniej ambitni gracze nie doświadczą frustracji po wykorzystaniu limitu wywołanych alarmów (obecnego w poprzednich częściach).

Swoboda, na którą postawiło Ubisoft Montreal, objawia się także w genialnie zaprojektowanych poziomach. Twórcy zadbali o to, żeby Sam zawsze miał przed sobą kilka dostępnych dróg, nigdy nie sugerując jednego „prawidłowego” rozwiązania. Dla rury pod sufitem, która pozwoli przemknąć się nad głowami strażników zawsze znajdzie się alternatywa, chociażby w postaci zawieszonej niżej kładki, kanału wentylacyjnego czy wyłącznika światła. Przejście można stworzyć nawet własnymi rękami, na przykład rozcinając nożem prowizoryczne drzwi w napotkanym namiocie – tajny agent musi czasami myśleć niekonwencjonalnie.

Konieczność główkowania przy wyborze najbezpieczniejszej ścieżki i omijaniu wrogich oczu oraz kamer, tworzy całkiem wiarygodną iluzję bycia prawdziwym szpiegiem na arcyważnej dla całego świata misji. Właśnie ta immersja jest kluczem do geniuszu Chaos Theory – żadna inna gra nie potrafi tak silnie przekonywać, że jedno niewłaściwe posunięcie może stać się przyczynkiem międzynarodowego skandalu. Puls skakał mi do dwustu przy zwróceniu na siebie uwagi zbyt głośnymi krokami, pełnym ulgi westchnięciem witałem zaś każdy zacieniony kąt po dłuższym pobycie w niebezpiecznym światle lamp. Wstrzymywanie oddechu, kiedy zaalarmowany najemnik przechodzi kilkanaście centymetrów od kryjówki Fishera, szybko wchodzi w nawyk – nie wyobrażam sobie grania w Chaos Thory ze stoickim spokojem.

Emocjom nietrudno się dziwić, gdyż sygnowana nazwiskiem Toma Clancy’ego fabuła wciąga i pożera. Dzieła świętej pamięci pisarza nie zasługują pewnie na miejsce na półce obok Dostojewskiego czy innego Bułhakowa, ale jednego nie można im odmówić – czytają się same. W intrygi polityczne w książkach Clancy’ego czytelnik wgryza się ze smakiem, kartka za kartką wsiąkając coraz głębiej. Niekoniecznie odkrywcze i nowatorskie, ale bardzo strawne oraz przyjemne – i takie też jest właśnie Chaos Theory.

Gra opowiada o zatarciach na wschodzie pomiędzy Chinami, Japonią, Koreą Południową oraz tą Północną. Są tu wysokiej klasy placówki do zinfiltrowania, dyplomatyczne gierki na światową skalę, potężna broń na miarę XXI wieku i rewolucjonista, który chce ją wykorzystać do zbudowania nowego ładu na Ziemi – słowem, wszystko czego dobry thriller polityczny potrzebuje. Wisienką na torcie fabuły jest sam Fisher, profesjonalista w fachu skrytobójcy, posiadający jednak wystarczająco dużo charakteru, by dało się z nim sympatyzować. Scenarzyści utrzymali idealny balans pomiędzy żarcikami, a powagą – niski głos Michaela Ironside’a (który wcielał się w bohatera do czasu Blacklista) brzmi wyśmienicie zarówno podczas zastraszania przesłuchiwanych przeciwników, jak i przy rzucaniu dowództwu cynicznych, pełnych subtelnego humoru komentarzy.

Sarkazm to rzecz jasna nie jedyna broń Fishera – nóż za jego pasem niemalże dorównuje ostrością dowcipowi. Sam potrafi machać nim z prawdziwą gracją, która zresztą towarzyszy mu we wszystkich czynnościach. Chaos Theory ma najlepszy i najbardziej intuicyjny system sterowania w całej serii, o klasy przeganiający sztywną Pandorę i niezręcznego Double Agenta (w Conviction nie jest dużo lepiej). W niektórych sytuacjach trzeba ogromnej precyzji w poruszaniu się, by pozostać niezauważonym, a trzeci Splinter Cell sumiennie jej dostarcza. Nie można też przyczepić się do grafiki, która osiem lat temu była naprawdę rewolucyjna, a nawet dzisiaj potrafi miejscami zachwycić. Animacje, tekstury i wygląd postaci rzeczywiście zostały nadgryzione zębem czasu, lecz bardzo dobrze zaakcentowana gra światła i cienia nie pozostawia miejsca na marudzenie. Dzięki niej lokacje pokroju wyspy Hokkaido podczas zachodu Słońca czy statku transportowego na deszczowym Pacyfiku zapadają w pamięć. Wyjątkowo wybredni esteci mogą zaś sięgnąć po wersję HD wydaną w 2010 na PS3, w komplecie otrzymując dwie pierwsze, również zremasterowane, odsłony.

Tajny agent nie musi działać w pojedynkę, o czym przekonuje nas genialny tryb kooperacji. Odgrywanie szpiega wespół ze znajomym (siedzącym obok na kanapie lub przy własnym sprzęcie w swoim domu) daje ogromną frajdę, zwłaszcza jeśli macie wystarczająco samozaparcia, by próbować grać bezbłędnie. W siedmiu dedykowanych dla wspólnej rozgrywki misjach pozostawanie niezauważonym wymaga nie tylko dobrej taktyki i wyczucia czasu, ale też idealnego zgrania. Tak więc kiedy jeden ze szpiegów brnie przez korytarz, drugi systematycznie zestrzeliwuje żarówki przed nim – wzajemne osłanianie się to absolutny przymus. Można spędzić długie godziny na dopracowywaniu taktyki, synchronizacji ruchów i realizacji misji idealnej, ale kiedy w końcu się uda, satysfakcja jest nieziemska.

I o to właśnie chodzi w Splinter Cellu – o wyczekiwanie w ciemności na moment, kiedy wróg znajdzie się wystarczająco blisko, by go capnąć, celowanie z ukrycia w głowę strażnika, który niebezpiecznie blisko podszedł i dezorientowanie oponentów dobrze zaplanowanymi manewrami. Rozgrywka w oczach obserwatora może wydawać się mało dynamiczna i powolna, ale gdy trzyma się pada w rękach, każdą sekundę wypełnia napięcie i skupienie. Sorry Blacklist, sorry Conviction – może i szybkie egzekucje wyglądają fajnie, ale podczas ich wykonywania mój oddech jest spokojny, a puls równomierny. Wolę zostać w cieniu.

42 odpowiedzi do “[Weekend] List miłosny do Chaos Theory”

  1. Po ujrzeniu w ciemności charakterystycznych trzech zielonych światełek Snake nie wyściubiłby nosa ze swojego pudła, Agent 47 poza przebraniem musiałby zmienić bieliznę, a Garrett w szaleńczej ucieczce pogubiłby łuk i strzały. Mówcie co chcecie – dla mnie król skradanek jest tylko jeden i na imię mu Sam.

  2. Blacklist na wysokim poziomie trudności jest bardzo blisko poprzednika, polecam zagrać. Szkoda tylko że Sam tak szybko się skrada. Chaos Theory ofc najlepszy ^^

  3. HT dzisiaj to archaizm i staristwo. Sorry ale takie sa fakty. W to moga grac tylko masochisci

  4. Ech, szkoda, że takie skradanki już nie wrócą… :c

  5. Zgadzam się z autorem. Co prawda zarówno Conviction jak i Blacklist bardzo mi się podobały, ale jako gry. Jako rasowy SC już nie bardzo i w tym względzie zdecydowanie góruje Chaos Theory. Gra moim zdaniem fenomenalna, spędziłem przy niej mnóstwo czasu i nadal czasami do niej wracam.

  6. @vezokz – nie wiem, czego chcesz od Hard Trucka. Dobra seria!

  7. chaos theory nawet po tylu latach wyglada [beeep] graficznie no i ten gameplay…mniami

  8. moja najulubieńsza część serii :3 kampania, coop i multi na najwyższym poziomie:3

  9. CT to jedna z najlepszych skradanek w jakie grałem, o ile nie najlepsza. Przeszedłem ją już chyba z 10 razy i jestem pewien, że co najmniej podwoję tą liczbę. Co do nowszych SC, Blacklist jest naprawdę dobrą i solidną grą, w której skradanie znowu ma znaczenie (przynajmniej na wyższych poziomach trudności) , ale brakuje jej tej wspomnianej gładkości ruchów Sama.

  10. Ta gra rozpaliła we mnie miłość do skradanek.

  11. Swoją przygodę ze skradankami zacząłem jeszcze jako młody dzieciak, od MGS-a na pierwszym PSX-ie. Gra przypadła mi do gustu, ale jakiegoś szału nie było. Niestety później nie miałem możliwości zapoznania się w kolejnymi częściami, za to do rąk trafił mi splinter cell-jedynkę i dwójkę przeszedłem z zapartym tchem ale nigdy do nich nie wróciłem. Za to Chaos Theory była w moim odczuciu grą idealną-przeszedłem ją kilka razy a w multi spędziłem około dwóch lat. Ostatnio kupiłem na Xboxa MGS HD Collection i…

  12. niestety się zawiodłem i to na najlepiej ocenianej części serii(3). Niestety Snake’owi brakuje gładkości ruchów Sama, jego sposobów wykorzystania otoczenia i radzenia sobie z wrogami. Dlatego też SC:CT zostaje według mnie najlepszą skradanką wszech czasów. Koniec wywodu 😉

  13. Naaajleeepszaaaa skradaaankaaa eveeeeer! Inne SC są albo słabsze, albo są szajsem! Każdy kto się nie zgadza nie jest k***aaaa takim fanbojeeem jak jaaaaaa!

  14. Thief i tak lepszy.

  15. „która doczekała się w sierpniu siódmej już odsłony” – ConViction piątą częścią, a Blacklist siódmą? Czy ja czegoś nie wiem?

  16. Miło widzieć, że są inni psychopaci/ortodoksy jak ja 😀 Pierwszym Splinter Cellem, w jakiego cagrałem był Pandora Tomorrow, znaleziony pod choinką na PS2 bardzo dawno temu. Słabo pamiętam tę grę, ale trzymała w napięciu i ogólne wspomnienia są na plus. Fascynację skradankami podsycił pierwszy Riddick a Chaos Theory jest jedną z tych platynowo-doskonałych przedstawicielek gatunku.

  17. Chaos Theory. Ta gra, w której gwiżdżesz, czekasz aż strażnik podejdzie dokładnie do miejsca, w którym gwizdnąłeś i go ogłuszasz. Super gra.

  18. Gdyby MGS4 był na PC, to byłby królem skradanek na tę platformę. A że nie jest – Chaos Theory trzyma w łapkach ten zaszczyt.

  19. @ChaosPL Chyba nie masz zielonego pojęcia o czym piszesz. Bo MGS4 jako skradanka był strasznie słaby i piszę to jako fan serii i skradanek w ogóle. Do technicznego aspektu skradania z Chaos Theory mało kto się do tej pory zbliżył.

  20. Seria Splinter Cell to tylko kropla w morzu przykładów na to jak, że w grach rosną wymagania sprzętowe (portfela-konsole) a spada rekomendowany poziom IQ. Objawia się to uproszczaniem rozgrywki, milionami podpowiedzi, czasem nawet brakiem możliwości zdechnięcia. Szczytem są dla mnie „gry” gdzie wystarczy szybko wciskać klawisze żeby wygrać. Aby prościej, byle do końca i leć po następną grę za jedyne 299 DROGI KLIENCIE. A pamiętam jak czasem godzinę albo i dłużej zajmował rozgryzienie zagadki w Soul Reaver..

  21. @ Kimahri – nie wiem czy wiesz ale wyszła też oddzielna wersja splintera na PSP

  22. Dobra gra. Double Agent też bardzo mi się podobał (pomimo bugów), aczkolwiek dla mnie najlepszą skradanką ze wszystkich jest stareńskie Tenchu 2 na Playstation One.

  23. @Misisko – wiem bo grałem ;P 😛 ale, że ciągle mam wrażenie, że to spin-off wydany na siłę (bo kiepski to Splinter, oj kiepski) i nie wiem czy można go zaliczać jako kolejną odsłonę.

  24. @Misisko – wiem, bo grałem 😛 . I jak sam mówisz: „oddzielna”, więc nie wiem czy powinno się to zaliczać jako kolejną odsłonę (a kiepski to spin-off, oj kiepski…)

  25. Aj waj… nie ma to jak mój internet…

  26. Stosunkowo kulturalne pogróżki? Dobry fan MGSa (jakim jestem, całkowicie dla przykładuj, ja) nie będzie tu pisał pogróżek. Po prostu pewnego dnia miniesz jakieś kartonowe pudło, poczujesz pod żebrami nóż i usłyszysz „Hideo Kojima przesyła pozdrowienia”. …W sumie z SC grałem tylko w jedynkę – i było świetnie. Chyba spróbuję tej części.

  27. Osobiście wole Thiefa. nie ma to jak zakraść się pod nosem strażnika do pokoju, okraść strzeżony przez niego obszar, a potem zmyć się nim ktokolwiek ciebie zauważy 🙂 Od SC i MGS odrzuca mnie osobiście osadzenie w czasach nam współczesnych. osobiście wole łuk i strzały od dowolnej supernowoczesnej broni.

  28. BTW, kulturalne pogróżki? Nie ma sensu grozić. Po prostu zacznij bardziej pilnować swoich rzeczy niż dotychczas.

  29. SC daleko do geniuszu jakim jest seria Thief.

  30. Podczas przechodzenia Chaos Theory nie wystrzeliłem żadnego naboju, najwyżej EMP w pistolecie i kamery samoprzylepne, rodzaj wyposażenia to zwiad, żarówki pozostawiałem nietknięte, po otwarciu drzwi zamykałem je, a otwartych nie ruszałem, a włącznika światła użyłem kilka razy głównie by zwrócić uwagę strażników. Inaczej nie potrafię.

  31. Moim zdaniem SC to mimo wszystko jedyna gra z nazwiskiem Tom Clancy’s która ewoluuję bez „większych”. Mam oczywiście na myśli porównanie stopnia zmian jakie zaszły w Rainbow 6 czy Ghost Recon, bo tam pozmieniano prawie wszystko. Vegas i Future Soldier to bezapelacyjnie dobre gry…ale… przede wszystkim liniowe, a taka linia nie pozwala rozwinąć się taktyce na takim poziomie jak w pierwszym GR czy też Rogue Spear, gdzie można było jedną misję przejść na setki sposobów (swoje misje, mody.. eh..szkoda)

  32. Guzik z Ciebie a nie wielki fan, jeśli nie wspominasz o świetnym soundtracku :<

  33. @Engardo – chciałem, ale ten tekst i tak jest już za długi 😉 |@Kimahri – tak, wliczyłem też Essentials na PSP.

  34. Zawsze mówię, że ma takich skradanek ja pierwsze trzy Samy Fishery. Cholera gdzei ja posiałem moją płytkę z SC?

  35. @Rahid: o, to wyjaśnia w czym rzecz.

  36. Antimasterplan 30 listopada 2013 o 20:43

    Splinter Cell…łza się w oku kręci 🙂 grafika, fizyka, skradanie, gadgety i możliwości jakie oferowały w kontekście rozwiązania sytuacji – kamień milowy swojego czasu. Są gry, w które się „tylko” gra, ale są i takie perełki, w które się gra, o których myśli się już nie grając, i o których nigdy się nie zapomni – taką grą jest dla mnie pierwszy Splinter Cell, taką grą jest pierwszy Deus Ex (UNATCO i NYC Streets do dziś mi w głowie grają 😉 , i jeszcze trochę by się znalazło 🙂

  37. Nigdy nie grałem w żadną część, ale Rahid narobił mi chęci i dam Chaos Theory szansę. Dobrze, że była w CDA 09/2012 🙂

  38. Jestem fanem serii MGS ale fakty są takie że Splinter Cell Chaos Theory ma najlepsze mechanizmy skradankowe w ogóle. W MGS skradanie się polega na wyciągnięciu pistoletu na strzałki usypiające i wyeliminowaniu wszystkich strażników. MGS wygrywa jeśli chodzi o fabułę (to jeszcze zależy od odbiorcy) ale Splinter Cell CT królem skradanek jest i już. O Thiefach nie wspominam bo wiadomo że to klasyka i poziom immersji w tych grach wychodzi poza skalę, ale jak na dzisiejsze czasy są zbyt archaiczne.

  39. @Gurthang +1

  40. Dokładnie ta gra nadal cieszy i zmusza do strategicznego myślenia, nawet po kilku latach potrafię ukończyć misję bez żadnego ogłuszenia lub zabicia przeciwnika. Król jest tylko jeden i wyjątkowy a ma na imię Sam. Zgadza się. „Jestem za że aż za i całym sobą za” Niech żyje Król wszystkich minionych, obecnych i przyszłych gier akcji i skradania.

  41. Po przykrym epizodzie z Double Agent postanowiłem uznać, że seria skończyła się wraz z Chaos Theory. Tak było najłatwiej…

  42. Do 3 części to Bardzo dobra gra nie jestem jakimś zagorzałym fanem serii ale zgadzam się z większością innych tutaj forumowiczów

Skomentuj wargens616 Anuluj pisanie odpowiedzi