[Weekend] Wasze i nasze najgorsze wspomnienia mijającej generacji

[Weekend] Wasze i nasze najgorsze wspomnienia mijającej generacji
Avatar photo
Najgorsze w życiu są momenty, kiedy rozrywka irytuje. Na pewno to znacie - opowiedzcie, czym drażniła was mijająca generacja konsol. Nie pozostajemy dłużni i też się wyżywamy.

Adzior: Mocno zapadła mi w pamięć debata o grach używanych. W sprawie, którą rozumie się naturalnie (sprzedaję to, co mam w rękach, kiedy chcę) razem z obrotem dużymi pieniędzmi pojawiły się głosy sprzeciwu. Do tego dezorientacja w stylu przemianowania klientów na subskrybentów na Steamie, powszechny flame war pełen niepotrzebnych określeń, a w centrum gracze. Ci, którzy w chaosie nie wiedzieli już, czy są łowcami okazji, czy złodziejami. Smutne i – niestety – ciągle żywe, bo na odchodzącej generacji temat się nie zamknie.

Piotrek66: Mnie jednak w pamięci utkwiła ubiegłoroczna “afera” z zakończeniem Mass Effecta 3. Większość domagała się od BioWare’u zmiany ostatnich scen gry. Choć z perspektywy czasu poniekąd rozumiem ich argumentację, nadal się z nimi nie zgadzam – nie można wymagać od developerów zmiany swojej wizji. Z drugiej strony – tamta sytuacja pokazała, że gracze potrafią zebrać się w “kupie” i nie są tylko biernymi odbiorcami.

Cross: Dla mnie największym problemem tej generacji – co wpisuje się też w te wspomniane powyżej – był brak zrozumienia ludzi „u góry” dla zwykłych graczy. Jestem świeżo po lekturze wywiadu z czołowym projektantem Diablo III: Reapers of Souls, który spytany „dlaczego nadal nie dacie nam trybu offline, skoro daliście go konsolowcom” odpowiedział, że „nie taką grę zrobili”, zasugerował, że ludzie byli „wściekli na podział między trybem offline i online w Diablo II”, i zakończył wywiad stwierdzeniem, że jeśli ktoś „nie ma dostępu do internetu, Diablo III nie jest grą dla niego”. Hitman, Tomb Raider czy Sim City skonały w oczach wielu przez zmiany, które gusta starych fanów poświęcały na rzecz prób trafienia do szerszego grona odbiorców.

Tony Hawk, Guitar Hero, Rock Band i inne „rokroczne” marki szybko zużywały się przez przesycenie rynku. Japończycy zagubili się z nowymi częściami Ninja Gaiden, Silent Hill, Ace Combat czy Front Mission – ich najpopularniejsze serie traciły pazur przez celowanie w abstrakcyjne „zachodnie gusta”… Lista ofiar, jakie pochłonęła ta generacja potrafi przyprawić kogoś pamiętającego czasy PS1/PS2 o depresję. A to panowie od wykresów przecenili popyt, a to jakimś twórcom wymarzył się nowy CoD (przy czym zupełnie zignorowali, że ich fani nie są tymi samymi ludźmi co fani Call of Duty, którzy z kolei grają głównie… w Call of Duty). Mało kto w tej branży potrafi słuchać, co fani mają do powiedzenia i wyciągać z tego konkretne wnioski. Rozmiar rynku używek ma swoje przyczyny, tak, jak i narzekanie na fabułę Mass Effecta 3.

Pita: Poza przytakiwaniem Crossowi – bólem dla mnie jest wciąż patchowanie gier na PlayStation 3. Czasami mija 30 minut zanim pogram. PSN nie działa poprawnie, jest upierdliwy, ma tysiące wad, ale patche przed grami potrafią doprowadzić do przedwczesnej starości.

Nawiązując już do firm o których wyżej było mało – kondycja Square-Enix. Firma miała wciąż złotych projektantów (Matsuno!), a nie potrafiła ich wykorzystać i pogrzebała częściowo potencjał Final Fantasy, Dragon Questa czy Tactics Ogre na własne życzenie. I gwałt na Parasite Eve…

W efekcie szybko doszło do stygmatyzacji japońskich gier i obrzydliwie uogólniono, że nie ma stamtąd już dobrych tytułów (co bawi przy ogromnym celebrowaniu gier From Software). Zresztą podobnie wypadł Capcom, SEGA, czy Konami – z jednej strony wciąż miały ciekawe gry, z drugiej nie potrafiły albo słuchać fanów, albo sprzedawać tych tytułów, które się udały.

Spikain: Co do japońskich firm – z mijającej generacji najgorzej wspominam stosunek Nintendo do Polski. Zmarnowane zostało kilka okazji wejścia z hukiem na nasz rynek. Nie wykorzystano charyzmy polskiego przedstawicielstwa, z którym nieliczni fani Nintendo w kraju wiązali wielkie nadzieje. Zamiast tego związano mu ręce, kompletnie o Polsce zapominając. Nie wykorzystano nostalgii potencjalnych klientów do marek takich jak Game Boy czy nawet Pegasus. Moment wydawał się idealny – ludzie, którzy wychowali się na tych urządzeniach, zaczęli przecież zarabiać pieniądze i czuć sentyment. W efekcie, podczas gdy cały świat zagrywa się na konsolach Nintendo, w Polsce synonimem sterowania ruchowego są Move i Kinect, a od Wii i DS-a większą popularnością cieszy się 32-bitowy sprzęt firmy Manta. A początek kolejnej generacji nie zapowiada wielkich zmian – od prawie roku Nintendo Polska nie istnieje nawet umownie, premiery Wii U w naszym kraju nie było, a 3DS-a kupują głównie ludzie, którzy zachwycili się DS-em.

Berlin: Ja znów zgodzę się z Crossem i typuję “niezrozumienie potrzeb graczy” na jedno z najgorszych wspomnień, które mi zostaną po tej generacji. Sam kilka razy w tym niezrozumieniu uczestniczyłem (po stronie mediów), ale zdążyłem na czas otrzeźwieć – wystarczyło obejrzeć “Star Trek” Abramsa, żeby zrozumieć, dlaczego fani tak bardzo sapią na reboot DmC (który okazał się wcale nie rebootem, ale po prostu spin-offem), wystarczyło chwilę się zastanowić, żeby zobaczyć, dlaczego nagonka na używki, to tylko jakieś smuty wydawców, którzy szukają kozła ofiarnego. Dojenie marek, wyciskanie ostatniego grosza z serii, z których więcej wycisnąć się nie da, chore i absurdalne DLC – korpoświat zagarniający swoimi łapami coraz więcej naszej branży był strrrrrraszny. I wcale nie zapowiada się na to, żeby po premierze PS4 i XBO było chociaż trochę lepiej. Z otworzeniem konsol na gry F2P i tym podobne – strzelam raczej, że będzie jeszcze gorzej.

Adzior: Dobrze, że zahaczyłeś o korpoświat, bo tutaj dochodzi jeszcze jedna rzecz. Wiele elementów gier się rozwinęło – czy technologicznie, czy ogólnie objętościowo – ale zarządzanie projektami stało w miejscu i mieliśmy “5 milionów egzemplarzy, porażka”. Może to moja cebula w skarpecie się odzywa, czy coś… ale to było dla mnie zawsze coś niewyobrażalnego. Góry kasy, których nie umiem sobie nawet zwizualizować, wywalane – jak się okazuje – w błoto, bo jeśli trzeba wyrzucić 50 baniek, żeby zarobić 50 dolców, to już lepiej przemycić fajki z Ukrainy. Szkody jakby mniejsze, humory lepsze…

Berlin: I nawet nie chcę wspominać o tym genialnym sposobie zarządzania, który pozwolił komuś rzeczywiście myśleć, że lepiej zamordować wszystko, co fani kochali w marce (Dead Space), by miała szanse spodobać się szerszemu gronu odbiorców – ludzi, którzy nie istnieją. Chore pomysły (skoro wszyscy kupują Call of Duty, to znaczy, że trzeba produkować FPS-y hurtem!), ujednolicenie całej branży… Jezu, naprawdę można tak bez końca. I to jest strasznie smutne.

P66: Narzekanie Pity na patchowanie to ekka przesada – problem ten dotyka każdej platformy i jest to znak czasów, do którego się przyzwyczaiłem. Staram się też zrozumieć wydawców, którzy są po prostu po to, by zarobić kasę i szukają nowych sposobów na sprzedanie towaru szerszemu gronu odbiorców. A że robią to nieumiejętnie, to już inna kwestia. Zamiast ujednolicać produkty (tworząc kalki CoD-a), powinni starać sie wyeksponować najlepsze zalety danej gry i dostosowywać je – z głową – tak, by zainteresowały sobą “świeżaków”.

Spikain: Samo patchowanie nie jest może aż tak upierdliwe, ale pokazuje smutną tendencję do wydawania produktów niedokończonych. Tendencję, która – zgodnie z tematem dyskusji – zaczęła się w tej generacji. Teoretycznie daje to możliwość poprawienia bugów, co wcześniej było utrudnione, jednak mam wrażenie, że bardziej na tym cierpimy, niż zyskujemy. Z drugiej strony – na konsolach szóstej generacji takie Aliens: Colonial Marines na zawsze pozostałoby niegrywalnym gniotem. A ponoć od premiery wiele naprawiono.

Pita: Z patchowaniem miałem głównie na myśli fakt, że na maszynce Sony nie mamy go w tle gry – tylko przed nią. Ale a propos CoD-ów i uśmiercania sobie serii to kolejnym bólem jest… zabijanie serii na tej generacji.

Duże wersje Front Mission, Castlevania, DmC to były już inne gry. Stacjonarne Legacy of Kain, Final Fantasy Tactics, Onimusha, TimeSplitters w ogóle się nie pojawiły (a przecież to duże tytuły!). Oczywiście, tak było z niektórymi tytułami co generację, ale mimo podejścia “że teraz jest lepiej” pojawiły się luki na rynku, a niektóre gatunki musiały uciec w indie lub na handheldy.

Fish narzekał, że mamy teraz głównie War Porn. To trochę przesada, ale jak juz wyżej pisaliście za dużo było dostosowywania się pod ludzi kupujących CoD-y, którzy po prostu chcą dalej kupować CoD-y. Wolałbym jednak RE6 w stylu RE4.

I jeszcze zlewanie się rynku konsol i pecetów w jedno. Za dużo multiplatform i gier, które ze względu na wysoki budżet były dla każdego. Zbyt wiele kompromisów w sterowaniu, prowadzeniu akcji, projektowaniu świata pomiędzy platformami. Zawsze lubiłem gry typowo konsolowe lub typowo pecetowe, a naprawdę niewiele gier multiplatformowych dzisiaj cieszy mnie tak, jak te sprzed lat.

Spikain: O, przepraszam bardzo – Final Fantasy Tactics pojawiło się na DS-ie w postaci jednej z najlepszych produkcji na tę platformę. No i było jeszcze War of the Lions, rehash pierwszej części na PSP… Podobnie zresztą z Castlevanią, której DS-owe odsłony cieszą się uznaniem fanów starych, klasycznych części. Co do war porn – zgadzam się w całej rozciągłości.

Adzior: Dobrze, że wyciągnęliście Aliensów, war porn i resztę, bo trochę słabych tytułów też zdarzyło się ograć przez te lata. Najgorzej wspominam Call of Juarez: The Cartel i The World Ends With You na DS-a. Pierwsza zabugowana, liniowa w zły sposób i odbierająca frajdę chochlami. Druga z pomylonym gameplayem, w którym muszę gapić się jednocześnie na dwa ekrany i z taką samą intensywnością je kontrolować mimo różnego sterowania. No i ten diabelny Deadpool. Miał zabawnie komentować głupotę mechanizmów, które są proste ale ciągle bawią, jednak sam źle ich użył, więc wtręty tylko dodatkowo wyolbrzymiły porażkę. Wasze podium straceńców?

P66: Ostatnio miałem (nie)przyjemność zaliczyć nowego Batmana, który śmiało – podobnie jak Aliensi – uznaję za symbol tego, co w tej generacji najgorsze. Metoda kopiuj-wklej i ciągłe deja vu, zero zmian w rozgrywce, a zwłaszcza cholerne błędy. W swojej growej karierze nie napotkałem jeszcze tak zabugowanej produkcji. Dobrze, że była w miarę krótka… Zdecydowanie jedno z największych moich rozczarowań.

Na drugim miejscu “podium” umieściłbym Dragon Age’a II. Do systemu walki nic nie mam, ale już do fabuły (niewielka skala działań) oraz małych lokacji – owszem. A do tego powtarzalnych.

Na trzecim miejscu… stawiam Need for Speeda. A konkretniej to, co z tą serią zrobiono od czasów nowego Hot Pursuit. Rozumiem, że komuś może podobać się taka formuła zabawy, ale nie przekonuje mnie jeżdżenie bez celu i kręcenie wyników dla kręcenia. Kiedyś zagrywałem się w “enefesy”, bo miałem postawiony konkretny cel. Fabułę, która choć szczątkowa, to zachęcała do do dalszej zabawy. Nie interesuje mnie jazda po całym mieście, by pobić rekord ulicy albo by zamigać światłami wyzywając anonimowego gracza siedzącego przed komputerem/konsolą po drugiej stronie globu.

Cross: Mocno zawiodło mnie w tej generacji wiele produkcji z etykietką „indie” – w czym na pewno nie pomagała krytyka. Patrząc na średnie na metacritic.com, mogłoby się wydawać, że niezależni to najlepsze, co nam się przytrafiło od czasów krojonego chleba. Niestety, wielu twórców wciąż albo jest wyraźnie ograniczonych budżetem, albo przez brak doświadczenia ma problemy z projektowaniem takich gier, które po oszołomieniu nowością potrafiły przytrzymać mnie na dłużej. Czołowy przykład – Limbo, przez parę minut czarujące estetyką, a pod względem mechaniki żenujące. Brak jakiejkolwiek interesującej interakcji w Dear Esther przyczynił się do tego, że szybko porzuciłem grę. Z Gone Home było co prawda nieco lepiej, ale nie miało mi nic do zaoferowania poza paroma rzewnymi momentami i sympatyczną muzyką. A propos muzyki – Superbrothers przyciągnęło mnie nią i niczym więcej – pozytywnie oceniam je jako teledysk, znacznie gorzej jako grę. Pierwsza połowa Feza była na swój sposób uroczym, ale koszmarnie standardowym platformerem, Bastion nijak miał się do serii Ys… i tak dalej.

Niezależni często skupiają się na jednym, mocno ograniczonym celu – łatwo go osiągają, wszędzie sypią się oceny rzędu 80 do 100%. Ja jednak czuję, że za często oceniamy wysoko gry za to, że zrobiły to, co zamierzały, a zapominamy, że gra tym bardziej i dłużej bawi, im śmielsze były ambicje, które spełniła (nadal zachwycam się, że Deus Ex to 2001 rok!). Tyczy się to też największych produkcji, ale szczególnie bardzo odnosi się do indyków

Spikain: Chyba podchodzę do gier ze zbyt wielkim stoicyzmem, bo bardzo rzadko wyprowadzają mnie z równowagi czy nawet rozczarowują. A jeżeli już się to zdarza, zazwyczaj nie jestem w stanie zmusić się do dalszego katowania się i po prostu wyłączam gniota. Dlatego nie wymienię konkretnych tytułów.

Pita: Trzy trendy/gry, które mnie zawiodły – przesadna filmowość w grach i warporn. Dwa – za duże ustawianie branży na zasadzie “my vs Wy” co było widać szczególnie przy “Japonia vs reszta świata” i trzy – postawy korporacji, które w nosie miały fanów.

Przeniosło się to na takie rozczarowania jak DmC, Uncharted (ekipa od Jaka i scenarzystka Legacy of Kain dają nam TO?!), część gier indie, sporo tytułów AAA… ale w zasadzie unikałem gier, które mnie denerwowały. Rynek jest na tyle bogaty i ciekawy, a dostęp do dobrych gier – nowych i starych – na tyle łatwy, że stosunkowo lekko można sobie zaoszczędzić stresów..

Berlin: Zawiodły mnie, jak Crossa, indyki trochę. Spodziewałem się, że przez te parę lat będę w stanie powiedzieć, że jakieś granice, nowe szlaki, przetarło coś więcej niż Flower, Journey (jedna firma), Dear Esther (bardzo nieudolnie naśladowane przez tysiąc innych) i cała reszta tej wymienianej jednym tchem kolejki. Zawiodło mnie to, że Steam zaczął wpuszczać do siebie wszystko, jak leci — robi się z tego drugi AppStore/Google Play i wygrzebanie naprawdę dobrej, intrygującej gry niezależnej z tych klonów TegoCoAkuratModne bywa problematyczne.

Adzior: I tego wszystkiego na nowych konsolach – chórkiem! – NIE CHCEMY.


58 odpowiedzi do “[Weekend] Wasze i nasze najgorsze wspomnienia mijającej generacji”

  1. Największymi bolączkami mijającej generacji są nie konkretne tytuły, a raczej pewne paskudne tendencje na rynku, takie jak brak inwencji przy produkowaniu gier i idąca za nim powtarzalność, a także pojawienie się DLC których ceny łagodnie ujmując nie są adekwatne do zawartości. Bardzo irytuje mnie również jakość portów na PC – robione na szybko, napakowane błędami i tragicznie przetłumaczone (pisząc to myślę o świetnym Dark Souls, które wręcz zbezczeszczono).

  2. Pewnie, że wszędobylskie DLC oferujące jakieś małe niepotrzebne przedmioty albo jakieś durne wspomagacze.. Producenci zaczęli myśleć tylko o kasie. Niestety, kolejny ten sam AC, ten sam CoD, trzydziesty dodatek do Simsów lub Fifa dodająca jedynie menu (no ok jeszcze ulepszyli grafikę dodając trzech kibiców więcej na stadionie i dorabiając sznurówki, których nie da się zauważyć). Polityka Micro$oft .. Sony niestety idzie w ich ślady :/ Teraz w 8G okaże się, że dema będą płatne, a w grach trzeba będzie dokupy

  3. c.d – dokupywać fabułę, HUD, a w końcu menu będzie dodawane jako DLC. Wszystko się okaże. MS kombinuje nieźle, wraz z Sony mają brudne łapy. I tak pewnie zostanę przy Pleju. Mam szacunek do tej firmy od małego szkraba. Oprócz PSP mam wszystkie konsole. Tyle że to papranie się w bagno jakie Sony robi poprzez dodanie systemu kasa za multiplayer zaburzyło moje zaufanie do japońskiej potęgi. A szkoda. |PS. Najgorsza gra wg. mnie to GTA IV oceniane wszędzie na 10/10 u mnie po prostu nie przeszło. Dobranoc

  4. Oczywiście trzeba od korporacji oczekiwać, że będzie chciała osiągnąć zysk – i nie ma w tym nic złego. Tylko dlaczego, jeśli mnóstwo osób chce kupić grę taką a taką (a więc przynieść zysk) to developerzy i tak wolą wprowadzić denerwujące mechanizmy, które niekoniecznie przyniosą pieniądze.

  5. Moje najgorsze wspomnienie to hejt na starą generacje z powodu wyjścia nowej generacji.

  6. W sumie było kilka złych wspomnień z tą generacją . Pierwsze to hejtowanie starego PS2 i inne konsole , które wg. mnie wciąż jest dobre i mogły by na nią wychodzić jeszcze jakieś gry ( oczywiście miały by słabą grafę jak na dzisiejsze standardy ).Niestety świetne klasyki z tamtego okresu już nie wrócą . Drugą przykrym przeżyciem było wyjście Urisinga 44 ( nie będę nawet tego komentował ).Trzecią i ostatnim przeżyciem było , jest i będzie wychodzenie słabego lub przeciętnego CoD’a,który skończył się na MW2 .

  7. Nie wiem czy możemy to zaliczyć do „mijającej generacji”, bo pewnie zjawisko przeciągnie się na nadchodzącą. Strasznie irytuje mnie zamknięcie community graczy na nowinki, innowacje i wszelkiego rodzaju kategoryczne ZMIANY. Jednym z flagowych tego typu przykładów jest nowe DmC, które mimo tego, że jest świetną grą (na prawdę świetną) dostaje po twarzy za to, że nie jest starym DMC. I to dostaje po twarzy hard. Niezasłużenie. I to nie jedyny przypadek kiedy gracze jęczą z powodu ZMIAN w ich ukochanych serii.

  8. Cieszę się, że podczas ósmej generacji rynek się zawali. Koszta produkcji skoczą tak mocno, że będzie coraz więcej „5 milionów = klapa”. Większość wydawców upadnie. Zostaną tylko ci, którzy potrafią umiejętnie zarządzać budżetem oraz indie. I branża będzie wyglądać piękniej.

Skomentuj Tymon Anuluj pisanie odpowiedzi