[Weekend z Dark Souls 2: SotFS] To może trochę multi, hm?
Multiplayer w Dark Souls 2, bo w „dwójce” najłatwiej się do kogoś dobić, a i przy premierze SotFS serwery znowu będą pełne, opiera się na dwóch rodzajach zabawy: pomaganiu i przeszkadzaniu.
Rezygnując z nawiedzeń i inwazji, czyli tej pozornie „,mniej przyjemnej” części zabawy sieciowej, rezygnuje się też z czegoś przepięknego – przyjemności, jaką daje „radosna kooperacja” (cytat z największego sunbro pod słońcem!). Dajcie szansę jednemu i drugiemu, naprawdę. Chociażby dlatego, że kiedy przestaniecie polegać na innych, tylko sami zaczniecie pomagać, reakcje graczy z drugiego końca świata mogą być powalające.
Kiedy pomagasz komuś ubić bossa, z którym męczy się od wielu godzin – prawdopodobnie, jeżeli wygracie, padnie przed tobą na kolana. Jeżeli dołączysz do specjalnego przymierza i twój znak będzie świecił się na żółto, będziesz witany najczęściej charakterystycznym gestem unoszenia rąk oznaczającym „chwała słońcu”. Raz pomogłem magowi zabić któregoś bossa i podziękował mi robiąc świetny pokaz magicznych fajerwerków (odpalił wszystkie najładniejsze czary, jakie miał, chociaż nie było już z kim walczyć). Kooperacja w Soulsach jest czymś cudowym.
Ale podobnie jest z nawiedzeniami. Czasami ktoś może wskoczyć do gry gracza, któremu akurat pomagasz – będziecie mogli atakować nawiedzającego razem, albo możesz honorowo stanąć do walki sam próbując uratować twojego hosta. Czasami to ty będziesz sam, ostatkiem sił będziesz biec do ogniska żeby wydać uzbierane dusze, a nagle ktoś postanowi na ciebie zapolować. Gwarantuję, że będziesz wtedy walczyć najlepiej, jak tylko umiesz, a emocje – jeżeli wygrasz – będą nie do porównania z niczym innym, z czym w grach miałeś do czynienia.
Później może się też okazać, że sam nawiedzisz jakiegoś biedaka i zrozumiesz, dlaczego to nawiedzanie jest takie przyjemne.
Rezygnując z multi rezygnujesz też z czegoś bardzo, bardzo ważnego – jednej z rzeczy, które sprawiły, że seria zyskała tylu fanów. Chodzi o coś, czego wiekszość ludzi, myśląc o Soulsach, się po prostu nie spodziewa: poczucie humoru.
Bo widzicie – nie wszyscy nawiedzacze będą straszni…
A nawet jak będą, to jest miliard sposobów, żeby sobie z nimi poradzić…
Polecam więc nie bać się, nie marudzić, zacisnąć zęby i po prostu wskakiwać do multi. Bo warto!
[Na następnej stronie: radosna kooperacja w pełnym słońcu]
Multi w Dark Souls 2 ma swoje problemy i problemiki, ale z każdym kolejnym patchem robi się coraz lepsze. Scholar wprowadza też parę potencjalnie fajnych zmian, które mogą się bardzo przydać w dostosowywaniu rozgrywki do swoich potrzeb i preferencji… ale po kolei. (Jeżeli jakaś nazwa nie będzie się zgadzała z polską wersją, to przepraszam – nie gram w te gry po polsku i mogłem coś pomylić).
Biały Steatytowy Rysik (white sign soapstone) dostaniecie dosyć wcześnie w grze – jest to najbardziej podstawowe narzędzie wykorzystywane w multi. Pozwala zostawić swój znak na ziemi: ktoś w innym świecie może go wtedy zobaczyć i przyzwać was do siebie. Wtedy pomożecie mu na przykład z bossem, z którym nie mógł sobie poradzić. Starajcie się zostawiać je w intuicyjnych miejscach i nie bądźcie tym buractwem, które zostawia znaki żeby zobaczyć sobie jak boss wygląda, a nie pomóc. Pamiętajcie, że przyzwać pomoc można tylko, kiedy jest się człowiekiem – a to wymaga poświęcenia przedmiotu (kukły), o które na początku może być ciężko.
Jeżeli uda wam się pomóc komuś w zabiciu bossa – odnowią wam się wszystkie przedmioty pokroju leczących, ograniczonych Estusów, a także naprawi wam się ekwipunek. Jeżeli nie dacie rady – nic się nie zmieni, a rzeczy wykorzystane w świecie, do którego się przenieśliście nie zostaną odnowione.
Multiplayer daje też bardzo dużo dusz, czyli pieniędzy. W podstawowej wersji gry wiązało się z to problemem: im więcej pomagaliście, tym większy był wasz SOUL LEVEL, czyli suma zebranych w ciągu całej gry dusz. Właśnie na podstawie tej liczby kalkulowani są wasi towarzysze i przeciwnicy – jeżeli będziecie mieli tych dusz zbyt wiele, czyli np. będziecie pomagać ludziom przez 5 godzin na jednym bossie, może okazać się, że nie jesteście w stanie pomagać dalej. Po prostu gra automatycznie uzna was za „zbyt dobrych”, by siedzieć w jednym miejscu.
Scholar of the First Sin, czyli też darmowy patch, który dostaliśmy, NARESZCIE to zmienia wprowadzając do gry przedmiot Pierścień Agape – to coś, co pochłania wszystkie dusze, które otrzymuje się za działalność w multiplayerze. Czyli pomagać można do woli! Innym przyjemnym dodatkiem jest też to, że przy ogniskach widać teraz – dzięki pomarańczowej ramce – lokacje, w których prawdopodobnie będziemy mieli największe szanse połączyć się z innymi graczami. Jeszcze lepiej – od teraz gracze na NG+ i NG++ mogą łączyć się z tymi, którzy przechodzą grę po raz pierwszy!
TUTAJ znajdziecie bardzo dobry kalkulator dusz.
Miejmy też nadzieję, że Scholar zlikwiduje trochę lagów…
[Na następnej stronie: jak spuścić komuś manto albo dostać po łbie]
Jeżeli jednak chcecie się z kimś bić, to opcji jest kilka. Nie mam jednak zamiaru spoilować wam późnej części gry, dlatego ograniczę się do podstaw…
Przede wszystkim: musicie znaleźć sobie Pękniętą Kulę Czerwonego Oka albo Czerwony Steatytowy Rysik. Pierwszy z tych przedmiotów sprawia, że gra spróbuje wam znaleźć przeciwnika do sparingu w waszym najbliższym otoczeniu. Drugi zostawia na ziemi czerwony znaczek – jeżeli ktoś będzie chciał się z wami bić, to przyzwie was do swojego świata. Jeżeli zobaczycie kilka takich znaczków na ziemi, to trafiliście prawdopodobnie na miejsce, gdzie organizowane są „fight cluby”, czyli miejsca, w których gracze umawiają się na bijatyki. Np. most u Żelaznego Króla to popularna miejscówka tego typu.
Wtedy z Soulsów robi się porządny esport!
Nie musicie jednak bawić się na ślepo – w Dark Souls 2 są też przymierza, które zabawę w multi znacznie rozbudowują. Jednym z pierwszych, do którego możecie dołączyć jest Droga Błękitu: wystarczy, że w pierwszym mieście pogadacie z bardzo smutnym gościem siedzącym pod pomnikiem na wzniesieniu.
To dość ciekawe przymierze – sprawia, że jeżeli komuś zachce się nawiedzić twój świat, to może czekać go przykra niespodzianka. Gra po prostu automatycznie zacznie wyszukiwać kogoś, kto należy do przymierza Błękitnych Strażników (i nosi specjalny pierścień), by przyzwać go jako twojego pomocnika. Znaczy to tyle, że już od samego początku gry możesz być pilnowany przez kogoś, kto jest od ciebie silniejszy – a potem ty możesz pilnować tych, którzy byli na początku tacy jak ty.
Może uratuje cię to przed takimi cudownymi rzeczami 😀
Trochę później w grze można znaleźć też dosyć ukryte przymierze – jedno z moich ulubionych, czyli Strażników Dzwonu. Opiera się ono na bronieniu pewnego konkretnego terytorium: jeżeli ktoś wejdzie do pewnego miejsca, automatycznie zostaniesz przyzwany do jego świata i musisz spuścić mu manto. Kiedyś, w okolicach premiery dwójki, spędziłem chyba pięć godzin będąc w ten sposób przyzywanym dosłownie co kilka sekund – ledwo kończyłem walkę, a wskakiwałem do następnej.
Bardzo przyjemna jest też zabawa w przymierzu Królewskich Szczurów – Soulsy zmieniają się wtedy trochę w grę marki tower defense, w której twoim zadaniem jest uzbrojenie sobie lochów, do których przeniesiony zostanie inny gracz, jeżeli postawi stopę w złym miejscu. Możesz tworzyć pułapki i „werbować” szczury… a lokacja najczęściej szybciej zabije twojego przeciwnika niż ty sam. Pamiętam, jak pierwszy raz trafiłem do takiego czegoś i koleś po prostu patrzył, jak biją mnie jego podwładni, jak wchodzę na pułapki, i pojawiał się tylko na chwilę żeby rzucić we mnie gunwem. Dosłownie: „ciastem z łajna”, które zatruwa, jak się nim oberwie!
Rozgrywka w multi jest więc czymś cudownym, a potencjał do trollingu ma niewyczerpany – nie uciekajcie od niej, bo tylko psujecie zabawę. Sobie i innym!
No i ten… po prostu tańczcie!

Jakoś tak mi smutno za każdym razem, kiedy ktoś marudzi, że nie ma zamiaru grać w Soulsy, bo ktoś mu do gry wejdzie, albo jak już zagra, to z wyłączonym internetem. Nie o to chodzi w tym wszystkim chodzi, kurde!
„Jakoś tak mi smutno za każdym razem, kiedy ktoś marudzi, że nie ma zamiaru grać w Soulsy, bo ktoś mu do gry wejdzie. Albo jak już zagra, to z wyłączonym internetem. Nie o to w tym wszystkim chodzi, kurde!”|No właśnie, od czego jest tryb offline na Steam? 😉
Multi w Souls jest świetne, ale niestety, nie wszyscy gracze są honorowi. Ostatnio szukałem okazji do pojedynku na wspomnianym moście. Zaatakowałem jakiegoś gościa, staję przed nim, macham ręką na przywitanie, a ten zaczyna mnie bezczelnie atakować! Za grosz honoru. Strasznie się wpieniłem, wpadłem w furię i oczywiście przegrałem. Gdy zaczynałem przygodę z DS2 koło świąt Bożego Narodzenia, to nikt mnie nie atakował, choć zawsze chodziłem jako człowiek. Teraz, po premierze Solara i BB będzie jeszcze gorzej.
I o to chodzi! Przecież na świecie jest wiele różnych ludzi. Jeden jak Solaire, drugi niczym Lautrec, a jeszcze inny tylko się śmieje na wzór Sigmeyera z Catariny ;P.
Dokładnie. Nie zrażam się i pojedynkuje dalej. 🙂
W czasach kiedy ja grałem w ds2 to multi było porażką, jakiś czas temu odpaliłem dalej kicha. Naprawili coś teraz ? Jeżeli serwer ma dalej swoje „widzi mi się” odnośnie ataku i obrony to nie wiem po co jest multi.
I bardzo dobrze, że istnieje tryb offline. W pierwszym DaS, jak chciałem po prostu poodkrywać, grałem w trybie „hollow”. W „dwójce” cały czas ryzykuję najazdem jakiegoś czerwońca, któremu nudzi się na tyle, żeby komuś rujnować grę. Coop od czasu do czasu jest w porządku (ciągle trzymam postać na SL 50 w pierwszym DaS, wyłącznie w tym celu), ale bez inwazji, gra byłaby dużo lepsza. Ale najważniejsze, to dawać wybór, a nie wciskać PvP ludziom niezainteresowanym, jak mi.
@Sabi|Ale to właśnie o to chodzi, żeby wywołać w graczu taką zdrową złość. Do dziś pamiętam jak zostałem zaatakowany w Dzwonnicy, a praktycznie dopiero zaczynałem zabawę z DS2. Walka była zacięta, oczywiście poniosłem klęskę, ale dzięki temu nauczyłem się być przygotowanym na wszystko. Podobnie ma się rzecz z wielokrotnym podchodzeniem do bossów. Wszak zwycięstwo smakuje najlepiej wtedy, kiedy włożyliśmy w nie dużo wysiłku. 😉
Nie wiem co sie spinacie o te inwazje. Jedni chca grac z innymi drudzy nie i koniec tematu. Tak jak sie spiancie bo ludzie graja na „easy” modzie. STFU i grajcie dalej. Ja jak zaczne grac w DS2 to z pewnoscia „wyłącze” inwazje jeśli będą się powtarzać zbyt często. Chce sie cieszyc grą a nie głupimi trollami co przeszli gre 500 razy i lataja wykoksani na maksa. Pierwszego DSa grałem na offlinie jakoś nic mi nieubyło. A jak próbowałem z multi to oczywiscie brali mnie an hita. Dziękuję, pogram offline.
Nie każdy lubi jak ktoś obcy mu się wtrąca do gry. I to tyle. Gdyby dało się to po prostu wyłączyć to problemu by nie było.”Nie o to w tym wszystkim chodzi, kurde!” Nie. Chodzi o to aby się przy grze dobrze bawić, więc jeżeli ktoś gra offline i czerpie radość z gry to w czym problem? Jak napisałem: gdyby to było opcjonalne to problemu by nie było. Bo najważniejsze to mieć wybór.
Berlin! Po tytule artykułu liczyłem na to, że może z tej okazji urządzisz jakieś nagranie z sesji bądź livestream z multi!!!1234 MY WCIĄŻ CHCEMY OGLĄDAĆ JAK BERLIN GRA W DARK SOULS (chcemy?) |Ok już nie spamię.;) Szkoda że Berlin nie może się rozdwoić dla dobra atrakcji. (?)
A ja niestety smucę się bo po około 250h w DS2 miałem max 15 invade’ów… 🙁
Ta, inwazje są cudowne, esencja gry. Szczególnie jak robimy pierwszą postać, grając bez poradników, mamy przeciętny build, słabe itemki i wpadają do nas gracze, którzy biorą nas na jeden cios. Chyba, że to o to chodzi, by podczas pierwszego przejścia zbierać baty i grać zagryzając zęby, drugą postać zrobić pod PvP i samemu jechać początkujących graczy?|Nigdy nie ogarniałem logiki fanatyków PvP w soulsach. Osobiście do PvP wolę inne gry, gdzie walczę z ludźmi na zbliżonym poziomie.
Jestem w ostatnim tierze, mam prawie max level i mi smutno bo nie mogę nawiedzać i być nawiedzany… Ledwo mi przeciwników na arenie wyszukuje… Smutno mi…