2.12.2021, 12:45Lektura na 6 minut

WH40K: Battlesector to najlepsza rzecz od czasów Battlefleet Gothic: Armada 2

Na Imperatora! Ależ mamy ostatnio wysyp gier osadzonych w uniwersum Warhammera 40,000! I choć zdarzają się wśród nich plugawe herezje, to Battlesector zasługuje na imprimatur Inkwizycji.


Dawid „DaeL” Biel

Historia przyspieszyła. Wskrzeszony Prymarcha Roboute Guilliman poprowadził Imperium Człowieka na Krucjatę Indomitus, serię kampanii odwetowych przeciw wrogom ludzkości. Przybycie sił odrodzonego Imperium ocaliło planetę Krwawych Aniołów (jednego z najsłynniejszych zakonów Astartes, nazywanych też kosmicznymi marines) przed całkowitą anihilacją z rąk pożerających wszystko Tyranidów. Ale to nie koniec zmagań.

Gracz przejmie kontrolę nad siłami synów Sanguiniusa w krytycznym momencie. Na księżycu Baal Secundus wciąż czają się potężne i nieprzewidywalne siły Tyranidów. A same Krwawe Anioły muszą przejść proces integracji swych nowych braci – stworzonych przez Belisariusa Cawla tajemniczych i potężnych Primaris. Czy nowi kosmiczni marines będą godni miana Krwawych Aniołów?

Warhammer 40,000: Battlesector

Skąd my to znamy?

Jeśli, drogi czytelniku, w połowie lektury powyższego akapitu linijki tekstu zaczęły się rozmywać, a nazwy własne tańczyły przed oczami jak oszalałe, pragnę cię uspokoić. To nie wpływ piekielnych mocy Chaosu, lecz zwyczajna reakcja człowieka, który bez odpowiedniego przygotowania zostaje wrzucony na głęboką wodę i chłonie skomplikowane uniwersum Warhammera 40,000.

(*) W zeszłym roku wydano dwadzieścia kanonicznych powieści osadzonych w uniwersum Warhammera 40,000.

Ale śpieszę też z radosną nowiną – choć Battlesector jest głęboko zakorzeniony w wydarzeniach opisanych w ostatnich kilkunastu książkach(*) wydanych przez Games Workshop, wiedza na temat tego, co słychać w czterdziestym pierwszym tysiącleciu, nie jest do zabawy konieczna. Ba, nie trzeba sięgać po żadną z setek warhammerowych publikacji. Wystarczy tylko wiedzieć, że Tyranidzi to niewyobrażalne zło, obca rasa pożerająca całe planety. Z kolei Krwawe Anioły to nadludzie chroniący skostniałe, fanatyczne, brutalne i teokratyczne Imperium Człowieka. Czyli też są źli, ale nie tak bardzo.

O ile sama wiedza na temat świata Warhammera 40,000 nie jest do zabawy konieczna, to przyda się doświadczenie z wydanym 12 lat temu Dawn of War II. Paradoksalnie, bo choć gry reprezentują inne gatunki (Battlesector jest strategią turową, DoW II był taktycznym RTS-em), to podobieństw odnajdziemy na tyle dużo, że fani produkcji Relic Entertainment poczują się jak w domu.

Warhammer 40,000: Battlesector

Identyczny jest chociażby sposób przedstawiania fabuły w postaci krótkich rozmów bohaterów przed każdą misją. Zaskakująco zbliżona jest też oprawa graficzna – i nie chodzi mi tu nawet o podobieństwa wynikające z umiejscowienia obu tytułów w świecie WH40K, bo również wygląd lokacji, w których będziemy ładować we wroga kolejnymi pociskami z bolterów, był wyraźnie zainspirowany DoW II. Skojarzenia z grą studia Relic nasunie nam też szerokie użycie jednostek bohaterów, odnajdziemy również pewne analogie w warstwie fabularnej. Trzeba jednak dodać, że historia Krwawych Kruków, jaką opowiedział nam 12 lat temu Relic, jest bardziej porywająca.

Natomiast tym, co odróżnia Battlesector od Dawn of War II, jest oczywiście sposób prowadzenia bitew. W najnowszej grze Black Lab Games (studia odpowiedzialnego np. za Battlestar Galactica: Deadlock) przypadnie nam w udziale sterowanie znacznie pokaźniejszymi siłami, rosnącymi w miarę postępów kampanii, gdy zwiększa się zarówno limit jednostek, jak i liczba „punktów”, które możemy wydawać na coraz bardziej zaawansowany sprzęt. Znajdzie się tu całe spektrum jednostek, od standardowych Primaris, przez różnego rodzaju wyspecjalizowanych i elitarnych marines (jak Kompania Śmierci), aż po sprzęt ciężki z czołgiem Baal Predator na czele. Pod komendę dostaniemy też wojownicze zakonnice z siostrzanej formacji Sióstr Bitwy.

Warhammer 40,000: Battlesector

Adeptus Mechanicus

Jak można się spodziewać, każda jednostka posiada określoną liczbę punktów ruchu, które możemy wydawać dowolnie (w tym na raty), oraz punktów akcji (najczęściej jeden, rzadziej dwa, czasem – gdy wykorzystamy zdolności specjalne – nawet trzy). Te ostatnie determinują liczbę ataków (na odległość lub w zwarciu) tudzież pozwalają wykorzystać specjalne umiejętności (np. rzut granatem).

Jeśli dodamy do tego kwestię trybu straży (pozwalającego strzelać do wroga podczas jego tury) oraz stref ochronnych (sprawiających, że niektóre jednostki potrafią atakować „za darmo” Tyranidów próbujących przemknąć obok nich), wyłoni się obraz całkiem zgrabnego i dobrze zaprojektowanego systemu.


Gra solidna jak pancerz Mark X Tacticus.


W zasadzie jedyną skazą na tym obrazie jest kwestia zasłony. Korzystanie z przeszkód terenowych jest potwornie nieintuicyjne i trudno powiedzieć, kiedy masywny głaz, za którym kryją się nasi dzielni Astartes, naprawdę oferuje zabezpieczenie przed wyziewami z paszcz (i innych otworów) wrogów, a kiedy jest tylko elementem dekoracji.

Swoją drogą, trudno nie zauważyć, że gra zachęca do prowadzenia wojska w sposób agresywny. Oprócz bonusów wynikających z flankowania i szarżowania na wroga w Battlesectorze zaimplementowano jeszcze jeden ciekawy mechanizm – Czerwone Pragnienie. W świecie WH40K Krwawe Anioły są uważane za szlachetnych wojowników, ale prawda jest taka, iż skrywają pewien mroczny sekret. Skazę swego genomu, skutkującą swoistym wampiryzmem.

Warhammer 40,000: Battlesector

W toku bitwy mogą poddać się rodzajowi szału bojowego, który skutkuje wyższymi atrybutami... i pragnieniem chłeptania krwi wrogów. Battlesector czyni z Czerwonego Pragnienia rodzaj zachęty do bardzo ryzykownej gry – jednostki zabijające przeciwników zyskują „pęd”, ten zaś z czasem przekłada się na możliwość wyprowadzania skuteczniejszych ataków lub dostępność dodatkowego punktu akcji. Grając w sposób defensywny, nigdy z tych atrakcji nie skorzystamy. Ale z drugiej strony – nie będziemy też niepotrzebnie narażać naszych dzielnych kosmicznych marines na śmierć z rąk przebrzydłych Tyranidów.


Pocisk rozrywający

Na nasze szczęście Tyranidzi nie są szczególnie inteligentni i często, miast zadać coup de grace mocno sponiewieranej grupie Astartes, zaczynają atakować jednostki w pełni sił. Cóż, ich strata. A gracz, który potrzebuje wyzwania ze strony istot bardziej inteligentnych niż Tyranidzi, zawsze może sięgnąć po kolegów i koleżanki. Battlesector ma bowiem całkiem zgrabny tryb multiplayer, pozwalający sterować nie tylko siłami heroicznych kosmicznych marines, ale również przebrzydłymi stworami z odległej galaktyki.

Warhammer 40,000: Battlesector

Czy to wystarczy do dobrej zabawy? Raczej tak. Wiele bym dał za grę, która pozwalałaby wystawić na polu bitwy również inne armie z uniwersum WH40K – Chaos, Orków, Eldarów, Nekronów, Tau czy Gwardię Imperialną... Nie miałbym też nic przeciwko bardziej angażującej fabularnie kampanii. A jednak Battlesector wciągnął mnie bardziej niż jakakolwiek inna strategia ze świata WH40K od czasów Battlefleet Gothic: Armada 2. I to powinno służyć za najlepszą rekomendację. Jeśli nie możecie żyć bez światła Imperatora, to dzieło Black Lab Games was nie zawiedzie.

Ocena

Ta solidna turowa gra taktyczna, osadzona w uniwersum Warhammera 40,000 i skupiona wokół zmagań Krwawych Aniołów ze złowrogimi Tyranidami, jest znacznie fajniejsza, niż można było się spodziewać. Z pewnością dostałaby błogosławieństwo samego Imperatora.

7
Ocena końcowa

Plusy

  • odgłosy bolterów
  • ładna oprawa graficzna
  • satysfakcjonująca mechanika

Minusy

  • źle rozwiązane zasłony 
  • sztampowa fabuła
  •  tylko jedna armia w kampanii (i druga w multiplayerze)


Redaktor
Dawid „DaeL” Biel

Wiceprezes Stowarzyszenia Solipsystów Polskich. Zrzęda i maruda. Fan Formuły 1, wielkich strategii Paradoksu i klasycznych FPS-ów. Komputerowiec. Uważa, że postęp technologiczny mógł spokojnie zatrzymać się po stworzeniu Amigi 1200 i nikomu by się z tego powodu krzywda nie stała. Zna łacinę, ale jej nie używa, bo zawsze kończy się to przypadkowym przyzwaniem demonów. Dużo czyta, ale zazwyczaj podczas czytania odpływa w sen na jawie i gubi wątek książki. Uwielbia Kubricka, Lyncha, Lovecrafta, Houellebecqa i Junji Ito. Przeciwnik istnienia deadline'ów na nadsyłanie tekstów. Na stałe w CD-Action od 2018 roku. Kiedyś tę notkę rozszerzy, na razie pisze pod presją Barnaby.

Profil
Wpisów77

Obserwujących16

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze