3
19.03.2024, 14:00Lektura na 7 minut

Alone in the Dark – recenzja. Udany powrót trapiony przez bugi

Edward Carnby znów wyłonił się na horyzoncie wirtualnych horrorów. Na szczęście twórcy stojący za tym powrotem mieli dobry pomysł na nową wersję Alone in the Dark i nie będziemy od razu uciekać przed nią z krzykiem. Czasem co najwyżej zaklniemy przy kolejnym bugu…


Jakub „rajmund” Gańko

Wydana w 1992 roku pierwsza część Alone in the Dark ustaliła wiele podstawowych zasad całego gatunku survival horrorów. Niestety ani jej kontynuacje, ani późniejsze rebooty nie odegrały już w nim większej roli. Najnowsza gra przygotowana przez Pieces Interactive też żadnej rewolucji nie wprowadzi, ale to najsolidniejsza odsłona serii przynajmniej od czasu The New Nightmare z 2001. Co wcale nie było takie oczywiste, biorąc pod uwagę nie tylko nieszczęśliwą przeszłość całej marki, lecz także dotychczasowe doświadczenie studia, które zamiast horrorów tworzyło dodatki do Titan Questa czy sequel Magicki…


Zagraj to jeszcze raz, Ed

Choć dzieło Pieces Interactive nazywano często w zapowiedziach remakiem, ostatecznie bliżej mu jednak do rebootu. Szwedzi zaczerpnęli z pierwowzoru głównych bohaterów, punkt wyjścia fabuły, posiadłość Derceto… i w zasadzie niewiele więcej. Nie zdecydowali się na odtwarzanie znanych sprzed lat zagadek czy układu pomieszczeń, a i sama historia obiera kierunek, który nawet nie śnił się Francuzom z Infogrames. Można więc spokojnie uznać tegoroczne Alone in the Dark za zupełnie nową grę na motywach kultowego tytułu uważanego za ojca trójwymiarowych survival horrorów.

Alone in the Dark
Alone in the Dark

Podczas gdy w pierwowzorze Emily Hartwood wyrusza do posiadłości Derceto wraz z wynajętym detektywem, Edwardem Carnbym, by zbadać okoliczności samobójczej śmierci swojego wuja, w nowej wersji jest mowa jedynie o zaginięciu mężczyzny. Ponadto wspomniane domostwo nie należy wcale do niego, lecz do tajemniczego doktora, który prowadzi ośrodek dla obłąkanych. Przekroczywszy próg budynku, szybko się zorientujemy, że pacjenci nie są skorzy do współpracy i skrywają przed nami jakiś mroczny sekret. Surrealistyczna atmosfera takich spotkań będzie później tylko narastała.

Podobnie jak we francuskim pierwowzorze, również w szwedzkim reboocie na początku wybieramy spośród dwojga bohaterów. W Emily wcieliła się znana z „Obsesji Eve” Jodie Comer, Edwardowi głosu i aparycji użyczył zaś David Harbour, czyli Jim Hopper z Netfliksowego „Stranger Things”. Choć jego kreacja znacznie różni się od poprzednich wcieleń detektywa, wypada całkiem przekonująco, budząc skojarzenia z postaciami z papierowego erpega Zew Cthulhu czy planszowego Horroru w Arkham.

Alone in the Dark
Alone in the Dark

W naszym domu straszy

Niezależnie od naszej decyzji gra wygląda jednak prawie tak samo: przygody obojga bohaterów różnią się wyłącznie dialogami z innymi postaciami oraz fragmentem przedostatniego rozdziału, kiedy to sprawy przybierają bardziej osobisty wymiar dla protagonistów. Szkoda, że twórcy nie zadbali o większe urozmaicenie scenariuszy, nie wspominając o systemie na miarę „zappingu” z Resident Evil 2, w którym nasze działania jednym z bohaterów wpływają na losy drugiego.

Byłoby to tym bardziej na miejscu, że skojarzeń z serią Capcomu nie unikniemy. Nowe Alone in the Dark rozgrywa się przez lwią część w posiadłości Derceto, która prezentuje się niczym nieco mniejsza wersja rezydencji Spencera z pierwszego Resident Evil. Tutaj też chodzimy od pokoju do pokoju, chomikując amunicję i przedmioty lecznicze, rozwiązując sprytnie zaprojektowane łamigłówki i zdobywając klucze do kolejnych pomieszczeń. Zagadki wymagają od gracza sprawnej pamięci krótkotrwałej oraz umiejętności kojarzenia faktów, a jeśli boimy się o ich poziom trudności, możemy włączyć sobie dodatkowe wskazówki lub podświetlenia prowadzące nas krok po kroku przez niemal każde zagadnienie.

Alone in the Dark
Alone in the Dark

Zagubieni w czasie i przestrzeni

O wiele ciekawiej się robi, gdy odnajdujemy magiczny amulet i zaczynamy za jego pomocą podróżować zarówno w przestrzeni (i to bardzo oddalonej od Derceto), jak i czasie. Dzięki temu zwiedzimy luizjańskie bagna, przedwieczne pustkowia i grobowce, a także poznamy przeszłość naszych głównych bohaterów. O ile powrót Carnby’ego do sprawy sprzed lat stanowił jeden z moich ulubionych fragmentów gry, o tyle już retrospekcja związana z Emily sprawiała wrażenie znacznie mniej rozbudowanej i wciśniętej nieco na siłę. Cała kampania starcza na jakieś siedem-osiem godzin, a do kolejnej rozgrywki zachęcać mają zestawy znajdziek mogące odblokować np. alternatywne zakończenie historii.

Niezależnie od miejsca akcji co jakiś czas będzie czekała nas również walka z wszelkiej maści potworami. Trudno tym elementem rozgrywki szczególnie się zachwycać: starcia są dość drewniane, ale przez większość czasu nie męczą i wypadają lepiej niż w takim The Sinking City. Oprócz podstawowej broni palnej (rewolwer, shotgun, tommy gun) do naszej dyspozycji oddano szereg wioseł, młotków czy innych łopat, które w krytycznej sytuacji mogą ocalić nam życie. Przynajmniej przez te kilka ciosów, zanim się nie rozpadną. Pojedynków unikniemy też często, skradając się i odwracając uwagę przeciwników. I gameplay byłby w pełni do zaakceptowania, gdyby nie różne problemy techniczne…

Alone in the Dark
Alone in the Dark

Pełzający chaos bugów

Zacznijmy od tego, że Alone in the Dark w trybie jakości na PS5 gubi klatki przy niemal każdym starciu z wykorzystaniem broni palnej. Ponadto czeka nas mnóstwo problemów z wyświetlaniem grafiki, jak doczytujące się z opóźnieniem tekstury czy plamy jednolitych kolorów zamiast szczegółowego oświetlenia. To pierwsza produkcja od bardzo dawna, którą wolałem ogrywać w trybie wydajności. Spadek jakości obrazu nie jest jakiś drastyczny, za to ruch postaci odczuwalnie zyskuje na responsywności, co szczególnie w późniejszych etapach znacznie wpływa na komfort grania.

Niezależnie jednak od wybranego trybu musimy być przygotowani na przenikanie się obiektów (dwa razy mój bohater utknął w jakimś elemencie otoczenia na amen i pomógł dopiero restart gry), a także cały wachlarz innych problemów, jak wczytanie postaci w lokacji, w której nie pojawiły się ikonki odpowiedzialne za otwieranie drzwi, więc nie mamy nawet szansy się z niej wydostać. Na domiar złego dzieło Pieces Interactive potrafi zrobić autosejwa już po wystąpieniu takiego błędu, więc radzę regularnie zapisywać na własną rękę. A skoro przy drzwiach jesteśmy, Alone in the Dark najwyraźniej wykorzystuje moment ich otwierania na doczytywanie pomieszczenia po drugiej stronie, przez co protagonista lubi zawiesić się przy nich na sekundę lub dwie, co wygląda dość komicznie.

Alone in the Dark
Alone in the Dark

Symulator kozy z tysiącem młodych

I pomyśleć, że wszystkie te błędy są wciąż obecne w grze po dwukrotnym opóźnianiu premiery łącznie o pięć miesięcy w stosunku do pierwszego zapowiedzianego terminu. A wielka szkoda, bo pomijając zalew bugów i szczątkowe zróżnicowanie scenariuszy Edwarda oraz Emily, nowe Alone in the Dark to solidna przygodówka z elementami survival horroru. Mikael Hedberg, scenarzysta Amnesii i Somy, uniknął nachalnych jump scare’ów czy lovecraftowskich klisz na rzecz sugestywnego weird fiction wymieszanego z elementami noir. Atmosferę dodatkowo buduje doskonała ścieżka dźwiękowa autorstwa Jasona Köhnena. Jeśli nie znaliście dotąd dark jazzu, natychmiast zapoznajcie się z projektami wspomnianego artysty: The Kilimanjaro Darkjazz Ensemble, The Mount Fuji Doomjazz Corporation oraz The Lovecraft Sextet.

Tegoroczne Alone in the Dark to wciągająca produkcja AA do postawienia na półce obok tytułów ukraińskiego Frogwares czy Call of Cthulhu z 2018 roku. Liczę, że problemy techniczne zostaną z czasem naprawione, by dało się polecać ją miłośnikom grozy z czystym sumieniem. Kto wie, może nawet doczeka się bezpośredniej kontynuacji i marka jeszcze zabłyśnie blaskiem z innego wymiaru, co od dawna jej się należało. Teraz ma ku temu najlepszą okazję od ponad 20 lat.

W Alone in the Dark graliśmy na PS5.

Ocena

Alone in the Dark to produkcja ze średniej półki udanie łącząca elementy survival horroru i przygodówki, urzekająca klimatem i odstraszająca problemami technicznymi. Jeśli przymkniemy oko na odczuwalną budżetowość tego tytułu, możemy się przy nim naprawdę dobrze bawić.

7
Ocena końcowa

Plusy

  • oryginalny klimat
  • satysfakcjonujące, niefrustrujące zagadki
  • fantastyczna muzyka
  • pomysłowy projekt lokacji

Minusy

  • sporo bugów
  • niewykorzystany potencjał dwóch scenariuszy

4
zdjęć


Czytaj dalej

Redaktor
Jakub „rajmund” Gańko

Czarna owca rodu Belmontów, szatniarz w Lakeview Hotel, włóczęga z Shady Sands, dawny szef ochrony Sarif Industries, wielokrotny zabójca Crawmeraksa, tropiciel ze starego Yharnam, legenda Night City.

Profil
Wpisów2009

Obserwujących10

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze