Beyond Good & Evil 20th Anniversary Edition – recenzja remastera kultowej gry Ubisoftu
Zielone usta, spodnie, kurtka – po tym poznacie Jade, bohaterkę Beyond Good & Evil, czyli niedużego Ubisoftowego projektu, który 20 lat temu wycisnął znaczące piętno na wielu graczach. Czy wracając do niego po takim czasie, można znów poczuć te same emocje?
Na planecie Hyllis we wspólnocie żyją ludzie i antropomorficzne istoty obdarzone takim samym intelektem i umiejętnościami komunikacyjnymi jak my, ale schowane w ciałach przypominających ziemskie zwierzęta. Mieszkańcy tego świata zmagają się z problemami niewiele różniącymi się od naszych, no może poza tym, że co jakiś czas napadają ich kosmici psujący wszystko dookoła i próbujący porwać ich dzieci. Reszta rzeczy jest za to bardzo podobna: trzeba płacić podatki, przestrzegać prawa i zmagać się z maszynami psującymi się w nieodpowiednich momentach, a życie toczy się od zlecenia do zlecenia.
W środek tego zamieszania wskakuje młoda Jade prowadząca sierociniec wraz ze swym świniakowatym (tylko powierzchownie) wujkiem – inżynierem Pey’jem. Gra zaczyna się od ataku obcych najeźdźców na ich przybytek. Napaści nie udaje się zapobiec ze względu na nieopłacone rachunki za prąd – tak prozaiczna rzecz sprawia, że bohaterowie nie mogą uruchomić bariery ochronnej. Po ogarnięciu tego zamieszania przez lokalne oddziały wojska protagonistka przyjmuje zlecenie na robienie zdjęć lokalnej faunie, w czym widzi szansę na spłacenie długów. Podczas pierwszej fotograficznej wyprawy wplątuje się jednak w coś, co jest bardzo nie na rękę tutejszej władzy. I tak zaczynają się misje z pościgami, wybuchami, infiltracją baz czy zbieraniem dowodów dla ruchu oporu, którego kryjówka mieści się za ścianą niezbyt ekskluzywnego baru.
Wspomnienia palą mnie jak słońce
Beyond Good & Evil jest do pewnego stopnia metroidvanią – odkrywa przed nami widoczne niemal od początku elementy świata dopiero po tym, jak zdobędziemy odpowiedni gadżet lub glejt. Gra ma strukturę i sterowanie przypominające klasyczne Zeldy, jednak z wielką klasą i wyczuciem ubiera to w miejsko-przemysłowy, kojarzący się z animacjami z uniwersum Gwiezdnych Wojen styl. Jade podczas przygód często towarzyszy jakiś bohater (nie tylko wujek), którego specjalne umiejętności pomagają w walce z przeciwnikami i przeszkodami środowiskowymi. Sama też świetnie sobie radzi, wymachując kijem niczym Donatello, wspinając się na przeróżne półki skalne, prowadząc poduszkowiec, przeskakując nad przepaściami i przekradając się między strażnikami.
Zespół Ubisoft Montpellier kierowany przez Michela Ancela, twórcę Raymana, wyprodukował tytuł tętniący energią i wypełniony unikalnym duchem europejskiej wrażliwości. Miasto, gdzie rozgrywa się część akcji, przypomina otoczone wodą, retrofuturystyczne kolonie francuskie, kosmiczny miks Wenecji i Stambułu. Napotkane postacie są nie tylko sympatyczne i otwarte, ale też wielowymiarowe, żyją własnym życiem. Beyond Good & Evil łączyło gatunki w sposób, który dziś jest dla nas oczywisty, za to kiedyś wprowadzał przewiew do rzeczywistości złożonej z dużo bardziej jednolitych gier.
Mamy tu do czynienia z pływaniem po akwenach i szukaniem ukrytych przejść, ze stałym robieniem zdjęć wypatrzonym zwierzakom, z walką, z sekcjami czysto przygodowymi i z otaczającą nas z każdej strony atmosferą alternatywnego kina rozrywkowego. Zastany świat opowiada się sam poprzez muzykę, kolory, architekturę – wyczuwamy jego losy bez nadbudowy w postaci setek dodatkowych dialogów, audiologów i skrawków notatek, którymi obecnie zalane są tego typu produkcje. Dziś prezentuje się to dużo skromniej niż w 2004 roku, jednak wciąż nie straciło swojego uroku.
Aleksandria A.D. 2435
Fabuła lawirująca pomiędzy osobistymi rozterkami Jade a odkrywanym powoli rządowym spiskiem potrafi zaskakiwać i wzbudzać emocje. Twórcy osiągnęli to poprzez skupienie się przede wszystkim na postaciach, a nie na kolejnych warstwach spiskowej intrygi. Całe Hyllis to w skali współczesnych gier niewielki obszar, ale za to niezwykle zróżnicowany i pozwalający całkiem swobodnie przemieszczać się pomiędzy mniejszymi, pełnymi sekretów lokacjami ważnymi dla rozwoju scenariusza.
Mimo iż często trafiamy w ciemne i szare miejsca, mocno odmienne od centralnych części Hyllis promieniujących ogólnie pozytywnymi wibracjami, to zwiedza się je z przyjemnością. Dzieje się tak za sprawą wielu detali, które nadają lokacjom autentyczność: od zabrudzonych szafek po pałętające się wszędzie kable czy ledwo działające wentylatory. Jesteśmy na innej planecie, ale nie czujemy tu typowej, nieco sterylnej technokracji serwowanej przez większość dzieł SF.
I choć widzę w tym wszystkim same plusy, choć z wielką przyjemnością ponownie wchłonąłem tę historię i zbierałem znajdźki na mapach, chciałbym podkreślić, że to 20-letnia gra. Nie ma w niej drzewka doświadczenia postaci oraz odkrywania poprzez nie nowych umiejętności. Nie ma tu świata na pięćdziesiąt godzin, tylko na osiem. System walki jest banalnie prosty, a zagadki w przeważającej części przypadków wymagają przestawienia nie więcej niż trzech-czterech elementów.
Poziomy, które pchają fabułę do przodu, są złożone z raczej niedużych pomieszczeń, o dość korytarzowej strukturze – grafika też nikogo nie oszuka, nawet mimo swej plastyczności to przecież tytuł z czasów PlayStation 2. Beyond Good & Evil nie sili się na złożoność: oferuje bardzo kompaktową przygodę, w której zawsze wiemy, dokąd iść i co robić, a i tak wciąż wyróżnia się na tle dzisiejszych gier.
Połknąć język żywiołów
Miłymi niespodziankami edycji 20th Anniversary są archiwalne materiały z produkcji gry (dostępne w menu), dostosowanie jej do współczesnych systemów i wyświetlaczy (choć opcji graficznych na PC znajdziemy malutko) oraz obecność autosejwów i polskiej wersji językowej. Serce tej przygody zostało bez zmian i mimo iż cały czas czuć, że jest to tytuł z minionej epoki, w którym nie zawsze wszystko działa w sposób, do jakiego zdążyliśmy się już przyzwyczaić, to i tak zaskakuje i wciąga. Niezależnie, czy podejdzie się do niego z nostalgią, czy bez niej. Fani produkcji bardzo dopracowanych graficznie będą mogli tu nieco pokręcić nosem, gdyż w przypadku Beyond Good & Evil mowa o subtelnej reedycji, która nie zmienia stanowczo oświetlenia, modeli czy liczby obiektów na scenie. Audio, projekty poziomów i kreacje bohaterów potrafią jednak nadrobić tę wizualną podróż w przeszłość.
To świat, który warto poznać, przemierzyć i zbadać. Subtelnie operujący wyobrażeniem życia w dalekiej przyszłości na innych planetach – tak jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Znajdziecie tu piękną muzykę i ciekawych bohaterów, nie uświadczycie za to nadmiernego patosu. Mam wrażenie, że dzięki tej reedycji kolejnemu pokoleniu graczy będzie łatwiej zrozumieć, dlaczego niektórzy wciąż tak bardzo wierzą, że Beyond Good & Evil 2 kiedyś się ukaże. Ja też nie dopuszczam do siebie innej myśli.
W Beyond Good & Evil 20th Anniversary Edition graliśmy na PC.
Ocena
Ocena
Subtelna, ale udana reedycja klasycznej gry. Beyond Good & Evil udowadnia, że wciąż potrafi wzbudzać uczucia, podobać się i wyróżniać na tle dużo młodszych tytułów. To pozycja, w której mimo wielu karkołomnych przygód naszą największą bronią jest aparat fotograficzny.
Plusy
- dobrze przemyślany, plastyczny świat
- ciekawa intryga i postacie
- wciąż lekka i przystępna
- polska wersja językowa i bonusy
Minusy
- czasem sterowanie nie jest wystarczająco responsywne
- tylko delikatny graficzny lifting oryginału
Czytaj dalej
Szukam serca w najbardziej niszowych i przegapionych grach oraz pęknięć w pomnikach wielkich hitów. Życie tak dobre, że mam wyrzuty sumienia. Publikuję w CDA od 2020.