Call of Duty: Black Ops II – recenzja cdaction.pl

Call of Duty: Black Ops II
Dostępne na: PC, PS3, X360
Testowano na: X360
Wersja językowa: polska (napisy)
Patrząc przez pryzmat całej serii pierwszy Black Ops był grą wyjątkową – jest jedyną odsłoną spośród ośmiu tytułów cyklu, której akcja rozgrywała się w czasach zimnej wojny; jedyną, która tak mocno stawiała na wątki szpiegowskie; jedyną też, która (co widać szczególnie z dzisiejszej perspektywy) miała ambicje fabularne wykraczające poza schemat „powstrzymaj łotra i uratuj świat”. Black Ops II – najnowsza, dziewiąta część CoD-a – również rzuca nas w szpiegowską zawieruchę i rozgrywki pomiędzy agentami wrogich mocarstw. Tym razem jednak na wydarzenia drugiej połowy wieku XX spojrzymy z zupełnie innej perspektywy – trzon akcji dzieje się bowiem w przyszłości (2025 A.D.), a w inną, minioną epokę przeskakujemy wraz ze wspomnieniami Woodsa.
Nowe idzie
Rok 2025 to czas wojny nowoczesnej. Coraz tu mniej miejsca na konwencjonalne siły zbrojne, coraz więcej na bezzałogowe i śmiercionośne pojazdy – drony. Czego by jednak nie mówić o nowych rozwiązaniach, za wszystkim stoją starzy, by nie rzec – ci sami ludzie. Raul Menendez, postać, którą podczas zimnowojennych misji Woods i Mason poznali aż za dobrze, wcale nie odszedł. Okazuje się, że narkotykowy baron, władca nikaraguańskiego półświatka i jeden z niezliczonych wrogów Wuja Sama z czasów ścierania się z Wielkim Niedźwiedziem, w przyszłości odnalazł się aż za dobrze. Ten człowiek ma plan. I, co gorsza, wszystko wskakuje na to, że jego częścią jest David Mason – syn Alexa, bohatera pierwszej części Black Ops.
Głównym bohaterem gry bez wątpienia jest wspomniany David Mason, ale nie mniej ważną postacią jest zasuszony, przykuty do wózka staruszek – Frank Woods. Opowieść tego ostatniego jest uzupełnieniem bieżących wydarzeń i dzięki temu narracja przeskakuje pomiędzy przyszłością i przeszłością, tworząc w końcu zamykającą się, zwartą całość. Jeśli oczekujecie jasnej, oczywistej fabuły, gdzie wszystko od początku do końca idzie wedle planu, to… zawiedziecie się. Pierwsze kilka misji robimy w zasadzie w ciemno, bez większego pojmowania celów, przyczyn – ot, gonimy za majakami starego Woodsa, od czasu do czasu wracając do jego wspomnień, w których odtwarzamy wydarzenia towarzyszące pierwszej próbie powstrzymania Menendeza (jak się okazuje kunjącego już kilka dekad wcześniej).
Ważniejsze jednak jest to, że Black Ops II nie jest grą, która opowiada się sama. Co prawda ponownie trafiamy na teatr wojenny reżyserowany skryptami i dziesiątkami padających w każdej scenie trupów, ale pojawia się w nim istotna różnica: scenarzystą jest tutaj gracz. Kończąc grę, możemy zobaczyć jedno z sześciu zakończeń, a to, które z nich zwieńczy naszą wersję opowieści Masona i Woodsa zależy tylko i wyłącznie od decyzji podjętych podczas kolejnych misji. I nie powiem – bardzo mi takie postawienie sprawy przypadło do gustu.
Zwyczajnych misji mamy tu ogółem jedenaście – każda z nich daje też okazję do podjęcia pewnej decyzji. Częstokroć są to wybory w rodzaju czy lub komu wpakować kulę w łeb, ale wariantywność dotyczy też np. stopnia powodzenia zadania szpiegowskiego, przebiegu przesłuchania czy nawet tego, czy kompan odniesie w akcji obrażenia. Nie wszystkie te zdarzenia mają kluczowe znaczenie, podobnie jak nie każde ma strukturę zero-jedynkową – często pojawiają się tu jakieś odcienie szarości. Koniec końców jednak każde niemal rozwiązanie fabularne, jakie stanie się naszym udziałem, w jakimś stopniu kształtuje wygląd kolejnych, późniejszych misji i wielki finał. Mamy tu zakończenia dobre, mniej udane i po prostu „kiepskie” – a by zobaczyć to najlepsze, trzeba się nielicho napocić. Najciekawsze jednak w tym fabularnym galimatiasie jest uczucie niepewności: czy wszystko zrobiłem dobrze? Towarzyszy aż do końca rozgrywki – i pod tym względem Black Ops II wprowadza całkiem nową jakość do swojego gatunku.
Starałem się jak diabli. Byłem uważny, spieszyłem się tam, gdzie wymagała tego sytuacja, kiedy indziej zaś precyzja moich kolejnych strzałów dorównywała dokładności chirurgicznego lasera. Przez każdą kolejną misję zastanawiałem się, czy tym razem uda się spełnić wszystkie założenia scenariusza. Rzadko kiedy się udawało. Nie ma się co oszukiwać: to ciągle wykreowana przez kogoś historia, a my swymi działaniami co najwyżej przeskakujemy pomiędzy poszczególnymi jej wersjami – ale to niesamowite uczucie, że w końcu mamy jakąś władzę nad opowieścią. To, że nasze działania mają wymierny skutek, przekłada się na jeszcze silniejsze związanie z losami bohaterów – a przynajmniej tak było w moim przypadku. To była moja historia, moja własna, wykuwana w pocie czoła podczas kolejnych misji. Lepszych lub gorszych, trzeba dodać.
Jest strategicznie
Fabuła rzuca nas przez dziesięciolecia bez litości. Kolejne wątki historii otwierają dostęp nie tylko do coraz bardziej wymyślnych futurystycznych miejscówek pokroju choćby zawieszonego w powietrzu miasta, ukrytej w dżungli bazy – technologicznego cudeńka przykrytego kożuchem zieleni, zrównanych z ziemią ulic wielkiego miasta czy w końcu samego tropikalnego „serca bestii” pod koniec gry. Black Ops II to również okazja, by ponownie zobaczyć na własne oczy zimną wojnę. Sposobność, by pogalopować niczym sam Rambo w trzeciej części filmu na końskim grzbiecie i stanąć naprzeciw sowieckiej potęgi. Życie agenta w tamtych czasach było ciekawe: zwiedzamy więc Amerykę Południową, Azję, Afrykę. Black Ops II – podobnie jak każda inna gra z serii – stawia na zróżnicowane doznania. Ale że w kontekście poprzedników i tak zróżnicowanie to mogłoby zostać uznane przez graczy za wtórne (podobne wycieczki robiliśmy przecież w każdym CoD-zie), pojawiły się misje Strike Force.
W przeciwieństwie do nastawionych na akcję zadań, gdzie na ogół tylko strzelamy i przemy przed siebie, tutaj trzeba wykazać się zdolnościami przywódczymi – przynajmniej w teorii. Pod komendą mamy w każdym z zadań Strike Force łącznie cztery grupy bojowe: mogą to być – zależnie od zadania – zwykli żołnierze, drony w różnych wersjach, a nawet „unit” będący w rzeczywistości ostrzałem kierowany satelitarnie czy prowadzonym z pokładu samolotu. Prosty interfejs umożliwia, dzięki widokowi z lotu ptaka, wydawanie rozkazów przemieszczania się lub ataku. Nie jest to nic trudnego – cały jednak problem w tym, że na pierwszy ogień dostajemy zadanie, które potrafi sprawić, że – trochę niesłusznie – znienawidzimy ten tryb na dobre.
W pierwszej misji Strike Force musiałem bronić jakiegoś ośrodka naukowego: najpierw trzech elementów na zewnątrz, a później elektroniki wewnątrz budynku. Minuta na rozstawienie sił, a później… totalna demolka. Wrogie siły atakują ze wszystkich stron, ja z przerażeniem patrzę, jak moje zastępy topnieją niczym Arktyka pod dziurą ozonową. Jedyne, na co było mnie stać, to jakieś niemrawe próby ratowania sytuacji, skazane oczywiście na porażkę. Co tu dużo mówić: zadanie zakończone niepowodzeniem, admirał gotuje się ze złości, a Indie tracą technologiczną perełkę. Wypadłem blado jak pośladek zakonnicy.
Czy naprawdę nie można było na początek dać czegoś mniej chaotycznego? Co prawda przeszedłem grę na poziomie trudnym, ale nie zmienia to faktu, że pierwsza misja taktyczna od nowego trybu potrafi po prostu odrzucić. Jeśli już gnoić gracza, to gdzieś pod koniec, niech najpierw przywyknie do nowych realiów, nieprawdaż? Dziwi to tym bardziej, że kolejne misje są daleko bardziej przyjemne: a to trzeba eskortować cztery ciężarówki i bronić je przed zakusami gości w turbanach, kiedy indziej znów przyjdzie wysadzić w powietrze okręt, wcześniej zabezpieczając trzy punkty nabrzeża czy odbijać zakładnika – gdyby na początek trafiła się choćby któraś z tych misji, wrażenie byłoby na pewno lepsze. Ale i tak nie do końca dobre – bo komputer nie do końca radzi sobie z wykonywaniem rozkazów.
Sterowane przez AI oddziały starają się co prawda wykonywać polecenia, ale brakuje im tego, co w armii jest chyba najważniejsze: skuteczności. Niby coś tam strzelają, walczą, ale tak naprawdę to jedyną rzeczą, jaką robią w istocie jest dobre wrażenie. O wiele lepiej jest samemu wskoczyć za stery drona lub przejąć kontrolę nad daną jednostką i celnym ogniem przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Całe szczęście, że mamy tu taką możliwość. Ogółem misje Strike Force można było zrobić trochę lepiej, ale w sumie to ciekawe urozmaicenie i dobrze że się pojawiły. Jeśli komuś nie przypadną do gustu, może je zwyczajnie odpuścić, gdyż obowiązkowe nie są – ale warto pamiętać, że ich niewypełnienie zamyka drogę do określonych wersji zakończenia. Sukces jest tu tym trudniejszy, że nie możemy próbować w nieskończoność – obowiązuje tu stara zasada „do trzech razy sztuka”. Nie udało się? Trudno, idziemy dalej.
Inną rzeczą, która nie przypadła mi do gustu w kampanii single jest nad wyraz absurdalny fragment jednej z misji. Call of Duty to seria, która przyzwyczaja do głupawych niekiedy rozwiązań w scenariuszu – ale nawet mając w pamięci najbardziej przegięte momenty ze wszystkich kampanii, misja w której biegamy z shotgunem i maczetą wprost nie ma sobie równych. Nie chcę zdradzić zbyt dużo, bo całościowy zamysł jest tu w sumie interesujący i kluczowy dla wytłumaczenia motywacji Menendeza, ale sekwencja, o której piszę, mogła zostać spokojnie skrócona o trzy czwarte. Jak zobaczycie, będziecie wiedzieć: tego kuriozum nie sposób pomylić z czymkolwiek innym.
Dla równowagi z kolei mamy tu inną scenę, która wbija się w pamięć zgoła inaczej. Nie jest to na pewno moment, po którym kiedyś ta gra będzie powszechnie kojarzona, bo – powiedzmy sobie szczerze – takie w Black Ops II nie występują (i to chyba największy fabularny zarzut dla tej produkcji – brak mocnego, wyrazistego uderzenia a’la „No Russian” z Modern Warfare 2). Ale jeśli ktoś polubił Masona i Woodsa, finał misji z eskortowaniem Noriegi zapamięta, gwarantuję. Pochwała należy się też za możliwość własnoręcznego dobierania ekwipunku przed każdą z misji – niby mała rzecz, a cieszy tym bardziej, że tutaj możemy wybrać nie tylko broń, a wyposażenie specjalne, które pozwoli np. dostać się w rejony inaczej niedostępne.
Fabularnie, jak widać, Black Ops II ma swoje górki i dołki – tych ostatnich jest jednak dużo mniej i koniec końców grę, po ok. 10 godzinach (!!!) gry na trudnym poziomie, ukończyłem z zadowoleniem i uśmiechem na gębie (nie tylko przez filmik, który pojawia się po napisach końcowych – zaczekajcie koniecznie!). Jak dla mnie – warto.
Daleko bardziej urywający uszy jest jednak w najnowszej części Call of Duty multiplayer.
Zabawy w sieci
Powiem wprost: dawno nie widziałem tak cudownie zaprojektowanych map do starć multi. Pograłem kilkanaście godzin i jeśli jest to czas wystarczający na stawianie tego typu twierdzeń, to jestem przekonany: ostatnio tak dobrze bawiłem się przy pierwszym Modern Warfare. Poziomy zachwycają uniwersalnością: do każdego celu prowadzi wiele dróg, nie sposób tu zabunkrować się w jednym miejscu i dawać odpór dłużej. Dzięki temu gra jest po prostu bardzo dynamiczna i satysfakcjonująca. Ogółem lokacji mamy aż czternaście i każdy powinien znaleźć coś dla siebie: jest lotniskowiec, są jakieś rurociągi, znalazła się nawet mapa, która w mej pamięci przywołuje fragmentami obraz oryginalnej mapki Carentan z pierwszego Call of Duty (potem bodaj trafiła po przeróbkach do Modern Warfare jako Chinatown). Fanom historii spodoba się na pewno odświeżona wersja Nuketown 2025 – niestety na razie dostępna jedynie dla tych, którzy złożyli na grę zamówienie przedpremierowe.
Mamy tu z założenia pięć klas, a co za tym idzie – pięć slotów na tworzenie własnego wojownika. Naliczyłem 27 broni podstawowych, do tego zapasowe, dodatki w postaci różnego rodzaju celowników (ostatnim jest niesamowita zabawka z sonarem, która przy kolejnych pulsach pokazuje kontury wrogów za ścianami), magazynków, kolb, lepszej amunicji. Nie zapomniano o dodatkach w postaci granatów odłamkowych i innych, śmiercionośnych zabawkach, jak choćby C4 czy minach zbliżeniowych. To oczywiście nie wszystko – pacyfiści znajdą tu dla równowagi szereg rozwiązań taktycznych w postaci choćby granatów ogłuszających. Zabawy dostarcza również dobieranie perków – mamy tu trzy sloty, ale ich liczbę można zwiększyć przy pomocy dzikich kart. Niestety, wiąże się to z koniecznością zrezygnowania z określonego ekwipunku. Ale z mojego doświadczenia wynika, że warto sobie podarować chociażby broń zapasową i zamiast niej wziąć coś ekstra – np. maskowanie przed wrogimi dronami. Nowością w Black Ops II jest bowiem to, że klasy można konfigurować bardzo swobodnie, dowolnie wykorzystując dziesięć „slotów” na bronie, dodatki, perki itd. Ja wykorzystywałem je dość tradycyjnie, ale wierzę, że znajdą się maniacy, którzy wymyślą dla siebie jakieś karkołomne kombinacje – np. zabójcę z samym tylko nożem, obładowanym za to mnóstwem perków. To wreszcie możliwe.
Oczywiście, jak przystało na walkę w przyszłości, dostaniemy również drony. Te są dostępne w postaci scorestreaków. Są to dobierane przed meczem trzy bonusy (ogółem jest ich 22), do których zyskujemy dostęp, jeśli uda nam się zdobyć określoną liczbę punktów samemu przy tym nie ginąc. Już nie trzeba kolekcjonować killi, a wystarczy np. skutecznie przechwytywać flagi w CTF lub zajmować miejscówki w Domination. Dzięki temu dostęp do scorestreaków jest dużo łatwiejszy – zwiększa to „wybuchowość” multiplayera, choć domyślam się, że są gracze, którzy wolą bardziej „czyste”, oparte na klasycznych umiejętnościach, a nie gadżetach rozgrywki sieciowe. Jest tu naprawdę sporo różnych goodies: drony zwiadowcze, bojowe, różne tarcze, osobiści ochronianiarze, psy bojowe. Ale nie ma lekko: by zyskać dostęp do najlepszych zabawek trzeba być dobrym.
Jeśli chodzi o tryby gry, to – czego tu nie ma! W zasadzie to wiem, czego nie ma: jakiejś większej rozpierduchy z pojazdami. Ale, do cholery, to nie Battlefield – tu walczy piechota i jeśli to wam wystarcza, będziecie w siódmym niebie. Tradycyjne strzelanie, gry taktyczne, z podziałem na dwie lub trzy drużyny, treningi. Jest tego bardzo dużo – mnie najlepiej grało się wszędzie tam, gdzie trzeba było wykazać się nie tylko celem, ale i współpracą. Dzięki świetnej konstrukcji map bardzo przyjemnie gra się choćby w Capture the Flag lub Dominację. Myślę jednak, że to bardziej kwestia gustu i każdy znajdzie tu coś dla siebie. Nawet ci, którzy gustują tylko w zombie.
Tryb Zombie – przetrwanie wśród nieumarłych – w Black Ops II też rozwinęło skrzydła. Mamy tu trzy tryby – a w zasadzie trzy mutacje wcześniej znanego survivalu. Pierwszy to klasyka: gnijące trupy nadchodzą falami, my zaś dostajemy kasę, kupujemy broń i utrzymujemy się przy życiu jak najdłużej. Drugi z trybów – Grief – wprowadza nutkę rywalizacji. Niby to samo, ale na scenie są dwie drużyny i stosując niekiedy brudne sztuczki czy niesportowe podbierani killi rywalizujemy o miano najskuteczniejszych „czyścicieli”. Trzeci tryb to Tranzit – niby to samo co Survival, ale tu możemy poruszać się po lokacji autobusem, zyskując dostęp do ciekawszych pukawek. Tutaj też pojawiają się do wykonania drobne zadania, trzeba np. poskładać z części wiatrak, by otworzyć drzwi. Niby nic specjalnego, ale gra się przyjemnie – raz na jakiś czas można nieumartego zatłuc, ale od tradycyjnego multi nie odrywałbym się na dłużej. Nie jest to też tryb tak rozbudowany, jak mogłoby się zdawać z zamieszania, jakie wokół niego zrobiło Activision/Treyarch – rozwija zabawę z umarlakami ewolucyjnie, nie rewolucyjnie.
Stara panna na wydaniu
Jakie jest więc nowe Call of Duty? Bardzo dobre. W multi się zakochałem (choć esencja rozgrywki – berek z karabinami – pozostaje taką, jaką jest od kilku już lat), kampania single, choć nie do końca dopracowana, sprawia bardzo dobre wrażenie tym, że człowiek wczuwa się w kreowaną przez siebie historię. Ale niezależnie gdzie popatrzymy, od razu widać, że Black Ops II graficznie odstaje od obecnej czołówki. Widać to szczególnie podczas pierwszej misji, gdy (bodaj) w Angoli atakowani jesteśmy przez siły składające się z grupek tak samo wyglądających bojowników. Podkoszulki, maczety, postura, ruchy. Wypisz wymaluj: armia klonów. W bitewnym zgiełku gdzieś to wszystko się gubi, człowiek nie zwraca uwagi na nieszczęśników po drugiej stronie lufy. Wystarczy jednak się zatrzymać, popatrzeć pod nogi – wówczas tekstury zaczynają jednak kłuć w oczy. Call of Duty graficznie ma już najlepsze lata za sobą i to widać. Ale z drugiej strony – czego by nie mówić o technicznych niedoskonałościach, Black Ops II jest wciąż jednym z najlepszych tytułów jeśli chodzi o klimat i wrażenia z gry w sieci. I za to z całą pewnością należy się zasłużona ósemka z plusem.
Ocena: 8.5
—
Plusy:
Minusy:
Czytaj dalej
177 odpowiedzi do “Call of Duty: Black Ops II – recenzja cdaction.pl”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Jak dla mnie to już lepszy jest nowy MoH niż cod dla mnie ocena 4/10. Nie wiem jak można to ocenić na powyżej 5. Dla mnie gra beznadziejna nie polecam tej gry bardziej polecam nowego MoH-a
6/10 bo to nie MW 😉 .
Kupiłem Black Ops 2 w Saturnie i dostałem Nuketown 2025 za darmo, z kluczem steamowym za 109 zł. W całej Polsce pewnie będzie tak samo.
Chyba w tym roku wyniki sprzedaży są dużo słabsze gdyż Acti się tak nie chwali jak w ubiegłych latach.
CO? WIĘCEJ NIŻ 1 ZAKOŃCZENIE? :O To napewno tylko jakiś żart, przecież wiadomo, że dla $Activision$ liczą się tylko pieniądze i co roku dostajemy nową część CoDa, która niczym się nie różni od poprzedniej poza nowymi mapami… Dlatego skończyłem kupować tą serię, ostatnim CoDem jaki kupiłem był Black Ops 1 i aktualnie nie zamierzam tego zmienić.
Wiedziałem ze kilku osobą odbije po tej recenzji i będą mówić ze Moh jest lepszy jak jest to podajcie jakieś argumenty a nie hejtujecie Coda tylko dla hejtu dla mnie zombi są super i kampania chyba jest dłuższa niż w poprzednich Codach ale równie miła jeszcze w multi nie grałem ale to może lepiej bo jutro mam sprawdzian a jak włączę to o 4 wyłączę albo raczej usnę przed kompę
Grałem parę minut w multi i jestem oczarowany 😀 Przez ten czas najbardziej w oczy rzuciły mi się menusy które są w końcu estetyczne no i lekko jakby „odkurzona” grafika bez zbędnych dupereli. Prostsza, mi się podoba 🙂 Zawsze twierdziłem, że Black Ops to najlepsza część serii i zapowiada się na to, że druga część jest jeszcze lepsza.
Jutro masz sprawdzian? Mam nadzieję, że dyktando i być może z niego coś wyniesiesz, bo interpunkcja i ortografia leży u ciebie i kwiczy.
Sory, ale BO wraz z Hotline Miami to moje gry roku. Przeplatane oczywiście łapaniem Mrocznych Dusz i Przygotowywaniem się do śmierci. Pzdr
Co?! 8.5? Autor chyba był pijany i zamiast 5 kliknął 8. Inego wytłumaczenia nie widzę. Chyba że, to przez tryb zombie te 3 oczka wyżej. Bo innego wytłumaczenia nie widzę.
Gdzie są dedykowane serwery??? 🙁 Przez taką głupotę kolejna gra umrze(w multi) tak jak MW2…
Gra jest nudna, niby grafika ta sama co część ale nie jest najgorsza jak wszyscy płaczą, bardziej mnie odpowiada jak gra jest płynna niż fajerwerki i orgazmy co zakręt i spadki fps wraz z nimi. BO2 jest dla mnie gorszy niż BO jeszcze muszę zagrać w MoH-a i zobaczymy co lepiej się gra dla takiego zwykłego gracza jak mła. Dla sprostowania żadna „dzisiejsza” strzelanka mi nie podchodzi, niestety tak to jest jak się idzie na łatwizne czym shootery są od jakiegoś czasu. „samo się przechodzi”
aaa no właśnie ocena 5&092;10
omg co to za dziadostwo 5 na 10
Król powrócił.Ja oceniam grę na 9,5.Ocena tak wysoka bo nie zwracam uwagi na grafikę.Single bardzo dobre a multi po prostu wymiata.Ta gra miażdży jakieś tam battlefieldy i inne słabe podróbki od EA.Zdecydowanie jedna z najlepszych gier roku.
RaZzzZoR? Urzekła nas Twoja historia.|Avatar również.
9/10 – jest ok|Kurde, ale mój portfel jest teraz ciężki.
roboty cyborgi w następnej części pora na dinozaury
@piratJack Hmm… battlefield to podrobka? To raczej nie prawda, poniewaz BF 1942 (Pierwszy Battlefield) wyszedl rok wczesniej…
Nie jestem fanem gier typu CoD lub BF ale grałem w BF bad company 2 i BF3 i jeże grałem w Cod mw3 i BO2 i wole jednak cod bo może grafika nie jest na poziomie co inne gry lecz cod nadrabia grywalnością.
CO!? Tylko/Aż 8+? RAGE!!!!111;)
Najlepsza gra świata. Każdy szanujący się gracz (czytaj: konsolowiec) powinien zagrać.
Tylko zastanawia mnie czy działa na XPku. Taki dishonored, xcom, czy fifa 13 miały nie działać, a działają.
Nie wiem skąd ta wojna fanów. Widzę, że dzisiaj w modzie jest mieszanie z błotem CoDa. Wielu narzeka a i taki zagra i będzie się dobrze bawić.|PS Lubię i Call of Duty, i Battlefielda.
@Ikar3s|Nie przejmuj się. To tylko troll. Choć ostatnio to EA podchwytuje pomysły Acti.
Dzisiaj się ekscytujecie, a za niecały rok wszyscy o tym zapomną, a Activision przypomni im to kolejną niemal identyczną częścią. Jednak na grę roku bardziej nadaje się Black Mesa
Black Mesa to przecież tylko mod i robimy w grze praktycznie to samo co w HL, tyle że z lepszą grafą, więc trudno nominować takie coś do tytułu gry roku. Mod roku już bardziej.
xcver @ Albo Borderlands 2, albo Spec Ops: The Line…
2real4game|Nie jestem żadnym trolem tylko nie oceniam gier wyłącznie za grafikę.Wszyscy co krytykują tą grę to typowe gimbusy-COD nie ma pięknej grafiki a więc to odgrzewany kotlet.Gratuluję podejścia.
„Fanom historii spodoba się na pewno odświeżona wersja Nuketown 2025 – niestety na razie dostępna jedynie dla tych, którzy złożyli na grę zamówienie przedpremierowe.”Nie prawda, kupiłem grę dzisiaj osobiście w empiku, i po otwarciu pudełka moim oczom ukazała się karteczka z wielkim logo NUKETOWN 2025 i napisem „wprowadź znajdujący się na odwrocie kod, aby pobrać mapę.” a z tyłu jest napisane że „niniejszy kod jest wymagany do korzystania z pełnej wersji COD:BO2 oraz aktywacji mapy Nuketown 2025.” 🙂
Niekoniecznie, możliwe że większość tych gimbusów po prostu grało we wszystkie CoD’y jak na przykład ja. CoD po prosty stracił swój status, CoD1 – 4 to było coś a potem to wszyscy wiemy co się stało z serią… Oby EA i DICE nie zrobili tego z BF…
@piratJACK|To ty napisałeś „Ta gra miażdży jakieś tam battlefieldy i inne słabe podróbki od EA.” „Wszyscy co krytykują tą grę to typowe gimbusy”. Wybitny przykład trollingu.|Wszyscy co krytykują tą grę to typowe gimbusy
Jestem na świeżo, moim zdaniem Halo dużo lepsze..Mimo że wole klimaty wojenne od kosmicznych… Ale BO 2 zaskoczył mnie mimo wszystko pozytywnie… CHujnia tylko że tyle camperów 😉 pozdro!
=D
@Wuwu1978 – „nas” czy ciebie? Ciesze ze ci sie podoba.
Mi natomiast w CoDy gra się bardzo przyjemnie. Nie grałem tylko w CoDa 2, 3 i 5. A w te co grałem przegrałem po kilkaset godzin i za każdym razem dostarczały mi mnóstwo zabawy. Jednak uważanie kolejnych części za wybitne i twierdzenie, że nie są to odgrzewane kotlety to błąd. Te gry wybitne Są to natomiast odgrzewane kotlety, bo zmiany w kolejnych częściach są naprawdę niewielkie. No może poza singlem, bo dostajemy całkiem nową kampanię (krótka, bo krótka, ale jest).
Ludzie gdyby to tak naprawdę była by taka słaba gra to cd-action nigdy w życiu nie dałoby 8.5&092;10.|Grałem dzisiaj cały dzień i powiem szczerze że gra miażdży dupe po całości czego chcieć więcej. Dawno się tak nie ubawiłem jak dzisiaj grając w black opsa 2. A wy mówcie sobie co tam chcecie grajcie sobie dalej w zbugowane Medal of Honor albo Battlefielda 3 do którego trzeba mieć kompa machinę żeby pograć przynajmniej na średnich detalach. I nie pierdo***e że odgrzewany kotlet jak nawet nie graliście…
@xDominik KOMP MACHINA DO BF3?! Aj tam ja lece na Intel E6300, 2,5 GB Ram 553 MHz, XFX GTS 250 i jakos leci na średnich 😀
trole gimbuy skad wy bierzecie te okreslenia jezeli w bo2 bedzie ten sam problem z cheaterami co w mw3 to ocena powina byc zanizona a wystarczylo by zwykle vote kick
I za to z całą pewnością NIE należy się zasłużona ósemka z plusem, bo jak pamiętam Mohowi za rzekomo kiepska grafe która w porównaiu do CoDa to cudo, została obnizona ocena, do tego nie mamy żadnego nowego trybu gry co w Medal Of Honor mamy i też zaniżono ocenę to samo z dżwiekiem a juz o samej może nie innowacyjnej ale ciekwie zrobionej rozgrywce w parach w mutli nie wspomnę ale cóż wazne aby CoD dostał ocenę powyżej 8 bo inaczej 2012. P.S. do Gregorius – przeproś matkę zę cię urodziła:)
12 graczy? male mapy jak w mw3? To ja chyba zostane przy BO1 ktorego uwazam za najlepsza czesc za wywazenie w multi i genialnie zaprojektowane mapy.
KorasHC – jeśli mówimy o singlu, to CoD w moim przypadku ma tę zaletę nad MoH-em, że się uruchamia. Dźwięk w MoH-u u mnie krzaczy się pod koniec każdej sesji multi – mam kaskadę przerywanych sampli. Na grafę nie narzekam w zasadzie – choć gęby wojaków to są akurat strugane. Koniec końców z CoD-em problemów nie ma, z MoH-em – są, i to katastrofalne (singla do tej pory nie uruchomiłem – a każda inna gra jakoś działa mi bez problemu). Pojazdy na temat matki darowałbyś sobie, bo świadczą tylko o twoim poziomie.
Ja siem pytam, kaj te dedyki som?? Oszukisty jende oddawać piniendze!
@down nie bedzie to sa zaleglosci po tym szicie MW3 BO2 nawet nie trzyma poziomu pierwszemu BO ktory probował byc przynajmniej oryginalny a nie byl jak te crapy seria MW.
Zobacz pierw czy ci pójdzie MoH ja mam orginała i mi działa może masz za słabego kompa a co do Cod-a to już nie jest to samo co do Cod-a i akurat się zgodzę że ludzi grają w Coda przykładem jest kolego z klasy który uważa że bf-a to gra dla noobów bo nie można cheatować a Cod to dla niego zajefajna gra bo może cheatować proszę was nie dawajcie Codowi 8,5/10 bo na to nie zasługuje.
rozchodzi mi się że seria jest fajna do Coda2 bo tego nie umieściłem
jak dla mnie tak jak już wcześniej napisałem 4/10 i a i jak coś to gimbusem nie jest więc jak myślcie że człowiek który krytykuje CoD-a a jestem akurat taką osobą bo wiele taj grze mogę zażucić to gimbus to myślę że sami nimi jesteście bo to tak wygląda gz dal tych co w to grają ja grałem i nie polecam Fatalna gra.
geralt152 – ja polecam ci słownik ortograficzny, CoDa zostaw dla dorosłych graczy.
akurat najwięcej w coda gra dzieci niż dorosłych hehe a w bf-a i MoH-a na odwrót gz za rozumowanie
Graficznie wygląda jak g**no. Szczególnie „przerywniki filmowe”