FIFA 12 – recenzja

FIFA 12 – recenzja
To miała być najbardziej rewolucyjna FIFA od paru lat. I rzeczywiście w pewnym sensie tak jest. Jednak jej ostateczny kształt – a wraz z nim przyszłość serii – będzie zależeć od samych graczy. Przekonuje: Qn'ik. Recenzja CD-Action!

FIFA 12
Recenzowano na: PC, X360, PS3

Lubiący grać na pecetach mają najwięcej powodów do radości, gdyż wreszcie EA Sports przestało „wymyślać”, decydując się w końcu na udostępnienie tej samej produkcji na wszystkich platformach. Co nie mniej ważne, minimalne wymagania sprzętowe są na tyle przystępne, że cieszyć się płynną zabawą w dość wysokich detalach można nawet na laptopie kupionym za niecałe 1500 zł.

Dwie wielkie zmiany
Wszystko przez to, że FIFA 12 nie wprowadza rewolucji graficznej, na tę pewnie trzeba będzie poczekać do pojawienia się nowej generacji konsol. Mecze jednak prezentują się lepiej, a najbardziej znani zawodnicy naprawdę przypominają odpowiadających im piłkarzy z prawdziwych boisk. Mimo to nie estetyka była tym, co szykowało nam EA Sports od dwóch lat (dwóch, gdyż firma pracuje nad swoimi tytułami z wyprzedzeniem. Teraz już ma w miarę dokładne plany dotyczące FIFY 14). Mówiąc zupełnie szczerze, chyba jednak trochę za krótko…

Chodzi oczywiście o dwie największe nowości: obronę taktyczną oraz stworzony od podstaw silnik fizyczny. Założenie co do zmian było bardzo słuszne – od teraz każdy piłkarz ma swój szkielet, dzięki czemu (w teorii…) realistycznie reaguje na to, co dzieje się na boisku. Zderzenie, zahaczenie nogą, trzymanie za koszulkę – wszystko ma wpływ na przebieg spotkania. Źle wymierzony wślizg może skończyć się poważną kontuzją, a upadek – nawet złamaną ręką. Jednocześnie EA Sports musiało zapobiec temu, by gra stała się nazbyt brutalna. Nie czarujmy się: gdy gracz pędzi napastnikiem, to nie przejmuje się tym, że może mocno poturbować siebie i kogoś stojącego na drodze.

Nowy silnik zderzeń
Zderzenia są więc częste i nierzadko kończą się efektownymi wywrotkami, ale by zachować balans rozgrywki, zawodnicy wstają po nich niemal błyskawicznie. W ten sposób osiągnięto efekt odwrotny od zamierzonego – zamiast większego realizmu dostajemy teatr (albo mecz reprezentacji Włoch). Łatwo się do tego przyzwyczaić i po jakimś czasie nie zwraca się na to uwagi, ale mam nadzieję, że za rok te problemy znikną. Zwłaszcza że niektóre błędy są bardzo komiczne (polecam wpisanie w YouTube „FIFA 12 fail”).

Gra czasem jest też sroga przy obliczaniu kontuzji. Raz zdarzyło mi się, że grając Barceloną w pucharze Hiszpanii, straciłem po kolei Messiego (złamana noga w kostce – cały turniej z głowy), Iniestę (zwichnięcie) i Pedro (skręcenie nadgarstka). Wtedy przekonałem się, że ławka katalońskiej drużyny wcale nie jest tak długa, jak się powszechnie sądzi.

Nowa, lepsza (?) obrona
O ile silnik fizyczny zwykle nie wpływa diametralnie na rozgrywkę, to robi to druga nowość, obrona taktyczna. Zmienia ona całkowicie sposób, w jaki zachowuje się gracz, gdy w posiadaniu piłki jest przeciwnik. Przede wszystkim inna jest guzikologia. Przycisk (na padzie – nie wyobrażam sobie, że ktoś mógłby chcieć grać na klawiaturze) odpowiedzialny za podwójne krycie to RB/R1, a za odbiór piłki – X/kwadrat. Obłożenie oczywiście można zmienić (i warto to zrobić, bo przechwyt strzałem to bardzo zły pomysł), ale i tak trzeba nieraz wciskać cztery przyciski naraz: odpowiedzialny za sprint, podwójne krycie, trzymanie się blisko oponenta (w tej roli A/krzyżyk) i próbę odebrania. Ktoś, kto to wymyślił, jest chyba mutantem z siedmioma palcami u prawej ręki…

Sterowanie to jednak mało istotna sprawa, można do niego przywyknąć. Ważniejsze w taktycznym podejściu do obrony jest to, że nic nie dzieje się automatycznie, przez co gra w defensywie staje się po prostu trudna i żmudna. Zauważyłem, że o ile wcale nie idzie mi gorzej, gdy korzystam z nowego systemu obrony, to po prostu nie daje mi on radości. Zresztą nie tylko ja tak mam. W całej redakcji chyba jedynie Hut twardo obstaje przy swoim, twierdząc, że będzie grał „taktycznie”. Cała reszta przywróciła w ustawieniach sterowania poprzedni system, dzięki czemu życie stało się ponownie przyjemne i radosne.

Jako że na klasyczną metodę odbierania piłki można przełączyć się w dowolnym momencie w menu, kształt gry (czyli głównie rozgrywek sieciowych, które są najważniejszym elementem cyklu FIFA) zależeć będzie przede wszystkim od graczy. Jeśli ci gremialnie zdecydują, że nowa defensywa im odpowiada, a wręcz potrafią dzięki niej być skuteczniejsi – przyjmiemy to do wiadomości i też ją „polubimy”. Jednak gdybym był bukmacherem, obstawiałbym w proporcji 5:1, że cała ta taktyczna obrona skończy w ten sam sposób co Pro Passing prezentowany rok temu. W sieci prawie nikt z niego nie korzystał.

AI na poziomie

Zanim przejdę do rozbierania trybów online’owych na czynniki pierwsze, jeszcze parę słów dla samotników. Jeśli masz doświadczenie w grach piłkarskich i zdecydujesz się na wybranie poziomu „zawodowiec” (czyli trzeciego z pięciu), czeka cię spora niespodzianka. Sam w FIFIE 11 radziłem sobie nieźle i byłem zaszokowany, gdy w najnowszej edycji sterowana przez AI Wisła Kraków (a raczej „W. Kraków”. Szczegóły w ramce Ekstrakasa) podawała i utrzymywała się przy piłce lepiej niż FC Barcelona w szczytowej formie. Nie powiem, że to źle – mecze rozgrywane między równorzędnymi zespołami potrafią być bardzo emocjonujące, gdyż sztuczna inteligencja prezentuje niemiecką konsekwencję w obronie i równie niemiecką skuteczność w ataku. Ja jednak momentami nieco tęskniłem za stosunkowo nietrudną możliwością oszukania oponenta, która pozwalała konstruować znakomite akcje w poprzedniej FIFIE.

Niestety, zmiana poziomu trudności niczego nie załatwia, gdyż już jeden stopień niżej, „początkujący”, jest tak prosty, że wręcz obraźliwy. Przeciwnik prawie nie używa sprintu, a obrona służy chyba tylko do ozdoby. Przeskok jest tak ogromny, że po zmianie stopnia wynik z wymęczonego 2:1 w rewanżu przechodzi w nudne 10:0. Na szczęście pozostaje jeszcze tryb sieciowy.

Łowy w sieci
Uważniejsi czytelnicy pewnie zauważyli, że ten numer CDA wyszedł 27 września, a gra w sklepach pojawi się dopiero trzy dni później. Wniosek jest prosty – nie byłem w stanie przetestować trybu multi w takim kształcie, w jakim będzie od 30 września. Doświadczenie z poprzednich edycji pozwala mi jednak w ciemno zakładać, że problemów nie będzie – matchmaking w FIFIE zawsze był znakomity i szybki, a lagi nigdy bardzo nie doskwierały. Dodatkowo w menu pojawiły się dwa nowe tryby: sezony pojedynków i mecze towarzyskie online. Z dziesięciu następujących po sobie meczów tworzą one „sezon”, po którym można awansować do wyższych lig (albo i spaść do niższych).

Inną nowością związaną z siecią jest rozbudowanie centrum tworzenia. To miejsce, w którym gracze mogą opracować własne drużyny, zawodników czy turnieje i udostępnić je wszystkim posiadaczom FIFY 12. Dla mnie to rewelacja. Zawsze irytowało mnie, że w standardowym menu brakuje łatwej opcji zasymulowania Mistrzostw Świata. Teraz wystarczy, że ściągnę sobie odpowiedni moduł przygotowany przez kogoś innego.

Skoro mowa o menu – nie tylko zostało ono odświeżone, ale też wzbogacone m.in. o możliwość rozegrania kariery. I to całej kariery, od początkującego piłkarza, poprzez trenera, skończywszy na menedżerze dbającym przede wszystkim o finanse klubu. Poza tym oczywiście nie zniknął żaden z lubianych trybów, dalej możemy przechodzić przez ligi i turnieje również jednym zawodnikiem. Nieco tylko się zawiodłem, że niewiele zmieniło się w sterowaniu bramkarzem. To wciąż nudne obserwowanie akcji i sposobność do interwencji raz na kilka rzeczywistych minut – innymi słowy, nic ciekawego.

Gdzie tkwi diabeł
Przy takich seriach jak FIFA bardzo ważne są jednak również szczegóły, dla nieobeznanych z tematem z pozoru nieistotne, ale w praktyce wpływające na odbiór gry. Takich drobnych, ale znaczących szlifów EA Sports zafundowało fanom naprawdę sporo. Przede wszystkim poprawiono trochę zachowanie obrony przy dośrodkowaniach. Bramek strzelonych głową wpada nieco mniej, choć to wciąż dość skuteczna taktyka. Tym niemniej tytuł zachęca do bardziej kombinowanych akcji niż „rajd wzdłuż linii i centra”. Atakujący dostali także nowe, ciekawe „narzędzie” – możliwość „drobienia kroków”. Po wciśnięciu LB/L1 stają się bardzo wolni, ale dużo lepiej kontrolują piłkę, przez co trudniej im ją odebrać.

Na parę słów zasługują też warunki atmosferyczne, szczególnie deszcz. EA Sports w perfekcyjny sposób pokazało, jak ciężko biega się po murawie, która namokła niczym gąbka. Piłka przemieszcza się zupełnie inaczej, każdy wślizg kończy się wielkim chlapnięciem, a piłkarze poruszają się nieco bardziej ociężale. Podczas ulewy nie gra się więc zbyt komfortowo, ale o to właśnie chodziło – i za ten efekt brawa. Wspomnę jeszcze o tym, że zawodnicy nauczyli się podnosić piłkę, która wypadnie na aut (szkoda, że robią to tylko automatycznie i niezbyt często, chłopców podających piłki wciąż brak). Lubiących napawać się swoimi bramkami po meczu (albo też analizujących błędy podczas obserwowania utraconych) ucieszy to, że w FIFIE 12 można już obejrzeć powtórki z całego spotkania, niezależnie od ich liczby (poprzednio często kończyły się np. na 70. minucie).

Nieoczekiwany problem pojawił się gdzie indziej: brak prawdziwej polskiej ekstraklasy. Zamiast Śląska Wrocław – po prostu „Wrocław”. Cracovia została ochrzczona „C. Kraków”. Brak też oficjalnej nazwy polskiej ligi i prawdziwych klubowych emblematów. Jednak fani rodzimej piłki nie będą się czuć bardzo zawiedzeni, bo już składy i zdjęcia piłkarzy są jak najbardziej poprawne i aktualne (choć nie każdy futbolista ma swoją fotkę). Czemu więc Ekstraklasa nagle zniknęła z serii? Oczywiście – pieniądze. A nawet bardzo duże pieniądze, których polski oddział EA nie chciał zapłacić za możliwość umieszczenia w produkcji kilku grafik. Ekstraklasa twierdzi, że tylko część klubów nie zgodziła się na oferowane warunki finansowe, ale jaka jest prawda – to już wiedzą wyłącznie zainteresowani. Być może za rok prawdziwe polskie kluby wrócą do gry. Miejmy nadzieję, że tak się stanie, bo szansa, że odpowiednią kwotę zapłaci Ekstraklasie Konami za umieszczenie ligi w PES-ie 2012, jest mniej więcej równa tej, że Messi przejdzie do Jagiellonii w zamian za Frankowskiego.

Odkąd twórcy PES-a spoczęli na laurach, największą konkurencją dla nowych gier EA Sports są… poprzednie gry EA Sports. Czy więc warto kupić FIFĘ 12, jeśli masz „jedenastkę”? Ja na pewno to zrobię choćby z tego względu, że „przesiądzie się” większość graczy na świecie, przez co łatwiej będzie znaleźć chętnych do grania w sieci.

Nie da się jednak ukryć, że dwie największe nowości – silnik fizyczny i obrona taktyczna – nieco mnie zawiodły. Nie na tyle, by zepsuć zabawę, ale cóż: jest co poprawiać w FIFIE 13.

Ocena: 8.5

Plusy:

  • wreszcie ta sama gra na wszystkich platformach
  • nowe tryby sieciowe
  • jeszcze więcej ­możliwości dryblingu
  • nowe, ciekawe opcje w menu meczowym
  • coraz większy realizm (kałuże!)
  • poprawiona oprawa graficzna
  • szereg drobnych, ale miłych usprawnień
  • centrum tworzenia
  • Minusy:

  • nowy silnik fizyczny nie zachwyca
  • obrona taktyczna również
  • zły balans poziomów trudności
  • niewiele nowych ­polskich komentarzy
  • Dodaj komentarz