Często komentowane 729 Komentarze

Grand Theft Auto V ? recenzja cdaction.pl

Grand Theft Auto V ? recenzja cdaction.pl
Największa, najdroższa, najważniejsza – premierze GTA V towarzyszyło tyle różnych naj-, że trudno było się od nich opędzić. W drugą stronę należało odpowiedzieć tym samym – grę recenzuje najbardziej łysy redaktor o najwyższych oczekiwaniach. Recenzja cdaction.pl!

Grand Theft Auto V
Dostępne na: PS3, X360
Grałem na: PS3
Wersja językowa: polska

Zdałem sobie sprawę, że nowe Grand Theft Auto to wyjątek w moim recenzenckim dorobku. Na biurko nie wjechała dotąd gra o tak silnych tradycjach, które zacząłem poznawać jeszcze zanim dobrzy rodzice sprezentowali mi pierwszego peceta. Sprawdzian, wyzwanie? Nie, moje drogie GTA, nie będzie hymnu i bicia czołem w ziemię. Sprawdziłem cię tak, jak należało.

Michael. Jak pięknie ujął to jeden z bohaterów gry – wypalony kasiarz z problemami emocjonalnymi, który nie ma po co żyć. Niegdyś zapalony złodziej, dziś odlicza dni emerytury w wypasionym domu, danym przez rządowy program ochrony świadków. Ma rozwiązłą żonę, zbuntowaną córkę i zblazowanego, leniwego syna-beztalencie. Rodzinka, jakich mało – codziennie ma jej coraz bardziej dość. Z wzajemnością.

Franklin. Dorabia w firmie, którą w skrócie można nazwać paserstwem samochodów opartym na wyłudzeniach. Wieczne dziecko kumplujące się z czarnoskórymi gośćmi, którzy zapomnieli, że czasy potęgi ulicznych gangów w lowriderach minęły – choć wizyta na Grove Street wskazuje, że Ballasi radzą sobie nieźle po upadku GSF. Mieszka z ciotką-nimfomanką, nie wie co zrobić z życiem.

Trevor… ach, to dopiero gigant. W swojej przyczepie przejada kasę „ugotowaną” na metaamfetaminie, lubi upić się bimbrem i naćpać benzyną. Koneser kuchni – szczególnie docenia sałatkę z ludzkich powiek. Postrzelony w głowę (w przenośni, może też dosłownie, kto wie?) pilot-amator.

Po kilku odsłonach przedstawiających bohatera w nowym środowisku, dążącego do podbicia miasta i zawiązania mafiozom supłów na nosie, przyszedł czas na zmiany. Przypomnijmy sobie „czwórkę” – Nico Bellic uosabiał historię o niespełnionych i zniszczonych marzeniach, poznając mniej i bardziej dziwnych ludzi i zmagając się z trudnościami silniejszymi od niego. W tym samym czasie oglądał głupie kreskówki, pił „moczowe” piwo (Pisswasser wiecznie żywy) i tonął w odmętach żartów składających się w jeden wielki easter egg.

Z jednej strony grę można było chwalić za podejmowaną problematykę (sama jej obecność jest rzadkością), z drugiej ganić za brak tożsamości – w końcu poważni jesteśmy czy niepoważni? Grand Theft Auto V ucieka od tego dylematu i odrzuca pretensjonalność. Rozprawa z tradycją jest zresztą wyrażona bezpośrednio. Próżno szukać bohaterów poprzedniczek, a jedynego, Johnniego Klebitza, Trevor zabija w mało bohaterski sposób we wczesnej fazie historii. Ogółem: nie brakuje poważniejszych nut w fabule, ale do nadęcia jest daleko, bo GTA V to przede wszystkim lekka historia o trzech awanturnikach, których drogi spotkały się w Los Santos. Poznajemy ich w pełni życia – czystą kartę chcą mieć na sam koniec, kiedy już… ale może bez spoilerów.

Nie jest więc do końca tak, jak zapowiadano. Faktycznie wśród niespełna siedemdziesięciu misji fabularnych co jakiś czas przychodzi pora na większy skok. Jest ich mało, ale nie za mało – to najciekawsze zadania w grze. Najpierw decydujemy się na jedną z dwóch opcji wejścia. Przykładowo – pierwszy raz napadamy na sklep jubilerski i mamy wybór wejścia smoka z karabinem lub uśpienia obsługi gazem i wyniesienia błyskotek po cichu. Dobieramy później ekipę, która życzy sobie tym większej części łupów, im większe umiejętności prezentuje. Warto czasem zainwestować np. w lepszego kierowcę – słabszy jest tani, ale może ześliznąć się z trasy i dostać kulkę, gubiąc bezpowrotnie część łupu. Następny etap to przygotowanie techniczne, czyli pojazdy, przebrania i wszystko to, bez czego napad nie miałby sensu. W końcu przystępujemy do właściwego zadania – wchodzimy, bierzemy co trzeba i wiejemy, póki gliny nie staną na naszej drodze do bogactwa. Brzmi statycznie, ale jak po raz pierwszy raz pójdzie wam coś nie tak, gdy plany zaczną się sypać… oj, zwroty akcji potrafią nadać scenom rumieńców.

W misjach głównego wątku – nie tylko w skokach – często bierze udział dwójka lub trójka głównych bohaterów. Na pierwszych gameplayach przełączanie się między nimi w zależności od potrzeb i zadań wyglądało znakomicie, ale rzeczywistość jest dużo bardziej brutalna. Misje są silnie oskryptowane, dzięki czemu widzimy najbardziej widowiskowy i zróżnicowany główny wątek w serii, ale jak zawsze minusem są ograniczenia – zmieniamy postać wtedy i tylko wtedy, kiedy gra na to pozwala. Lub inaczej – nakaże. Pełną dowolność (oprócz swobodnej jazdy między misjami) mamy praktycznie tylko podczas walk z dziesiątkami wrogów. Więcej jest scen typu „na dole horyzont czysty, Trevor, wlatuj!”, po czym sterujemy helikopterem, a po załadunku kontenera na ciężarówkę odjeżdżamy nią w dal jako Franklin – przykład wymyślony, nie bijcie, jeśli nie w pełni prawdziwy. Te wszystkie momenty cieszą, ale różnica między rozgrywką a zapowiedziami jest ogromna. Przecież to był niemal najbardziej promowany bajer, reklamowany akurat przez dwie z niewielu misji, gdzie gra się „we trzech”! Szkoda – zwłaszcza, kiedy wspólnie jadąc samochodem nie możemy nawet „oddać” kierownicy, by w spokoju słuchać dialogów.

No właśnie – dialogów. Rockstar powinien zacząć prowadzić warsztaty dla growych scenarzystów. Produkcje mieniące się grami fabularnymi często obfitują w pozbawione gestykulacji wymiany monologów, w czym mistrzostwo osiągnęli twórcy z BioWare. Postacie w GTA V po prostu – tylko i aż, jak się okazuje – rozmawiają i choć są to dialogi dość proste w treści, wiele gier może im zazdrościć dynamiki i rytmu. Pewnie, nie każdego stać na dużą grupę aktorów i tak dopracowane animacje. Nie ma jednak wątpliwości, że Rockstar ten kawałek budżetu ulokował trafnie, uzyskując znakomite efekty i nie zapominając o narracji w tak marginalnych miejscach, jak najpoboczniejsze z pobocznych podwożenie autostopowiczów czy ucieczka z roztrzęsionym facetem w siną dal przed gniewem byłej już kobiety.

Zadania poboczne rozpostarto na całej powierzchni Los Santos i okolic. Pod tym względem GTA V jest jak tampon z dowcipu o trzech świeżych więźniach – można pływać, latać samolotem, nurkować, ścigać się na skuterach… w mieście i poza nim jest tego wszystkiego od zatrzęsienia. Problem w tym, że związek golfa i triatlonu z rozgrywką nie istnieje. Wprawdzie pojawia się na początku mecz tenisowy Michaela z żoną czy później świetna misja z żółtą łodzią podwodną, ale kończy się na jednym wyskoku, zakończonym „jakby coś, to tam masz więcej”. Poza osobistą satysfakcją korzyść jest żadna, a zabawa wątpliwa, bo sporty znacznie lepiej wyglądają w grach sportowych, a wyścigi w wyścigowych. Misji pobocznych, które są naprawdę ciekawe – jak polowanie na ujęcia z nadgorliwym paparazzo – jest niestety stosunkowo niewiele.

Świat GTA V jest zatem wielką i piękną, ale jednak wydmuszką. Los Santos, pustynie na obrzeżach, lasy i górskie potoki to jedna z najbardziej urozmaiconych i zjawiskowych przestrzeni, nad jaką pracował Rockstar. Los Santos ze slumsami, korpocentrum i Vinewood prezentuje się znacznie ciekawiej od silnie zurbanizowanego Liberty City, a bardziej dziewicze tereny zdają się stworzone przez naturę, nie projektantów. Bogactwo detali powala – od przydrożnych targów, przez rozmowy przechodniów po billboardy i wizualną identyfikację firm w wewnętrznym internecie czy radiostacjach. Ponadto w przeciwieństwie do poprzednich odsłon Rockstar nie rozlicza się już z popkulturą przeszłości, nawiązuje za to do zjawisk znanych współcześnie – wspomnę choćby wścibskie media społecznościowe, natrętny product placement czy antyfreegański strajk bezdomnych – i tworząc krzywe zwierciadło, w którym wreszcie możemy przejrzeć się bez oglądania Scarface Życia Carlita. Brzmi pięknie i jest pięknie – szkoda, że nie ma po co tej przestrzeni poznawać. Wszystkie sporty, wyścigi i inne aktywności po prostu są, a skoro nie ma po co tego wszystkiego robić (jeśli nie myślimy o maksowaniu gry i jego niewspółmiernych korzyściach), to szybko zaprzyjaźniamy się z taksówkami i pomijaniem podróży. Na tym piękne Los Santos dużo traci.

No, może nie przesadzajmy z tym pięknem – w wielu miejscach widać, że kończy nam się generacja. Tekstury budynków doczytujące się po zbliżeniu lunety, powierzchnie w niskiej rozdzielczości, wieczna mgła czy cała ulica identycznych samochodów przypomina o sprzętowych ograniczeniach. Graficy, modelerzy i animatorzy starali się jak mogli, poprawiając modele twarzy, motion capture, ładniej psujące się samochody i oświetlenie doskonale maskujące niedoskonałości. Nie da się jednak ukryć, że pewnych barier na sprzęcie sprzed epoki pokonać się nie da.

Przy okazji wyciągnięto kilka dobrych wniosków w kwestii maleńkich detali, które razem dobrze wpłynęły na grywalność. Mnie do gustu przypadła możliwość pominięcia po trzeciej wpadce etapu misji i opcja przejścia do kolejnego checkpointa, wybór broni z coraz bardziej popularnego koła oraz podkreślająca nastrój akcji muzyka tła, którą po kilkunastu latach wreszcie wyjęto z samochodowych odbiorników na zewnątrz. Tu i ówdzie jednak coś zgrzyta i pokazuje, że na następnej generacji będzie nad czym popracować. Otóż – jak mawiał klasyk – taka sytuacja. Spotykam w ramach pobocznego zadania gościa, który każe mi przejechać po dzielnicy, zniszczyć tablice przed X domami i wrócić. Gdzie indziej znajduję kartkę, po czym czytam informację, że pozostało jeszcze tylko czterdzieści dziewięć. Nie. To nie jest era PlayStation 2, a ja wyrosłem z szukania dla szukania.

Największa, najdroższa, najważniejsza, ale nie idealna. Rekordowy budżet i pokaźny sztab ludzi mogą dążyć do perfekcji, ale harmonogramy i oczekiwania graczy nie pozwolą jej osiągnąć. Grand Theft Auto V pokazało, co oznacza pogoń za mistrzostwem w swojej skali i klasie. Doskonałość niektórych elementów obnażyła kalectwo innych. Niestety, oberwało się także tym kluczowym – na nowych konsolach Rockstar być może przywali dziełem prawdziwie przełomowym. GTA V jest póki co solidnym, acz nieco wybrakowanym zwiastunem zbawienia. Oby Watykan nie musiał reagować, bo nie dość, że nadejście Mesjasza, to jeszcze idące pod niebiosa budżety…

Ocena: 5-/6

Plusy:

  • wreszcie historia bez nadęcia
  • dialogi, cut-sceny, animacje
  • zróżnicowane misje głównego wątku i kapitalne skoki
  • wiele drobnych detali
  • przebogate wizualnie Los Santos i okolice…
  • Minusy:

  • …pełne aktywności potrzebnych jak diabłu święcona woda
  • wyraźnie ograniczone przełączanie między bohaterami – to raczej ciekawostka niż zapowiadany przełom
  • zadania rodem z końcówki XX wieku i inne detale, których nie udało się poprawić
  • mimo tytanicznej pracy twórców – widać, dlaczego PS3/X360 to mijająca generacja
  • 729 odpowiedzi do “Grand Theft Auto V ? recenzja cdaction.pl”

    1. @Rejzer: Alez zgadzam sie z Twoim pierwszym jak i ostatnim zdaniem.|Jedyne co mnie zastanawia to ile w tym mojej i Twojej nostalgii, a na ile rzeczywiscie poziom recenzentow sie obnizyl.|Na to pytanie nie jest latwo odpowiedziec tak samo jak na pytanie dlaczego po kilkugodzinnej sesji w Skyrim zawsze musze popykac np w Ishara 3 na emulatorze Amigi?

    2. marian66666666 23 września 2013 o 14:14

      z tymi nowszymi grami zazwyczaj jest właśnie taki problem jak z Windowsem 7 / 8 , gdy wracasz do Windowsa XP czujesz jakąś taką ulgę .. nagle wszystko otwiera się bez żadnych animacji, kolorków itd. |po prostu wszystko działa pięknie i logicznie bez rozpraszającego efekciarstwa … dlatego właśnie obecne gry w zdecydowanej większości nie przyciągają przynajmniej mnie na więcej jak ich jedno przejście .. a Unreala 1 z 98 roku przeszedłem dobre 20 razy

    3. @rejzer nie nie są to smoki. To, ze tak zostały nazwane nic nie zmienia. Możesz nazwać koło kwadratem ale magicznie ono kształtu nie zmieni. Adzior podał dobre minusy, mi tez one przeszkadzają i odbierają radosc z gry.

    4. @RalfTriclinum|Ralf ależ są to smoki ;p wejdź na dowolną stronę o Skyrimie i poczytaj o tych latających stworzeniach. Adzior podał dla ciebie dobre minusy, dla mnie nie. PS. Masz tutaj fragment z oficjalnej strony Skyrim: „Zyskaj nową moc dzięki krzykom, które odbiorą wolną wolę Twoim wrogom, a nawet zdołają poskromić smoki.” wątpię żeby twórcy nie wiedzieli jak nazywają się ich moby ;p Nie umiesz przyznać się do błędu?

    5. „A wyvern /?wa?v?rn/, sometimes spelled wivern, is a legendary winged creature with a dragon’s head, which may be said to breathe fire or possess a venomous bite, a reptilian body, TWO legs (sometimes none), and a barbed tail”To, że nazwali to smokami a zrobili z nich wyverny to nie mój kłopot.Polskie wiki „Typowy smok ma cztery łapy, często pojawiający się w herbach smok dwunogi nosi nazwę wiwern.” A teraz zerknij jak wyglądają te ze skyrima

    6. Jesli ktos tego nie wie ostatnie badania wskazuja na istnienie smokow jako takich. Byly to poprostu dinozaury potrafiace latac oraz ziac ogniem i z grubsza przypominaly wygladem smoki z naszych bajek. Zamarzniety okaz znalezli w gorach Rumunii bodaj. W swietle takich informacji zupelnie inaczej wygladaja opowiesci o smoku Wawelskim oraz Swietym Jerzym.

    7. @RalfTriclin No i? Z tego co wiem chińskie oraz japońskie(te drugie mają po jeden pazur mniej) smoki również nie przypominają europejskich, ale miana smoka odebrać im nie można. W paradokumencie Discovery i NG „Smoki. Urzeczywistniona fantazja.” oraz „Zabójcze smoki” bestyjki również przypominają te, które możemy zobaczyć w Skyrim. I po czyjej stronie stoi racja? Jak zwykle po niczyjej, bo to tak jakby zacząć się wykłócać o kanoniczność wampirów pochodzących z różnych kręgów kulturowych, czy gier fantasy.

    8. @RalfTriclinum|”SMOK dwunogi nosi nazwę wiwern” to co zacytowałeś wszystko wyjaśnia. Wiwern jest dwunogim smokiem. Nikt nie mówi że wszystkie smoki muszą mieć 4 łapy.

    9. Ale jak ktoś rozjedzie psa to nie mówi, że był to wilk 🙂

    10. @RalfTriclinum|No nie, mówi że był to pies ;p Tutaj też masz smoka z 2 łapami i nie jest to Wiwern.|http:upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/0f/Smok.png

    11. „(…)ładniej psujące się samochody(…)” – to jakiś żart? …bo nie jest śmieszny… |GTA IV ma o wiele lepsze uszkodzenia samochodów, niż piąta część…

    12. @pawelwor podstaw auto koło jakiegos mostu i zeskocz na niego ciężarówką; wyląduj sobie na dachu autem; udez w inne auto tak że aż mu koło odpadnie.

    13. Ale zlyporuczniku, recenzja zawiera opinie recenzenta, ale nie tylko… Przepraszam, ale to nie jest poziom recenzji, do jakiego przyzwyczaiło mnie CD Action. :/ Zawsze się czegoś dowiadywałem z recenzji, a z „Adziorowskiej” recki nie dowiedziałem się niczego nowego.

    14. „widać, dlaczego PS3/X360 to mijająca genreacja” – nie ma to jak karać grę za to, że konsole już nie dają rady 😉 . Mogę przez to rozumieć, że jakby R* wydał taką grę tylko na nową generację to autor napisał by, że widać, że to nowa generacja bo gra wygląda jak wygląda? Coż… Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Widać, że minusy bardzo naciągane i wymyślane jakby na siłę. Dużo aktywności pobocznych – źle. Mało aktywności pobocznych – źle bo nie ma co robić i świat jest pusty. Ech…

    15. Achievement społecznościowy – zrobić 100 stron komentarzy pod artykułem na CDA, w nagrodę wszyscy możemy przyznać sobie tytuły śmiesznych parodii ludzi którzy nie mają żadnych zajęć w swoim nudnym życiu xD

    16. A wy jeszcze się kłócicie?

    17. @Skelldon:|zgadzam sie,takze mi sie nie podobaja, ale jak napisalem nie wiem czy to my sie starzejemy,czy recenzenci dziecinnieja?

    18. Grałem i w części zarzutów zgadzam się z recenzentem.

    19. Ja pitole naprawdę nie potraficie przeczytać recenzji tylko od razu przechodzicie do minusów. Naprawdę jesteście jacyś tępi czy nie potraficie zrozumieć recenzji?

    20. @Piciox|God, why… Skąd wiesz, że nie czytali recenzji?

    21. Czy to prawda, że GTA V chodzi na 30FPSach na konsolach?! Buahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahaaaaaaaaaaaa

    22. TommyTheTiger – nie mam zielonego pojęcia. Ja tam wolę grać w tą zarypista gierkę, zamiast FPSy liczyć… Zazdrość się z ciebie wylewa że aż żal

    23. Zazdrość? Jakbym kupil grę za 200zl i mial ogladac szatkowanie przy wybuchach, to bym zadal zwrotu pieniedzy, bo to jest zenujace. Zrobili z Was stado baranow ktorym mozna wcisnac wszystko, jak tylko wyda sie dosc kasy na marketing. Dno. Dlatego dzieki za beta-testy, poczekam na pelna wersje w fullhd i 60fps 😉

    24. @TommyTheTiger|To na czym ty grasz że masz „szatkowanie przy wybuchach”? A nie sorry ty w ogóle nie grasz, a info czerpiesz pewnie z palca albo z YT. Brawo!!!

    25. Grałem przez chwilę i widziałem. Poza tym są testy pokazujące framerate który ledwo trzyma się 30 przy normalnej grze.

    26. Witam Wszystkich Bardzo Serdecznie:D Dzisiaj zauważyłem że serwis [ link zabroniony przez regulamin forum ] ogłosił konkurs w której wygrać możne darmowe Egzemplarze GTA V : ) Bardzo dobry chwyt moim zdaniem na przykucie uwagi i zachęcenie młodzieży do częstszych odwiedzin serwisu 🙂 Zapraszam do zabawy : http:giercuj.org/l9vf)|Pozdrawiam : )

    27. Witam Wszystkich Bardzo Serdecznie:D Dzisiaj zauważyłem że serwis [ link zabroniony przez regulamin forum ] ogłosił konkurs w której wygrać możne darmowe Egzemplarze GTA V : ) Bardzo dobry chwyt moim zdaniem na przykucie uwagi i zachęcenie młodzieży do częstszych odwiedzin serwisu 🙂 Zapraszam do zabawy : http:giercuj.org/l9vf |Pozdrawiam : )

    28. @TommyTheTigerhttp:i4.dobramama.pl/e5fba0afe505f0642f57d08731ffc7fc/masc%20na%20bol%20dupy.jpg|Polecam. Produkt specjalnie dla Ciebie 🙂

    29. @Tommy Ależ z ciebie płytki leszcz, naprawdę lekkie spowolnienia podczas dużych eksplozji mają dla ciebie tak wielkie znaczenie? No pokaż te testy, daj linka czy coś hehe. Grałeś przez chwilę i widziałeś? Miałeś okulary założone? Jesteś pewnie że to była ta gra? Ja ukończyłem, teraz masteruję do 100% i tyle, a ty jak spokojnie poczekasz aż wyjdzie twoja wymarzona wersja, boy nie byłą taka jak GTA IV, co nie 😉 Obaj wiemy jak to jest Tomuś, ty i twoje cudowne windows 8 😉

    Dodaj komentarz