Często komentowane 19 Komentarze

Inversion – recenzja

Inversion – recenzja
O synergii mówimy wtedy, gdy poszczególne elementy stanowią całość lepszą, niż wynikałoby to z wartości jej składowych. Inversion jest natomiast przykładem na to, że istnieje również zjawisko odwrotne. Przekonuje - CormaC.

Inversion
Dostępne na: PC, PS3, X360
Testowano na: PS3

Nowa produkcja studia Saber Interactive (zaprawionego w robieniu przeciętnych strzelanek, o których nie warto pamiętać) to kolaż fajnych pomysłów z fajnych gier. I w porządku – nie jestem orędownikiem oryginalności za wszelką cenę, mogę po raz setny ratować ludzkość przed najeźdźcami, strzelając do nich zza osłon, pod warunkiem, że będę to robił z przyjemnością. Sabrystom przydałby się jednak kalkulator, bo udało im się dodać sprawdzone i chwalone gdzie indziej pomysły tak, że po znaku równości wyraźnie czegoś brakuje.

Czołem w blat
Tuż przed rozpoczęciem pisania tej recenzji wystrzeliłem ostatni nabój w innym shooterze – Spec Ops: The Line. Jakkolwiek pretensjonalnie i górnolotnie by to nie zabrzmiało, wirtualny pobyt w Dubaju uświadomił mi – jako wyjątek od reguły – że historie opowiadane przez większość tytułów to kompletnie bezwartościowe śmieci. Inversion jest uosobieniem fabularnej nędzy, która przelatuje przez głowę, nie pozostawiając po sobie śladu, może poza chwilą umysłowej niestrawności. Mamy oto dwóch gliniarzy: głównego bohatera Davisa Russela i jego latynoskiego partnera Leo Delgado. Nagle znajdują się oni w samym środku inwazji Lutadorów – cudacznych agresorów rodem z Fallouta, dzikusów bełkoczących w narzeczu będącym sprymitywizowaną pochodną angielskiego, lecz o dziwo, kontrolujących siłę grawitacji za pomocą zaawansowanej technologii. Tuż przed wybuchem chaosu Russel karmi swojego kolegę farmazonami o tym, jak ojcostwo zmienia człowieka, a tak się składa, że Lutadorzy wybrali na inwazję dzień urodzin jego córki. Ludzkość zostaje błyskawicznie rzucona na kolana i zniewolona, a przyjaciele uciekają z obozu jenieckiego, by odnaleźć Kasię, Basię, Zuzię czy jak tam nazywa się mała Russelówna, i zapewne złożyć jej spóźnione życzenia. Po drodze spotykają oczywiście bojowników z ruchu oporu.

Widać, że scenarzyści z Saber Interactive napięli się jak gumka w majtkach, by nadać historii ludzki wymiar i zaangażować gracza emocjonalnie, ale… no dajcie spokój. Mycie zębów porusza mnie bardziej niż przekazywana w drętwych, okraszonych tandetnymi dialogami cutscenkach papierowa tragedia Russela. Warto jeszcze wspomnieć o zaskakującym zwrocie akcji, który powoduje opad szczęki, rąk i wielokrotnie czoła na blat.

Bossowie z recyklingu

Od strony rozgrywki Inversion to w zasadzie Gears of War, tyle że doprawione gwizdniętymi z Half-Life’a 2, PreyaDead Space’a elementami (o których opowiem za chwilę). Rdzeniem jest tu przemykanie od osłony do osłony – również charakterystycznym „reporterskim” sprintem – i zabijanie wszystkiego, co także przemyka, a nie jest twoim partnerem. Bronie są do cna sztampowe, nie dają poczucia mocy (za to strzelba niesie, że ho, ho), walka wręcz jest nędzna, a potyczkom brakuje intensywności i soczystości, za które fani uwielbiają arcydzieło Epica. Jedyną silną emocją, jaką wywołało we mnie Inversion, była głośno werbalizowana furia, gdy pod koniec kampanii gwałtownie wzrósł poziom trudności w starciu z bossem (grałem na „normalu”). Nie dość, że raz za razem ładowałem poprzedzający je punkt kontrolny, to jeszcze dowiedziałem się – tak, dopiero w tym momencie – że mój sterowany przez AI kompan może paść, a wtedy trzeba go podnieść.

Skoro już zahaczyłem o temat bossów, dodam, że twórcy każą kilkakrotnie walczyć z takimi samymi „szefami”. Wspomniany przed chwilą frustrujący pojedynek był trzecim z grubasem posyłającym na RusselaDelgado zastępy zzombifikowanych niewolników. Wcześniej miałem natomiast okazję dwukrotnie pokonać delikwenta zamkniętego w pancerzu wspomaganym. Słabizna.

Improwizacje zaplanowane

Zapożyczony z GoW patent na zabawę w chowanego wzbogacony jest różnymi igraszkami z grawitacją. Gliniarze na dość wczesnym etapie znajdują wykorzystywane przez Lutadorów urządzenie zwane Grav­linkiem. Za jego pomocą można unosić obiekty w powietrze, przyciągać je do siebie i ciskać nimi. Da się również oddziaływać na przeciwników, np. powodując, że „wypływają” zza osłon jak po użyciu mocy biotycznej w Mass Effekcie. Drugim trybem działania gadżetu jest zwiększanie siły ciążenia na wskazanym obszarze. Niestety w opisie i wyobraźni jest to wszystko fajniejsze niż w rzeczywistości, głównie dlatego, że operowanie tym narzędziem jest ślamazarne. Łatwiej i szybciej jest zwyczajnie zatruć wroga ołowiem, niż pod ostrzałem najpierw jednym przyciskiem unieść samochód w powietrze, następnie innym „złapać na smycz” (potencjalnie chwytając za pierwszym razem nie to, co trzeba), wycelować i pchnąć w kierunku nieprzyjaciela. Ja korzystałem z Gravlinka właściwie tylko w sytuacjach, gdy projektanci nie dali mi innego wyboru.

Zawiodą się ci, którzy liczą, że efektowna zabawka jest punktem wyjścia do interesujących łamigłówek przestrzennych – nie jest. Ot, czasem uniesie się śmieci blokujące przejście lub zwiększając siłę ciążenia, zerwie z haka kontener i stworzy w ten sposób osłonę przed ostrzałem. Należy podkreślić, że swobody w tym tyle co nic, bo gra wyraźnie sygnalizuje, kiedy i jak trzeba „zaimprowizować” jakąś akcję z użyciem Gravlinka.

Z pozdrowieniami od Isaaca

Wspominając o powinowactwie InversionDead Space’em, miałem na myśli pojawiające się kilkakrotnie fragmenty, w których RusselDelgado, pozostając w stanie nieważkości, chwytają się różnych konstrukcji oraz gruzu i prowadzą zza nich ostrzał. Wtedy walka Gravlinkiem wygląda tak, jak powinna – ponieważ obiekty już dryfują w przestrzeni, można je szybko złapać i cisnąć w oprycha. Przebłyski tego, czym Inversion mogłoby być, najlepiej jednak widać, gdy zmiany grawitacji powodują „obrócenie” lokacji. Bohaterowie wskakują wtedy np. na ścianę budynku, która staje się podłogą, i strzelają do oponentów atakujących z innej płaszczyzny, bo wciąż biegających np. po ulicy. W Preyu bardzo mnie to bawiło i tu jest tak samo, tyle że takich momentów jest za mało – pojawiają się w całej kampanii kilka razy, a uważam, że wokół tego pomysłu powinna – nomen omen – obracać się cała gra.

Gears of Resistance 3

Wymagałoby to jednak od projektantów poziomów nieporównywalnie większego wysiłku i kreatywności, bo mapy w Inversion są dokładnie takie, jakich można się spodziewać po produkcji małpującej Gears of War pod względem rozgrywki, a Resistance 3 w zakresie fabuły – ulice obróconego w ruiny miasta, wnętrza zdewastowanych budynków, jakieś bazy, a wszędzie wygodnie porozstawiane osłony. Uczucie déjà vu potęgowane jest przez fakt, że Inversion brak tożsamości również w zakresie stylu graficznego i wpada ona w głębokie koleiny ponurego, szaroburego, „spranego” science fiction. Nadmienię, że konsolowe wersje z opóźnieniem wyostrzają tekstury, przez co na ekranie czasem pojawia się kompletne „mydło”, szczypiące w oczy szczególnie podczas cutscenek.

Inversion nie jest tytułem złym, tylko bezbarwnym. To przyzwoita rzemieślnicza robota, która nie rozłazi się w szwach (pomijając żenującą fabułę) i na którą można rzucić okiem, jeżeli w zasięgu ręki nie leży nic lepszego. Boli tylko to, że miała zadatki na coś o wiele lepszego.

Ocena: 6.0

Plusy

  • sprawna rzemieślnicza robota
  • oparta na fajnych pomysłach
  • Minusy

  • żenująca fabuła i drętwe cutscenki
  • ciekawe patenty wykorzystuje w minimalistyczny sposób
  • brak indywidualnego charakteru
  • recykling bossów
  • pop-in tekstur w wersjach konsolowych
  • 19 odpowiedzi do “Inversion – recenzja”

    1. O synergii mówimy wtedy, gdy poszczególne elementy stanowią całość lepszą, niż wynikałoby to z wartości jej składowych. Inversion jest natomiast przykładem na to, że istnieje również zjawisko odwrotne. Przekonuje – CormaC.

    2. Według mnie, gra jest na prawdę niezła. To mniej więcej takie Gears of War + zabawa z grawitacją… Czyli = Więcej niż Gears of War! Jak to już powiedział TotalBiscuit, co ma w sobie Gears of War, co czyni go lepszym od Inversion? Absolutnie nic. Tak więc, z radością wydam pieniądze raczej na Inversion, niż na całą trylogię Gears of War. Nawet, gdyby były w tej samej cenie, amen. 9/10. PS: Czy ktoś jeszcze zauważył, że czcionka jest z Mass Effecta? PS2: Pozdrawiam i Polecam, Franciszek Piotrowski.

    3. Czyli wychodzi na to, że faktycznie jest to gra pokroju TimeShifta, w którego grało mi się naprawdę przyjemnie, jednak nie jest to gra AAA. Jak będzie w jakiejś taniej serii – biorę.

    4. @skarseld Chyba tej recenzji nie przeczytałeś ze zrozumieniem 0_0,fabułą kuleje,a i same zabawy z grawitacją nie są dobrze zrobione,Gears of War ma zdecydowanie lepszy system krycia się za osłonami,lepsze uniwersum z ciekawymi postaciami + świetny multiplayer.To co wymieniłem sprawia że gra jest lepsza,to i wiele innych rzeczy,Inversion przy GOW jest zwykłą podróbką,”kopią” tylko że w o wiele gorszym wykonaniu.

    5. @Adorianu Przeczytałem recenzję już w piśmie, a samą grę aktualnie przechodzić zaczynam, oglądałem też filmik TotalBiscuit’a. Jeśli nie grałeś, nie oceniaj. To jest na prawdę o wiele lepsza gra od GoWa. Ale Ty, jak każdy Polak, pewnie wiesz najlepiej… Well, i don’t give a shit.

    6. Ludwess- hahahahaha Ja nie mogę najpierw sugerujesz skarseldowi, że nie grał w GoWa i się nie zna, a później wypominasz mu, że on sugeruje wszystkim, że się nie znają.

    7. @skarseld – Co ma GoW czego nie ma Inversion? Aktywne reloady, oryginalne bronie, dobre postacie, ciekawą fabułę, orygialnych przeciwników i bossów, nietypowe etapy, spójny klimat i jeszcze kilkanaście innych rzeczy.|A wszystko, co ma do zaoferowania Inversion zostało nieudolnie zerżnięte z GoWa i innych gier.|I tak, grałem w Inversion i Gears of War.

    8. @Ludwess – Grałem w 1 i 3 – obie słabe, fabuła bez polotu, nudny gameplay, szarobura grafika… |A Ty grałeś w Inversion, że mówisz? Kto mówił, że jak się ze mną nie zgadzasz, to się nie znasz? Mówię tylko, że pewnie nawet w Inversion nie grał, a się wypowiada. @Sergi – Hmmm, Twoja opinia, skoro grałeś w obie gry, to spoko. 😉 Według mnie, Inversion bije na głowę GoW’a pod każdym względem, łącznie z fabułą…

    9. PaladynKopacz 17 sierpnia 2012 o 18:21

      byłem zbyt leniwy by obrócić pismo więc chodziłem wokół niego

    10. Dla mnie gra na 7. Lekko byłem zaskoczony fizyką gry – była zaskakująco dobra. A co do fabuły – podobała mi się, w szczególności to zakończenie, którego się nie spodziewałem.

    11. zauwazylem, ze jak recka jest robiona taka na hop, to nikt sie nie cche podpisac i jest zawsze jako cdaction:P

    12. a nie sorry, jest cormack 😛

    13. recka krotka. ale podsumowanie zacne:P

    14. GOW ma szaroburą grafikę bo akcja dzieje się w zrujnowanych lokacjach dotkniętych przez wojne dziwne jakby wszędzie było kolorowo,w dodatku w GOW3 grafika jest znacznie żywsza,więcej jest kolorów także i zarzut marny.Nudny gameplay? ciekaw gdzie,i ciekawe co takiego mniej nudniejszego nma Inversion skoro pobiera on pomysły z GOWa tyle że wykonanie jest o wiele gorsze,choćby system osłon,czy podobny karabin gdzie w GOW masz przyczepioną wielką piłe mechaniczną a w Inversion wielkie ostrze,w dodatku karabin

    15. z GOW dzięki temu stał sie rozpoznawalny przez graczy.A w Inversion? cóż marna podróbka,do tego dźwięk broni marny.GOW fabularnie może nie jest wybitny,ale co widać po recenzjach Inversion kuleje pod tym względem o wiele gorzej.”Inversion jest uosobieniem fabularnej nędzy, która przelatuje przez głowę, nie pozostawiając po sobie śladu,”.Przypomne plusy GOW:| |wyważona, dynamiczna i zróżnicowana kampania| krajobrazy planety Sera| kapitalny multiplayer oraz kooperacja dla 4 osób| w 200% spełnia oczekiw

    16. ania| ogromna zawartość, która starczy na miesiące.To twoja subiektywna ocena co jest lepsze,jednak skoro GOW jest tak znany i lubiany przez graczy na całym świecie,gra dobrze sie sprzedaje,to chyba jest to jakiś znak hę?,zwyczajnie obiektywnie oceniając obie gry, GOW ma o wiele więcej do zaoferowania i w o wiele lepszym wykonaniu.

    17. @Adorianu – Zróżnicowanie w GoWie? Gdzie, bo nie widziałem? :facepalm: xD |Krajobrazy? A, te inne odcienie szarości?|Nie gram nigdy w multi, a co-op faktycznie był świetny. |GoWa przeszedłem w 2 dni na część + ze 2 dni się pobawiłem w hordzie. Razem 8 dni. To nie jest wiele miesięcy. Inversion przechodziłem w SZYBSZYM tempie, a zajęło mi to 3 dni. Potem pobawiłem się trochę w multi i przeszedłem jeszcze raz – Razem 5 dni. I tak, przeszedłem jeszcze raz, bo w przeciwieństwie do GoW’a, jest po co – świetny fe

    18. eling broni (SHOTGUN I SNAJPERKA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!), oraz wcale nie taka zła fabuła. Tak więc – kwestia gustu. Ale ja nie lubię CoD’a i Battlefield’a, a za to podoba mi się Afterfall: InSanity, Homefront, RE: ORC i Divinity 2. Jestem dziwny.

    19. Zróżnicowanie w Gearsach jak najbardziej jest – miasta, jaskinie, góry, wnętrze potwora, podziemne miasta, jeziora, laboratoria, pociągi itd. itd. Ale jak przechodziłeś biegiem to faktycznie, mogłeś nie zauważyć.

    Dodaj komentarz