23
21.02.2011, 14:29Lektura na 12 minut

Killzone 3 - recenzja

Killzone to nie tylko doskonałe słowo na tytuł FPS-a. To także potężna marka w repertuarze Sony, której inne platformy mogą tylko zazdrościć. Tym bardziej że jej trzecia odsłona przebija niemal wszystko, co w ostatnich latach pojawiło się w gatunku strzelanek z widokiem z perspektywy pierwszej osoby. Jutro premiera. Dziś recenzja. Poleca: enki.


CD-Action

Killzone 3
Wersja testowana: PS3, j. polski
Twórcy: Guerrilla Games

Fabuła Killzone’a 3 rozpoczyna się tam, gdzie kończy się poprzednia część. Helghan – niegościnna planeta i dom twardych jak dno suchego jeziora Helghastów – jest świadkiem końca inwazji ziemskich (czyt. „tych dobrych”) sił ISA. Gdy dołączamy do bohaterów poprzedniej odsłony – Tomasa „Seva” Sevchenki i Rico Velasqueza – pył bitewny wciąż unosi się wysoko w powietrzu, podobnie jak radioaktywna chmura nad zbombardowaną stolicą planety, Pyrrusem. Odpowiedzialny za atak jądrowy na własny dom martwy przywódca Helghastów Visari jeszcze ciepły leży na posadzce swego pałacu. Jego śmierć niczego jednak nie rozwiązuje, a wręcz pogłębia szambo, w którym znajdują się bohaterowie wraz z nielicznymi pozostałymi przy życiu żołnierzami ISA.

Chaotyczna ewakuacja z planety niedobitków zatrzymanej ofensywy rozpocznie się lada chwila i daleko stąd. Kto może, już teraz daje dyla, nie czekając na nikogo. Tymczasem na najwyższych szczeblach władzy Helghanu rozsierdzona rada pomarszczonych gargameli (bo tylko tacy najwyraźniej mogą dostąpić zaszczytów przebywania w majestacie imperatora) stalinowskim głosem i twarzą admirała Orlocka domaga się od wojska zdwojenia wysiłków mających na celu schwytanie odpowiedzialnych za śmierć ich ukochanego przywódcy. Nagonkę czas zacząć.

Choć scenariusz nie wyłamuje się ze schematów opowieści o twardych facetach, którzy swoje dni spędzają, przeplatając czyny bohaterskie z szalonymi, nie mam zamiaru psuć fanom przyjemności poznawania go na własną rękę. Bez skrupułów wspomnę jednakże o tym, że nasz drugi „tour de Helghan” nie ograniczy się do brunatnych ruin Pyrrusa i okolic, ale zaprowadzi w inne równie niegościnne i dające w kość miejsca. A wszystkie piękne jak z obrazka.

Pocztówka z Helghanu
Choć trudno w to uwierzyć (a tym bardziej przekazać słowami), Killzone 3 jest o klasę ładniejszy od wszystkich FPS-ów wydanych na obecną generację konsol. Nie wliczając Killzone’a 2, którego jego następca wizualnie przebija „jedynie” o klasy pół. Dawno nie zdarzyło mi się w przerwach pomiędzy ostrym strzelaniem przystawać na chwilę, by rozglądać się i podziwiać bogactwo świata, żywe barwy i masę drobnych detali, które czynią z gry Guerrilla Games tak naprawdę jeden wielki, ruchomy artwork. Jak to jest, że skromne holenderskie studio jako jedyne na świecie potrafi tak oświetlić i oteksturować zwykły zbiór wielokątów, że wychodzi z tego graficzne arcydzieło, podczas gdy reszta branży jest daleko w tyle?

I to niezależnie od tego, czy mówimy o brunatnym złomowisku, białobłękitnym lodowcu czy mieniącej się wszystkimi barwami tęczy helghańskiej dżungli. Ta ostatnia zresztą – jako żywo przypominająca gąszcze Pandory, a jednocześnie mająca swój niepowtarzalny urok – to moja ulubiona sceneria w całej grze. Także dlatego, że niespieszny, „napadalsko-zbójecki” charakter rozgrywającego się w jej trzewiach rozdziału sprzyja kontemplacjom równie pięknej, co krwiożerczej fauny i flory.

Nie tylko piękne scenerie jednakże wykonują podczas gry przyjemny masaż oczu. Dobrze nadają się bowiem do tego także... Helghaści. Zakuci w hełmy twarde jak ich charakter, świecący oczami na czerwono synowie Helghanu to widok piękny, ale i złowieszczy. Od zwykłych trepów, przez snajperów, ogniomiotów, ciężkich rakietników, zwinnych łowców głów, po jednostki wyposażone w jetpacki ikoniczni dla serii przeciwnicy wciąż dają radę. Jakąż dziecięcą radość przeżywałem za każdym razem, gdy headshotem udało mi się strącić temu czy owemu hełm z łysej glacy. A już na pewno z mniejszą sympatią patrzyło mi się na facjaty Seva i Rico w cut-scenkach niż na zbliżenia helghańskich masek podczas długich i soczystych animacji egzekucji w walce wręcz.

Raz na wozie, raz w nawozie
Podczas gdy rozgrywka w Killzonie 2 była niemal nieustającą – a przez to miejscami męczącą – orgią maszynowego ognia, „trójka” zapewnia lepsze zbalansowanie i różnorodność rozgrywki. Wciąż oczywiście prym wiedzie sieczka z gnatem w garści. Karabiny szturmowe, strzelby, snajperki – znajdziesz tu wszystko, co powinno być w każdym mięsistym shooterze. Łącznie z umieszczonymi gdzieniegdzie na stojakach minigunami, które można zdjąć i schować za pazuchę do późniejszego użytku. Do tego dochodzą wyrzutnie rakiet kierowanych i niekierowanych, miotacz ognia, gwoździownica z wybuchową amunicją oraz rozkładające żywą tkankę na cząsteczki działo petruzytowe. Plus kiść granatów oraz nóż, którym raz wietrzymy przeciwnikowi tchawicę, raz z kolei grzebiemy w oczodole. Chyba że wróg jest szybszy. A często bywa, o czym za chwilę.

Kiedy zmachamy się już walką na piechotę, czeka na nas sporo innych zabawek do przetestowania. Jest więc standardowe ostrzeliwanie się z uciekającego czołgu, ale w pewnym momencie dane jest nam zasiąść za kierownicą solidnie uzbrojonego, szybkiego śnieżnego łazika. Gdy sytuacja tego wymaga, bierzemy w obroty całkiem potężnego mecha, a walcząc na lodowcu, pomagamy sobie odrzutowym plecakiem wyposażonym w dwa karabiny maszynowe. Sam jetpack nie daje nam co prawda możliwości swobodnego lotu, a jedynie wykonywania wysokich i długich skoków, niemniej i to pozwala wprowadzić do swojego repertuaru kilka nowych zagrań taktycznych.

Wreszcie chwilę wytchnienia dla kciuków (ale nie dla nerwów) daje wspomniany przeze mnie rozdział w helghańskiej dżungli, gdzie przemieszczamy się chyłkiem z nosem w wysokiej trawie i palcem na spuście pistoletu z tłumikiem. I gdzie patrolujący teren Helghaści nie są bynajmniej jedynym zagrożeniem.

Helghaści na suplach
Osobiście nie lubię niekonsekwencji w poziomie trudności, kiedy jeden etap wyraźnie daje w kość w grze, która do tego momentu była łatwa. Z Killzone’em 3 nie ma takiego problemu – jest trudny od samego początku do końca. I chwała za to Holendrom, bo przechodzenie z marszu takiego Black Ops czy Medal of Honor – choć przyjemne – nie pozwala tym tytułom na dłużej wbić się w pamięć czy po prostu dać satysfakcji z ukończenia gry.

Na normalnym poziomie trudności niezahartowanego w bojach gracza Killzone 3 zjada na śniadanie. Sev jest istotą dosyć delikatną i by go położyć, wystarczy ledwie sekunda skoncentrowanego ostrzału. Helghaści mają niezłego cela, a nawet jeśli schowamy się za przeszkodą terenową (jest od tego odpowiedni przycisk), bez problemu wrzucą nam za kołnierz granat. Pomimo że dzięki świecącym się na czerwono oczom są stosunkowo łatwi do zidentyfikowania na średnim dystansie, bogactwo i szczegółowość scenerii sprawiają, że miejscami trudno ich wypatrzyć od razu. A wtedy pif-paf i łup o glebę.

Pół biedy, gdy wraz z nami są sojusznicy (przeważnie Rico). Wówczas – jeżeli tylko sytuacja na to pozwoli – możemy zostać wskrzeszeni (i vice versa, my też możemy wskrzeszać), po czym kontynuować dawanie ciała. Na poziomie normalnym („Trooper”) gra pozwala na trzykrotne wgryzienie się w chodnik, zanim nie da się już nas ocucić. Często przy ostrzejszej wymianie ognia wystarczy na to dziesięć sekund. Śmierć jest więc tu częścią składową zabawy i bynajmniej nie należy się jej bać ani specjalnie na nią wkurzać. Tym bardziej że punkty zapisu są rozmieszczone często i zazwyczaj kompetentnie. Mnie, dla przykładu, gra podczas przechodzenia kampanii naliczyła około półtorej setki zgonów. I wciąż bawiłem się świetnie, a i starczyło mi jej na dłużej. Zatem zachęcam, ale też ostrzegam.

Ostatecznym dowodem na to, iż kampania w Killzonie 3 jest wielka (i nie chodzi mi o jej długość, która zależy w dużej mierze od poziomu trudności i która mimo to zamyka się w jednocyfrowej liczbie godzin), jest fakt, że nie trzeba jej przechodzić samodzielnie. Możliwa jest bowiem gra w dwuosobowej kooperacji na podzielonym ekranie, a w kupie – jak wiadomo – zawsze raźniej.


Redaktor
CD-Action
Wpisów1138

Obserwujących0

Dyskusja

  • Dodaj komentarz
  • Najlepsze
  • Najnowsze
  • Najstarsze