Mass Effect 3 – recenzja

Mass Effect 3
Dostępne na: PC, X360, PS3
Testowano na: PC
Wersja językowa: PL (napisy)
Na początek postawmy sprawę jasno: choć EA I BioWare zapewniało, że w Mass Effect 3 mogą grać także ci, którzy nie znają poprzednich części serii, to w rzeczywistości choćby pobieżne zaznajomienie się z nimi jest jednak wskazane. Dla tego, kto nie zaliczył „jedynki” i „dwójki” pewne wątki mogą okazać się niezrozumiałe (np. co dokładnie łączy Sheparda z Cerberusem czy też kim tak naprawdę są Zbieracze). Jednocześnie warto dodać, że choć gra nawiązuje do książek osadzonych w świecie Mass Effect, to ich znajomość nie jest w ogóle potrzebna – choć oczywiście ci, którzy je przeczytali, będą w stanie odnaleźć pewne smaczki.
Masa efektów
Początek fabuły był już przez BioWare „opowiadany” przy wcześniejszych zapowiedziach gry, więc teraz o nim krótko. Żniwiarze – rasa potężnych maszyn, które nawiedzają galaktykę co kilkadziesiąt tysięcy lat, by oczyścić ją z istot organicznych zamykając tym samym kolejny kosmiczny cykl – zabierają się za swoją ponurą robotę, a za swój pierwszy cel obejmują Ziemię: ojczystą planetę komandor(a) Shepard(a). Szanse na pokonanie tego zagrożenia są nikłe – wygraną przynieść może tylko zebranie gigantycznej floty złożonej z sił zbrojnych wszystkich rozumnych ras galaktyki, a także skonstruowanie i użycie Tygla – broni, której schematy zostały ukryte przez protean na Marsie. We wszystko wplątuje się jednak Człowiek Iluzja wraz ze swoją organizacją Cerberus – ma własne plany związane ze Żniwiarzami, niekoniecznie zbieżne z tymi, jakie ma cała reszta galaktyki.
Taka fabuła to idealna wymówka dla BioWare, by po raz kolejny zastosować schematy znane z innych produkcji studia – schematy, od których nie udało się odejść Kanadyjczykom także w Mass Effect 3. Podobnie, jak choćby w Dragon Age: Początek, główne zadanie bohatera sprowadza się do jednego: zebrania armii poprzez nawiązywanie sojuszy z najważniejszymi rasami (tam Fereldenu, tu galaktyki). Wiąże się to z wykonywaniem zadań zlecanych przez ich przedstawicieli. Trzeba jednak przyznać, że mimo tej dość standardowej konstrukcji fabuła Mass Effecta 3 odpowiada na większość pytań nurtujących fanów. Nie chcę powoływać się na konkretne przykłady, bo mógłbym popsuć komuś zabawę (a byłaby to zbrodnia!), ale w trakcie gry wyjaśniane zostają niemal wszystkie wątki rozpoczęte w poprzednich częściach serii.
Na szczęście – choć każdy weteran „gier RPG od BioWare” – szybko te schematy wypatrzy, nie przeszkadzają one w grze. A to dlatego, że wszystko jest tutaj „epickie do kwadratu” – na każdym kroku czuć, że robimy rzeczy niezwykłej wagi, od których zależy los miliardów istnień. Jak na przykład w misji na księżycu Palavenu, w której Shepard pomaga turianom w walce ze Żniwiarzami pośród wojennej zawieruchy – jesteśmy tu nie tylko my i nasza kompania, wokół toczy się bowiem regularna wojna. A wszystko dzieje się na tle płonącego w oddali Palavenu… Coś niesamowitego! Albo w misji na Tuchance, gdzie Shepard w widowiskowy sposób pokonuje gigantycznego Żniwiarza. A to tylko ułamek tego, co nas czeka w grze. W czasie poszukiwania sojuszników do walki ze Żniwiarzami wraz z Shepardem zwiedzimy kilkanaście planet. Więcej czasu niż w „dwójce” spędzimy też na Cytadeli, która została teraz podzielona na sześć mniejszych lokacji.
„Epicki” charakter całej przygody potęgowany jest przez skrypty, które w wielkim stylu pojawiają się w Mass Effect 3. Nie jest to może (na szczęście!) poziom Call of Duty czy Battlefielda, ale rozwiązanie to pozytywnie podkręca tempo akcji. Przekonać się o tym można już w pierwszej misji, gdy Shepard ucieka z zaatakowanej przez Żniwiarzy Ziemi: przemy do przodu, a wokół wszystko się wali. Dosłownie! Albo w zadaniu na rodzinnej planecie asari, gdzie Shepard wraz ze swoją ekipą stara się przedrzeć do celu, pod ostrzałem ciężkiej artylerii. Najbardziej wytrawni gracze RPG mogą kręcić na to nosem, ale takie oskryptowanie akcji wcale nie przeszkadza – wręcz przeciwnie. Po zwieńczeniu tak wyjątkowej trylogii spodziewałem się wielkiego tupnięcia. I nie zawiodłem się – m.in. właśnie dzięki skryptom.
Same misje – zarówno główne, jak i poboczne – są skonstruowane całkiem ciekawie. Przyznaję – duża ich część sprowadza się do walki (w coraz to nowych lokacjach), ale poza zadaniami zbudowanymi na schemacie poleć-pokonaj wszystkich-wróć jest tu wystarczająco dużo wyzwań, które czymś zaskakują i nie pozwalają nawet na chwilę nudy, Choćby misja, w której Shepard przenoszony jest… do rzeczywistości wirtualnej, gdzie musi rozprawić się z serwerem gethów – fragment ten budzi skojarzenia z Portalem lub zadaniami z Animusa z Assassin’s Creed: Revelations. Inną ciekawą odskocznią od normalnej rozgrywki są sekwencje senne, w których komandor słyszy głosy postaci, które pojawiały się we wcześniejszych częściach serii. Uzupełnieniem tradycyjnego podziału na questy głównie i poboczne są dwa kolejne rodzaje misji: „dostawcze” (polegają na dostarczeniu pewnych przedmiotów zleceniodawcom, nie wymagają nawet rozpoczęcia rozmowy, po prostu przechadzając się po Cytadeli Shepard usłyszy, że ktoś potrzebuje np. jakiegoś artefaktu) oraz takie, w których na zlecenie dowództwa Przymierza odbijamy z rąk Cerberusa konkretne planetarne bazy (te questy są o tyle ważne, że dzięki nim odblokowujemy mapy do co-opa).
Shepard i spółka
Jedną z największych zalet cyklu Mass Effect od początku była konstrukcja postaci – zapadających w pamięć, wyposażonych w bogatą osobowość. W Mass Effect 3 scenarzyści postanowili jeszcze bardziej przybliżyć nam znanych już, wydawałoby się, że dość dobrze, bohaterów. W trójce widzimy jednak, jakie piętno odcisnęła na nich wojna ze Żniwiarzami. Niektórzy nie wytrzymują ciążącej na nich presji albo świadomości tego, iż towarzyszą Shepardowi, podczas gdy ich rodzinne światy są niszczone i – na przykład – sięgają po alkohol. BioWare nie boi się też – co zresztą nie jest chyba zaskoczeniem – uśmiercać postaci, do których na przestrzeni dwóch poprzednich odsłon gracze zdążyli się przywiązać. Wojna wymaga ofiar i nie oszczędza nikogo…
W sumie na ekranie przewiną się niemal wszyscy bohaterowie z poprzednich części (zarówno pierwszo, drugo, jak i trzecioplanowe), a część z nich zasili szeregi ekipy Sheparda. Sama drużyna zmniejszyła się do sześciu osób, a jednym z nowych jej członków jest James Vega – pewny siebie i arogancki facet, początkowo niechętny komandorowi. Szkoda jednak, że ograniczono interakcje z towarzyszami: teraz przypomina to trochę sytuację z Zaedem i Kasumi z „dwójki” (postaciami z DLC), a więc rozmawiać z nimi możemy tylko w wybranych przez twórców momentach. Podobnie jest z większością NPC-ów w grze – zapomnijcie o pierwszej części, gdzie chodząc po Cytadeli można było porozmawiać z niemal każdą napotkaną postacią dowiadując się od niej czegoś ciekawego (gwoli uczciwości trzeba jednak dodać, że NPC dużo mówią „na głos” po prostu gdy obok nich przechodzimy). Tutaj rozmawiać można tylko z ważnymi dla fabuły bohaterami.
Jeśli już jesteśmy przy dialogach – wiadomo, że nad scenariuszem gry pracował cały zespół osób, ale zdaje się, że było w nim jakieś „najsłabsze ogniwo”, bowiem autora kilku rozmów powinno się oddać Żniwiarzom na mielonkę. Rozumiem, że Shepard, jako jedyna nadzieja galaktyki, ma prawo czuć się jak Bruce Willis w początkach swojej kariery, ale nie usprawiedliwia to niektórych jego odzywek, niezwykle kiczowatych i tandetnych. Jak chociażby rzucony w pewnym momencie przez komandora żart, że „Żniwiarze nie będą czekać i nie zrobią sobie przerwy na kawkę” (cytat niedosłowny). Facepalm. Na szczęście tego typu kwestie pojawiają się na tyle rzadko, że gubią się wśród innych, wyraźnie lepiej napisanych linii dialogowych.
Brzemię wyborów
Podczas gry Shepard musi często podejmować dwuznacznie moralne decyzje, od których zależy życie nie tylko towarzyszy komandora, ale także większych grup, nawet całych ras. Od tego, jak będziemy postępować, zależeć będzie nasza moralność, wahająca się między postawami „idealisty” lub „renegata”. Do znanego z poprzednich części schematu BioWare dorzuciło jednak coś jeszcze – neutralny pasek reputacji.
Jego punkty zdobywamy prowadząc rozmowy z mieszkańcami galaktyki i pomagając potrzebującym. Im jest on wyższy, tym większym szacunkiem darzą Sheparda napotkane postaci, co odblokowuje dodatkowe linie dialogowe. Nie trzeba więc być aniołkiem lub totalnym badassem, żeby uzyskać dostęp do dobrych i złych odpowiedzi, choć bycie skrajnym idealistą lub renegatem nagradzane jest pewnymi bonusami. Działa to bardzo sprawnie, aczkolwiek moim zdaniem jest nieco za bardzo „ukryte” – dopiero po kilku godzinach gry zauważyłem, że taki system rzeczywiście w grze funkcjonuje. Z drugiej strony twórcy mogli pewnie uznać, że w grach „role playing” powinno się rzeczywiście „wczuwać w rolę”, a nie sprawdzać co chwilę, jak zmienia się ten czy inny wskaźnik.
Na ostateczny kształt fabuły mają jednak wpływy nie tylko bieżące wybory, ważne są bowiem także decyzje z poprzednich części. A także – romanse. Może nawet za bardzo: w pewnych momentach można odnieść wrażenie, że gramy nie w grę action-RPG, a oglądamy jakiś kosmiczny melodramat. Przy okazji dodam, że rozwiązanie jednego z tego typu wątków może was bardzo, ale to bardzo zaskoczyć…
Żeby ogarnąć wszystkie możliwe warianty i wpływ podejmowanych decyzji, trzeba oczywiście przejść wszystkie (nie tylko trzecią) części serii kilkukrotnie, co jest świetną motywacją, by powrócić do przygód Sheparda jeszcze raz za jakiś czas – tym bardziej, że wiele wątków zdaje się mieć naprawdę interesujące, dobrze przemyślane alternatywy.
Galaktyka na barykady
Żeby wygrać ze Żniwiarzami potrzebne są nie tylko celne oko i zgrana drużyna towarzyszy – tym razem wyzwanie jest tak wielkie, że Shepard i jego ekipa potrzebuje wsparcia całej galaktyki. Stan tego wsparcia reprezentuje ilość tzw, zasobów wojennych. W ich skład wchodzą m.in. dane wywiadowcze, ludzie pracujący przy Tyglu (broni protean) oraz – najważniejsze – floty innych ras. Gromadzimy je wykonując zadania główne i poboczne, skanując planety w poszukiwaniu materiałów, grając w co-opie oraz zbierając dane w grze Mass Effect: Infiltrator (niestety w wersji, którą dostałem do recenzji dwie ostatnie opcje były zablokowane). Cały system bardzo fajnie wpisuje się w pomysł wielkiej galaktycznej wojny, a dzięki niezłemu zobrazowaniu ilości posiadanych aktualnie zasobów (podgląda się je w jednym z pomieszczeń Normandii) od razu wiemy, jakie mamy szanse w ostatecznym starciu. No i najważniejsze – do zebrania odpowiedniej siły militarnej wystarczy grać tylko w „singlu”. Nie ma więc mowy o takiej sytuacji, w której nie powstrzymamy Żniwiarzy, bo nie graliśmy w co-opa lub na iUrządzeniu. Będą to tylko alternatywne drogi do pozyskania odpowiednich środków, jeśli nie chcemy wykonywać questów pobocznych.
Również „w klimacie” zmieniono jedną z najbardziej irytujących rzeczy z „dwójki”, czyli mini-grę polegającą na skanowaniu planet. W Mass Effect 3 ta aktywność powraca, ale w znacznie przyjemniejszej dla gracza formie. Tym razem nie trzeba odwiedzać każdej planety w nadziei na pozyskanie przydatnych surowców, zamiast tego wysyłamy po prostu sygnał, który wykrywa, czy na danym świecie jest coś ciekawego. Jeśli tak – wysyłamy na niego sondę. Trzeba tylko uważać – naszą wzmożoną aktywność mogą wykryć Żniwiarze, a wtedy nie pozostaje nam nic innego, jak uciekać przed nimi, manewrując odpowiednio Normandią w oddzielnej mini-grze. A skoro już mowa o mini-grach- zrezygnowano z hakowania, łamania zabezpieczeń i otwierania zamków – teraz dzieje się to automatycznie. Trochę szkoda, bo było to miłe urozmaicenie rozgrywki.
Strzelaj… RPG-owo
Wielu graczy zarzucało BioWare, że jeśli chodzi o serię Mass Effect w nazwie gatunku „action-RPG” większy nacisk stawia na „action” niż RPG. W „trójce” miało być inaczej i rzeczywiście jest.
Powraca oczywiście znany już podział na klasy – Shepard (i jego towarzysze) może należeć do jednej z sześciu profesji (m.in. żołnierz, czy biotyk). Ponownie każdy z bohaterów posiada kilka umiejętności, które może rozwinąć do maksymalnie szóstego poziomu. Na czwartym musimy zdecydować się na jeden z dwóch wariantów danej mocy, znacząco się od siebie różniących. Najważniejsze jednak, że różnice pomiędzy kolejnymi levelami rozwijanych skilli są rzeczywiście widoczne i mają spory wpływ na przebieg starć.
W walkach nie wystarczy przeć przed siebie – tutaj metoda „na Rambo” skończy się natychmiastową śmiercią. By przetrwać, Shepard musi chować się za osłonami, a także robić uniki przed rzucanymi przez wrogów granatami (może się turlać). Kluczowe jest też korzystanie z mocy towarzyszy – np. przeciwnika z tarczą Liara musi potraktować odkształceniem, co wystawi go na atak z broni palnej. Nowością w serii jest „wielopiętrowość” lokacji. Mapy złożone są z kilku poziomów, po których Shepard może się przemieszczać (np. po schodach lub drabince) – idealnym przykładem jest tutaj Akademia Grissoma. To także wpływa na bardziej taktyczny przebieg starć.
W grze Shepard i jego ekipa zmierzą się z dwoma grupami wrogów. Pierwszą są siły Żniwiarzy złożone głównie z „zombie” przedstawicieli różnych ras (m.in. turian i asari). Na drodze komandora staną też żołnierze Cerberusa, czasem pod celownik nawiną się też gethy. Wrogowie potrafią być bardzo sprytni – zachodzić od tyłu, flankować, rzucać granatami. Szkoda, że jednocześnie kuleje AI naszych sojuszników – czasem potrafią strzelać na ślepo lub nie reagować na obecność wroga. Mam też wrażenie, że developerzy kiepsko zbalansowali poziom trudności – czasem było zbyt łatwo, a po chwili „męczyłem się” z inną walką przez kilkanaście minut.
Przeciwników można likwidować kilkunastoma rodzajami broni, które można dodatkowo modyfikować w specjalnych terminalach porozmieszczanych w różnych punktach na mapach, a także na Normandii. Jest to jednak „ficzer”, który nie wpływa znacząco na rozgrywkę – ulepszanie posiadanych „zabawek” nie wpływa bowiem mocno na ich skuteczność. Równie dobrze można też zignorować walkę wręcz. W grze można wyprowadzać dwa ciosy – słabsze oraz mocniejsze za pomocą omni-ostrza (przytrzymując klawisz F). Tak naprawdę jednak do niczego ona się nie przydaje, poza sytuacjami, gdy jesteśmy otoczeni przez zombie – silniejsi przeciwnicy mają zazwyczaj tarcze, które trzeba przebić dwoma atakami, a do tego posiadają broń palną, z którą kontakt na bliski dystans jest zabójczy.
Piękna wojna
Pod względem graficznym po Mass Effect 3 nie spodziewałem się cudów – i nie zostałem zaskoczony. Gra hula na silniku Unreal Engine 3 i wizualnie nie różni się zbytnio od „dwójki”. Modele postaci są ładne i dosyć szczegółowe, szwankuje jednak trochę ich animacja (zwłaszcza w rozmowach, w których nie dodano żadnych nowych gestów). Można mieć też trochę uwag do niskiej rozdzielczości tekstur (szczególnie tekstury podłoży na niektórych planetach). Zdarzają się jednak czasem niczym nieuzasadnione spadki płynności (np. w Cytadeli). W grze są też pewne błędy czysto techniczne (kilka razy interfejs wybierania mocy nie odpowiadał, raz zdarzyło się, że Shepard wyleciał poza mapę…), ale zrzucę je na karb wersji, którą dostałem do testów – najprawdopodobniej zostaną one szybko naprawione.
Za soundtrack trzeciej części nie odpowiadał kompozytor poprzednich dwóch odsłon serii, Jack Wall. Jego miejsce zajął Clint Mansell, autor muzyki do takich filmów, jak „Czarny łabędź” i „Wróg publiczny”, który nadzorował prace nad ścieżką dźwiękową. Z tą zmianą wiązały się dość spore obawy fanów, ale uspokajam – tak naprawdę Mansell skomponował tylko dwa utwory, a nad resztą soundtracku czuwali Sam Hulick, Christopher Lennertz, Cris Velasco i Sascha Dikiciyan, którzy maczali palce w oprawie muzycznej poprzednich części. Muzyka trzyma więc poziom poprzedniczek i świetnie wpisuje się w „epickość” gry. Tam gdzie trzeba jest podniosła, zastosowano też kilka sprytnych chwytów, które powodują, że pokazywane sceny w połączeniu z muzyką chwytają za serce. Nieco inaczej jest z obsadą aktorską. Należę do tej nielicznej grupy graczy, którym pełna polonizacja drugiej części się podobała. Jako że Mass Effect 3 został spolszczony tylko kinowo, musiałem przerzucić się na oryginalne głosy. Są one oczywiście lepsze niż polski dubbing, aczkolwiek dość słabo wypada Mark Meer, aktor wcielający się w „męskiego” Sheparda.
Wojna wzywa
Mass Effect 3 to na pewno najbardziej widowiskowa część kosmicznej serii od BioWare – prawdziwe 'wielkie łupnięcie”, które naprawdę godnie kończy całą trylogię. Fabuła wgniata w fotel epickim charakterem i widowiskowymi scenami, w jakich bierzemy udział – a przy tym odpowiada na większość postawionych wcześniej pytań. Pokazuje również bohaterów z nieco innej strony, co jest wspaniałym ukłonem w stronę najwierniejszych fanów. Może nie udało się przebić fantastycznego Mass Effecta 2, ale na pewno poziom nie został zaniżony. Jeśli, zgodnie z ambicjami studia BioWare, Mass Effect ma być Gwiezdnymi Wojnami dla pokolenia graczy, Mass Effect 3 jest dokładnie „Powrotem Jedi” – nie lepszy, niż Mass Effect 2 (czyli tutejsze: „Imperium Kontratakuje”), ale nakręcony z większym rozmachem, przez ekipę która dokładnie wie, jak zrobić na fanach kosmiczne wrażenie. Nie pozostaje mi nic innego, jak wezwać was pod broń – Ziemia czeka: obrońmy ją przed Żniwiarzami!
Ocena: 9,0
—-
Plusy:
Minusy:
—-
P.S. Proszę o nie spoilerowanie fabuły w komentarzach. Nie psujmy zabawy tym, którzy jeszcze nie grali!
Czytaj dalej
449 odpowiedzi do “Mass Effect 3 – recenzja”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Oceny z metacritica można sobie o kant [beeep] rozbić, bo są manipulowane, co by nie mówić o zakończeniu, to sama gra jest świetna i spokojnie zasługuje na lepsze oceny niż dwie poprzednie części.
Kiedy Wy się ludzie nauczycie, że średnia ocen GRACZY na metacritic jest [beeep] warta?
No dobrze 3.6 to może i przegięcie (jak konflikt się uspokoi ocenię chłodnym okiem może nie będzie to 10 ale jeżeli zgadza się z tym co mówią recenzenci 7 jest realne), choć może dobrze oddaje frustrację gracza z kraju w którym bezpieczniej zaiwanić grę ze sklepu niż spiracić. Mnie na razie powstrzymuje przed zakupem gry. |Mam jeszcze pytanie czy największa bolączka dwójki – żenujący stopień trudności większośc walk została zwalczona?
Żenujący czyli za wysoki, czy za niski? Dla mnie był bardzo dobry
@kolas |W czym jest świetniejsza od poprzednich części?
Ale no bez jaj. Dziesiątka od Smugglera. Dalej nie mogę się pozbierać. Myślałem, że Smuggler to koleś, który wyzywa wszystko co się rusza. 🙂
Słaba gra.
http:i.imgur.com/3vhHp.jpg <- Bioware, so original and classy...
Naprawdę nie mam pojęcia czego po zakończeniu mogli oczekiwać ci, którzy są nim zawiedzeni. Jest naprawdę dopracowane, intrygujące, nieco metaforyczne i zmuszające do analizy
nie mogę się pozbierać po zakończeniu Mass Effect’a 3 …
@Marionetka1990|Smuggler beszta wszelką głupotę, wychodzi na to, że nie wszystko na tym świecie jest głupie ;]
manu22|Zdecydowanie za niski, grałem startując na twardzielu (prawie najwyższy) i nie miałem żadnych kłopotów. System osłon i przegięta regeneracja (dobrze że z małej ilości żywotności) swoje robiły. Najwyższy stopień trudności był dopiero akurat ale należałoby go przeskalować do weterana. Mass Effect pierwszy miał jedną drobną ale tak denerwującą wadę że pewnie do niego nie wrócę bez moda -> sterowanie łazikiem. Wszystkie misję z tym samochodzikiem sterowanym radiem były udręką. Poza tym lepsza od 2
@Maciejus92 [spoiler ALERT!] to wyjaśnij mi, dlaczego Joker opuścił orbitę Ziemi? Dlaczego na pokładzie Normandii jest załoga, która była na Ziemi? Dopracowane? Miesiąc temu Casey Hudson obiecywał „To nie jest klasyczne zakończenie, gdzie wszystko jest liniowe i dokonujesz wyboru między kilkoma rzeczami”, a jest wręcz odwrotnie – jedno zakończenie, jedynie kolorem promienia się różni. Tutaj link uświadamiający, że jest tylko 1 zakończenie – http:www.youtube.com/watch?v=nkieOvo6QDE
@KamciolCMG Ja też, takiej tragedii dawno nie pamiętam. Nie ma to jak kupować trzy odsłony serii, masę DLC, przechodzić każdą cześć praktycznie w stu procentach, wszystko w oczekiwaniu na genialne zakończenie serii, a tutaj dostajemy kilkuminutową bezsensowną konwersację z jakąś z tyłka wziętą postacią, pseudowybór trzech zakonćzeń które różnią tylko kolorem wybuchu i 3 minutowy filmik… BRAWO BIOWARE, nikt by tego lepiej nie spieprzył…
Myślałem, ze gra się po to, by grać, a nie po to, by skończyć grać…?
@Progeusz, w sumie racja, ale nie jest też czasem tak, że jak się obiecuje coś, to należy tego dotrzymać? Zwłaszcza, jeśli jest miesiąc do premiery gry i obiecało się unikalne zakończenia zależne od decyzji podjętych w poprzednich odsłonach. W zakończeniu miało widać konsekwencję każdego dużego wyboru, np. z Rakni, Kroganami itd. A tak to zakończenie jest „default”, obojętne na to co zrobiliśmy przez trzy gry. Przepraszam, jeśli egzekwowanie od kogoś, by dotrzymywał słowa jest passe, to już siedzę cicho.
@KamciolCMG, Wadziu mam to samo.|Cholercia, ależ trójka mną wstrząsnęła.. W całej serii były momenty radości, nerwy, i wzruszenie widząc martwych… bliskich ludzi. Zakończenie rozczarowujące, ale dające do myślenia.
Niestety mnie ten tytuł w ogóle nie zainteresował, swego czasu grało się w serie Might and Magic którą potrafiłem przejść po kilka razy. Nie rozumiem całego tego szumu w okół uniwersum tego tytułu, po włączeniu z przynudzania bym usnął. Nie żebym był jakimś „”Hajterem”” autentycznie głowa mi spadała…
@faren, akurat nie odnosiłem się do Ciebie, spokojnie ^^”|Nie do końca wiem co było w zapowiedziach, bo najpierw chcę przejść jedynkę i dwójkę, choć po tym co odwalają, nie zamierzam nabywać ME3. Wiem jednak tyle, ze część decyzji z poprzednich części jest olewana (np. wskrzesza sie zabite przez nas postaci…), co bardzo mi się nie podoba i tu ani trochę nie dziwię się zarzutom. Samymi zakończeniami w grach zwykle jakoś specjalnie się nie przejmuję, bo nie warto, liczy się proces gry.
Gorsza niż dwójka dlaczego? A no quest log w ogóle olewa wszystkie poboczne questy, z 10 razy musiałem w różnych momentach gry przejrzeć wszystkie kąty na cytadeli, żeby zdać questy. A i bez spolerów, ale przynajmniej 5 questów się kasuje, jak zrobisz jedną z misji głównych, szkoda że nie ma żadnego uprzedzenia. Zastrzeżenia mam też do systemu osłon, który nie działa zawsze poprawnie. Ogólnie MS2 zmiótł mnie, 10/10, liczyłem że tu będzie to samo, ale przez te błędy 9/10 to max co można dać.
Dokończenie: Mnie osobiście fabuła bardzo się podoba, wyeliminowali zbędne bieganie po statku, bo Traynor mówi ci w 90% przypadków z kim pogadać, ale za to w poprzedniej części rozmowy z bohaterami miały większy wpływ na grę, tutaj takie trochę kopiuj wklej, było zawsze to i teraz jest. Mogło być lepiej, ale nie wiem czemu ludzie narzekają na zakończenie, mnie się podobało. Dla zorientowanych: środkowa opcja
czytałem recke w piśmie CDA i powiem tak 10/10 mnie cieszy gierka zasłużyła sobie ale dodanie jako „+” Finał bardzo mnie rozczarowuje. Nie takiego zakończenia oczekiwali gracze. co dalej z Shepardem co dalej z Jego załogą??? to nie książka Stephena Kinga żeby co jakiś czas dopowiadać sobie zakończenie. Wg.mnie gra powinna otrzymać 9/10 za to zakończenie. I to jeszcze jest ocena ulgowa.
@Progeusz, nie miałem intencji na ciebie naskoczyć. Chciałem tylko wyjaśnić, czy cała sprawa nie biega o to, że zakończenie jest złe bo smutne, tylko dlatego, że jest jedno (kolego Revan17 a przejść raz jeszcze finał i wybierz inną opcję ;]) w dodatku ma wiele dziur logicznych, i najważniejsze – wpływ na niego nie mają nasze decyzje z poprzednich gier. Nie wiem jak jest w CDA, ale wydaje mi się, że jeśli przed premierą devsi obiecują coś w grze, a tego nie ma, to ujmuje się do oceny końcowej.
Dokończenie: A co do zmartwychwstania to nic takiego nie zauważyłem i nie słyszałem. Co prawda, jeszcze nie grałem postacią złego, gdzie większość załogi zginęła w ME2, ale wydawało mi się, że jeśli np. Garrus zginął podczas ataku na Bazę Zbieraczy, to w ME3 go nie będzie. Chyba, że Progeusz miał na myśli scenkę z Normandią w finale ME3.
-1/10 za grę, 10/10 za dostarczanie mi rozrywki przez obserwowanie tego wykolejenia
bioware delivers 🙂
Właśnie skończyłem ME3 i co do zakończenia macie rację.Wybrałem czerwony promień,pozostałe zakończenia zobaczyłem na YT.W żadnym z nich Shepard nie przeżywa,jestem naprawdę zawiedziony.Chcę dobrego zakończenia.Słyszycie panowie z BioWare ???
Swietna gra, przeszedlem juz dwa razy. ME jak zwykle nie zawiodl. Tylko to zakonczenie… Tak czy siak polecam, rozrywka na najwyzszym poziomie.
Ale coś jest w tym szafowaniu 10tkami, tak jakby współczesna skala ocen wynosiła tak|1-8 crap|9 – gra OK|10 – ultra fun gra, kup i w ogóle. |Brakuje wjazdów w ewidentne wady gry ale w zamian dostajemy elaboraciki jaka gra jest fajna. A naprawdę ideałów jest niewiele. Jeszcze nie wiadomo jak rozwinie się społeczność modderska do tej serii. A jednoznaczna ocena gry jest trudna. Ja jestem zwolennikiem liniowej skali i jak oceniam coś to gra na 9+ powinna mieć potencjał na 120 h grania.
@demarko25 też nie wiem dlaczego w recenzji Smugglera wśród plusów pojawił się finał. 10/10? Nie sądzę żeby Mass Effect 3 na taką ocenę zasługiwał a zwłaszcza za zakończenie. Odnoszę wrażenie, że większość recenzentów jakby pomijała aspekt skopanych zakończeń albo może grali w inna grę. Co innego było obiecywane przed premierą a co innego dostaliśmy na koniec. Ze wszystkich producentów nie sądziłem, że to właśnie BioWare odwali taką kichę.
@mootantPrzy takim podejściu ciężko o jakiekolwiek racjonalne ocenienie towaru. A rozwiązania najprostsze (piratka i pogranie przez te ustawowe 24h) nie są społecznie akceptowane. A jakby pojawił się w CDA recenzent chociaż jeden który trochę by urealnił im oceny byłoby fajniej, wystarczyłaby chociaż krótka notka co lokalny malkontent o tym myśli (nie można też iść w drugą stronę 0-2/10 dla ME to kpina bo to ocena zachowania wydawcy grze za taką chamówkę można 1 pkt odciąć).
@mootant Dziecko, nie wiem czy ty masz kontak jakikolwiek ze szkola czy ksiazkami, bo do dzis nie nauczono cie czytac ze zrozumieniem. Jakbys w szale nie plul swoimi wypocinami, to bys zauwazyl moje zdanie, ze gre przeszedlem dwa razy. I podobno jak ja, wielu graczy, ktorzy przeszli gre, za caloksztal oceniaja ja bardzo wysoko. Natomiast powyzsza recenzje przelecialem tylko wzrokiem, a wszedlem tu, zeby podzielic sie swoja opinia. Zycze milego dnia dziecko.
@Mootant SynZebedeusza napisał WŁASNĄ(!) opinię na temat Mass Effect 3. Jemu się podoba, jego sprawa (chociaż polecam ME3 tak samo jak SynZebedeusza)
Czemu 10/10 🙁 ((((? Mi się zakończenie totalnie nie podobało, w multi TYLKO Co-op…. to troche za mało jak dla mnie i czy ktos mi może mi powiedzieć jak można mieć te bardzo negatywne zakonczenia? Wskaźnik gotowości flot nic nie zmienia i w singlu jest elementem zbędnym… Dodatek from ashes (ktorego jeszcze nie kupilem) wyglada na wyciety wprost z gry… Czemu nie mogli go od razu udostępnić za darmo wszystkim kupującym w formie łatki…
@chodzi mi o recenzje w czasopiśmie ;d tutaj też bym sie poklocil co do + i – no ale już przestanę 🙂
ME3 to swietna gra moja ocena to 9/10 a co to końcówki mi tam sie podobała dokonałem tego do czego dążyłem od ME1 czyli zniszczenia żniwiarzy udało sie jestem zadowolony to ze Shepard sie poswiecił jakos mi nie przeszkadza (chociaż łezke uroniłem ogladajac finałowe minuty) trylogia zakonczona Shepard przeszedł do legendy i jest OK:) tyle w temacie
Dlaczego oni zablili Mordina!! Nienawdzię BioWare ;(
Hmm Shep nie przeżywa ?? Ja na koniec filmiku kończącego – mam zajawkę postaci z nieśmiertelnikiem N7 biorącej głęboki oddech …. zabiłem żniwiarzy rzecz jasna Gra jako taka – mocno skryptowany TPP shooter ; nieco zbugowana ; z peoblemami z imoprtem postaci z 2 ; malutkie lokacje ; system upgradów lepszy do 2 ale gdzie mu tam do ton żelastwa z 1 ; ogólnie jako RPG kiepsko jako Shooterek lepiej niż dobrze napewno nie 9; 8 max a za „DLC” 7 „jedynka” pozostaje wzorem ..
Znalazłem ciekawą opcję w save. Można tam wybrać różny status zakończenia min. „Lived to fight again” albo „Out in a Blaze Of Glory”. Nie wiem jak wam ale mi to zalatuje kolejną częścią sagi ME(Bo zawsze jest następny wróg).
@DonCzikita: Mordin nie musi umrzeć. Jego przeżycie zależy tylko i wyłącznie od Twoich wyborów. Wiem, bo przeszedłem Mass Effect 3 2 razy i planuję kolejne. Dla mnie pełna 10 mimo bugów i drobnych niedoróbek.
Właśnie skończyłem pisać o ME 3 ,jak ktoś chętny to zapraszam : http:madcapeom.blogspot.com/2012/03/koniec-legendy.html ,niebawem opisze jeszcze zakończenie , Let the hate flow ! 🙂
mam t gr fajna!!!!!!!!!!!!!!
mam ta gre
co mnie to obchodzi
„rzeczywisty wpływ na fabułę wyborów podjętych we wcześniejszych częściach i podejmowanych tutaj” – o LOL xD
Stopień trudności się nie zmienił. Jedynie na najwyższym idzie sensownie pograć, bo ten ******** autoregen zabija jakiekolwiek skomplikowanie rozgrywki. Daleko grze do ME1
Co się tak wszyscy tej jedynki uczepili? Przecież to najsłabsza część pod względem mechaniki, jeśli chodzi o fabułę, to można dyskutować.|Dużo sprzętu? I tak wszystko przemielisz na omni żel i zostawisz jedną pukawkę, której będziesz używać. Irytujące i bezsensowne. Autoregeneracja? Poza tym, że jest to standard, to jeszcze w tym uniwersum jest to jak najbardziej wytłumaczalne, a zdrowie regeneruje się częściowo, tzn. segmentami. Nie wiem po co to marudzenie.
Wielka mechanika 😛 , osłona na pół Sheparda co pół metra i siedź pan w tym okopie jak francuzi pod Verdun. Dobrze że w trójce wprowadzili granaty, i czasem trzeba ruszyć zad pod rygorem odstrzelenia go (na poziomie szalonym to jest trup na miejscu z bliska chociaż tyle). Wiecie może czy istnieją mody podnoszące stopień trudności gry, albo naprawiające sterowanie łazikiem z pierwszej części (naprawdę czas w nim był utrapieniem wartym nawet 1 p z oceny końcowej).
Mnie najbardziej boli brak dublingu. Nie wiem czemu ludzie narzekali przy dwójce, wg. mnie był świetny. EA poszło na łatwiznę, dlatego jeszcze nie kupiłem, poczekam aż stanieje, może w jakieś bogatszej wersji.