Mass Effect 3 – recenzja

Mass Effect 3
Dostępne na: PC, X360, PS3
Testowano na: PC
Wersja językowa: PL (napisy)
Na początek postawmy sprawę jasno: choć EA I BioWare zapewniało, że w Mass Effect 3 mogą grać także ci, którzy nie znają poprzednich części serii, to w rzeczywistości choćby pobieżne zaznajomienie się z nimi jest jednak wskazane. Dla tego, kto nie zaliczył „jedynki” i „dwójki” pewne wątki mogą okazać się niezrozumiałe (np. co dokładnie łączy Sheparda z Cerberusem czy też kim tak naprawdę są Zbieracze). Jednocześnie warto dodać, że choć gra nawiązuje do książek osadzonych w świecie Mass Effect, to ich znajomość nie jest w ogóle potrzebna – choć oczywiście ci, którzy je przeczytali, będą w stanie odnaleźć pewne smaczki.
Masa efektów
Początek fabuły był już przez BioWare „opowiadany” przy wcześniejszych zapowiedziach gry, więc teraz o nim krótko. Żniwiarze – rasa potężnych maszyn, które nawiedzają galaktykę co kilkadziesiąt tysięcy lat, by oczyścić ją z istot organicznych zamykając tym samym kolejny kosmiczny cykl – zabierają się za swoją ponurą robotę, a za swój pierwszy cel obejmują Ziemię: ojczystą planetę komandor(a) Shepard(a). Szanse na pokonanie tego zagrożenia są nikłe – wygraną przynieść może tylko zebranie gigantycznej floty złożonej z sił zbrojnych wszystkich rozumnych ras galaktyki, a także skonstruowanie i użycie Tygla – broni, której schematy zostały ukryte przez protean na Marsie. We wszystko wplątuje się jednak Człowiek Iluzja wraz ze swoją organizacją Cerberus – ma własne plany związane ze Żniwiarzami, niekoniecznie zbieżne z tymi, jakie ma cała reszta galaktyki.
Taka fabuła to idealna wymówka dla BioWare, by po raz kolejny zastosować schematy znane z innych produkcji studia – schematy, od których nie udało się odejść Kanadyjczykom także w Mass Effect 3. Podobnie, jak choćby w Dragon Age: Początek, główne zadanie bohatera sprowadza się do jednego: zebrania armii poprzez nawiązywanie sojuszy z najważniejszymi rasami (tam Fereldenu, tu galaktyki). Wiąże się to z wykonywaniem zadań zlecanych przez ich przedstawicieli. Trzeba jednak przyznać, że mimo tej dość standardowej konstrukcji fabuła Mass Effecta 3 odpowiada na większość pytań nurtujących fanów. Nie chcę powoływać się na konkretne przykłady, bo mógłbym popsuć komuś zabawę (a byłaby to zbrodnia!), ale w trakcie gry wyjaśniane zostają niemal wszystkie wątki rozpoczęte w poprzednich częściach serii.
Na szczęście – choć każdy weteran „gier RPG od BioWare” – szybko te schematy wypatrzy, nie przeszkadzają one w grze. A to dlatego, że wszystko jest tutaj „epickie do kwadratu” – na każdym kroku czuć, że robimy rzeczy niezwykłej wagi, od których zależy los miliardów istnień. Jak na przykład w misji na księżycu Palavenu, w której Shepard pomaga turianom w walce ze Żniwiarzami pośród wojennej zawieruchy – jesteśmy tu nie tylko my i nasza kompania, wokół toczy się bowiem regularna wojna. A wszystko dzieje się na tle płonącego w oddali Palavenu… Coś niesamowitego! Albo w misji na Tuchance, gdzie Shepard w widowiskowy sposób pokonuje gigantycznego Żniwiarza. A to tylko ułamek tego, co nas czeka w grze. W czasie poszukiwania sojuszników do walki ze Żniwiarzami wraz z Shepardem zwiedzimy kilkanaście planet. Więcej czasu niż w „dwójce” spędzimy też na Cytadeli, która została teraz podzielona na sześć mniejszych lokacji.
„Epicki” charakter całej przygody potęgowany jest przez skrypty, które w wielkim stylu pojawiają się w Mass Effect 3. Nie jest to może (na szczęście!) poziom Call of Duty czy Battlefielda, ale rozwiązanie to pozytywnie podkręca tempo akcji. Przekonać się o tym można już w pierwszej misji, gdy Shepard ucieka z zaatakowanej przez Żniwiarzy Ziemi: przemy do przodu, a wokół wszystko się wali. Dosłownie! Albo w zadaniu na rodzinnej planecie asari, gdzie Shepard wraz ze swoją ekipą stara się przedrzeć do celu, pod ostrzałem ciężkiej artylerii. Najbardziej wytrawni gracze RPG mogą kręcić na to nosem, ale takie oskryptowanie akcji wcale nie przeszkadza – wręcz przeciwnie. Po zwieńczeniu tak wyjątkowej trylogii spodziewałem się wielkiego tupnięcia. I nie zawiodłem się – m.in. właśnie dzięki skryptom.
Same misje – zarówno główne, jak i poboczne – są skonstruowane całkiem ciekawie. Przyznaję – duża ich część sprowadza się do walki (w coraz to nowych lokacjach), ale poza zadaniami zbudowanymi na schemacie poleć-pokonaj wszystkich-wróć jest tu wystarczająco dużo wyzwań, które czymś zaskakują i nie pozwalają nawet na chwilę nudy, Choćby misja, w której Shepard przenoszony jest… do rzeczywistości wirtualnej, gdzie musi rozprawić się z serwerem gethów – fragment ten budzi skojarzenia z Portalem lub zadaniami z Animusa z Assassin’s Creed: Revelations. Inną ciekawą odskocznią od normalnej rozgrywki są sekwencje senne, w których komandor słyszy głosy postaci, które pojawiały się we wcześniejszych częściach serii. Uzupełnieniem tradycyjnego podziału na questy głównie i poboczne są dwa kolejne rodzaje misji: „dostawcze” (polegają na dostarczeniu pewnych przedmiotów zleceniodawcom, nie wymagają nawet rozpoczęcia rozmowy, po prostu przechadzając się po Cytadeli Shepard usłyszy, że ktoś potrzebuje np. jakiegoś artefaktu) oraz takie, w których na zlecenie dowództwa Przymierza odbijamy z rąk Cerberusa konkretne planetarne bazy (te questy są o tyle ważne, że dzięki nim odblokowujemy mapy do co-opa).
Shepard i spółka
Jedną z największych zalet cyklu Mass Effect od początku była konstrukcja postaci – zapadających w pamięć, wyposażonych w bogatą osobowość. W Mass Effect 3 scenarzyści postanowili jeszcze bardziej przybliżyć nam znanych już, wydawałoby się, że dość dobrze, bohaterów. W trójce widzimy jednak, jakie piętno odcisnęła na nich wojna ze Żniwiarzami. Niektórzy nie wytrzymują ciążącej na nich presji albo świadomości tego, iż towarzyszą Shepardowi, podczas gdy ich rodzinne światy są niszczone i – na przykład – sięgają po alkohol. BioWare nie boi się też – co zresztą nie jest chyba zaskoczeniem – uśmiercać postaci, do których na przestrzeni dwóch poprzednich odsłon gracze zdążyli się przywiązać. Wojna wymaga ofiar i nie oszczędza nikogo…
W sumie na ekranie przewiną się niemal wszyscy bohaterowie z poprzednich części (zarówno pierwszo, drugo, jak i trzecioplanowe), a część z nich zasili szeregi ekipy Sheparda. Sama drużyna zmniejszyła się do sześciu osób, a jednym z nowych jej członków jest James Vega – pewny siebie i arogancki facet, początkowo niechętny komandorowi. Szkoda jednak, że ograniczono interakcje z towarzyszami: teraz przypomina to trochę sytuację z Zaedem i Kasumi z „dwójki” (postaciami z DLC), a więc rozmawiać z nimi możemy tylko w wybranych przez twórców momentach. Podobnie jest z większością NPC-ów w grze – zapomnijcie o pierwszej części, gdzie chodząc po Cytadeli można było porozmawiać z niemal każdą napotkaną postacią dowiadując się od niej czegoś ciekawego (gwoli uczciwości trzeba jednak dodać, że NPC dużo mówią „na głos” po prostu gdy obok nich przechodzimy). Tutaj rozmawiać można tylko z ważnymi dla fabuły bohaterami.
Jeśli już jesteśmy przy dialogach – wiadomo, że nad scenariuszem gry pracował cały zespół osób, ale zdaje się, że było w nim jakieś „najsłabsze ogniwo”, bowiem autora kilku rozmów powinno się oddać Żniwiarzom na mielonkę. Rozumiem, że Shepard, jako jedyna nadzieja galaktyki, ma prawo czuć się jak Bruce Willis w początkach swojej kariery, ale nie usprawiedliwia to niektórych jego odzywek, niezwykle kiczowatych i tandetnych. Jak chociażby rzucony w pewnym momencie przez komandora żart, że „Żniwiarze nie będą czekać i nie zrobią sobie przerwy na kawkę” (cytat niedosłowny). Facepalm. Na szczęście tego typu kwestie pojawiają się na tyle rzadko, że gubią się wśród innych, wyraźnie lepiej napisanych linii dialogowych.
Brzemię wyborów
Podczas gry Shepard musi często podejmować dwuznacznie moralne decyzje, od których zależy życie nie tylko towarzyszy komandora, ale także większych grup, nawet całych ras. Od tego, jak będziemy postępować, zależeć będzie nasza moralność, wahająca się między postawami „idealisty” lub „renegata”. Do znanego z poprzednich części schematu BioWare dorzuciło jednak coś jeszcze – neutralny pasek reputacji.
Jego punkty zdobywamy prowadząc rozmowy z mieszkańcami galaktyki i pomagając potrzebującym. Im jest on wyższy, tym większym szacunkiem darzą Sheparda napotkane postaci, co odblokowuje dodatkowe linie dialogowe. Nie trzeba więc być aniołkiem lub totalnym badassem, żeby uzyskać dostęp do dobrych i złych odpowiedzi, choć bycie skrajnym idealistą lub renegatem nagradzane jest pewnymi bonusami. Działa to bardzo sprawnie, aczkolwiek moim zdaniem jest nieco za bardzo „ukryte” – dopiero po kilku godzinach gry zauważyłem, że taki system rzeczywiście w grze funkcjonuje. Z drugiej strony twórcy mogli pewnie uznać, że w grach „role playing” powinno się rzeczywiście „wczuwać w rolę”, a nie sprawdzać co chwilę, jak zmienia się ten czy inny wskaźnik.
Na ostateczny kształt fabuły mają jednak wpływy nie tylko bieżące wybory, ważne są bowiem także decyzje z poprzednich części. A także – romanse. Może nawet za bardzo: w pewnych momentach można odnieść wrażenie, że gramy nie w grę action-RPG, a oglądamy jakiś kosmiczny melodramat. Przy okazji dodam, że rozwiązanie jednego z tego typu wątków może was bardzo, ale to bardzo zaskoczyć…
Żeby ogarnąć wszystkie możliwe warianty i wpływ podejmowanych decyzji, trzeba oczywiście przejść wszystkie (nie tylko trzecią) części serii kilkukrotnie, co jest świetną motywacją, by powrócić do przygód Sheparda jeszcze raz za jakiś czas – tym bardziej, że wiele wątków zdaje się mieć naprawdę interesujące, dobrze przemyślane alternatywy.
Galaktyka na barykady
Żeby wygrać ze Żniwiarzami potrzebne są nie tylko celne oko i zgrana drużyna towarzyszy – tym razem wyzwanie jest tak wielkie, że Shepard i jego ekipa potrzebuje wsparcia całej galaktyki. Stan tego wsparcia reprezentuje ilość tzw, zasobów wojennych. W ich skład wchodzą m.in. dane wywiadowcze, ludzie pracujący przy Tyglu (broni protean) oraz – najważniejsze – floty innych ras. Gromadzimy je wykonując zadania główne i poboczne, skanując planety w poszukiwaniu materiałów, grając w co-opie oraz zbierając dane w grze Mass Effect: Infiltrator (niestety w wersji, którą dostałem do recenzji dwie ostatnie opcje były zablokowane). Cały system bardzo fajnie wpisuje się w pomysł wielkiej galaktycznej wojny, a dzięki niezłemu zobrazowaniu ilości posiadanych aktualnie zasobów (podgląda się je w jednym z pomieszczeń Normandii) od razu wiemy, jakie mamy szanse w ostatecznym starciu. No i najważniejsze – do zebrania odpowiedniej siły militarnej wystarczy grać tylko w „singlu”. Nie ma więc mowy o takiej sytuacji, w której nie powstrzymamy Żniwiarzy, bo nie graliśmy w co-opa lub na iUrządzeniu. Będą to tylko alternatywne drogi do pozyskania odpowiednich środków, jeśli nie chcemy wykonywać questów pobocznych.
Również „w klimacie” zmieniono jedną z najbardziej irytujących rzeczy z „dwójki”, czyli mini-grę polegającą na skanowaniu planet. W Mass Effect 3 ta aktywność powraca, ale w znacznie przyjemniejszej dla gracza formie. Tym razem nie trzeba odwiedzać każdej planety w nadziei na pozyskanie przydatnych surowców, zamiast tego wysyłamy po prostu sygnał, który wykrywa, czy na danym świecie jest coś ciekawego. Jeśli tak – wysyłamy na niego sondę. Trzeba tylko uważać – naszą wzmożoną aktywność mogą wykryć Żniwiarze, a wtedy nie pozostaje nam nic innego, jak uciekać przed nimi, manewrując odpowiednio Normandią w oddzielnej mini-grze. A skoro już mowa o mini-grach- zrezygnowano z hakowania, łamania zabezpieczeń i otwierania zamków – teraz dzieje się to automatycznie. Trochę szkoda, bo było to miłe urozmaicenie rozgrywki.
Strzelaj… RPG-owo
Wielu graczy zarzucało BioWare, że jeśli chodzi o serię Mass Effect w nazwie gatunku „action-RPG” większy nacisk stawia na „action” niż RPG. W „trójce” miało być inaczej i rzeczywiście jest.
Powraca oczywiście znany już podział na klasy – Shepard (i jego towarzysze) może należeć do jednej z sześciu profesji (m.in. żołnierz, czy biotyk). Ponownie każdy z bohaterów posiada kilka umiejętności, które może rozwinąć do maksymalnie szóstego poziomu. Na czwartym musimy zdecydować się na jeden z dwóch wariantów danej mocy, znacząco się od siebie różniących. Najważniejsze jednak, że różnice pomiędzy kolejnymi levelami rozwijanych skilli są rzeczywiście widoczne i mają spory wpływ na przebieg starć.
W walkach nie wystarczy przeć przed siebie – tutaj metoda „na Rambo” skończy się natychmiastową śmiercią. By przetrwać, Shepard musi chować się za osłonami, a także robić uniki przed rzucanymi przez wrogów granatami (może się turlać). Kluczowe jest też korzystanie z mocy towarzyszy – np. przeciwnika z tarczą Liara musi potraktować odkształceniem, co wystawi go na atak z broni palnej. Nowością w serii jest „wielopiętrowość” lokacji. Mapy złożone są z kilku poziomów, po których Shepard może się przemieszczać (np. po schodach lub drabince) – idealnym przykładem jest tutaj Akademia Grissoma. To także wpływa na bardziej taktyczny przebieg starć.
W grze Shepard i jego ekipa zmierzą się z dwoma grupami wrogów. Pierwszą są siły Żniwiarzy złożone głównie z „zombie” przedstawicieli różnych ras (m.in. turian i asari). Na drodze komandora staną też żołnierze Cerberusa, czasem pod celownik nawiną się też gethy. Wrogowie potrafią być bardzo sprytni – zachodzić od tyłu, flankować, rzucać granatami. Szkoda, że jednocześnie kuleje AI naszych sojuszników – czasem potrafią strzelać na ślepo lub nie reagować na obecność wroga. Mam też wrażenie, że developerzy kiepsko zbalansowali poziom trudności – czasem było zbyt łatwo, a po chwili „męczyłem się” z inną walką przez kilkanaście minut.
Przeciwników można likwidować kilkunastoma rodzajami broni, które można dodatkowo modyfikować w specjalnych terminalach porozmieszczanych w różnych punktach na mapach, a także na Normandii. Jest to jednak „ficzer”, który nie wpływa znacząco na rozgrywkę – ulepszanie posiadanych „zabawek” nie wpływa bowiem mocno na ich skuteczność. Równie dobrze można też zignorować walkę wręcz. W grze można wyprowadzać dwa ciosy – słabsze oraz mocniejsze za pomocą omni-ostrza (przytrzymując klawisz F). Tak naprawdę jednak do niczego ona się nie przydaje, poza sytuacjami, gdy jesteśmy otoczeni przez zombie – silniejsi przeciwnicy mają zazwyczaj tarcze, które trzeba przebić dwoma atakami, a do tego posiadają broń palną, z którą kontakt na bliski dystans jest zabójczy.
Piękna wojna
Pod względem graficznym po Mass Effect 3 nie spodziewałem się cudów – i nie zostałem zaskoczony. Gra hula na silniku Unreal Engine 3 i wizualnie nie różni się zbytnio od „dwójki”. Modele postaci są ładne i dosyć szczegółowe, szwankuje jednak trochę ich animacja (zwłaszcza w rozmowach, w których nie dodano żadnych nowych gestów). Można mieć też trochę uwag do niskiej rozdzielczości tekstur (szczególnie tekstury podłoży na niektórych planetach). Zdarzają się jednak czasem niczym nieuzasadnione spadki płynności (np. w Cytadeli). W grze są też pewne błędy czysto techniczne (kilka razy interfejs wybierania mocy nie odpowiadał, raz zdarzyło się, że Shepard wyleciał poza mapę…), ale zrzucę je na karb wersji, którą dostałem do testów – najprawdopodobniej zostaną one szybko naprawione.
Za soundtrack trzeciej części nie odpowiadał kompozytor poprzednich dwóch odsłon serii, Jack Wall. Jego miejsce zajął Clint Mansell, autor muzyki do takich filmów, jak „Czarny łabędź” i „Wróg publiczny”, który nadzorował prace nad ścieżką dźwiękową. Z tą zmianą wiązały się dość spore obawy fanów, ale uspokajam – tak naprawdę Mansell skomponował tylko dwa utwory, a nad resztą soundtracku czuwali Sam Hulick, Christopher Lennertz, Cris Velasco i Sascha Dikiciyan, którzy maczali palce w oprawie muzycznej poprzednich części. Muzyka trzyma więc poziom poprzedniczek i świetnie wpisuje się w „epickość” gry. Tam gdzie trzeba jest podniosła, zastosowano też kilka sprytnych chwytów, które powodują, że pokazywane sceny w połączeniu z muzyką chwytają za serce. Nieco inaczej jest z obsadą aktorską. Należę do tej nielicznej grupy graczy, którym pełna polonizacja drugiej części się podobała. Jako że Mass Effect 3 został spolszczony tylko kinowo, musiałem przerzucić się na oryginalne głosy. Są one oczywiście lepsze niż polski dubbing, aczkolwiek dość słabo wypada Mark Meer, aktor wcielający się w „męskiego” Sheparda.
Wojna wzywa
Mass Effect 3 to na pewno najbardziej widowiskowa część kosmicznej serii od BioWare – prawdziwe 'wielkie łupnięcie”, które naprawdę godnie kończy całą trylogię. Fabuła wgniata w fotel epickim charakterem i widowiskowymi scenami, w jakich bierzemy udział – a przy tym odpowiada na większość postawionych wcześniej pytań. Pokazuje również bohaterów z nieco innej strony, co jest wspaniałym ukłonem w stronę najwierniejszych fanów. Może nie udało się przebić fantastycznego Mass Effecta 2, ale na pewno poziom nie został zaniżony. Jeśli, zgodnie z ambicjami studia BioWare, Mass Effect ma być Gwiezdnymi Wojnami dla pokolenia graczy, Mass Effect 3 jest dokładnie „Powrotem Jedi” – nie lepszy, niż Mass Effect 2 (czyli tutejsze: „Imperium Kontratakuje”), ale nakręcony z większym rozmachem, przez ekipę która dokładnie wie, jak zrobić na fanach kosmiczne wrażenie. Nie pozostaje mi nic innego, jak wezwać was pod broń – Ziemia czeka: obrońmy ją przed Żniwiarzami!
Ocena: 9,0
—-
Plusy:
Minusy:
—-
P.S. Proszę o nie spoilerowanie fabuły w komentarzach. Nie psujmy zabawy tym, którzy jeszcze nie grali!
Czytaj dalej
449 odpowiedzi do “Mass Effect 3 – recenzja”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
@Sula Nie wierzę opiniom ludzi, którzy oceniają grę jak nawet nie zagrali do końca.
@Dominikolo9-DENERWUJĄCE! A to ja chodzę do szkoły… nieważne. Nie powinnam czytać tej recenzji. Coraz bardziej nakręcam się na to zwieńczenie trylogii o komandorze Shepardzie. Oby mi Garrusa nie uśmiercili, bo mnie Bioware popamięta. Ja ich znajdę!!! Nieważne. Wszyscy mają pozmawiane przed premierą, kolekcjonerki itd. A ja wiedząc na czym polega marketing poczekam do wakacji. Tak, będę ratować wszechświat bez bugów, niedoróbek itd. Szkoda tylko, że jeszcze tyle do tych wakacji. Recenzja napisana… ładnie, ale niech pan recenzent mi wybaczy- jednak poczekam na tą „pełną”, która pojawi się za 7 dni w CD- ACTION. I nie mówcie, że oni biorą pieniądze za pisanie recenzji. Tego typu wypowiedzi w formie pisemnej przedstawia SUBIEKTYWNE nastawienie recenzenta do danej gry. Wy te minusy możecie brać za diametralnie błędy, a dla niego/ niej to minimalne niedoróbki nie mające większego wpływu na przebieg akcji… Skończyłam.
Właśnie, Dominikolo, trochę wstyd!|Odnośnie recenzji, jak by to powiedzieć… zobsaczyłem „recenzja Mass Effect”, rzuciłem okiem na nick recenzenta i już wiedziałem, jakiej oceny mozna się spodziewac na dole. To 9 to chyba dla zmyłki 😛 I cóż to znaczy epicka fabuła?|Ja cały czas się łudzę, że pomimo sztampowych trailerów gra będzie jakaś sensowna, bo trochę brakuje mi dobrych gier sci-fi. Jednak poczekam na recenzję nie-fanboya 😛 Sorry Piotrek, nie obraź się. Jesteś fanboyem 😉 A Ci są nieobiektywni.
SPOILER ALERT! Tło w menu jest koloru niebieskiego!!! SPOILER ALERT OFF
Nhilus jak mogłeś mi to zrobić. Taki spoiler w komentarzach wypisać. Zabrałeś mi całą radość z rozgrywki. xDDD
Menu jest prawie takie same jak w ME2 😀 ja już gram 4h gry mam już za sobą, na dziś starczy jutro z roboty wracam i kolejne kilka h z me3.
SPOILER! W grze powraca bardzo ważna postać z poprzednich części, Komandor Shepard! SPOILER!|Ale się plujecie o te spoilery xd A co do recenzji, nie musi być ona obiektywna. Dlatego to recenzja, nie opis. Widzę błędy są, no okej, ja jakoś nie przykładam do tego wagi. Interakcja ograniczona? No cóż, nic takiego. Dialogi, towarzysze, da się przeboleć. Optymalizacja? Hmm, jakoś wątpie, to w końcu stary UE3, no ale ok, niech będzie [okay :c]. Resztę sam sprawdzę.
Chciałem sie dowiedzieć czegoś zanim kupię tę grę. Czy faktycznie mozna grać offline żeby origin był wyłączony i nic nie sprawdzał i czy wystarczy jednorazowa aktywacja. A jesli nie to czy faktycznie ten origin ma jakiś wgłąb w dane kompa ??
Zagrałbym w ME3, ale w połowie grania Mass Effect 2 mi się znudziło i już mi się nie chce kontynuować…
Werdykt nieadekwatny do zalet i wad produkcji + złodziejskie DLC. Widziałbym tu karne 7 na 10 (co najwyżej). Bez przesady. Gra, w której nie gra wszystko jak powinno: grafika jakaś niedzisiejsza, słabe AI towarzyszy itd. i jeszcze 9 na 10? Do tego jeszcze używanie słowa 'Epicki’ w polskim języku, tak jakby było to angielskie słówko – szkolny błąd
Krew mnie zalewa, gdy słyszę zawsząd 'Epicki’. To słowo w J.polskim ma zupełnie inne znaczenie.I czemu nie ma ani słowa o złodziejskim DLC?
Przepraszam za powtórzenie. Przeglądarka wywaliła mi bład – myślałem że nie przesłałem wiadomosci
@NBlastMax – a Ty stary na codzień lecisz na sarmackiej staropolszczyźnie? Język się zmienia,jest bardzo płynny i ciągle ewoluuje – więc przestańcie się czepiać – panowie lingwiści od siedmiu boleści -.-
Powiem tak, grafika i animacja ssie jaja, muzyka dzwięk spoko, AI towarzyszy ssie jaja, wrogów również(rzucają sobie barany granaty pod nogi). Klimat nawet nawet, ale do ME1 daleko. DLC przemilczę bo to żenada. Więcej info jak pogram dłużej, narazie wylądowałem na cytadeli:)
„Może nie udało się przebić fantastycznego Mass Effecta 2” – Chyba trafiłem do równoległej rzeczywistości, alo jestem na tyle zmęczony, że źle widzę…
questorek2 me 2 byl wspaniala gra tak dla twojej wiadomosci.
Za tą wszech spacje to kogoś powinni zwolnić, jakie to jest niedoje…e!!!
Ale co by nie gadać to muzykę dali dobra, zwłaszcza w klubie http:www.xfire.com/video/5529b3/ 😀
@EZptrE|Ta spacja mi też działa na nerwy 🙂
pebbem @ A tak trudno użyć np. Słowo 'rozmach’? Dużo bardziej poprawne niż wątpliwy 'epicki’
@EZptrE Skoro tak jedziesz po grze, a teraz opisujesz swoje wrażenia z rozgrywki, to jednym słowem – chamsko ją ściągnąłeś z neta. Osiągnąłeś więc szczyt hipokryzji. Krytykujesz grę, na którą nie wydałeś ani złotówki (prawdopodobnie). Idąc tym tropem – nie masz prawa do krytyki. To tak samo jak z wyborami do parlamentu – nie masz prawa krytykować rządu, jeśli nie poszedłeś do urny.
@Dravic: a jak inaczej miałem pokazać Piotrkowi, że zaspoilerował? Jeśli czytałeś poprzednie komentarze, to powinieneś wywnioskować, że w mojej odpowiedzi będzie spoiler.|@GANDALF2411: nie każdy ogląda zapowiedzi.
Niby wszędzie wystawiają 9 i 10, a spójrzcie na metacritic – user score od 2,6 na PC, przez 3,3 na PS3, do 4,8 na X360. Trochę taki drugi Dragon Age 2.
@alteregox lol , @BlackMentos gram w to na twardzielu jak w poprzednie części i jak mnie zaatakuje bydła od uja to na tej spacji można zęby połamać:/ A fajnej giwery się dorobiłem, kto chce niech zobaczy reszta uwaga SPOILER http:www.xfire.com/video/5529df/
@matusiak97 jednym słowem, KASA:)
@matusiak97 Raczej jak Modern Warfare 3. Haters gonna hate.
@alteregox Niekoniecznie musiał ściągnąć. Mając preorder na Originie, możesz poprzez VPN zalogować się na amerykańskie serwery i aktywować grę już teraz…
mmmmmmmmmmm wielki powrot mako?
Dobra recenzja.
@bossnec jak chcesz to nie klikaj tego „v”… Takie to ulatwienie, ze szok!!!!!111111 mi sie cytadela podoba – jest wieksza, bardziej ruchliwa (w koncu to stolica galaktyki), bardziej mi sie podoba to gadanie na ulicy niz podchodzenie do gosci i „zagadywanie”, uwazam, że fajnie zrobili z tym systemem popierania (kto gral,ten wie o co chodzi).
SPOILER , dobry motyw z mechem jest, także żeby nie było, że uważam gre za crapa totalnego, ma dobre motywy jak np ten http:www.xfire.com/video/552a1e/
AI takie znowu świetne nie jest, co widać szczególnie w co-opie.
Tylko u mnie Origin wyświetla komunikat „Nie można wykonać tego działania. Powodem może być wyjątkowo duże obciążenie serwera lub trwające prace serwisowe. Spróbuj ponownie za kilka minut.”? :<
Dobrze że tym razem fabuła jest epicka. Od tych dialogów pisanych wierszem w poprzedniej części bolała mnie głowa. STANOWCZE NIE DLA LIRYKI. 3 RAZY TAK DLA EPIKI!
Co do tego, że w dwóch poprzednich częściach można było porozmawiać z niemal każdą postacią to się nie zgodzę, bo większość pełniła rolę wypełniacza i była martwymi obiektami z którymi nie można było porozmawiać. Chyba Piotrek w Gothica nie grał, gdzie rzeczywiście można było zagadać do każdego NPCa. Oczywiście większość tych samych się powtarzała (kopacze), ale można było. A w ME nie podświetla się nawet nazwa postaci.|Szkoda też, że ograniczono interakcję z towarzyszami co dla mnie jest wielkim minusem.
@Tanaj – jesteś genialny! xD [Jak by ktoś się nie zorientował, bo uwierzcie mi, że są tacy ludzie z tego co słyszałem, to on użył ironii, sarkazmu.]
@kamil950 – jesteś genialny [widzisz sarkazm?]
No a ja nie zagram,bo mój napęd odmówił posłuszeństwa.No,trochę mnie teraz(cytując Smugglera) Krew Elfów zalewa :/
Ja dostałem dzisiaj swój egzemplarz ME3 z Empika, ale nie mogę zainstalować ponieważ napęd po naciśnięciu „Instaluj” zatrzymuje się. Sprawdzałem inne płyty i chodzą normalnie. Jakby ktoś mógłby pomóc – dziękuję. Przepraszam za offtop 🙂
@Krysio-mam ten sam problem i nie wiem co robić.Również proszę o pomoc i z góry dziękuję 🙂
@DanielN7 ja już rozwiązałem problem, mianowicie należy uruchomić Origin’a kliknąć ikonkę ustawień i opcję „podaj kod produktu” czyli musisz podać numer seryjny, po czym musisz pobrać grę.
@Krysio-czyli z płyty ani rusz?No cóż czeka mnie długa noc 😉
I dzięki 🙂
@DanielN7 Tak samo miałem z grą Shogun 2, trzeba włożyć płytę instalacyjną (Disc 1 ) i wpisać w Origin’ie numer seryjny, dopiero wtedy 'masz prawo’ pobrać grę. Bezsens, ale tak już jest. Nie wiem po co jest druga płyta :/
@DanielN7 – Nie, wiesz to tak jakbyś kupił Gift Code’a, narazie olej płytkę, wpisz kod i pobieraj, tylko ze zajmie to dłużej, jak naprawisz napęd to będziesz w przyszłości mógł instalować z płytki
Zainstalowałem ME3 i niemoge zagrac bo niebyło jeszcze oficjalnej premiery i gra zablokowana
Dzięki wszystkim za porady i jak mówiłem czekam aż to diabelstwo się ściągnie czyli gdzieś w okolicach polskiej premiery 😉
Danielu mi pisze ze dopiero bede mugł zagrac 9.03 bo taka ma byc premiera kolekcjonerki i do tego czasu jest blokada i gra ani rusz
@Hummer666-ale ja nawet instalacji nie mogłem włączyć 🙂
najpierw wpisałem klucz w orgin apotem instalowałem i zaskoczyło odrazu bez problemu