Mass Effect 3 – recenzja

Mass Effect 3
Dostępne na: PC, X360, PS3
Testowano na: PC
Wersja językowa: PL (napisy)
Na początek postawmy sprawę jasno: choć EA I BioWare zapewniało, że w Mass Effect 3 mogą grać także ci, którzy nie znają poprzednich części serii, to w rzeczywistości choćby pobieżne zaznajomienie się z nimi jest jednak wskazane. Dla tego, kto nie zaliczył „jedynki” i „dwójki” pewne wątki mogą okazać się niezrozumiałe (np. co dokładnie łączy Sheparda z Cerberusem czy też kim tak naprawdę są Zbieracze). Jednocześnie warto dodać, że choć gra nawiązuje do książek osadzonych w świecie Mass Effect, to ich znajomość nie jest w ogóle potrzebna – choć oczywiście ci, którzy je przeczytali, będą w stanie odnaleźć pewne smaczki.
Masa efektów
Początek fabuły był już przez BioWare „opowiadany” przy wcześniejszych zapowiedziach gry, więc teraz o nim krótko. Żniwiarze – rasa potężnych maszyn, które nawiedzają galaktykę co kilkadziesiąt tysięcy lat, by oczyścić ją z istot organicznych zamykając tym samym kolejny kosmiczny cykl – zabierają się za swoją ponurą robotę, a za swój pierwszy cel obejmują Ziemię: ojczystą planetę komandor(a) Shepard(a). Szanse na pokonanie tego zagrożenia są nikłe – wygraną przynieść może tylko zebranie gigantycznej floty złożonej z sił zbrojnych wszystkich rozumnych ras galaktyki, a także skonstruowanie i użycie Tygla – broni, której schematy zostały ukryte przez protean na Marsie. We wszystko wplątuje się jednak Człowiek Iluzja wraz ze swoją organizacją Cerberus – ma własne plany związane ze Żniwiarzami, niekoniecznie zbieżne z tymi, jakie ma cała reszta galaktyki.
Taka fabuła to idealna wymówka dla BioWare, by po raz kolejny zastosować schematy znane z innych produkcji studia – schematy, od których nie udało się odejść Kanadyjczykom także w Mass Effect 3. Podobnie, jak choćby w Dragon Age: Początek, główne zadanie bohatera sprowadza się do jednego: zebrania armii poprzez nawiązywanie sojuszy z najważniejszymi rasami (tam Fereldenu, tu galaktyki). Wiąże się to z wykonywaniem zadań zlecanych przez ich przedstawicieli. Trzeba jednak przyznać, że mimo tej dość standardowej konstrukcji fabuła Mass Effecta 3 odpowiada na większość pytań nurtujących fanów. Nie chcę powoływać się na konkretne przykłady, bo mógłbym popsuć komuś zabawę (a byłaby to zbrodnia!), ale w trakcie gry wyjaśniane zostają niemal wszystkie wątki rozpoczęte w poprzednich częściach serii.
Na szczęście – choć każdy weteran „gier RPG od BioWare” – szybko te schematy wypatrzy, nie przeszkadzają one w grze. A to dlatego, że wszystko jest tutaj „epickie do kwadratu” – na każdym kroku czuć, że robimy rzeczy niezwykłej wagi, od których zależy los miliardów istnień. Jak na przykład w misji na księżycu Palavenu, w której Shepard pomaga turianom w walce ze Żniwiarzami pośród wojennej zawieruchy – jesteśmy tu nie tylko my i nasza kompania, wokół toczy się bowiem regularna wojna. A wszystko dzieje się na tle płonącego w oddali Palavenu… Coś niesamowitego! Albo w misji na Tuchance, gdzie Shepard w widowiskowy sposób pokonuje gigantycznego Żniwiarza. A to tylko ułamek tego, co nas czeka w grze. W czasie poszukiwania sojuszników do walki ze Żniwiarzami wraz z Shepardem zwiedzimy kilkanaście planet. Więcej czasu niż w „dwójce” spędzimy też na Cytadeli, która została teraz podzielona na sześć mniejszych lokacji.
„Epicki” charakter całej przygody potęgowany jest przez skrypty, które w wielkim stylu pojawiają się w Mass Effect 3. Nie jest to może (na szczęście!) poziom Call of Duty czy Battlefielda, ale rozwiązanie to pozytywnie podkręca tempo akcji. Przekonać się o tym można już w pierwszej misji, gdy Shepard ucieka z zaatakowanej przez Żniwiarzy Ziemi: przemy do przodu, a wokół wszystko się wali. Dosłownie! Albo w zadaniu na rodzinnej planecie asari, gdzie Shepard wraz ze swoją ekipą stara się przedrzeć do celu, pod ostrzałem ciężkiej artylerii. Najbardziej wytrawni gracze RPG mogą kręcić na to nosem, ale takie oskryptowanie akcji wcale nie przeszkadza – wręcz przeciwnie. Po zwieńczeniu tak wyjątkowej trylogii spodziewałem się wielkiego tupnięcia. I nie zawiodłem się – m.in. właśnie dzięki skryptom.
Same misje – zarówno główne, jak i poboczne – są skonstruowane całkiem ciekawie. Przyznaję – duża ich część sprowadza się do walki (w coraz to nowych lokacjach), ale poza zadaniami zbudowanymi na schemacie poleć-pokonaj wszystkich-wróć jest tu wystarczająco dużo wyzwań, które czymś zaskakują i nie pozwalają nawet na chwilę nudy, Choćby misja, w której Shepard przenoszony jest… do rzeczywistości wirtualnej, gdzie musi rozprawić się z serwerem gethów – fragment ten budzi skojarzenia z Portalem lub zadaniami z Animusa z Assassin’s Creed: Revelations. Inną ciekawą odskocznią od normalnej rozgrywki są sekwencje senne, w których komandor słyszy głosy postaci, które pojawiały się we wcześniejszych częściach serii. Uzupełnieniem tradycyjnego podziału na questy głównie i poboczne są dwa kolejne rodzaje misji: „dostawcze” (polegają na dostarczeniu pewnych przedmiotów zleceniodawcom, nie wymagają nawet rozpoczęcia rozmowy, po prostu przechadzając się po Cytadeli Shepard usłyszy, że ktoś potrzebuje np. jakiegoś artefaktu) oraz takie, w których na zlecenie dowództwa Przymierza odbijamy z rąk Cerberusa konkretne planetarne bazy (te questy są o tyle ważne, że dzięki nim odblokowujemy mapy do co-opa).
Shepard i spółka
Jedną z największych zalet cyklu Mass Effect od początku była konstrukcja postaci – zapadających w pamięć, wyposażonych w bogatą osobowość. W Mass Effect 3 scenarzyści postanowili jeszcze bardziej przybliżyć nam znanych już, wydawałoby się, że dość dobrze, bohaterów. W trójce widzimy jednak, jakie piętno odcisnęła na nich wojna ze Żniwiarzami. Niektórzy nie wytrzymują ciążącej na nich presji albo świadomości tego, iż towarzyszą Shepardowi, podczas gdy ich rodzinne światy są niszczone i – na przykład – sięgają po alkohol. BioWare nie boi się też – co zresztą nie jest chyba zaskoczeniem – uśmiercać postaci, do których na przestrzeni dwóch poprzednich odsłon gracze zdążyli się przywiązać. Wojna wymaga ofiar i nie oszczędza nikogo…
W sumie na ekranie przewiną się niemal wszyscy bohaterowie z poprzednich części (zarówno pierwszo, drugo, jak i trzecioplanowe), a część z nich zasili szeregi ekipy Sheparda. Sama drużyna zmniejszyła się do sześciu osób, a jednym z nowych jej członków jest James Vega – pewny siebie i arogancki facet, początkowo niechętny komandorowi. Szkoda jednak, że ograniczono interakcje z towarzyszami: teraz przypomina to trochę sytuację z Zaedem i Kasumi z „dwójki” (postaciami z DLC), a więc rozmawiać z nimi możemy tylko w wybranych przez twórców momentach. Podobnie jest z większością NPC-ów w grze – zapomnijcie o pierwszej części, gdzie chodząc po Cytadeli można było porozmawiać z niemal każdą napotkaną postacią dowiadując się od niej czegoś ciekawego (gwoli uczciwości trzeba jednak dodać, że NPC dużo mówią „na głos” po prostu gdy obok nich przechodzimy). Tutaj rozmawiać można tylko z ważnymi dla fabuły bohaterami.
Jeśli już jesteśmy przy dialogach – wiadomo, że nad scenariuszem gry pracował cały zespół osób, ale zdaje się, że było w nim jakieś „najsłabsze ogniwo”, bowiem autora kilku rozmów powinno się oddać Żniwiarzom na mielonkę. Rozumiem, że Shepard, jako jedyna nadzieja galaktyki, ma prawo czuć się jak Bruce Willis w początkach swojej kariery, ale nie usprawiedliwia to niektórych jego odzywek, niezwykle kiczowatych i tandetnych. Jak chociażby rzucony w pewnym momencie przez komandora żart, że „Żniwiarze nie będą czekać i nie zrobią sobie przerwy na kawkę” (cytat niedosłowny). Facepalm. Na szczęście tego typu kwestie pojawiają się na tyle rzadko, że gubią się wśród innych, wyraźnie lepiej napisanych linii dialogowych.
Brzemię wyborów
Podczas gry Shepard musi często podejmować dwuznacznie moralne decyzje, od których zależy życie nie tylko towarzyszy komandora, ale także większych grup, nawet całych ras. Od tego, jak będziemy postępować, zależeć będzie nasza moralność, wahająca się między postawami „idealisty” lub „renegata”. Do znanego z poprzednich części schematu BioWare dorzuciło jednak coś jeszcze – neutralny pasek reputacji.
Jego punkty zdobywamy prowadząc rozmowy z mieszkańcami galaktyki i pomagając potrzebującym. Im jest on wyższy, tym większym szacunkiem darzą Sheparda napotkane postaci, co odblokowuje dodatkowe linie dialogowe. Nie trzeba więc być aniołkiem lub totalnym badassem, żeby uzyskać dostęp do dobrych i złych odpowiedzi, choć bycie skrajnym idealistą lub renegatem nagradzane jest pewnymi bonusami. Działa to bardzo sprawnie, aczkolwiek moim zdaniem jest nieco za bardzo „ukryte” – dopiero po kilku godzinach gry zauważyłem, że taki system rzeczywiście w grze funkcjonuje. Z drugiej strony twórcy mogli pewnie uznać, że w grach „role playing” powinno się rzeczywiście „wczuwać w rolę”, a nie sprawdzać co chwilę, jak zmienia się ten czy inny wskaźnik.
Na ostateczny kształt fabuły mają jednak wpływy nie tylko bieżące wybory, ważne są bowiem także decyzje z poprzednich części. A także – romanse. Może nawet za bardzo: w pewnych momentach można odnieść wrażenie, że gramy nie w grę action-RPG, a oglądamy jakiś kosmiczny melodramat. Przy okazji dodam, że rozwiązanie jednego z tego typu wątków może was bardzo, ale to bardzo zaskoczyć…
Żeby ogarnąć wszystkie możliwe warianty i wpływ podejmowanych decyzji, trzeba oczywiście przejść wszystkie (nie tylko trzecią) części serii kilkukrotnie, co jest świetną motywacją, by powrócić do przygód Sheparda jeszcze raz za jakiś czas – tym bardziej, że wiele wątków zdaje się mieć naprawdę interesujące, dobrze przemyślane alternatywy.
Galaktyka na barykady
Żeby wygrać ze Żniwiarzami potrzebne są nie tylko celne oko i zgrana drużyna towarzyszy – tym razem wyzwanie jest tak wielkie, że Shepard i jego ekipa potrzebuje wsparcia całej galaktyki. Stan tego wsparcia reprezentuje ilość tzw, zasobów wojennych. W ich skład wchodzą m.in. dane wywiadowcze, ludzie pracujący przy Tyglu (broni protean) oraz – najważniejsze – floty innych ras. Gromadzimy je wykonując zadania główne i poboczne, skanując planety w poszukiwaniu materiałów, grając w co-opie oraz zbierając dane w grze Mass Effect: Infiltrator (niestety w wersji, którą dostałem do recenzji dwie ostatnie opcje były zablokowane). Cały system bardzo fajnie wpisuje się w pomysł wielkiej galaktycznej wojny, a dzięki niezłemu zobrazowaniu ilości posiadanych aktualnie zasobów (podgląda się je w jednym z pomieszczeń Normandii) od razu wiemy, jakie mamy szanse w ostatecznym starciu. No i najważniejsze – do zebrania odpowiedniej siły militarnej wystarczy grać tylko w „singlu”. Nie ma więc mowy o takiej sytuacji, w której nie powstrzymamy Żniwiarzy, bo nie graliśmy w co-opa lub na iUrządzeniu. Będą to tylko alternatywne drogi do pozyskania odpowiednich środków, jeśli nie chcemy wykonywać questów pobocznych.
Również „w klimacie” zmieniono jedną z najbardziej irytujących rzeczy z „dwójki”, czyli mini-grę polegającą na skanowaniu planet. W Mass Effect 3 ta aktywność powraca, ale w znacznie przyjemniejszej dla gracza formie. Tym razem nie trzeba odwiedzać każdej planety w nadziei na pozyskanie przydatnych surowców, zamiast tego wysyłamy po prostu sygnał, który wykrywa, czy na danym świecie jest coś ciekawego. Jeśli tak – wysyłamy na niego sondę. Trzeba tylko uważać – naszą wzmożoną aktywność mogą wykryć Żniwiarze, a wtedy nie pozostaje nam nic innego, jak uciekać przed nimi, manewrując odpowiednio Normandią w oddzielnej mini-grze. A skoro już mowa o mini-grach- zrezygnowano z hakowania, łamania zabezpieczeń i otwierania zamków – teraz dzieje się to automatycznie. Trochę szkoda, bo było to miłe urozmaicenie rozgrywki.
Strzelaj… RPG-owo
Wielu graczy zarzucało BioWare, że jeśli chodzi o serię Mass Effect w nazwie gatunku „action-RPG” większy nacisk stawia na „action” niż RPG. W „trójce” miało być inaczej i rzeczywiście jest.
Powraca oczywiście znany już podział na klasy – Shepard (i jego towarzysze) może należeć do jednej z sześciu profesji (m.in. żołnierz, czy biotyk). Ponownie każdy z bohaterów posiada kilka umiejętności, które może rozwinąć do maksymalnie szóstego poziomu. Na czwartym musimy zdecydować się na jeden z dwóch wariantów danej mocy, znacząco się od siebie różniących. Najważniejsze jednak, że różnice pomiędzy kolejnymi levelami rozwijanych skilli są rzeczywiście widoczne i mają spory wpływ na przebieg starć.
W walkach nie wystarczy przeć przed siebie – tutaj metoda „na Rambo” skończy się natychmiastową śmiercią. By przetrwać, Shepard musi chować się za osłonami, a także robić uniki przed rzucanymi przez wrogów granatami (może się turlać). Kluczowe jest też korzystanie z mocy towarzyszy – np. przeciwnika z tarczą Liara musi potraktować odkształceniem, co wystawi go na atak z broni palnej. Nowością w serii jest „wielopiętrowość” lokacji. Mapy złożone są z kilku poziomów, po których Shepard może się przemieszczać (np. po schodach lub drabince) – idealnym przykładem jest tutaj Akademia Grissoma. To także wpływa na bardziej taktyczny przebieg starć.
W grze Shepard i jego ekipa zmierzą się z dwoma grupami wrogów. Pierwszą są siły Żniwiarzy złożone głównie z „zombie” przedstawicieli różnych ras (m.in. turian i asari). Na drodze komandora staną też żołnierze Cerberusa, czasem pod celownik nawiną się też gethy. Wrogowie potrafią być bardzo sprytni – zachodzić od tyłu, flankować, rzucać granatami. Szkoda, że jednocześnie kuleje AI naszych sojuszników – czasem potrafią strzelać na ślepo lub nie reagować na obecność wroga. Mam też wrażenie, że developerzy kiepsko zbalansowali poziom trudności – czasem było zbyt łatwo, a po chwili „męczyłem się” z inną walką przez kilkanaście minut.
Przeciwników można likwidować kilkunastoma rodzajami broni, które można dodatkowo modyfikować w specjalnych terminalach porozmieszczanych w różnych punktach na mapach, a także na Normandii. Jest to jednak „ficzer”, który nie wpływa znacząco na rozgrywkę – ulepszanie posiadanych „zabawek” nie wpływa bowiem mocno na ich skuteczność. Równie dobrze można też zignorować walkę wręcz. W grze można wyprowadzać dwa ciosy – słabsze oraz mocniejsze za pomocą omni-ostrza (przytrzymując klawisz F). Tak naprawdę jednak do niczego ona się nie przydaje, poza sytuacjami, gdy jesteśmy otoczeni przez zombie – silniejsi przeciwnicy mają zazwyczaj tarcze, które trzeba przebić dwoma atakami, a do tego posiadają broń palną, z którą kontakt na bliski dystans jest zabójczy.
Piękna wojna
Pod względem graficznym po Mass Effect 3 nie spodziewałem się cudów – i nie zostałem zaskoczony. Gra hula na silniku Unreal Engine 3 i wizualnie nie różni się zbytnio od „dwójki”. Modele postaci są ładne i dosyć szczegółowe, szwankuje jednak trochę ich animacja (zwłaszcza w rozmowach, w których nie dodano żadnych nowych gestów). Można mieć też trochę uwag do niskiej rozdzielczości tekstur (szczególnie tekstury podłoży na niektórych planetach). Zdarzają się jednak czasem niczym nieuzasadnione spadki płynności (np. w Cytadeli). W grze są też pewne błędy czysto techniczne (kilka razy interfejs wybierania mocy nie odpowiadał, raz zdarzyło się, że Shepard wyleciał poza mapę…), ale zrzucę je na karb wersji, którą dostałem do testów – najprawdopodobniej zostaną one szybko naprawione.
Za soundtrack trzeciej części nie odpowiadał kompozytor poprzednich dwóch odsłon serii, Jack Wall. Jego miejsce zajął Clint Mansell, autor muzyki do takich filmów, jak „Czarny łabędź” i „Wróg publiczny”, który nadzorował prace nad ścieżką dźwiękową. Z tą zmianą wiązały się dość spore obawy fanów, ale uspokajam – tak naprawdę Mansell skomponował tylko dwa utwory, a nad resztą soundtracku czuwali Sam Hulick, Christopher Lennertz, Cris Velasco i Sascha Dikiciyan, którzy maczali palce w oprawie muzycznej poprzednich części. Muzyka trzyma więc poziom poprzedniczek i świetnie wpisuje się w „epickość” gry. Tam gdzie trzeba jest podniosła, zastosowano też kilka sprytnych chwytów, które powodują, że pokazywane sceny w połączeniu z muzyką chwytają za serce. Nieco inaczej jest z obsadą aktorską. Należę do tej nielicznej grupy graczy, którym pełna polonizacja drugiej części się podobała. Jako że Mass Effect 3 został spolszczony tylko kinowo, musiałem przerzucić się na oryginalne głosy. Są one oczywiście lepsze niż polski dubbing, aczkolwiek dość słabo wypada Mark Meer, aktor wcielający się w „męskiego” Sheparda.
Wojna wzywa
Mass Effect 3 to na pewno najbardziej widowiskowa część kosmicznej serii od BioWare – prawdziwe 'wielkie łupnięcie”, które naprawdę godnie kończy całą trylogię. Fabuła wgniata w fotel epickim charakterem i widowiskowymi scenami, w jakich bierzemy udział – a przy tym odpowiada na większość postawionych wcześniej pytań. Pokazuje również bohaterów z nieco innej strony, co jest wspaniałym ukłonem w stronę najwierniejszych fanów. Może nie udało się przebić fantastycznego Mass Effecta 2, ale na pewno poziom nie został zaniżony. Jeśli, zgodnie z ambicjami studia BioWare, Mass Effect ma być Gwiezdnymi Wojnami dla pokolenia graczy, Mass Effect 3 jest dokładnie „Powrotem Jedi” – nie lepszy, niż Mass Effect 2 (czyli tutejsze: „Imperium Kontratakuje”), ale nakręcony z większym rozmachem, przez ekipę która dokładnie wie, jak zrobić na fanach kosmiczne wrażenie. Nie pozostaje mi nic innego, jak wezwać was pod broń – Ziemia czeka: obrońmy ją przed Żniwiarzami!
Ocena: 9,0
—-
Plusy:
Minusy:
—-
P.S. Proszę o nie spoilerowanie fabuły w komentarzach. Nie psujmy zabawy tym, którzy jeszcze nie grali!
Czytaj dalej
449 odpowiedzi do “Mass Effect 3 – recenzja”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
No,nie ważne ja i tak muszę ściągnąć-innej opcji niestety nie mam 🙂
O, widzę, że wspierają legalnych użytkowników gry! A chciałem sobie jeszcze kupić Shoguna 2 :/ Dobrze, że oryginały za czasów pierwszego S:TW nie miały takich wspaniałych zabiezpieczeń.
A ja zainstalowałem bez problemów. Tylko czekać muszę do dnia premiery aby zagrać. 09.03.2012 🙁
Aha, czyli jedynymi wartymi uwagi zaletami są „epickość” (swoją drogą, pała z języka polskiego) i erpegowość, w tym wpływ na fabułę? A biorąc pod uwagę, że jedno z tych jest nieprawdą (w ME3 pokaźnie ograniczono wpływ na konwersacje, spora część dialogów odbywa się automatycznie, poza bardzo sporadycznymi wyjątkami, jeśli już, to masz tylko dwie opcje do wyboru, zaś w zakończeniu ostatecznie żaden wybór nie ma znaczenia), zostaje więc tylko „epickość”.
Hej 🙂 . Słowem pocieszenia- można odpalić już dziś. http:www.shadowbroker.pl/forum/viewtopic.php?f=25&p=10526 W linku (z forum gry) znajdziecie solucję, co i jak. Sposób legalny, na tweeterze jeden z pracowników Bioware potwierdził. Polecam opcję ze zmianą przez panel sterowania. U mnie działa 😀 .
@rethray-dobrze wiedzieć.Jak na razie to jestem w 23% także do końca daleko 😉
No ja właśnie z roboty piszę, serce boli, miast grać, w empiku ślenczę 😉 . Taką mamy ciężką robotę 😉 .
@rethray-naprawdę wielu by chciało mieć taką ciężką robotę 😉
Z Shepardem na czele 😉
W sumie niektórzy klienci są nie lepsi od Żniwiarzy 😛 .
SZEPARD UMRZE
Nie zgadzam się do końca a tą recką, zwłaszcza z tym, że Mark Meer wypada słabo w kwestii dubbingowania Sheparda (i mówi to osoba ”lubująca” polski dubbing w me2??) oraz z tym, że postaci są lepiej ”poprowadzone” niż w ME2. |Magia ME1 nie wróci już nigdy raczej… :-(ME1>ME2>ME3
Mam pytanie . Jak zaimportować savy z mass effect 2 do mass effect 3 ?
@mikirm89-ale ty tak serio ???
A ja wam powiem ,że przeszedłem ME3 i gra jest naprawde wciągająca ale jej zakończenia to porażka , widać ,że albo były wymuszone pod presją czasu albo komuś skończyły się pomysły , szczerze mówiąc same zakończenia różnią się drobiazgami i mógł je wymyślić dwulatek , sztampowe i mało wyjaśniające , pogrążyły moim zdaniem cały wysiłek włożony w naprawde wspaniałą i pełną miłych zaskoczeń grę jaką jest mass effect . Także jeśli ktoś spodziewa się nie wiadomo czego na końcu to się zawiedzie :/
No a ja dalej ściągam-już 55% 😉
A skąd jeśli można wiedzieć?
Z Origina 😉
Tak btw. nie wiem czy ludzie wiecie, ale ME3 na Originie został odblokowany już dziś, ja mogę już grać, a nie zmieniłem proxy czy IP na koreańskie. gram sobie od około 11:00 i nawet program sprawdzający datę premiery w Originie nie miał żadnych obiekcji 😛
Armagedon-obieranie mi się anulowało.Muszę od początku.To jest chore 🙁
Pobieranie*.Powinna być funkcja edycji swojego komentarza.
Zakupiłem sobie dzisiaj Mass Effecta, wróciłem do domu wrzuciłem płytkę i… Do jasnej ciasnej czemu teraz wszystko musi być powiązane z rożnymi kontami w tym przypadku Origin?? Jakiś kłopot z pocztą i nagle klops… Poważnie cały czas kupuje oryginały, ale powoli zaczynam zastanawiać się nad piraceniem, ponieważ okazuje się, że to co ma nam ułatwić, strasznie utrudnia. Tak więc do tej pory nie miałem okazji zobaczyć nawet intra.
A żadnej kontynuacji tego już nigdy nie będzie ? ;(((((( Prosze o odpowiedz na Pw
no na razie 8 godzin gry za mną. gadam ze wszystkimi wszędzie zaglądam w każdy kont. i jak na razie rewelacja. filmowość całej gry przewyższyła moje oczekiwania. jest znacznie lepiej niż miało być. ale jak na razie zastanawiają mnie trochę możliwości dialogowe co wszystko wyjdzie w późniejszym etapie gry. jak na razie wszystko na + a wygląd lokacji po których chodzimy jest naprawdę bardzo dopracowany. Szczególnie bardzo podobał mi się mars czy też księżyc z planetą turian w tle
Podoba mi się, bardzo, ale duuużym cieniem kładą się na grze okrojone dialogi. Opcji rozmowy jest za mało, a dialogi są sztywne. Ale i tak, rozrywka rewelacyjna, przebija jakością wszystkie ostatnio wypuszczone filmy SF.
@bamboblue2 Doskonale cię rozumiem i zgadzam sie z toba, ba nawet swego czasu powaznie rozważałem ściągnięcie cracka Razor1911 dla BF3 ktory wywalał Origina z równania. To sie zaczyna już robić naprawdę przegiete.
Pół nocy nie przespałem ściągając z Origina ale było warto.No to ja ruszam,czas odbić Ziemię 🙂
Mass Effecty to jedne z najlepszych gier w jakie gralem!!!
Godzinę temu kupiłem we Wrocławsko-Magnoliańskim Saturnie, właśnie kończy się instalowanie. Odczuwam dziwną satysfakcje z zakupienia tej gry, tym bardziej nie mogę się doczekać gdy ją uruchomię, choć rywalizuje to z Testem patcha 0.7.2 w WoT (World of Tanks) ale czemuś czuje, że jednak ME wygrywa. 🙂
ME>ME3>ME2 IMOOOOOO
Ups a ja nie uratowałem rady w MS1 😛
Troszkę szkoda,że nie można w co-opie grać dowolną rasą.A tak chciałem pochasać tym turiańskim żołnierzem 🙁
Myślę, że nie tyle grafika jest ważna w grze ile sam design postaci i poziomów – przecież jeszcze parę lat temu doskonale się bawiliśmy przy wcale nie najpiękniejszych wizualnie tytułach, więc nie rozumiem tego zbiorowego najazdu na mass effect 3 pod tym względem (zwłaszcza, ze tła i lokacja miażdżą mnie zupełnie – cały czas coś się dzieje!) A dodatkowo dzięki braku skoku jakościowego grafiki, Ci, co zaczęli przygodę z Shepardem w 2007 mogą ją skończyć bez konieczności upgrade’u sprzętu
No ja jeszcze nie grałem w Mass Effect 3 ale i tak uważam że to dosłownie EPICKA gra jaką mogło zrobić biowore ale za to grałem w 1 i 2 i muszę przyznać że tam też się działo 🙂 cudowna
W moim empiku i saturnie rozeszło się już 1 dnia i musieli zamawiać więcej (widziałem 60 osobową kolejke w Saturnie i tylko 1 osoba nie miała ME3 xD) Gra jest naprawde dobra ale trzeba poczekać na patch bo ma kilka wnerwiających bugów ^^
DanielN7|Przecież kupując pakiet weterana mozna dostać nową postać typu turianin strażnik, czy asari adept itp.
a recenzja taka, że nie doczytałem do końca z racji kolejnych „jak w misji na…. gdzie to….”. Nawet takich rzeczy nie chcę sobie spoilować
Po prostu żałość ta 3 część. Czuję się oszukany przez twórców, szczególnie przez scenarzystów. To co odwalili kłóci się z poczuciem dobrego smaku. Nie po to kupowałem i grałem we wszystkie części, żeby zaserwować mi tak idiotyczne zwieńczenie historii. Nigdy nie kupię już żadnej gry od BioWhore, a o ME3 chcę jak najszybciej zapomnieć. Ta seria idealnie dla mnie kończyła się na świetnej dwójce. Oto przykład, jak zabić świetną markę… RIP Shepard.
[spoiler, WIELKI SPOILER, NIE CHCESZ NIE – CZYTAJ!!]|Postać z którą spędziłem kilkadziesiąt godzin gry umierająć idzie w ślady reszty kiczowatych zakończeń . Poświęca życie ocalając świata. K**wa, ila razy już to było!? Marzył mi się Shepard stojący ze swoją panną spoglądając w dół na ocaloną Ziemię przy wschodzie słońca, a pozostali mieszkańcy galaktyki żyją w zgodzie długo i szcześliwie… Ale! W folderze /movies jest plik End03_Shepard_Alive_Male.bik, obejrzałem i Shepard… sprawdźcie sami 😉
Na ogół i zakończenia w życiu realnym bywają banalne.
Za takie zakończenie jakie nam zaserwowano parę osób powinno stracić pracę.
BEZUŻYTECZNA RECENZJA! Absolutnie bezużyteczna! Niech mi ktoś powie – jaką wartość ma recenzja, która nie sprawdza absolutnie kluczowej dla gry opartej na fabule i identyfikacji z postacią (RPG do cholery, jakie by nie było!), czyli importu zapisu z poprzednich części? ME3 nie importuje twarzy stworzonych w ME1, co czyni dla mnie tę grę absolutnie bezwartościową, gdyż Shepard dla mnie nie ma innej twarzy od tej, którą obserwowałem we wszystkich przygodach od I części. Recenzja tego nie uwzględnia w ogóle.
Morda Sheparda jest absolutnie kluczowa dla identyfikacji z naszą postacią. Równie dobrze mogliby nie zamieścić importu zapisu W OGÓLE. Czy recenzja to uwzględnia? Nie! Czy ocena to uwzględnia? NIE! Mamy więc potok bezwartościowych słów zamiast recenzji. Recenzent, który nie testuje kluczowych funkcji gry, odwala fuszerkę, partaczy. Mam nadzieję, że Smuggler w swojej recenzji nie popełnił tego samego błędu.
@steelin – jeden to patch w drodze, a dwa to bez problemu samemu można tą twarz odtworzyć, trzy – jesteś burakiem.
@kolas: Patch w drodze? TO FANTASTYCZNIE! Główna funkcja serii (import zapisu z poprzednich części) nie działa poprawnie, ale PATCH JEST W DRODZE! Robili grę przez parę lat, zdążyli nawet zrobić DLC na dzień premiery, ale co tam, że główna funkcja serii nie działa, przecież PATCH JEST W DRODZE! Ja proponuję dać grze 11/10, bo po patchu będzie jeszcze lepsza, a po 40 DLC będzie BOSKA! A twarz można bez problemu odtworzyć! Podaj mail, przyślę Ci save i odtwórz moją twarz, bo jestem upośledzony i nie potrafię.
@steelin-dla ciebie kluczową funkcją gry jest robienie face’a ???Jeśli tak,to rób sobie tę twarz i nie wypisuj bzdur,że recenzja jest bezużyteczna.
Jeśli twarz będzie wiernie odwzorowana, uklęknę i przeproszę. Chociaż nie! Nie uklęknę, a wiesz dlaczego? Bo nawet jeśli odwzorowanie twarzy byłoby równe trzem kliknięciom (a nie jest) to faktem pozostaje, że ta funkcja POWINNA DZIAŁAĆ, JEST ISTOTNA i pominięcie jej w recenzji to zwykłe partactwo. I jeśli nazywanie partactwa po imieniu jest buractwem, to jestem burakiem i jestem z tego dumny!
@Crunchips: Proszę, rozwiąż mój problem! @DanielN7: Potrafisz czytać? Nie ROBIENIE twarzy, tylko transport naszej postaci z jednej części do drugiej – wraz z jej wyglądem, który czasem jest czymś więcej, niż mordką, która nam się podobała, ale może masz zbyt płytką wrażliwość, by to zrozumieć.
@Steelin |No nie ma to jak szukać dziury w całym co?
@steelin Hahaha. Leże i kwiczę x)