Najlepsza gra na Nintendo Switcha. Recenzja The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom

Po pierwsze dlatego, że po kontynuacji takich gier jak Breath of the Wild niejako z automatu oczekujemy dużo więcej. Po drugie zaś, już po dwóch bardzo mocnych godzinach, pojawia się taki moment, gdy entuzjazm wywołany wizytą na pierwszym podniebnym archipelagu (jak się z czasem okazuje, wcale nie tym najrozleglejszym) zaczyna stopniowo ustępować miejsca zwątpieniu. Mniej więcej w chwili, gdy po rozpostarciu paralotni, parę metrów przed zderzeniem ze skałami, lądujemy znów w znanym z poprzedniczki Hyrule.

Choć przemodelowanym, z grubsza jednak tym samym, co w „podstawce” – ze swoimi charakterystycznymi trawami czy górami otaczającymi rzeczne doliny. Z pustyniami, zaśnieżonymi szczytami i rejonami z powietrzem tak gorącym, że bez specjalnej zbroi nasz bohater staje w płomieniach. I gdyby nie te wszystkie anomalie pogodowe i mroczniejszy klimat… No dobra, nawet pewne zmiany wynikające ze scenariusza nie ułatwiają odróżnienia screenów z obu gier, szczególnie na pierwszy rzut oka. Ale jak to? Znowu ta sama mapa? Ponad 150 nowych Shrine’ów do odwiedzenia i te same góry do wspinania się, by znaleźć pośród nich wspomniane już świątynie? To w końcu ta nowa Zelda czy jednak tylko dodatek?
Potem natomiast się zaczyna…
Szczęśliwie diabeł tkwi w szczegółach, a cała magia Tears of the Kingdom polega na tym, że wraz z kolejnymi zdobytymi szczytami czy przyrastającymi serduszkami stopniowo odkrywamy, jak bardzo różnią się fundamenty samej rozgrywki. Że zamiast mozolnie wspinać się na góry, wbiegamy do pierwszej lepszej jaskini i szukamy na suficie punktu, przez który możemy teleportować się na szczyt za pomocą nowego czaru.

Chociaż Shrine’y wciąż służą mozolnemu zbieraniu sztuka po sztuce klejnotów wymienianych u bogini na ulepszenia zdrowia i staminy, wyraźnie różnią się w praktyce od tych z oryginału, bo bazują w większości na budowaniu. Ba, nawet te opierające się na zwykłym rozwalaniu konstruktów okazują się dalece bardziej rozbudowane. Jeżeli dobrze poszukacie, znajdziecie i taki dość mocno nawiązujący do… Carmageddonu. Zaskakuje wreszcie, jak mroczne Tears of the Kingdom czasem bywa, zwłaszcza za sprawą ogromnych podziemi, których obecność została przez Nintendo utajona w kampanii promocyjnej. Świeże są również fabularne dungeony – te znane z BotW pod względem skali się do nich nie umywają. I nawet po wielu, wielu godzinach przekonujemy się, że to wszystko to tak naprawdę drobny procent tego, co gra ma do zaoferowania.
Księżniczka jest w innym zamku?
Nie będzie wielkim spoilerem zdradzenie, że już w pierwszych minutach tej nowej przygody widzimy Zeldę i Linka (czas jakiś po walce z Ganonem) wspólnie przemierzających świat i cieszących się sobą. Nie potrwa to jednak długo, bo w wyniku serii nagłych zdarzeń księżniczka znów gdzieś znika, a pozbawiony umiejętności i ubioru protagonista budzi się ze szczątkami Master Sworda w dłoni. Nudne i sztampowe? Tylko pozornie, bo nikt nie każe nam odzyskiwać starych talentów. Odebranie ich Linkowi to raczej symboliczne pokazanie nam, że tamto już było, a teraz czas na nowe. Każda nabyta zdolność udowadnia, że zasady rozgrywki zmieniły się nie do poznania.

Nowatorskość widać również w temacie narracji – dużo bardziej rozbudowanej niż ostatnio. Tym razem gra nie pozwala nam już ubić głównego bossa chwilę po skończeniu prologu i nie odstrasza śmiałków „jedynie” przydługim paskiem życia oponenta i mizerną siłą Linka. Zasadniczą przeszkodą w tym, by nową Zeldę podobnie speedrunować, jest fakt, że w sumie nie wiadomo, w którym zamku księżniczka się znajduje. Ba, nie wiadomo nawet, czy siedzi gdzieś uwięziona, bo na jej trop – niczym na ślady Ciri w Dzikim Gonie – trafić można w całym Hyrule i przyległościach. Ostatnio widziano ją tutaj, innym razem tam, jednemu bohaterowi coś powiedziała, na innego podobno jeszcze napuściła potwora.
Takimi sprzecznymi sygnałami bombardowany jest Link, gdy z mozołem sprawdza kolejne tropy, pomagając przy okazji mieszkańcom Hyrule walczyć z tajemniczymi anomaliami. Jak się zdaje, nie tylko pogoda, ale też zaginięcie / dziwne zachowanie księżniczki mają bezpośredni związek z wyspami, jakie nagle pewnego dnia upstrzyły niebo nad całym królestwem. O ile nazywanie Breath of the Wild grą praktycznie pozbawioną fabuły było w pewnej mierze prawdą, o tyle przy Tears of the Kingdom Nintendo bezapelacyjnie odrobiło w tym względzie pracę domową. Podczas naszej przygody dzieje się niezwykle dużo, momentami jest intrygująco, a im dalej w las, tym bardziej nie możemy się doczekać weryfikacji teorii, które przychodzą nam do głowy w kolejnych godzinach.

Jako w niebie…
Do odpowiedzi na nurtujące nas pytania możemy jednak zbyt szybko nie dotrzeć, wszak w Tears of the Kingdom bez większych problemów będzie co robić i przez 100 godzin. Spieszyć się też przesadnie nie warto, zwłaszcza jeżeli nie grozi wam podpadnięcie naczelnym za późne oddanie recenzji. Wszystko dlatego, że świat robi w Tears of the Kingdom kolosalne wrażenie. Choć na pozór wracamy na stare śmieci, Hyrule miejscami nieco przemodelowano, a także poszerzono o wspomniane już wyspy i podziemia. Latające archipelagi to najczęściej kilka głównych lokacji oraz pomniejsze ostańce służące zazwyczaj do wspinaczki. W początkowej fazie na każdą wyspę trzeba jakoś dolecieć i odblokować punkt szybkiej podróży, ale sposobów jest na to bez liku: od lotni, przez kombinezon do pływania, po moc (o tym więcej za chwilę) pozwalającą odwrócić entropię spadającego kamienia niczym w „Tenecie” Christophera Nolana. Kreatywność developerów absolutnie nie zna granic.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Inna opcja to skorzystanie z licznych wież. Podobnie jak w BotW, w każdym regionie Hyrule znajdziemy po jednej, a gdy tylko ją odblokujemy, możemy użyć wielkiej trampoliny wynoszącej nas ponad poziom chmur. Z kolei nieco inaczej niż w poprzedniej części (czy typowej grze Ubi) celem aktywowania danej wieży nie musimy się już na nią wspinać. Często wystarczy po prostu otworzyć drzwi bądź wykonać prostego side questa. Zwykle nie natrafiamy na dodatkowe przeszkody, ale bywa, że w jednej zakleszczą się drzwi, innym razem niezbędna nam obsługa techniczna utknie w kałuży dziwnego błota w pobliżu albo panel kontrolny nie zechce się uruchomić przez spadki napięcia. Zagadki środowiskowe zastępujące nudne akrobacje to zdecydowanie powiew świeżości.

Kolejne archipelagi to przy tym łamigłówki same w sobie. Gdzie wylądować? Jak dolecieć do wysepek, by zaliczyć majaczącą w oddali świątynię? Jakie Zonai Devices(*) będą kryć się w danym miejscu? To wszystko sprawia, że nasza ciekawość rośnie do niemożliwych rozmiarów i mimo dużo skromniejszego niż w typowym sandboksie obudowania w questy czy znajdźki czasem nie wiemy po prostu, w co ręce włożyć. Potem zaś zastanawiamy się, kiedy upłynęło nam przed konsolą pół dnia…
(*) Czyli zasilane energią mechanizmy (typu silnik, kierownica czy…. rakieta) napędzające nasze konstrukcje. Więcej na ich temat za chwilę.
…tak i pod ziemią
Jednocześnie wyzwoleni od miliarda wykrzykników na radarze cały czas mamy poczucie, że robimy dokładnie to, czego chcemy. Jakby komuś owych wysp było mało, można nie tylko wzbić się w górę, ale też zeskoczyć do majaczących w wielu miejscach dziur odsłaniających przeogromne podziemia. Tam to już w ogóle w porównaniu z ostatnią Zeldą jest mrocznie, a zarazem totalnie inaczej niż na dwóch wyższych poziomach (tutaj Nintendo uśmiecha się momentami do fanów Majora’s Mask).

Gdzieś w tym otwartym świecie pojawiają się też oczywiście klasyczne już dla serii zamknięte dungeony. Znane z poprzedniczki obszary zastąpiło… a guzik, nie powiem wam, bo jest to rzecz, którą trzeba zobaczyć na własne oczy, bo naprawdę robi wrażenie. W każdym razie to kolejny mocno ulepszony element. Warto też napomknąć, że dostajemy tam zadania zdecydowanie bardziej złożone niż ostatnio, a sama droga do lokacji docelowej potrafi każdorazowo wyrwać z życia i godzinę. Znacznie rozbudowane są wreszcie same questy. Tears of the Kingdom, oferując ogromną wolność, przy okazji nieco lepiej zaspokaja też potrzeby tych, którzy czasami lubią sobie pobyć w ryzach narracji. Świetna robota.
Potrzeba matką wynalazków
Choć budowanie to tak naprawdę tylko jedna z kilku mocy Linka (zwana Ultrahand), już teraz stała się tak wielkim viralem, że zasługuje na bardziej szczegółowe omówienie. Za pomocą wspomnianego czaru możemy nie tylko łączyć ze sobą drewniane i betonowe deski czy panele, ale też dokładać do nich wspomniane Zonai Devices, czyli różnego rodzaju silniki, rakiety, napędy oraz koła, i tworzyć w pełni funkcjonalne pojazdy. Dostępnych gadżetów są dosłownie dziesiątki, a nowe odkryć możemy m.in. poprzez znajdowanie zawierających je dystrybutorów w świecie gry. Szybko okazało się, że kreatywność fanów nie zna granic. Oglądając w internecie, jak ludzie tworzą całkowicie sprawne mechy, można nawet odnieść błędne wrażenie co do funkcji, jaką owo konstruowanie tak naprawdę w Tears of the Kingdom pełni.

Umiejętność ta, jakkolwiek pozwalająca klecić naprawdę niezwykłe rzeczy, w wizji Nintendo miała służyć bardziej potrzebie chwili, nawet jeżeli na dalszym etapie możemy odblokować Autobuilda, który pozwala zapamiętać ulubione konstrukcje i przywoływać je niejako z powietrza. Nie zmienia to jednak faktu, że porzucone twory są bardzo szybko wymazywane z pamięci konsoli, toteż nie opłaca się rozbudzać kreatywności na zbyt wczesnym etapie zabawy. Jakież było moje rozczarowanie, gdy chwilę po lądowaniu w Hyrule poświęciłem około pół godziny na sklejenie czegoś na wzór czołgu, a kiedy tylko prześladowany przez grupkę moblinów odbiegłem na kilka metrów, mój wynalazek po prostu zniknął. Nawet nie zdążył człowiek screena zrobić. Gra potraktowała mój wehikuł jak byle kładkę, która chwilę po tym, jak przeszliśmy nad przepaścią, nie jest nam już do niczego potrzebna.
Mam ogólnie wrażenie, że developerzy zakładali, iż budowania będziemy bardziej potrzebować, niż pragnąć, i nie od razu zdawali sobie sprawę, jak potężne narzędzie tworzą. No ale już parę chwil po utracie czołgu na nowo się rozchmurzyłem, bo zrywałem sobie Ultrahandem jabłka z gałęzi.

Miotając jedzeniem
Inną interesującą umiejką jest Ascend pozwalający przenikać przez sufity i całkowicie zmieniający dynamikę wspinaczek. Co najważniejsze, możemy korzystać z niego dosłownie wszędzie, niezależnie od tego, czy chcemy przeniknąć od spodu na wyżej położoną platformę, czy w ogóle ominąć mozolną wspinaczkę. Wystarczy znaleźć kawałek płaskiego sufitu i hyc – jesteśmy na górze.
CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE
Fuse z kolei umożliwia łączenie ze sobą broni, doklejanie do nich kamieni czy nawet podpięcie wybranego Zonai Device bezpośrednio do tarczy. Przykładowo: samą gałęzią to można co najwyżej posmyrać wroga po głowie, ale już po doczepieniu do niej kamienia siła rażenia takiego gadżetu i jego trwałość znacząco rosną. Dzięki mocy możemy też „dołożyć” do broni nowe efekty jej działania – sprawić, by przy każdym ciosie generowała np. odrzucający oponentów wiatr, albo zrobić rakietową tarczę, która po wyciągnięciu wystrzeli Linka kilkadziesiąt metrów w górę. Dzięki nowej zdolności obecna również w Tears of the Kingdom koncepcja niszczącego się oręża ma dużo więcej sensu niż w oryginale.

Modyfikować da się też strzały. Przed puszczeniem cięciwy możemy umieścić na niej dosłownie dowolny przedmiot. Miotanie w przeciwnika księżycowymi grzybami czy stekami nie jest może najrozsądniejszym pomysłem, ale już Fire Fruit podziała niczym strzała zapalająca, a Splash Fruit dodatkowo umyje naszego oponenta. Gra sama zresztą zachęca, by próbować różnych kombinacji. Podobać się może wreszcie Recall, który odwraca bieg czasu dla przedmiotów – spadające z nieba kamienie zamieniają się w windę, a wagoniki kolejowe jadą do tyłu.
Kwestie techniczne
Zbliżając się powoli do podsumowania, dochodzimy wreszcie do tematu wyglądu i słynnych 20 „efpeesów”, w jakich rzekomo nowa Zelda działa. Nie ulega wątpliwości, że recenzowana gra jest tym samym, czym dla każdej generacji nowa produkcja Rockstara – wyciskającym ze sprzętu ostatnie soki sygnałem alarmowym, że pora na kolejną odsłonę konsoli. Tears of the Kingdom wizualnie potrafi zarówno zauroczyć (silnikiem fizycznym wręcz zachwycić), jak i zakłuć w oczy kiepską rozdzielczością. Patrząc jednak na skalę tego wszystkiego, ogromnym osiągnięciem wydaje się to, jak wiele wyciśnięto z sześcioletniego już sprzętu przenośnego o mocy obliczeniowej nijak niemogącej konkurować z dzisiejszym przeciętnym smartfonem.

Wbrew opiniom krążącym po internecie strona techniczna nieszczególnie przeszkadza nam w cieszeniu się tym, co oferuje Tears of the Kingdom. Przez znakomitą większość czasu gra działa w stabilnych 30 fps-ach, co stanowi płynność w pełni akceptowalną, jak na niewymagające szybkiego strzelania czy wielkiej precyzji, skupione na pobudzaniu kreatywności action adventure. To prawda, że niekiedy przez chwilę coś chrupnie, kiedy fruniemy na lotni wysoko nad światem, ale nigdy w stopniu uniemożliwiającym czerpanie pełni radości z grania Chyba że reprezentujecie tę pecetową brać, co to brzydzi się mniej niż 4K i 60 fps-ów, a bez ray tracingu i kompa za miliony nie umie dobrze się bawić. Cóż, wtedy najzwyczajniej w świecie będziecie rozczarowani…
Podsumowanie
Wielkość Tears of the Kingdom polega na tym, że mógłbym o nim pisać jeszcze długo, zamieniając cały tekst w zbiór kolejnych anegdotek. Przytaczać, jak po całych godzinach nerdzenia opowiadaliśmy sobie ze znajomymi, co właśnie zobaczyliśmy, napędzając się do dokonywania kolejnych odkryć (z tego miejsca pozdrawiam m.in. Ranafe). Zelda stała się też tematem dyskusji internetowych. Nowym fenomenem, który będzie grzał społeczność jeszcze przez długie miesiące i z pewnością przyniesie Nintendo fortunę.

Cały ten szał nie jest jednak efektem działania jakiejś sekty, a po prostu faktu, że Nintendo znów przebiło samo siebie. Po wydaniu witającej obecną generację gry – będącej dla wielu nowym ideałem sandboksa, a dla całej branży ogromną inspiracją(***) – kolejną jej częścią pięknie tę generację żegna. I to wcale nie dając nam więcej tego samego, a znajdując jeszcze ogromne pole do poprawy. Breath of the Wild było wybitne, a Tears of the Kingdom okazało się jeszcze o klasę lepsze. Choć częściowo bazuje na tych samych elementach, jest produkcją jedyną w swoim rodzaju i nawet ze swoją skromniejszą liczbą pikseli wciąż prezentuje poziom dla większości growej branży po prostu niedościgniony.
(***) Wystarczy spojrzeć m.in. na Assassiny od czasów Odyssey, Immortals: Fenyx Rising, Genshin Impact czy Elden Ringa.
W The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom graliśmy na Nintendo Switchu.
[Block conversion error: rating]
Czytaj dalej
66 odpowiedzi do “Najlepsza gra na Nintendo Switcha. Recenzja The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
„Ulepszenia kosztują tym razem cztery klejnoty, czyli pozornie są o jedną trzecią droższe niż w poprzedniczce, ale za to też większe (całe serce zamiast połówek).”
…co? Przecież jest identycznie jak w BOTW 😐
Jak widać pamięć bywa zawodna, źle zapamiętałem i masz rację, że jednak nic się nie zmieniło. Za chwilę będzie naprawione.
Próbowałem rozkminiać dlaczego nowa Zelda wciąga tak bardzo. Czy chodzi o ogromny świat w którym zawsze mam co robić? W którym nie używam szybkiej podróży a za każdym razem kiedy obieram jakiś cel jestem rozproszony przez dziesiątki rzeczy, które znajduje po drodze? Historia? Styl graficzny (ja wiem, że rozmyte tekstury i cienie, ale ta gra jest zadziwiająco PIĘKNA)? Muzyka? Cóż, na pewno nie jest to voice acting :). Wydaje się, że są podobne gry z równie bogatym światem, nawet z podobną lub lepszą grafiką no ale kurcze… Naprawdę nie wiem, co powoduje, że w tę grę chcę mi się tak bardzo grać, że serio nawet siedziąc w pracy zastanawiam się co będę robił dzisiaj w Hyrule. Nie wiem i kompletnie mnie to nie obchodzi, bo gra jest po prostu świetna. I jeszcze, żeby nie było: nie jestem jakimś fanboyem nintendo. Na co dzień gram na dość mocnym PC, a nawet on od premiery Zeldy nie odpala gier, a służy mi jedynie do pracy.
To ja dodam do tego moje doświadczenia z serią – Breath fo the Wild było jedyną częścią (z tych, które nabylam, bo nie mam wszystkich), od której kilkakrotnie się odbiłam. A w Tears of Kingdom wsiąkłam od razu. Ona po prostu lepiej się zaczyna, lepiej dawkuje content.
Jak dla mnie gra jest tak dobra, że jej największym minusem wymienionym w recenzji jest fakt, że nie wyszła na mocniejszym sprzęcie. Osobiście pograłem parę godzin i odłożyłem „na półkę” bo jest jeszcze inna rzecz, którą widzę nie każdy przyznaje – Spadki FPS. Wierzyłem, że Nintendo dowiezie i będziemy mieli podobne doświadczenia jak Botw, gdzie nawet jeśli to było 30 fps’ów, to rzadko coś spadło niżej. Niestety w TotK tak nie jest. Duże N zechciało i tak starą konsolkę już zajechać i dołożyli jakieś tam efekty graficzne i performance nie domaga. Dodatkowo wspomne o zmianie broni, gdzie znów w Botw było to coś mega płynnego a tu w kontynuacji mamy zwyczajnie lagi, co mnie strasznie osobiście irytuje. Zdaje sobie sprawę, że jest to wybitna gra, jednak dla mnie nadal wymaga jeszcze trochę pracy, więc poczekam na parę konkretniejszych patchy by mieć jeszcze większą radochę z gry.
Przed premierą nowej Zeldy specjalnie pograłem w starszą część i porównując do nowej ja nie widzę różnicy. Recenzje też potwierdzają, że po spatchowaniu gry tuż po premierze gra chodzi płynnie, z ew. bardzo rzadkimi przycięciami. Zmiana broni – ja nie widzę problemów z płynnością. Może z Twoim egzemplarzem switcha po pewnym czasie coś jest już nie tak? Np. zakurzone otwory wentylacyjne?
Na bank nie jest to problem Switch’a. Przed premierą TotK rzadziej używany i trzymam go w etui. Osobiście też porównałem sobie wczoraj grę z Botw jak się biega po świecie, obraca ekran i w Botw widzę, że jest to przyjemniejsze. Takie mam odczucia. Czytałem w internecie podobne opinie w kwestii „weapon swap’a” i są osoby, które podobnie czują różnicę. Także jednym to przeszkadza a innym już nie. Co poradzisz 🙂
W dniu premiery miałam spadki płynności w trybie Ultrahand, ale faktycznie po zassaniu patchów problem zniknął. Z problemami przy weapon swapie się nie spotkałam. Bardziej jestem zaskoczona tym, że nic się nie dzieje w trakcie szybowania.
@Joanna, a masz versje pudełkową, czy digital?🤔
” Breath of the Wild było wybitne, a Tears of the Kingdom okazało się jeszcze o klasę lepsze”. Proponuję więc wprowadzić specjalną ocenę, tylko dla Zeldy: 11/10, przyznawaną jeszcze przed faktycznym zrecenzowaniem gry, bo przecież dokładnie w tym kierunku zmierzamy. I pamiętajmy: jeśli dowolny inny tytuł nie będzie działać płynnie na platformie, na której został wydany, winni będą twórcy, bo nie przyłożyli się wystarczająco do optymalizacji. Jeśli Zelda będzie działać w 20-30 klatkach na Switchu, to jest to wina Switcha. A w ogóle, to – parafrazując klasyka – „te 20 klatek to wymyśliliście sobie wy, gracze”. Przecież gra działa super, a grafika wyświetlana w rozdzielczości 720p jeszcze niedawno, bo raptem trochę ponad dwie dekady temu była marzeniem każdego gracza.
Przyznawaną jeszcze przed faktycznym zrecenzowaniem gry :D? Czy to jakaś insynuacja?
Nie mamy chyba specjalnie o czym dyskutować, bo powyżej masz jakieś 15k znaków napisane na podstawie lekko ponad 40 godzin spędzonych z tą grą. Ale to nieważne, że poświęciłem swój czas, bo Ty bez grania wiesz przecież lepiej jak działa. A działa przez znakomitą większość czasu nie w 20 tylko 30 klatkach.
No i nikt nie zmusza do psucia sobie oczu 720p, zawsze można pograć w kolejnego generycznego Assassina. Co prawda cały czas to samo od jednej sztancy, ale przynajmniej w 4K działa. Kwestia tego co jest dla kogo priorytetem.
Ale jak to „generycznego Asssassina”? Czyż nie ustaliliśmy już, że twórcy tych gier inspirowali się Zeldą? 🙂
Anyway, nie mamy o czym dyskutować, bo dokładnie tak samo było z Breath of The Wild. Produkcja, zdaniem dziennikarzy, działała bez zarzutu, a później samemu w nią grając nie mogłem uwierzyć, jakim cudem tytuł obwołany nowym mesjaszem branży tak potwornie klatkował. Na przestrzeni kolejnych lat podważaliście własną wiarygodność tak często, że w praktyce przestała istnieć. Sami sobie jesteście winni.
I jeszcze a propos rzekomych „insynuacji”. Czy to nie czasem Dawid Bojarski, wasz naczelny (sam siebie nazywający „fanbojem Nintendo”) stwierdził był, że Tears of The Kingdom szykuje się na jego prywatną grę roku – ZANIM mógł weń zagrać? No, ale z pewnością jest on wyjątkiem i żaden inny dziennikarz nie podchodzi do recenzji tych gier z podobnym mindsetem.
Abstrahując od powyższego, powinniście zupełnie na poważnie przemyśleć te „11/10”. No bo jeśli czytamy o grze „o klasę lepszej od wybitnej”, to rzeczywiście „10/10” wydaje się notą niesłusznie zaniżoną. Ewentualnie recenzent odkleił się do tego stopnia, że zamiast recenzji, napisał liczący 15k znaków pochwalny pean.
Inspirować się znaczy skopiować niektóre rozwiązania i nawiązywać, to nie znaczy od razu, że coś przestaje być generyczne :D.
Nie wiem też co się tak uczepiłeś tego 11/10. Przecież ocena jest też umiejscowiona w czasie i tym, że świat się rozwija. BotW zachwyciło, było czymś nowym, zasłużyło na dziesiątki. Okej, ale teraz jesteśmy kilka lat później, świat sie rozwinął, gry sie rozwinęły, więc na 10 chcemy dostać coś więcej jak ostatnio. Równie dobrze można wymyślać, że jak Unreal dostał 10 za grafikę to Crysis powinien dostać 15/10. No nie, to tak nie działa, wzrosły możliwości techniczne, dzisiaj poziom wizualny Unreala może uzyskać niezależny koder, więc oczekujemy więcej. Przesuwania granic, śrubowania możliwości. I tak samo z nową Zeldą – może być dużo lepsza, a mimo wszystko mieć taką samą ocenę. Bo tamto już było, więc drugi raz nie zachwyci nas tak samo.
Nie powiem, to swędzenie dupki jest cudowne. „Ha, redaktor który nie recenzował gry ośmielił się być na nią prywatnie podjarany – DOWÓD NA KORUMPCJĘ”. „25-30 FPS na sprzęcie słabszym od trzyletniego smartfona – POTWORNE KLATKOWANIE”. Gdybym nie widział relacji DF o tym tytule, to może bym się zastanowił, a tak to pozostaje się pośmiać – dzięki za kontent ;-).
@Otton – doceniam profesjonalizm w odpowiadaniu, cieszę się, że mnie nie obowiązuje xD.
Z tym nierecenzowaniem przez spka to się @Quetz nie rozpędzaj, przypominam o nadchodzącym kwartalniku :D.
No i korumpcja potwierdzona, sprawa się rypła.
DLACZEGO RECENZENCJI LUBIĄ GRY I CIESZĄ SIĘ NA GRANIE, TO NIEPROFESJONALNE.
@QUETZ
Ewidentnie nie rozumiesz istoty problemu. Nowa Zelda nie jest pierwszą grą „10/10”, ani nawet pierwszą grą z tej serii, która „zachwyciła” recenzentów do tego stopnia, że postanowili przymknąć już nie oko, a oczy na kwestie techniczne. Rozumiem, że tobie to nie przeszkadza, ale po przeglądnięciu nagłówków serwisów z ostatniego roku zauważysz pewną prawidłowość. Nagle okaże się, że ci sami ludzie, którzy tak ochoczo sypią z rękawa wysokimi ocenami doskonale zdają sobie sprawę z coraz gorszego stanu nowych produkcji – sami o tym piszą. Możesz sobie więc szydzić, ile wlezie, tylko miej świadomość, czego tak naprawdę w ten sposób bronisz.
@OTTON
Trzymajmy się logiki. Zakładam, że obaj znamy tę samą definicję określenia „wybitny”. Jeśli twierdzisz, że coś jest „o klasę lepsze od wybitnego”, stosowana tradycyjnie skala przestaje mieć zastosowanie. Łatwiej byłoby oczywiście przyznać, że poniosły cię emocje i z profesjonalnego tekstu wyszło ci… to, ale nie będę się już czepiać. A zatem: bądź konsekwentny. Napisałeś, co napisałeś, więc czemu nie sięgnąć po adekwatną ocenę?
@Szadon
Jeśli uważasz, że problemem jest to, że recenzenci chwalą grę ORAZ piszą o jej technicznych problemach, to ja naprawdę się zastanawiam, o co chodzi. Zarzutem mogłoby być udawanie, że problemów nie ma, ale jeśli jest otwarcie powiedziane, że występują, a MIMO TO ich zdaniem gra jest wyśmienita, to co konkretnie jest z tym nie tak? Jedynym problemem jest wtedy twój osobisty brak zgody na taką ocenę, ale nikt nie broni ci pisać własnych recenzji.
I tak, będę szydził, bo to jest kompletne niezrozumienie istoty recenzji, odc. 398291. Plus gamergatowa spiskowa teoria dziejów jak to recenzencji są przeciw Prawdziwym Graczom ™ i chcą ich oszukiwać i pozmieniać w gejów, czy co tam jeszcze te pacany głosiły. No naprawdę, zejdźmy na ziemię.
@Shaddon Jak mamy trzymać się logiki z tym 11/10 to ponownie zachęcam do przeczytania mojego komentarza powyżej. Nie wiem, może jakoś wolniej i ze zrozumieniem? Staram się podyskutować, ale trochę nie mam czasu pisać tego samego po raz drugi :). Zacytuję zdanie kluczowe:
„Przecież ocena jest też umiejscowiona w czasie i tym, że świat się rozwija.”
Nie przekręcę twego nicku, bo nie mam 6 lat, zamiast tego zapytam, w którym to dokładnie miejscu recenzent pisał o „technicznych problemach” nowej Zeldy? Ja tu widzę głównie próby bagatelizowania tej kwestii, tudzież zrzucania winy na… sprzęt. Bo przecież gra powstająca na Switcha powinna działać dobrze dopiero na następnej konsoli Nintendo. Autentycznie uroczy jest też ten fragment o 30 fpsach stanowiących rzekomo „w pełni akceptowalną płynność”. Według standardów którego roku, że pozwolę sobie zapytać? 2010? Oczywiście autor nie zatrzymuje się w tym miejscu i na poparcie swej tezy wymienia wszystkie cechy, które – jego zdaniem, choć stawiane jest to niczym powszechnie przyjęty standard – czynią z Zeldy ten wyjątkowy, niewymagający większej płynności tytuł. Aż szkoda, że nie napisał o oczach, które nie rejestrują więcej jak 30 klatek w przypadku animacji skrzatów.
@OTTON
Świat rzeczywiście się rozwija, a wraz z nim najwyraźniej rozwinąć powinna się także skala przyznawanych przez recenzentów ocen – sam to poniekąd potwierdziłeś stwierdzając, że „wybitna”, zasypywana „dziesiątkami” poprzedniczka nowej Zeldy jest od niej o klasę gorsza. Z owego stwierdzenia wprost wynika, że przyznanie Tears of The Kingdom najwyższej noty według obowiązującej dotychczas skali jest nieadekwatne. „10/10” nijak nie przystaje do konkluzji twego tekstu.
@Szaduś
Ja tam będę przekręcał twojego nicka, bo jesteś wybitnie niepoważnym dyskutantem w tym temacie (normalnie jak 6-latek ;-)) – wszystko co piszesz wynika tylko z niechęci do „game journalists”, która z twoich komentarzy wybija tak wyraźnie, że aż zerkam na kalendarz, czy nadal mamy 2014 rok i zaraz usłyszę coś o Zoe Quinn. No sorry, ale ja od Switcha nie będę wymagał 60 fps w rozległej grze z otwartym światem, tak jak nie będę się obrażał na Valve i CDPR, że mi na Decku Cyberpunk nie chodzi w 60 klatkach w 4K xD. I tak, standardem na dużych, potężnych konsolach powinno być 60 klatek, ale obrażanie się, że 8-letnia architektura Switcha nie ma takiej mocy, przy jednoczesnym pominięciu WSZYSTKICH innych aspektów gry jest dziecinne. Sorry, not sorry.
@QUETZ
Chłopie, przecież ty nie masz pojęcia o prowadzeniu dyskusji. Wpieprzasz się każdemu w wątek z tymi swoimi sarkastycznymi czterema groszami jakbyś oczekiwał oklasków po każdej kąśliwej uwadze. I żeby to jeszcze cokolwiek wnosiło do tematu, ale gdzie tam. Twierdzisz, że nie pałam nadmierną miłością do dziennikarzy? Naprawdę? Jak na to wpadłeś? A przecież starałem się być subtelny…
Piszesz mi tu o jakiejś korupcji, swych własnych oczekiwaniach, Cyberpunku, Valve, 4K – po co? Zamiast projektować wyobrażenia na temat tego, o czym piszę, choć raz przeczytaj te posty. Nie marnuj mojego czasu tym bełkotem nie na temat.
Owszem, 30 klatek to obecnie obowiązujące standardy na konsolach. I nie, nie będę pisać kłamstw, że ludzkie oko więcej nie dostrzega. Taka jest po prostu rzeczywstość i nie ma co się na nią gniewać. Gracze chcą ciągłego progresu, lepszych grafik, większych światów i kiedy wydaje się platformę, która ma być w użyciu 7-8 lat, z czegoś trzeba zrezygnować. Wrzucisz lepszy procesor i kartę? I tak gry nie zaczną działać w 120 klatkach, bo odbiorca będzie oczekiwać, że mocniejsza platforma zapewni ładniejsze gry. PS5 czy Xbox dają wybór – zrezygnować z rozdzielczości i efektów czy płynności. Platformy przenośne z kolei pozwalają za cenę obu zrezygnować z siedzenia przed telewizorem. Inaczej jest tylko na PC, ale to też dopiero w momencie gdy wydasz na niego kupę siana.
I tak, obie Zeldy mogą dostawać tę samą ocenę. Bo BotW była oceniana w 2017 roku, a ta jest oceniana w 2023. Choćby za to, że pierwsza stanowiła fundament pod drugą i przy drugiej Nintendo miało kolejne 6 lat na wymyślanie świeżych rzeczy. Ocena końcowa to nie ranking tylko podsumowanie czy dana gra jest w swoich czasach dobra czy nie jest.
Oho, miś się zdenerwował, widzę że trafiłem w sedno :).
I tak, nie starasz się być subtelny, ale zdaj sobie sprawę, że twoje posty to tylko to – wentylowanie nienawiści, pozbawione racjonalnej bazy. Stąd próby dyskusji, jakie dzielnie uskutecznia Otton, uważam za szlachetny, ale zmarnowany wysiłek. Ty czujesz swoje, potrzebujesz to wykrzyczeć i wytupać (jak dziecko), koniec historii. W sumie masz do tego prawo, tylko po co to udawanie, że masz jakiekolwiek argumenty?
No i ja też mam prawo (i nawet trochę przyjemności) wytknąć to palcem i wyśmiać – jak ci się nie podoba to polecam dorosnąć :).
PS. Jeśli chodzi o odklejenie recenzentów, to w przypadku Zeldy zapytałbym też o odklejenie graczy, skoro ich ocena na Meta jest niewiele niższa od tej recenzenckiej. Czy akurat w tym odosobnionym przypadku te 0.8 punktu różnicy sprawia, że sztucznie wytworzona przez Tajny Kongres Recenzentów narracja o jakości gry się rozpada? 😀
@QUETZ
Och, och, jakiż ty jesteś mądry, jakiż dorosły, jakże wysoko unosisz się nad nami, szarymi forumowiczami. Niegodnym bycia wytykanym palcem twym, o Wielki.
Dać ci trochę czasu, żebyś mógł pochwalić się bliskim, jak to brawurowo, przynajmniej we własnym mniemaniu, nas dziś wyjaśniłeś?
A może zamiast przeżywać jak młoda foka okres zastanowisz się nad tym, co wypisujesz? 🙂
Zaczynam się niepokojąco przekonywać do tego twierdzenia o kryzysie męskości, gdy widzę tych wszystkich zrozpaczonych graczy nieumiejących sobie poradzić z tym, że ktoś inny lubi rzeczy, których oni nie lubią.
@QUETZ
Ależ o Wielki, o niczym takim nie pisałem. W sumie, to nikt z nas nie pisał. Nie śmiałbym podważać twej nieprzebranej mądrości, ale odnoszę wrażenie (bez wątpienia mylne!), że nadal ulegasz projekcji własnych wyobrażeń na temat podjętej przez nas dyskusji.
Królu sarkazmu, symbolu męskości, wskaż nam drogę ku lepszemu zrozumieniu twych słów!
„o niczym takim nie pisałem”
O niczym innym nie pisałeś xD
@QUETZ
Doprawdy, o Wielki? W takim razie nie będzie dla ciebie żadnym problemem zarzucić nas konkretnymi cytatami potwierdzającymi twe mądre słowa?
– Gra, która nie trzyma klatkarzu.
– Gra z pustym światem jak na jego wielkość.
– Gra w której większość tekstów jest niema.
– Gra, która pozwala budować w świecie różne narzędzia tylko po to by po resecie gry całkowicie o nich zapomnieć i stracić postęp.
Ja wiem, że to switch, ale co mnie jako gracza to obchodzi? Jak konsola jest za słaba to nie mój problem.
Jak Cyberpunk wychodził na PS4 to też w takim razie nie trzeba było robić hałasu – ot wina konsoli, co się gry będziemy czepiać?
Ale spoko 10/10 – na pewno ma to sens 😀
Ech… parodia.
Z tak pustym światem, że na przejście wszystkich shrine’ów, fabuły, znalezienie Koroków, side questy nie wystarczy i 100 godzin. Tak, rzeczywiście ma sens :D. Ale lepiej powtarzać brednie zasłyszane w internecie jak po prostu zagrać i sprawdzić.
A znikające konstrukcje? Bo budowanie w tej grze nie służy temu, żeby była drugim Minecraftem tylko rozwiązywaniu łamigłówek logicznych, wypełniających po brzegi ten „pusty” świat. To że ludzi tak bardzo wciągnęło, że zaczęli budować mechy to tylko dowód, jak mocno przyłożyli się do modułu, który miał służyć w ich mniemaniu do prostszych rzeczy. Poza tym zapamiętywanie jak najbardziej istnieje…
Przykład z Cyberpunkiem totalnie nietrafiony. Nie porównujmy dynamicznej strzelanki, która przez problemy techniczne jest niegrywalna do Zeldy, w której stan techniczny ani przez sekundę nie przeszkadza w graniu. Pewnie nawet nie masz o tym pojęcia, ale duża część opinii o problemach technicznych dotyczy wersji z wycieku sprzed patcha. Tears of the Kingdom nie odbiega pod wzgledem płynności działania od poprzedniczki.
Skąd Twoje przekonanie, że nie mam pojęcia? Przypuszczasz na podstawie własnych domysłów…
– Świat jest pusty. Zawiera shriny, ale większość terenu to pusta otoczka po której bezmyślnie się biega. Swiat wypełniony po brzegi i dający wyzwanie zaprezentowano w Immortal fenyx rising przykładowo.
– Znikające konstrukcje zabijają sens eksploracji. Jeśli chcę gdzieś wejść to mogę to zrobić budując tratwę, przenosząc konstrukcje lub je budować. Wyłączę grę i… ta sama konstrukcja znika. Czasami powoduje to wręcz problemy z powrotem do miejsca docelowego, bo nasza tratwa zniknęła. Da się to obejść oczywiście, ale…
– Przykład z Cyberpunkiem idealnie trafiony. Problem jest dokładnie ten sam tylko skala inna. Ot cała różnica.
Dla mnie przykład z Cyberpunkiem jest idiotyczny. Cyberpunk działał na bazowym PS4 średnio w 20 klatkach, będąc dynamicznym shooterem, wymagającym szybkiego celowania i błyskawicznego strzelania. Z dropami, które powodują, że giniesz, bo zejdzie ci celownik, a przeciwnik puści w ciebie serię z karabinu. Miał mnóstwo błędów technicznych. Pokonał twórców, którzy porzucili rozwijanie tej wersji. Nowa Zelda nie ma żadnych większych baboli i działa średnio w 30 klatkach. Do tego jest action adventure nastawionym na rozwiązywanie zagadek, a nie zręczność. Przez 40 godzin ani razu nie zginąłem tylko dlatego, że coś chrupnęło czy się nie doczytało. Gra przez 100% czasu jest w pełni grywalna, nawet jeżeli przez 2-3 sekundy leciutko przytnie. Jak ktoś powtarza bajki, że Tears of the Kingdom działa w 20 fps to kolportuje bajki z internetu, powstałe na bazie tego, że grupka ludzi pograła w wersję bez żadnego patcha. Jakoś płynność tej gry przeszkadza najbardziej tym, którzy w ogóle w nią nie grali :D.
Czyli tak jak napisałem – problem z wydajnością istnieje i w porównaniu z Cyberpunkiem różnicą jest jedynie skala. Mamy 2023 i oczekujemy jako gracze (śmiem sądzić, że większość), że gry będą działać w 60 fpsach. Nie ważne na jakiej konsoli. 30 fps, które spadają jest sytuacją niedopuszczalną, a już na pewno dyskwalifikuje grę z oceny 10/10.
Haha 😀
G*acze rzucili swoich najlepszych ludzi na barykday widzę xD
@Krzolwik Skoro dyskwalifikuje grę w kategorii 10/10 to przecież Twoje święte prawo. Napisz po swojemu i nie dawaj 10/10. Ale kryteria w moich tekstach czy nawet w ekszynie ustalają inni, niestety musisz się z tym pogodzić.
Jasne, ja nie mam uwag jako takich – ot dodałem komentarz z informacją, że ja osobiście zdecydowanie bym się nie zgodził z tak wysoką oceną 🙂 Samo dodanie jednak takiej informacji wymagało podania moich argumentów dlaczego tak uważam.
Podobnie jak w recenzjach magazynu były czasami takie „dymki” z informacją „Według Ottona” (przykładowo) i tam była podana inna ocena niż w recenzji.
Analogicznie według „żółwika” ocena byłaby w okolicach 8/10 zapewne z podanych powyżej powodów.
Ale recenzja na stronie po prawie dwóch tygodniach od premiery to trochę słabo…
Gdyby się dało to byłaby na premierę, nie mamy niestety wpływu na to, kiedy przyjdzie kod. Jak przychodzi szybciej to jest tekst na embargo, jak dostajemy na premierę (i to grę na milion godzin) to szybciej się porządnie ograć i opisać niestety nie da.
ja sprobowalem i szczerze mowiac mi nie podeszlo. Nie wiem, ogół takiego sztucznego rozciągnięcia i płytkości wszystkiego.
– Fabuła nie istnieje, a dialogi i postacie śmierdzą anime dla 10latków. Grając czulem się jakbym sie cofal w rozwoju.
– Niemy Link i dialogi to wspolczesnie najwyzej mogą byc obiektem kpin.
– Budowanie nie ma sensu bo wystarczy ze bede musial ponownie sejwa zaladowac i po zabawie (akurat to to pewnie wina Switcha bedacego jednym wielkim waskim gardlem dla produkcji na nim wydawanych, ale usprawiedliwienie to srednie),
– Zresztą zamykanie budowania za RNG gacha-kupą, gdzie wszystko sprowadza się do bezmyslnego grindu waluty, a potem modlenia sie zeby z dispenserów wypadlo to co chcemy zaczyna szybko irytować,
– Shrine’owe zagadki są na poziomie 10 latka, poza kilkoma przypadkami nie wymagają praktycznie zadnego myslenia.
– Mapa jak na swoje rozmiary absurdalnie pusta i zwyczajnie brzydka. Jezeli juz cos na niej jest to wielokrotnie kopiowane posterunki z minibossem.
– Walka jest nudna i uproszczona do bolu.
– Powrót wszechobecnych broni z papier mache. Po co dawać możliwość łączenia tarczy i wagonika (zeby zbudować deskorolkę), jeżeli niszczą się one po srednio 20 sekundach jazdy? Jest roznica pomiedzy systemem zuzywania się sprzętu (patrz chociażby Wiesiek 3), a traktowaniem kazdego miecza, luku i tarczy jako „consumable’a”. Zamiast chęci probowania laczenia rzeczy mi pozostalo jedynie chomikowanie tych najlepszych „bo nie wiadomo kiedy czegos lepszego nie bede potrzebowal”.
po 40h sobie odpuscilem, bo zwyczajnie zdalem sobie sprawę, ze nowa zelda jest dla mnie czyms, co robię w tle dla odmóżdżenia (gdzies kiedys uslyszalem fajny termin „second monitor content”). Tyle ze w przeciwienstwie do takiego Warframe tutaj zaczalem nudzic i wkurzac sie juz po kilku dniach. Biorąc pod uwagę to, ze spora czesc gry jest recyklingiem BOTWa, to na serio nie mam pojęcia co robili przez 6 lat.
Kurde, ale ciężko traktować takie wypowiedzi za coś więcej niż narzekanie, gdy nie ma odniesień. Znaczy, fabuła to jest żałość, i tu nie ma co gadać, to psuje 10/10. Gry dla 10 latków mogą być lepsze.
Ale reszta: jak to budowanie nie ma sensu? To nie jest minecraft, budowaniem rozwiązujesz zagadki w shrinach i overworldzie, poza tym masz zapis konstrukcji, więc po prawdzie i restarcie masz je nadal.
RNG itemy – okej
Zagadki – okej, ale gdzie są lepsze w takim razie? Shriny fajnie imo pokazują funkcje gry z których możesz nie zdawać sobie sprawy. Tu nie chodzi po prostu o trudność.
mapa – okej
Walka – ?? to nie są soulsy, możesz wykorzystywać w bardzo ciekawy sposób itemy i środowisko, jest masa kombinowania.
Ostatniego punktu nie do końca rozumiem, zwłaszcza tego z wiedźminem. Fusem można na wstępnym etapie gry tworzyć bardzo potężne bronie i nigdy się nie kończą, nie ma potrzeby chomikowania.
Gra dla odmóżdżenia nie musi być zła, ale rozumiem że ta jest az za prosta i dlatego wkurza tak? Ja osobiście nie wierzę że grę robili aż 6 lat, to ściema.
„Zagadki – okej, ale gdzie są lepsze w takim razie? Shriny fajnie imo ”
Mamy narzędzie do „cofania czasu”, więc pierwsza produkcja z której można czerpać garściami to The Entropy Centre. Ma całkiem fajnie wyważony poziom trudności i kreatywności zagadek, plus całość jest mocno portalopodobna (sterylność poszczególnych poziomów), więc łatwo o odtworzenie ich gdzie indziej. W TOTKu mam wrażenie że te zagadki to są robione pod redaktorów, którzy nie potrafili przejść tutorialu w Cupheadzie (może dlatego zbiera same dziesiątki, lmao). Że już nie wspomnę o rozsiewaniu po całej mapie shrine’ów będących wprowadzeniem do mechanik – ja po 30 godzinach znalazłem zagadkę z… tutorialem do skradania się.
„Ostatniego punktu nie do końca rozumiem”
Połącz sobie tarczę z czymś co ma kólka i zobacz o czym mówię. Bardzo prostym rozwiązaniem byłby guziczek na początku gry, który pozwala wyłączyć/włączyć zużywanie się broni, albo nawet po prostu zredukowanie systemu do niszczenia się tylko przyczepianych „końcówek”.
Okej, teraz czuję o czym mówisz, dzięki. Ja o ile shriny uważam za proste to jakoś nie mam z nimi dużego problemu, ale te duże temple już są imo absurdalnie proste i recyklują zagadki. To mega słabe i od zeld oczekiwałbym więcej. No i te tutoriale w połowie gry są idiotyczne, chociaż mnie akurat rozbawiają, nie ma ich dużo;-)
Z tarczę popróbuję później, ale chyba wiem o co chodzi. Taaa, nintendo dodające QoL do swoich gier… W Mario Kart nadal nie ma opcji ściszenia odgłosów silnika, żeby lepiej słyszeć muzykę… To co dopiero konfiguracja systemu zniszczeń.
„Spróbowałem (…) po 40h sobie odpuscilem” – wow, próbować przez 40 godzin? Skąd masz na to czas i chęci 🙂 To nie chcę pytać ile grasz w grę, która Ci się podoba 🙂
Też miałem lekki stop na to – szanuję wytrwałość.
Jak powiedział Imperator: „Good, good… Let the butthurt flow through you!”
Rany, gra jak setki innych, a ból dupy u niektórych taki, jakiego na tej stronie jeszcze nie było. Lol.
Czy nie było? Nie wiem, pod Potterem też wesoło było 😀
Eeee, ale chyba nie AŻ tak wesoło 🙂
Tam było dużo weselej, ponad 300 komentarzy chyba?
Ponad 300 to miała publicystyka, a sama recenzja miała z 90. W sumie to jedno trochę napędziło drugie, bo okazało się, że objawem lewactwa jest zarówno pisanie o bojkocie gry jak i danie jej dobrej oceny :D. Więc tak, było AŻ TAK wesoło.
Powiedzialbym raczej, ze bylo bardzo smutno, bo taka kanonada nienawisci do innych ludzi (bez reakcji ze strony redakcji bajdełej…) to cos wyjatkowego.
Tutaj juz predzej jest smiesznie, bo trzeba byc smiesznym ludkiem, zeby angazowac sie w nienawisc do gry wideo.
@QUETZ
Ależ o Wielki, roztropny i mądry królu sarkazmu lewitujący nad nami szarakami – czy nie każesz nam już drugi dzień czekać na przykłady rzekomej „nienawiści do gry wideo”? Ja sam oczywiście nie jestem godzien pouczać tak światłej osoby, ale wydaje mi się, a wręcz jestem przekonany, iż dyskusja na temat nazywania „o klasę lepszą od doskonałej” gry, której bez trudu da się wytknąć co najmniej kilka elementów nijak nieprzystających do dzisiejszych standardów jest zasadna i niekoniecznie wyraża czyjąkolwiek nienawiść do przedmiotu nieożywionego, jego twórców, czy choćby osób ów przedmiot oceniających. Powiedz, o Wielki, jakąż to krzywdę uczyniliśmy komukolwiek wyrażając swe zdanie? Pytam konkretnie ciebie, emanacjo męskości, bo to ty zdajesz się być najmocniej urażony samym faktem, że ktoś może mieć odmienne od twego zdanie. I tak, masz rację, nasze uwagi są głupie i bezpodstawne, bo gdzież nam do poziomu zrozumienia osiągniętego przez ciebie? Mimo to proszę, w imieniu swoim i innych, abyś choć zechciał spojrzeć na nas łaskawszym okiem i okazał trochę zrozumienia.
Jezu, dzień minął, a ten nadal nabzdyczony jak panna na dyskotece.
#kryzysmeskosci
@QUETZ
Dzień minął, a ty nadal rzucasz dokładnie tymi samymi oskarżeniami pod adresem dosłownie każdego, kto ma inne zdanie – ja natomiast wciąż daję ci szansę, żebyś, jak przystało na męskiego mężczyznę, przedstawił dowody, albo przeprosił. Zniosłem Ottona i jego insynuacje pokroju „nie grałeś, a się wypowiadasz” (jakbyś dał sobie za to rękę uciąć, to byś teraz nie miał jak dokończyć tego peanu na cześć Zeldy – taka ciekawostka), czy odsyłanie mnie do gry w Asasyna (bo taki ze mnie pleb, że prędzej odnajdę się w jednej grze dla masowego odbiorcy, niż w drugiej grze dla masowego odbiorcy, tylko „o poziom lepszej od doskonałej”, tak?), bo im bardziej wchodzi w skórę fanboja, tym mocniej potwierdza moje podejrzenia, ale tobie tak łatwo nie odpuszczę.
No worries, bracie – przepraszam, jeśli poczułeś się urażony moim nabijaniem się z ciebie za bicie piany jak gamergatowy 13-latek w temacie gierki wideo, która ci się nie podoba xD.
@QUETZ
Ojej, „nabijasz się”? I może jeszcze ciągniesz koleżanki za warkocze? Litości…
Nie powiem, zeby mnie dziwil twoj punkt odniesienia ;-*
Kurde, tyle komentarzy o grze na Nintendo? Jeszcze nie tak dawno w te gry grały 5 osób w naszym kraju w tym 1 to Spikain:)
Ocena 10/10 może nie byłaby taka bulwersująca, gdyby nie fakt, że na 3.274 ocen, które zamieściliście na metacritic, maksymalną notę dostało zaledwie 12 gier (0.4%).
Gry jako medium konkurują obecnie z przemysłem filmowym. A filmowe oscary oceniają produkcję wielowymiarowo: najlepsze kostiumy, muzyka, postać drugoplanowa, zdjęcia itp.
Od gry 10/10 oczekiwałbym takiej wielowymiarowości, która popieści moje zmysły jak God of War: Ragnarok.
A Wy nam tutaj podsuwacie grę dla dzieci z zagadkami. Jako gracze gramy też w horrory, shootery, action RPG i produkcje Ubisoftu.
Produkcje Ubi może i są powtarzalne, ale mają zdecydowanie lepszą grafikę i lepszy dźwięk. Nie jestem ani ślepawy, ani głuchawy, żeby tego nie dostrzegać.Ponadto seria Assassin Creed pokazuje i nawiązuje do historii prawdziwej architektury, czym Zelda nie może się poszczycić.
Gra 10/10 to taka gra, którą pokazałbym znajomemu, który nigdy w gry nie grał. Z takiej gry Zelda nie byłbym dumny do pokazywania komuś obcemu. 🙁
Stawiajcie 10/10, ale wszystkim gatunkom równo, a nie głównie grom dla dzieci z zagadkami.
Mam szczerą nadzieję, że to 1984 w nicku to rok urodzenia twojego taty, a nie twój <3.
A ja byłbym dumny z pokazywania Zeldy komuś obcemu. Podobnie jak Ragnaroka, w którego również grałem, ale nie jest on dla mnie grą na 10. Wielkie widowisko, kawał świetnej gry, ale jednak zmiany względem pierwszego God of War są dla mnie zbyt małe, żeby uzasadnić 10/10 dla obu…
Analogia do Oscarów średnia. Tam się wcale nie ocenia wielowymiarowo tylko osobna nagroda za scenariusz, inna za zdjęcia, kolejna za dźwięk i mało który film wygrywa wszystko jak leci. Ile takich było? Władca Pierścieni 3 i Titanic? A dzieje się tak dlatego, że mało kto ma wszystko. Tak samo tutaj. Ubi daje więcej pikseli, ale czy bardziej bawią zmyślne zagadki Nintendo czy piętnasty identyczny Asasyn?
Co do liczby 10/10 akurat zgoda, też prywatnie uważam, że ta ocena niepotrzebnie jest przez wielu mitologizowana – ale nie tylko przez redaktorów CD-A. Poza tym u nas recenzji nie pisze cała redakcja tylko autor, więc mała liczba 10/10 nie bierze się z jakiejś ogólnie przyjętej polityki, a po prostu tego, że maksymalne oceny rzadko są przyznawane :). Taki brak przykazu z góry sprawia też jednocześnie, że z tych przytoczonych ponad 3k recenzji miałem osobisty wpływ co najwyżej na jakieś 120-150 recenzji. Dawno nie liczyłem, ale podejrzewam, że mniej więcej tyle ich póki co napisałem.
Meanwhile przed 2010 rokiem: „egm chciał dać 10, ale reszta redakcji się nie zgodziła”
Kiedyś faktycznie tak było, że oceny 10/10 musiały być akceptowane przez dwóch redaktorów poza autorem recenzji, ale czasy się zmieniają. Dlaczego się zmieniają?
Coraz więcej gier wychodzi, po dołożeniu do pisma strony i yt również coraz więcej obowiązków. Poza tym Internet, jeżeli tylko wydawca dostarczy grę do testów, wymaga ogarnięcia tekstu na embargo. Co oznacza, że tydzień-dwa przed premierą przychodzą na redakcje dwie kopie (dwie, o ile gra idzie zarówno na stronę jak i do kwartalnika, a czasami i tak dostarczają jedną) i najczęściej nie ma fizycznej możliwości żeby przed recenzją grało pół redakcji. Co innego w piśmie, które rzadko wychodzi idealnie na embargo i zainteresowane grą osoby mogą sobie kupić dla siebie i się wypowiedzieć na podstawie tego co pograły.
A mimo to zalewu dziesiątek nie ma…
A może by tak całkiem wywalić oceny liczbowe? No ale to stworzyło by problem, bo ludzie musieliby CZYTAĆ recenzje, by poznać i zinterpretować opinię autora, a tak można przewinąć cały tekst i od razu polemizować z cyferką.
No nieźle